Przemiany 19
Pięknie było, ale się skończyło
Zbliżały się święta.
Andrzej wraz z Ksawerym zmontowali śliczny segment meblowy podarowany przez ciocię Janinę i wujka Jana. Ksawery w swoim zakładzie pracy wykonał ciężki, stabilny stojak pod choinkę dla siostry i wspólnie z Andrzejem przewieźli z mieszkania rodziców Aliny rozsuwaną ławę oraz kilka krzeseł dla gości. Alina ubrała choinkę w bombki, światełka i łańcuchy. Zrobiło się nastrojowo.
Był dzień 24 grudnia 1991 roku.
Pierwsi do nowego mieszkania Aliny i Andrzeja dotarli jego rodzice.
Drzwi otworzyła im Alina i zaprosiła do środka. Weszli. Andrzej odebrał od nich zimowe okrycia i zaprosił do jedynego „umeblowanego” pomieszczenia w tym mieszkaniu. Jako gości honorowych usadzili ich na starej wersalce na wprost nowiutkiego segmentu meblowego.
— Kupiliście sobie? — zapytała mama Andrzeja.
— Pytasz o ten piękny, wiśniowy segment? — zagadnął Andrzej. Dostaliśmy go w prezencie od cioci Janiny i wujka Jana. Od rodziców Aliny dostaliśmy kuchenkę gazową, lodówkę i wersalkę, na której siedzicie. My kupiliśmy łóżeczko dla Wiktorii i tę oto choinkę.
Kiedy Andrzej jeszcze mówił, wyliczając prezenty od rodziców i krewnych Aliny, ktoś zapukał do drzwi. Do mieszkania weszli rodzice Aliny i ciocia Janina z wujkiem Janem. Przynieśli kolejne prezenty.
Składając życzenia, wręczyli Alinie i Andrzejowi po paczce nowych bombek choinkowych i po kopercie z zawartością. Wszystko to na oczach rodziców Andrzeja. Niby niechcący, ale naumyślnie. Weszli do pokoju i przywitali się z rodzicami Andrzeja. Stanęli obok nowego segmentu i zaczęli wyliczać, ile jeszcze rzeczy brakuję w tym mieszkaniu.
Andrzej z Aliną zajęli się kolacją wigilijną. Pomagały im mama Aliny Stefania i ciocia Janina. Matka Andrzeja siedziała wygodnie na wersalce i czekała, aż jej podadzą. W końcu była gościem.
Co jakiś czas spoglądała na śnieżnobiały obrus przykrywający ławę i piękny stroik wykonany rękami Aliny. Na piękne białe firany w oknach i okazałą choinkę ze skromnym przybraniem.
Zanim podano wigilijną wieczerzę, do drzwi mieszkania zapukał Ksawery.
— Andrzej pomożesz mi? Sam nie dam rady — powiedział Ksawery i zaprosił Andrzeja na zewnątrz budynku.
Wyszli z mieszkania, by po pięciu minutach wrócić z wielkim pudłem.
— Co to jest Ksawery? — zapytała brata Alina.
— To ode mnie dla was na nowe mieszkanie — odpowiedział Ksawery, otwierając karton. Telewizor kolorowy OTAKE. Kupiłem w BALTONIE za bony. Tylko przez godzinę nie włączajcie, bo musi się zaaklimatyzować, a na zewnątrz jest zimno.
Wyjęli czarny, nowiutki telewizor i postawili przed nowym wiśniowym segmentem.
Rodzice Andrzeja porozumiewawczo spojrzeli na siebie i ojciec sięgnął do kieszeni.
— To od nas — powiedział, wręczając kopertę z zawartością Alinie. Może wystarczy na nowe meble do kuchni albo do pokoiku.
Andrzej z Aliną podziękowali wszystkim za wsparcie i prezenty, a następnie zasiedli do wspólnej wieczerzy wigilijnej w ich nowym mieszkaniu. Po wieczerzy śpiewali kolędy i zawieszali nowe bombki na coraz ładniejszej choince. Telewizora nie włączali, bo i tak nie mieli do niego anteny odbiorczej. Wieczór upływał w miłej atmosferze, a obie rodziny zaczęły ze sobą normalnie rozmawiać.
Andrzej chciał wierzyć, że wszystko, co złe mają już za sobą.
W kolejnych miesiącach mieszkanie Aliny i Andrzeja wzbogacało się o kolejne elementy wyposażenia i stawało się coraz piękniejsze. Lokalizacja również okazała się nie być taka zła. Pomiędzy osiedlami Na Wzgórzach i Na Stoku rozciągał się piękny park miejski „Zielony Jar Wandy” z asfaltowymi alejkami i placami zabaw. Obok domu przychodnia zdrowia, przedszkole, sieć sklepów, poczta oraz nowo wybudowany kościół pod wezwaniem „Miłosierdzia Bożego”.
Osiedle było dobrze skomunikowane z centrum Nowej Huty i Krakowem. Autobusy i tramwaje jeździły co dziesięć minut, a do przystanku nie było dalej niż sto metrów. Andrzej powoli zaczął doceniać zalety własnego mieszkania i nawet widok Cmentarza Grębałów znajdującego się po drugiej stronie ulicy nie był w stanie zmącić jego radości. Cieszył się każdym dniem.
Teraz regularnie odwiedzał swoich rodziców, opowiadając im o kolejnych zakupach, prezentach i zamiarach. Dziękował im za dotychczasowe wsparcie. Otrzymywał od nich oczekiwaną pomoc finansową, a nawet wsparcie w postaci pracy fizycznej podczas remontu łazienki.
Ojcowie Aliny i Andrzeja wspólnie wykonywali wiele prac hydraulicznych i budowlanych w mieszkaniu swoich dzieci. Dogadywali się.
Następnego roku rodzice Andrzeja zadeklarowali wybudowanie na swojej działce niedużego domku, z którego latem mogliby korzystać rodzice Wiktorii. Okolica była ciekawa z widokiem na góry.
Pomysł spodobał się ojcu Aliny i ochoczo podjął próbę wybudowania tego obiektu. Wcześniej murował już inne domy u swoich braci na Kielecczyźnie. Stoją do dziś.
Wspólnie z Andrzejem jeździli przez prawie miesiąc, aby od podstaw wybudować „dom”. Wszystkie prace wykonywali ręcznie, począwszy od fundamentów aż po dach. Budynek nie był zbyt okazały. Zbudowany na bazie prostokąta o bokach osiem na dziewięć. Nie licząc ścian niecałe siedemdziesiąt metrów kwadratowych na parterze. Na tej kondygnacji zaprojektowano garaż, kotłownię i hydroforownię oraz niedużą klatkę schodową. Na wyższej miały być pokoje.
Pomysł wydawał się dobry. Andrzej bardzo zaangażował się w ten projekt, wyobrażając sobie możliwość spędzania z dziećmi czasu wolnego na świeżym powietrzu, z dala od zakopconego miasta. Wkładał w tę budowę wszystkie swoje siły i każdą wolną chwilę, jaką udawało mu się wygospodarować. Nie przewidywał problemów. Brat jego Mateusz spoglądał na te ich starania z szyderczym uśmieszkiem, jakby wiedział coś, czego nie powiedziano Andrzejowi. Nie przeszkadzał jednak ani nie protestował, chociaż to było jego gospodarstwo. Przynajmniej na papierze.
W roku 1992 zbudowano parter i wylano płytę stropową. Kolejne prace rozpoczęto w lecie 1993 roku. Wybudowano wysoki parter i wylano betonowy, jednospadowy dach.
Wszystko szło w dobrym kierunku. Andrzej zaczął nawet rozplanowywać rozmieszczenie pokoi, układ instalacji grzewczych, wodnych, elektrycznych i kanalizacji. Rozważał ocieplenie i otynkowanie ścian.
Kiedy budowę ukończono, do drzwi rodziców Andrzeja zapukał sąsiad zza miedzy.
— Nie zgadzam się na lokalizację tego budynku! — wrzasnął Klemens Kapusta. Postawiliście w granicy bez mojej zgody! Woda z dachu spływać będzie na moje pole uprawne! Nie zgadzam się! Musicie go rozebrać! — dodał i wychodząc z domu, trzasnął drzwiami, aż się futryna zadrżała.
Rodzice Andrzeja posmutnieli. Nie mieli żadnego planu ani pozwolenia na budowę. Sądzili, że tak można.
Okazało się, że nie. Sąsiad miał rację, tylko skąd dowiedział się o tym przepisie? Dawniej każdy budował tam, gdzie mu było wygodnie i nikogo o zdanie nie pytał. Ktoś mu musiał podpowiedzieć.
Ojciec Aliny się zdenerwował.
— Czyli, że nasza praca pójdzie na marne? Tyle dni spędzonych przy budowie, tyle zdrowia. Naprawdę musicie to rozebrać?
Rodzice Andrzeja spojrzeli na siebie, a ojciec jakby próbując zrzucić z siebie ten ciężar, rzekł:
— Nikt cię nie zmuszał, sam się wmówiłeś. Mogłem i bez twojej pomocy wybudować ten dom. Pewnie zrobiłbym to lepiej. Ściany krzywe, fugi nierówne. Taki z ciebie murarz jak z koziej dupy trąbka.
Po tych słowach ojciec Aliny wstał od stołu i wyszedł. Andrzej jeszcze przez chwilę pozostał. Próbował porozmawiać z rodzicami i dopytać o szczegóły, ale nie chcieli z nim rozmawiać. Ubrał się i poszli na autobus.
Dwuletnia przyjaźń prysła jak bańka mydlana. Nie wytrzymała próby czasu. Mały konflikt zburzył z takim trudem budowane więzi rodzinne. Nigdy potem już nie było dobrze. Andrzej co prawda odwiedzał swoich rodziców, ale bez Aliny. Oni także nie zaszczycali ich swoją obecnością. Urwała się pomoc materialna. Spotkali się jeszcze na weselu Mateusza — brata Andrzeja i ostatni raz na chrzcinach syna Andrzeja i Aliny — Adama.
Urodził się pod koniec 1993 roku.
Na spotkaniu rodzinnym zaraz po chrzcie doszło do ostrej wymiany zdań pomiędzy matką Andrzeja a Aliną. Padło sporo przykrych słów. Matka Andrzeja wykrzyczała głośno to, co Andrzej usłyszał, informując rodziców o pierwszej ciąży Aliny.
— Jesteś szmatą! Nie zasługujesz na niego! On jest dla ciebie za dobry!
Alina wcale nie była dłużna swojej teściowej i pokazała jej drzwi, nakazując opuszczenie jej domu.
Andrzej stanął po stronie swojej małżonki i powiedział:
— Szanuję was, ale jeżeli muszę wybierać — wybieram Alinę i dzieci.
Po tych słowach rodzice Andrzeja unieśli się honorem i opuścili mieszkanie. Sądzili zapewne, że Andrzej zachowa się inaczej, w końcu matka broniła jego niezależności.
Nie podobało jej się to, że Andrzej jest tak uległy wobec żony, że nie ma własnego zdania i że nawet jeżeli coś mówi, to nikt go nie słucha. Wybuchła.
Kilka miesięcy później ojciec Andrzeja trafił do szpitala.
W lutym 1994 roku urodził się jego drugi wnuk – Bogdan, syn Mateusza, ale jego już dziadek nie był w stanie zobaczyć, ani przytulić, gdyż leżał wtedy w szpitalu i walczył o życie. Miał raka trzustki. Choroba postępowała w zastraszającym tempie. Zmarł pod koniec marca 1994 roku, mając zaledwie pięćdziesiąt lat.
Matka nie próbowała nawet kontaktować się z rodziną Andrzeja. Zbliżyła się mocno do Mateusza i w nim ulokowała wszystkie swoje uczucia. Zdała się na jego opiekę.
Po wspomnianej awanturze Andrzej i Alina mocno zbliżyli się do siebie i jakby bardziej zaufali sobie nawzajem. Zaczęli ze sobą poważnie rozmawiać, o tym, co ich boli, czego oczekują od siebie nawzajem, o wspólnej przyszłości.
Andrzej przyznał się Alinie, że ta awantura to jego wina.
Jeżdżąc na wieś, opowiadał rodzicom ze szczegółami o każdej ich sprzeczce, o tym, co ich różni, a nawet o tym, że Alina codziennie przypomina mu, iż to dzięki niej mają to mieszkanie.
— Ty masz tu tyle, ile brudu za paznokciami — mówiła. Więcej nic. Wszystko, co mamy to dzięki mojej rodzinie i mnie — powtarzała.
Andrzej żalił się swoim rodzicom, a oni buntowali go i skłócali z małżonką.
— Jak to nie masz nic? A twoja praca i poświęcenie. Przecież dokładasz się do utrzymania mieszkania. Nie daj sobą pomiatać!
Teraz zostali sami. Rodzice Aliny nie wtrącają się w ich życie, obserwują i wspierają młodych. Andrzej powoli dojrzewa do roli męża i ojca. Zaczyna rozumieć swoje błędy i stara się nie popełniać kolejnych.
Razem z Aliną budują trwały związek oparty na zaufaniu, szacunku i pomocy. Pojawiło się uczucie. Andrzej chętnie wraca do rodzinnego domu, gdzie czeka na niego uśmiechnięta, kochająca żona.
Snują wspólne plany na przyszłość. Każdy dzień wydaje się lepszym, ciekawszym. Chcą przez życie iść razem.
Sporo musiało się w ich życiu wydarzyć i wielu rzeczy musieli doświadczyć, aby zrozumieli, że: „Zgoda buduje, a niezgoda rujnuje” Jeżeli o tym nie zapomną, to będą ze sobą szczęśliwi.
KONIEC
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt