Proza » Humoreska » klawo
A A A
Nieznane indywiduum o słusznych rozmiarach zbliżało się od strony torów kolejowych , do miejsca zacisznego i okrytego słuszną chwałą- zwanego przez bywalców kanciapą, ruderą, barłogiem, gniazdkiem i innymi tego rodzaju czułymi określeniami. Człowiek spragniony bowiem, z taką miłością i przywiązaniem określa miejsca ukojenia, że nawet więzy łączące Romea i Julię wydają się przy tym dziecinną igraszką i rzeczą niewartą splunięcia. Romeo nie zrywałby się codziennie o świcie by spotkać ukochaną, nie on wolał wystawać po nocy pod oknem i budzić sąsiadów, a potem zadowolony z siebie smacznie spać do południa, Nawet Marek Antoniusz prawdopodobnie nie zrywał się rano z łóżka dla Kleopatry, a jeśli tak robił to tylko dlatego, żeby czmychnąć w wiadomym celu wiadomo gdzie. Jest wielce prawdopodobne, że kiedy trzymał się za brzuch przebity kozikiem, ostatnią rzeczą jaką zrobił było skosztowanie wina, a nawet jeśli tak nie było to powinno tak być, jeśli historia ma mieć ręce i nogi, innymi słowy być sensowna. Obły kształt, który zbliżał się od torów był długoletnim i zasłużonym bojownikiem o prawdziwą miłość. Co dzień skoro świt wybierał się na wędrówkę w celu zaspokojenia żądzy i skonsumowania związku. Co było dla niego codziennym niewinnym figlem i szarą rzeczywistością, dla całej masy romantycznych kochanków powinno być niedoścignionym wzorem i drogą, która pozwala dojść do pełnego i całkowitego spełnienia, nie wspominając już o zwykłych zjadaczach chleba. Istota ta nieziemska i idealna zwała się Tadeusz. Wyglądał niezwykle skromnie jak na rolę, którą pełnił w życiu społecznym i kulturalnym narodu, w ogóle był człowiekiem wielkiej pokory i pozbawionym prawie wad, można by powiedzieć, że był człowiekiem wielkiej pobożności, gdyby w słusznym i usprawiedliwionym gniewie nie zrzucił niegdyś ministrantów i proboszcza ze schodów. Na jego usprawiedliwienie należy nadmienić, że jako człowiek kulturalny i obyty nie mógł opanować wzburzenia na widok gości, którzy nie dość, że przychodzą z pustymi rękami to jeszcze nie raczyli się zapowiedzieć wcześniej, tym bardziej, że gościł wtedy pewną damę. Tadeusz zbliżał się do kanciapy z nadzieją spotkania jakiegoś towarzysza pocieszyciela, zdobył bowiem dzisiaj obiekt pożądania ale nie w ilości wystarczającej na zaspokojenie jego ambicji, i nie zawiódł się. W kanciapie wśród walających się szmat i flaszek, i całej masy interesującej garderoby niewiadomego pochodzenia spali smacznie Władzio i Krzychu. Na szczęście nie zdołali wypić wszystkiego; Tadeusz skwapliwie skorzystał ze sposobności i opróżnił zawartość. Czynem tym godnym i słusznym zasłużył sobie na wdzięczność autora, gdyż dopiero wprawiony w dobry humor był skłonny do snucia opowieści, które na ile potrafiłem, nie dodając nic od siebie i nie koloryzując, spisałem.



Opowieść I
Dominik pojawia się na świecie


Mówią, że narodzinom wielkich ludzi towarzyszą niezwykłe zjawiska, jest to kompletna bzdura i całkowita niedorzeczność, dość powiedzieć, że narodzinom Dominika nie towarzyszyły żadne nadzwyczajne objawienia, nawet pospolity piorun nie chciał uderzyć w chałupę, w której przyszedł na świat, nie mówiąc o Matce Boskiej czy innych temu podobnych rzeczach. Nie wydarzyło się nic szczególnego, choć niewątpliwie był człowiekiem wybitnym i nietuzinkowym, o którym powinno się mówić nie inaczej jak rgeniuszr1;.
