niepogodzony z utratą ukochanej
Dionizos zawiesił na północnej
stronie nieba jej diadem ukuty
w ogniu Hefajstosa wraz z plejadą
przybocznych gwiazd – tyle niebo
podglądane nago nocą
flirtują z kim popadnie
ladacznice
puszczają (się)
perskie oko
za podszeptem diabła
sobie tyko
znaną
drogą
do uśpionych komnat
budząc
pożądanie czasemiłość
z tych nocnych romansów
rodzą się późniejsze konsekwencje
zorzą polarną na niebie wyciętą
z przedszkolnej kolorowanki
ferią barw słonecznego wiatru
szalonych aniołów – tak a propos
nudzących się w czasie deszczu
dzieci
zdeponowane w grotach Lascaux...
w długim śnie rysowników
jaskiniowych oczekują na swoje
nowe trwanie w rozmiarze zero
jedynkowym na zasadzie prawda – fałsz
gdzie jedno przeczy drugiemu
przeciwieństwa wszak się przyciągają
i tak to wciąż trwa niezłomnie do dziś
w pamięci umarłych kamieni*
przesypywanych klepsydrą wieków
w przebrzmiałym echu patetycznej
pieśni kozła na czterech stronach nieba
w sprośnych jękach szalejących
bachantek z tyrsami w dłoniach
oplecionych winną latoroślą
w pustych zakolach kołdry – odkąd
odeszłaś
* – piasek