- Ludzie tego pokroju rodzą się nie częściej niż raz na 374 lata- zauważył przytomnie Tadeusz- tak więc mam małe szanse spotkać jeszcze kogoś takiego, tym bardziej, że może przecież taki narodzić się na przykład w Maroku albo jeszcze lepiej w Tybecie, nigdy nie przewidzisz co takiemu strzeli do łba.
-miałeś opowiadać o jego dzieciństwie-delikatnie przerwałem jego geograficzne rozważania, bojąc się , że znowu zacznie gadać o wędrówce dusz.
- ach tak r11; odparł - chciałem tylko zwrócić twoją uwagę, że Polska nie ma monopolu na geniuszy, ludzi wybitnych i innych mesjaszy i czasem może się zdarzyć, że taki urodzi się na jakimś zadupiu, bez perspektyw na karierę odpowiadającą jego możliwościom.
-do rzeczy Tadeusz- niecierpliwiłem się
- Znam tylko kilka faktów z życia dziecięcego Dominika-zaczął wreszcie- pochodził z zacnej i poważanej rodziny, jego ojciec miał interesujący zwyczaj zwiedzania każdego sklepu w okolicy, zaczynał swój obchód bardzo wcześnie a kończył w południe, w bardzo podniosłym nastroju zawsze nabożnie klękając, gdy dzwoniono na Anioł Pański. Niestety nie wszyscy doceniali jego pobożność i gorliwość, toteż zdarzało się, że przegoniono go raz czy dwa, gdy kładł się krzyżem na podłodze GS-u. Matka jego była urodziwą i cnotliwą niewiastą, co prawda niektórzy źli ludzie zarzucali, że w młodości dawała każdemu, ale należy włożyć to między bajki i wzgardliwie wzruszyć ramionami na takie insynuacje. Nawet jeśli temu i owemu dała, to zawsze z miłości, czystej i niewinnej, ta wspaniała dziewczyna miała tak wrażliwe serce, że potrafiła się zakochać o każdej porze dnia i nocy, szczególnie kiedy mąż zaczynał swój słynny obchód GS-ów. Należy zatem z całym naciskiem podkreślić, że rodzina Dominika była całkowicie normalna, i nikt nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie Dominik, który uczynił ją słynną i znaną. Co prawda ten i ów pleban nieraz bełkotał coś niezrozumiale, o sodomie i gomorze, rozpuście i pijaństwie, jakie rzekomo zagnieździło się w domu Dominika, ale nie należy temu dawać wiary, jako, że każdy proboszcz ma skłonność do koloryzowania i wyolbrzymiania, tym bardziej, że stary Dominik nie dawał na tacę. Wszystkie zatem nieuczciwe i niezasłużone niepochlebne opinie o rodzinie Dominika nie są funta kłaków warte, całkowicie wyssane z palca i należy je przypisać tylko czystej bezinteresownej zazdrości ludzi, którym nie udało się stworzyć takiego zgodnego i szczęśliwego stadła. Dom, w którym przyszedł na świat nasz heros przedstawiał się bardzo ciekawie: pamiętał chyba czasy Franciszka Józefa, pomalowany przez dawnych zabobonnych właścicieli w niebieskie esy floresy, i najprzeróżniejsze wzory jakie przyszły do głowy zapomnianemu przez Boga i historię malarzowi wiejskiemu, dach był już nieco nadgryziony przez czas ale był ulubionym miejscem kocich schadzek z całej okolicy, zawsze można było na nim zobaczyć jakiegoś ogarniętego żądzą kocura o mętnym spojrzeniu, nieznanego pochodzenia i nie identyfikowalnej rasy, wnętrze domu nie było może luksusowe ale jak na potrzeby zwykłej rodziny przedstawiało się dosyć atrakcyjnie- składało się z kuchni, izby i sieni , w której mieli zwyczaj obozować goście i strudzeni wędrowcy szukający schronienia w tym pełnym ciepła i gościnności miejscu, położony na pagórku, jakich cała masa zalewała okolice, nie wcale nie chcę porównywać, nie kojarzy mi się to ze słynnymi 7 wzgórzami Rzymu, choć jeśli ktoś wybrałby się w tamtych czasach na wędrówkę w te okolice widziałby jak na dłoni uderzające podobieństwo. Spotkać mógłby siwowłosych mędrców dyskutujących o sytuacji geopolitycznej przy lampce wina i czcigodne matrony noszące się z godnością i szykiem. Słowem widok okolicy do złudzenia przypominał Rzym z początków V wieku, kiedy dostąpił łaski największego rozkwitu myśli, sztuki i dobrych obyczajów. Jest wielce prawdopodobne, że sam Alaryk nie zorientowałby się, że jest w zwykłej polskiej wiosce, a nie w stolicy jakiegoś imperium. Co prawda Wizygoci nigdy nie zaszczycili swymi odwiedzinami tej zacnej miejscowości, nie mamy zatem pewności czy postąpiliby równie humanitarnie i szlachetnie jak w Rzymie, ale miejscowi bardzo dbali by nie brakowało im rozrywek. Jednym z ich ulubionych sposobów na spędzenie wolnego czasu były wyprawy do stolicy gminy Kuroszyc, w celu zasmakowania uroków wielkomiejskości i zrelaksowania się po całym tygodniu znoju i ciężkiej pracy. W Kuroszycach znajdowała się cała masa uroczych lokali i knajpek, jednak największą sławą i estymą cieszyła się niewątpliwie Krystynka, miejsce zacne i ściągające z okolicy najmocarniejszych kawalerów i najcnotliwsze dziewczęta. Widok tego lokalu był niezwykle interesujący: bezkształtna bryła, pochylona wiekiem ku wschodowi jakby z utęsknieniem wypatrująca słońca, po całej nocy wesołych igraszek, których była świadkiem, jej ściany nosiły wszystkie możliwe odcienie i barwy jakie tylko można sobie wyobrazić, był to efekt eksperymentów i niekończącej się fantazji miejscowej młodzieży, która ubzdurała sobie ćwiczyć się w malarstwie właśnie tutaj, kiedyś Krystynę otaczał podobno płot sztachetowy, ale nie spotkałem nikogo, kto pamiętałby tak odległe czasy- przypuszczam, że nawet sprowadzenie najstarszego górala nie pomogłoby w rozwiązaniu tej zagadki. Musicie bowiem wiedzieć, że płot sztachetowy to instalacja niezwykle użyteczna i pomysłowa, człowiek nie musi się martwić, że będzie bezbronny i sam jak palec w starciu z bandą miejscowych. A trzeba nadmienić, że prawdziwy mężczyzna w tamtych okolicach, bez sztachety w ręku czuje się bezbronny i słaby jak niemowlę, nie może też liczyć na względy płci przeciwnej, która rzuca na takiego delikwenta jedynie pogardliwe spojrzenia. Nie raz zdarzało się, że musiałem przez pół nocy szukać odpowiedniej i rzetelnej sztachety zanim odważyłem się pokazać pod Krystynką, inni mieli ten sam problem, podobno jeden zapuścił się poszukiwaniu tego rarytasu aż w okolice Kielc, tak, że zupełnie pobłądził. Tak dobra sztacheta to podstawa, bez tego nie masz nawet co myśleć o ostatecznym celu wszelkich wędrówek i poszukiwań na jakie narażony jest człowiek podczas ziemskiego żywota. Celem tym w Kuroszycach były położone w pobliżu Krystynki rkrzakir1;. Były to pospolite chaszcze i badyle jakie rosły przy rzece, posadzone dzięki pomysłowości i inteligencji miejscowych urzędników. W zasadzie miały chronić przed wylewami, ale żadnych wylewów nigdy nikt tutaj nie wiedział, za to działy się tam same interesujące i dobre rzeczy. Dość powiedzieć, że w niedzielę rano, idąc pobożnie do kościoła znalazłbyś tam całą masę garderoby damskiej i męskiej, z której wyróżniały się majteczki we wszystkich rozmiarach, fasonach i kolorach- od niewinnych dziewczęco-różowych, przez kuszące springi na starych barchanach i reformach kończąc. Klientela tego wspaniałego miejsca odzwierciedlała cały przekrój społeczny okolicy i to właśnie tutaj integracja mieszkańców przybierała rzeczywiste i najpełniejsze formy, których nie uświadczysz nawet podczas dożynek czy odpustu parafialnego, o imprezach strażackich nie wspominając. Miejsce to odwiedzali wszyscy z upodobaniem, i radością do czasu jak rozsierdzony proboszcz mieczem i pochodnią postanowił wykarczować ten święty gaj, zamieniając Kuroszyce w kulturalną pustynię. Od tego czasu nie działo się tam nic godnego uwagi, aż do czasu pojawienia się Dominika.
-wybiegasz w przyszłość Tadeusz, miałeś o dzieciństwie..- zaprotestowałem
-dobra już dobra, po co te nerwy- zbulwersował się Tadeusz- nawet jeśli trochę odbiegam od tematu, to przecież wyłącznie w celu podkreślenia znaczenia postaci Dominika dla dziejów współczesnych, a że była to rola niebagatelna nikogo przekonywać nie muszę, ale do rzeczy.
Rodzice Dominika, jak przystało na gorliwych chrześcijan postanowili ochrzcić go jak nakazuje obyczaj i wiara katolicka w 40 dniu po narodzinach. Niestety małostkowość i głupota miejscowego proboszcza połączona z przejściowymi problemami z gotówką rodziców spowodowały, że ten uroczysty akt zaczął odwlekać się w bliżej nieokreśloną przyszłość. W końcu po pokonaniu wszystkich piętrzących się i zdawałoby się nieusuwalnych przeszkód Dominik dostąpił zaszczytu wpisania na listę wiernych, i nie groziło mu już zesłanie do Otchłani. Co prawda niewielkie to pocieszenie, bo zamiast tego groziło mu teraz piekło, ale jak wiadomo logika wszystkich kościołów świata jest nieco skomplikowana i lepiej takie zagadkowe kwestie pozostawić uczonym w piśnie i innym świątobliwym mężom, którzy zęby zjedli na wyjaśnianiu prostaczkom, że czarne czasem jest białe. Chrzest Dominika był całkowicie wyjątkowym wydarzeniem na skalę gminy, ośmielę się nawet zasugerować, że echo tego wydarzenia dosięgło cały powiat. Był on wtedy nieco wyrośniętym już chłopcem, tak że był w stanie samodzielnie przekroczyć próg kościoła. Niestety okazało się, że duchowny okazał się surowym formalistą i nakazał ojcu Dominika trzymać go do chrztu jak należy- na rękach. Nie muszę chyba wyjaśniać, że tego typu fundamentalistyczne podejście kaznodziei wzbudziło sprzeciw 14 letniego chłopca. Nie zważając na protesty ojciec bezceremonialnie podniósł chłopca aby księżulo mógł kontynuować swoje rytuały zwieńczone zanurzeniem główki w lodowatej wodzie. Skończyło się to wszystko niepotrzebną scysją i przepychankami, jako że Dominik w słusznym gniewie ugryzł plebana w kciuk i naderwał mu lewe ucho. Co prawda duchowny próbował odpierać ataki brewiarzem a gwardia przyboczna złożona z ministrantów otoczyła szczelnym kołem swego patrona, ale nie na wiele się to zdało. Dostało się mu za swoje, tym bardziej kiedy do ataku przystąpił rozjuszony chrzestny ojciec dysponujący solidną świecą i bojowym nastrojem nabytym w pobliskim GS-ie. Cała sprawa zakończyła się, więc małym skandalem.
Oczywiście podłe języki oskarżały o to zajście rodzinę Dominików, padały nawet potworne i niesprawiedliwe oskarżenia o patologię i zgniliznę moralną, ale każdy bezstronny i w miarę rozsądny świadek tamtych wydarzeń rozdzieliłby winę po równo, ze wskazaniem na pychę plebana jako przyczynę wszystkich tych nieporozumień.
Ochrzczony jak należy, Dominik-teraz taki prawie aniołek- mógł w końcu zacząć życie młodzieńca.
- możemy wrócić do dzieciństwa? Bardzo Cię proszę Tadeusz, znowu odbiegasz od tematu- jęknąłem błagalnie
- dobra dobra- mruknął niezadowolony, że przerwałem jego monolog- pozwolisz, że golnę sobie co nieco?
- proszę bardzo
- w tamtych odległych czasach, mówię o chwili narodzin Dominika- był wyraźnie pokrzepiony i zadowolony- narodziny dziecka nie były czymś niezwykłym, lud był płodny i skory do pracy. Jego zamiłowanie do powiększania populacji widać było na każdym kroku, i nie uświadczyłeś chałupy, w której byłoby mniej niż piątka dzieci. Nie to co teraz, każdy maluszek jaki przyjdzie na świat jest fetowany niczym wygrana w totka, a durnowate mamusie chuchają i dmuchają na takiego nieszczęśnika dniami i nocami, z premedytacją chowając go na przygłupa-onanistę albo pustą lalunię. Tak, dzieci w czasach Dominika nie były rozpieszczane, i dlatego właśnie miały szansę wyrosnąć na normalnych i przyzwoitych ludzi. Nasz bohater od pierwszych miesięcy życia był przygotowywany na to co życie niesie najlepszego, ale też pozwolono mu dostrzec mniej sympatyczne oblicze ziemskiej wędrówki. Praktycznie rzecz biorąc od samego początku Dominik chował się sam- złożyło się na to wiele czynników, zbyt skomplikowanych i przyziemnych by was nimi zanudzać; dość powiedzieć, że radził sobie bardzo dobrze co jak najlepiej wróżyło na przyszłość naszemu ulubieńcowi. Kiedy tylko zaczął raczkować okazało się, że ma niebywałą smykałkę do interesów, zaczął mianowicie wybierać się z ojcem na codzienne spacery i zawsze ale to zawsze pocieszny i wzruszający widok jaki przedstawiała ta para przynosił profity, a to udało się wycyganić papierosa albo lekko używaną gumę do żucia , i nigdy nie zdarzyło się by z pustymi rękami wrócili do domu. Widok jaki przedstawiali wracając z wędrówki był nader malowniczy: szkrab torujący i wskazujący drogę poprzez rozległe pagórki poprzecinane wąwozami i innymi przykrymi niespodziankami jakie czyhają na strudzonego wędrowca, i jego ojciec z pełną ufnością podążający za nim niczym za pochodnią rozświetlającą mroki nocy. Niestety powroty te trwały nierzadko bardzo długo i ciężko było im się wyrobić do północy, nie wynikało to jednak z ich złej woli czy opieszałości, ale po prostu ze stylu podróżowania, który można nazwać pełzającym. Po powrocie do domu obaj Dominikowie zawsze zgodnie i stanowczo żądali kolacji po czym zasypiali smacznie i błogo ,pewni dobrze przeżytego dnia. Oczywiście zainteresowania Dominika nie ograniczały się jedynie do pieszych spacerów, z zainteresowaniem zaczął śledzić życie kotów spędzających na dachu chałupy większość sezonu godowego. Jeśli ktoś z was widział kiedyś kota na własne oczy ( dla tych, którzy nie widzieli i całą swoją wiedzę o tych miłych stworzeniach czerpią z programów przyrodniczych albo co gorsza z encyklopedii , mam w oczach tylko pogardę , że nie wspomnę co mi się ciśnie na usta), wie zapewne, że stworzenia te mają bardzo pogodne i wesołe usposobienie wyrażające się w nieustannym karnawale uciech. Bez względu na porę roku, dnia i nocy sezon godowy trwa u kociaków nieustannie, wprowadzając je w stan permanentnego ogłupienia, którego efekty można dostrzec każdego ranka jadąc samochodem pośród bezkształtnych futrzanych placków będących jeszcze kilka godzin wcześniej wesołą parką bawiącą się w podchody na drodze powiatowej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
klawojakcholera · dnia 03.02.2009 10:41 · Czytań: 716 · Średnia ocena: 2,25 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
ekonomista dnia 03.02.2009 14:30 Ocena: Przeciętne
Skoro autor tak namieszał, to może teraz wyjaśni co miał na myśli... być może zmienię wtedy moją ocenę, przyznając się tym samym do bycia ignorantem literackim :)
klawojakcholera dnia 03.02.2009 22:46
nic nie miałem na myśli, poza tym jakoś mi nie zależy na komentarzach a tym bardziej na ocenach ale jeśli ktoś się uśmiał podczas czytania to bardzo mi miło:) bo większość tekstów taka nudna, a ignorantów tutaj jest jakieś 99,9%-wliczając mnie oczywiście
ekonomista dnia 04.02.2009 01:19 Ocena: Przeciętne
To nie mogłeś tego napisać w pierwszym zdaniu? Nie czytałbym... ;)
ginger dnia 04.02.2009 11:52 Ocena: Przeciętne
Cytat:
poza tym jakoś mi nie zależy na komentarzach


Coś mi się wydaje, że się ich wielu nie doczekasz. Skoro Ci nie zależy, to nie marnuj swojego i naszego czasu.

Tekst jest słaby. Przeczytałam wczoraj wieczorem, i już nie pamiętam, o czym był. Do poprawienia erki i literówki. Nie wciągnąłeś mnie w swoją historię...
klawojakcholera dnia 04.02.2009 14:51
to może mnie poprawicie i wskażecie co jest do bani w tym tekście:)
Miladora dnia 04.02.2009 18:42 Ocena: Przeciętne
No to może wskażemy... :D
Wrażenie ogólne - nadmiar dygresji zdominował Ci tekst całkowicie.
Czyli mówiąc zwięźle - przegadałeś go. W opowieści Tadeusza jest to jeszcze dość zrozumiałe jako sposób mówienia bohatera, ale część pierwszą sugeruję przerobić - skrócić, prześwietlić zdania, czyli usunąć nadmiar słów zacierających sens, a także zmienić zdania na krótsze.
Chciałeś za dużo powiedzieć za jednym zamachem i w rezultacie opowiedziałeś to słabo. Popraw także spacje przed myślnikami, przejrzyj przecinki, bo żyją własnym życiem i w ogóle popatrz na tekst nie tylko pod względem stylistycznym, ale i interpunkcyjnym.
Nie próbuj też zmieścić w jednym zdaniu aż tylu myśli.
A jeżeli popracujesz nad tym, to będzie klawo jak cholera, bo język masz barwny, piszesz też niegłupio, tylko musisz panować nad formą i treścią. Powodzenia... :D
gabstone dnia 04.02.2009 19:00
Jezu, ale się umęczyłam. Bardzo ten tekst zbity, brylasty, a przez to ciężki jak cholera.(upss). Takiego zapisu dialogów to chyba jeszcze nie spotkałam. Ogólnie myśl i temat są dobre, tylko brak mi jakiejś zdecydowanie innej formy. Może gdybyś jakoś to podzielił, używał większej ilości znaków interpunkcyjnych... Szkoda pomysłu, w innej formie mogłaby być rewelka.
mahuss dnia 09.02.2009 19:16 Ocena: Dobre
Hmmmm... A mi się bardzo podoba. Może i fakt, że błędów jest co nieco (a nawet więcej niż co nieco:)) Ale za to dowcipna narracja i żartobliwy charakter utworu bardzo przypadły mi do gustu. Klimat kojarzy mi się np. opowiadaniami Jana Himilsbacha. Oczywiście rzecz do doszlifowania od strony przecinków, erek, spacji po myślnikach itd. ale jak nie patrzeć to tylko kosmetyka. Z pewnością zerknę na dalszy ciąg. Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty