"Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania nr 58, 59 i 60 - Janusz Rosek
Proza » Długie Opowiadania » "Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania nr 58, 59 i 60
A A A
Od autora: Powoli zbliżamy się do końca.

„Szef w toalecie” (58) 

 

                 Od stycznia 1991 roku pracowałem w Muzeum Narodowym w Krakowie, jako pracownik ochrony. Najpierw była to Straż Przemysłowa, potem Straż Muzealna, a na koniec WSO — Wewnętrzna Służba Ochrony.                                       Dodatkowo dorabiałem w różnych Agencjach Ochrony: Inter Art Orbi, Gepard, czy Konsalnet. W 1996 roku za namową kolegi Piotra przeszedłem do ochrony Dyrekcji stacji paliwowych BP — British Petroleum w Krakowie. Pracowali tam chłopaki młodsi ode mnie, zatrudnieni wcześniej przez Agencję Ochrony Sokół. Z czasem trójka z nich postanowiła oderwać się od rodzimej agencji i założyć spółkę cywilną pod nazwą Hetman.

Tam też trafiłem. Siedziba BP Poland znajdowała się wtedy na ulicy Retoryka 1 w Kamienicy Pod Śpiewającą Żabą. Do Gmachu Głównego MNK miałem piechotą pięć minut. Szybko zaaklimatyzowałem się w nowym miejscu, zwłaszcza że pieniądze w porównaniu do poprzednich agencji ochrony były o wiele większe, a i podejście do pracownika było zupełnie inne. Tu człowiek był podmiotem, nie przedmiotem. Zadbano o mój wizerunek, o moje wykształcenie w sferze językowej. Przydzielono służbowy samochód i telefon komórkowy. W tej firmie Prezes i Dyrektorzy zwracali się do swoich podwładnych jak do podopiecznych, po imieniu. Nikt przed nikim się nie trząsł ze strachu. Po kilku latach zarabiałem w tej firmie więcej niż w muzeum. Podobało mi się tam, ale wszystko, co dobre szybko się kończy. W Muzeum Narodowym zmienili nam system pracy na dwunastogodzinny, a Dyrekcja BP przeniosła się do zamkniętego kompleksu na ulicy Jasnogórskiej. Nie mogłem się dopasować do grafiku. Trzeba było odejść. W MNK też się sporo zmieniło. Nie było już Komendanta Leszka. Zastąpił go były policjant z Niepołomic, zwykły karierowicz. Wprowadził nowe, niekoniecznie dobre zasady. Zaczęły się problemy. Utrudnianie możliwości dorabiania w innych firmach, tworzenie teczek na wartowników, zastraszanie. Nowemu szefostwu nie podobało się, że wartownicy są niezależni i lepiej sytuowani od nich samych. Po odejściu z Dyrekcji BP założyłem działalność gospodarczą i zająłem się ochroną oraz utrzymaniem czystości wewnątrz i na zewnątrz małego osiedla na Woli Justowskiej przy ulicy Piotra Borowego.

 

Kupiłem, a właściwie kupiliśmy z Alinką dzięki pomocy teściów i Cioci Janiny z jej mężem Janem nowy samochód — Lanosa Daewoo. Nie kosztował, nie wiem ile, ale i tak był obiektem zazdrości u innych.

Pamiętam, jak Zastępca Szefa WSO przywołał mnie do siebie i wręcz rozkazał nie przyjeżdżać do pracy nowym samochodem.

 

— Ty nie przyjeżdżaj tym autem do pracy, bo wszyscy dobrze wiedzą, że jako wartownik w muzeum nie mogłeś na niego uczciwie zarobić. Nie chcę wiedzieć, skąd ciebie było na to auto stać. Po prostu nim nie przyjeżdżaj i już, bo ludzi oczy bolą.

 Wyśmiałem go i powiedziałem prosto w oczy:

 — Andrzejku wcale nie trzeba kraść, żeby kupić takie auto. Wystarczy się dobrze ożenić.

Nie przekonałem go jednak. Wciąż się o to czepiał i chyba mi źle życzył, bo po mniej więcej dwóch miesiącach brałem udział w kolizji drogowej, gdzie nasze nowe autko mocno ucierpiało. Tak, jakby je przeklął.

Dzięki ubezpieczeniu i pomocy kilku znaczących osób samochód odebrałem z warsztatu po niecałych dwóch tygodniach. Ładny jak nowy.

Służył nam jeszcze przez kolejnych szesnaście lat. Do muzeum jednak już nim nie jeździłem. Jeździła nim Alinka, a ja groszkowym maluchem.

Atmosfera w pracy nie była najlepsza, a niepisany konflikt pomiędzy mną a panem Andrzejem się zaostrzał. Nic więc dziwnego, że kiedy w 2002 roku padł z mojej ręki przypadkowy strzał, a na obiekcie w toalecie tuż obok medytował pan dobrodziej, pojawiło się przypuszczenie, iż to nie musiał być przypadek. Skrupulatne dochodzenie jednak wykluczyło taką możliwość.

Pełniąc obowiązki dowódcy warty, wykonywałem jednocześnie kilka czynności naraz. Odbierałem telefony od wartowników zdających i obejmujących służbę na wszystkich posterunkach MNK, a było ich wtedy jedenaście, wpisywałem stany osobowe do książki, przyjmowałem do magazynu broń od składu konwoju, który właśnie po długiej podróży do muzeum powrócił                     i biegałem od jednego biurka do drugiego.

Pomimo że w budynku był obecny Zastępca Szefa WSO i Dowódca Konwoju, to mnie obarczono sprawdzeniem i zdeponowaniem    w magazynie wszystkich jednostek uzbrojenia, amunicji, hełmów, kamizelek kuloodpornych, radiotelefonów itd.

Z jednego z Glauberytów wypiąłem krótki magazynek. Zadzwonił telefon. Poszedłem z tym pistoletem maszynowym w kierunku biurka. Położyłem go na nim, odebrałem telefon, zapisałem stan osobowy i wróciłem do rozładowywania i sprawdzania broni. Krótki magazynek w tym pistolecie całkowicie chowa się do rękojeści i prawie go nie widać. Spojrzałem na stół, na którym leżał wyciągnięty wcześniej magazynek, odbezpieczyłem, przeładowałem i oddałem strzał kontrolny w kierunku tablicy z napisem — „Tu kieruj broń”.

Rozległ się głośny huk, a ze ściany odpadł wielki kawał tynku. Osłupiałem. Przez chwilę byłem  jak zamroczony. Nie wiedziałem,      co się stało. Odbite od żelbetowej ściany pociski wróciły rykoszetem obok mojej głowy i uderzyły w aluminiowe żaluzje okna, za biurkiem, przy którym na szczęście nikt nie siedział. Pobladłem, było mi słabo. Poderwany odgłosem wystrzałów Zastępca wybiegł z toalety i spojrzał na mnie oraz na ślady na ścianie.

 — To cię mam! — skomentował z szyderczym uśmiechem.

Bez wahania powiadomił Szefa WSO, Dyrektora Muzeum Narodowego w Krakowie oraz Policję. Był przekonany, że następnego dnia zostanę wyrzucony na zbity pysk.

Mylił się. W numerologicznym horoskopie jestem jedenastką, numerem doskonałym. Jeżeli spotyka mnie coś złego, to i tak zakończy się dobrze.

Policja przyjechała. Dowódcą patrolu był jeden z moich byłych podwładnych. Zasugerował, żeby nie robić z tego problemu,            bo to nikomu nie wyjdzie na dobre. Zastępca jednak zmusił policjanta do spisania notatki służbowej. Sierżant więc napisał. Dyrektor, którego powiadomił Zastępca Szefa WSO o zaistniałym fakcie, też zasugerował wyciszenie sprawy, gdyż znał mnie od lat i był mi przychylny. Tamten jednak nie dawał za wygraną. Przyszedł do mnie i zaczął roztaczać czarną wizję mojej przyszłości.

 — Pójdziesz siedzieć, zabiorą ci licencję i wyrzucą z pracy. Wytoczą ci Postępowanie Administracyjne.

Bałem się i chciałem iść do domu. Nie pozwolono mi. W nocy poczułem się źle. Serce waliło mi, jakby za chwilę miało pęknąć. Próbowałem się położyć. Nie mogłem, bo ból i pieczenie w klatce piersiowej stawiało mnie zaraz na równe nogi. Koledzy martwili się o mnie.

Nastał ranek. Przyjechali policjanci z Wydziału Postępowań Administracyjnych. W rękach mieli sporządzoną przez sierżanta Dariusza Notatkę Służbową. Obejrzeli pomieszczenie Dowódcy Warty, umieszczoną na apteczce tabliczkę „Tu kieruj broń”, pozaginane żaluzje w oknie i się zaczęło.

Mnie wzięli na pierwszy ogień. Opowiedziałem im ze szczegółami. Kazali mi wyjść i iść do domu albo do lekarza. Nie aresztowali mnie. Następnego dnia zaproszono mnie do Dyrektora, gdzie otrzymałem naganę ze wpisem do akt. Nie zwolniono mnie. Mało tego. Okazało się, że nagany otrzymali również Zastępca Szefa WSO i Dowódca konwoju.

Policjanci skontrolowali wszystkie oddziały muzeum i wykryli szereg nieprawidłowości. Dostało się też samej Dyrektor i szefowi WSO. Ja pracowałem tam jeszcze prawie dwa lata, zanim przeszedłem do Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”.

Można by powiedzieć, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyby nie fakt utraty zdrowia spowodowanej nerwami i niepewnością. Tej nocy, kiedy nie pozwolono mi pojechać do domu, przeszedłem zawał serca, co wykazały późniejsze badania. Czułem się źle. Skontaktowałem się z moim lekarzem w Przychodni Na Wzgórzach Krzesławickich.

Zrobili mi EKG i szybko skonsultowali z kardiologiem. Ten zaprosił mnie do Szpitala Wojskowego na ulicy Wrocławskiej w Krakowie. Wykonali mi badania wysiłkowe i echo serca. Potwierdzili przebyty zawał oraz blok czegoś tam. Nie pamiętam czego.

Ktoś kiedyś powiedział, że strach ma wielkie oczy, a wyobraźnia kreuje wizje przyszłości. Pewnie miał rację, bo to stres sprawił, że serce nie wytrzymało.

Nie mam żalu do nikogo, ale uważam, że można to było załatwić inaczej, a już na pewno nie znęcać się nade mną opisując mój marny koniec, bo to mnie przerosło.

 

Dzisiaj od tego zdarzenia minęło ponad dwadzieścia lat. Ja nadal żyję. Ten, który źle mi życzył, już nie.

 

 

 

 

„Nóż i widelec” (59) 

 

            Do zabawnej sytuacji doszło jednego roku, kiedy dorabiałem jeszcze w Agencji Ochrony Gepard.                               Pełniłem służby w siedzibie PZU na ulicy Dunajewskiego w Krakowie. Jeździłem tam samochodem z Nowego Gmachu MNK i woziłem ze sobą jedzenie, garnki, sztućce oraz jakieś ubrania. Sztućce zwykle, wkładałem do małej saszetki z dokumentami, żeby ich nie szukać po wielkiej torbie.

Tego dnia było podobnie. Jadąc Aleją Adama Mickiewicza miałem skręcić w ulicę Łobzowską, kiedy zauważyłem patrol Policji. Zatrzymali mnie do kontroli. Poprosili mnie o dokumenty. Sięgnąłem po saszetkę. Zapomniałem zupełnie o sztućcach. Otwarłem ją i w pierwszej kolejności wyciągnąłem z niej kuchenny nóż z długim ostrzem. Policjant nerwowo odskoczył. Zauważyłem to i z uśmiechem dodałem:

 — Spokojnie, mam jeszcze łyżkę i widelec.

Uspokoił się. Wytłumaczyłem mu, że jeżdżę z tym tobołkiem z miejsca na miejsce, bo nie zawsze wiem, gdzie będę pełnił służbę następnego dnia. Pokazałem mu też moje licencje. Sprawdzili dokumenty, bagażnik mojego samochodu i pozwolili jechać. Ciekawe, co by powiedzieli, jakby w bagażniku zobaczyli piły i siekiery, a przecież czasami woziłem je na działkę.

 

 

 

 

„Saszetka w Urzędzie” (60) 

 

              Innym równie śmiesznym zdarzeniem było pozostawienie przeze mnie saszetki w Urzędzie Miasta Krakowa.  Przyjechałem pod Urząd samochodem. Jeździłem wtedy Hyundaiem Accentem. Wjechałem od strony ulicy Przy Rondzie i pomaszerowałem do Urzędu Miasta Krakowa w celu wymiany Prawa Jazdy.

Już przed wejściem do budynku zakupiłem sobie nowe etui na dokumenty. Stanąłem w kolejce do odpowiedniego okienka. Cały czas coś poprawiałem w tej saszetce, szukałem dokumentów, aż w końcu dotarłem do okienka. Wyciągnąłem Dowód Osobisty i stare Prawo Jazdy. Nawet Świadectwo Kwalifikacyjne, które już teraz nie było mi do niczego potrzebne. Przekazałem dokumenty mężczyźnie obsługującemu wydawanie nowych Praw Jazdy. Zabrał je, sprawdził mój Dowód Osobisty i wydał nowe. Podziękowałem i odszedłem. Umieszczanie dokumentów w nowiutkim etui pochłonęło mnie bez reszty. Dotarłem do zaparkowanego samochodu i ze zdziwieniem odkryłem, że nie mam kluczyków do auta.

 — Gdzie ja mam kluczyki?

Przeszukałem kieszenie i nic. Były w saszetce, pomyślałem, ale gdzie jest moja saszetka? Nerwowo ruszyłem w drogę powrotną. Tuż po wejściu skierowałem się do okienka, przy którym przed chwilą wymieniałem Prawo Jazdy. Na półce pod szybą zauważyłem czarną saszetkę. Jest, pomyślałem. Zdecydowanie sięgnąłem po saszetkę.

 — To moje — krzyknęła stojąca przy okienku kobieta.

Spojrzałem, faktycznie to była czarna damska torebka. Posmutniałem, bo straciłem saszetkę z kluczami i dokumentami. Już miałem odejść od okienka, kiedy obsługujący mnie wcześniej mężczyzna zapytał:

 — Czego pan szuka?

— Saszetki, czarnej saszetki — odpowiedziałem.

— A znajdę tam jakiś dokument potwierdzający pana własność?

— Nawet kilka — odpowiedziałem.

Było w niej wszystko: licencje, pozwolenie na broń, bilet miesięczny, klucze. Oddał mi. Szczęśliwy wyszedłem z urzędu, kupiłem jeszcze dwa precelki i poszedłem do samochodu.

Dobrze, że tamta kobieta nie zaczęła krzyczeć:

— Złodziej, łapać złodzieja, bo by mnie jeszcze aresztowali za przywłaszczenie mienia, albo za głupotę.

 Koniec końców wszystko skończyło się dobrze.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Janusz Rosek · dnia 04.03.2025 10:59 · Czytań: 90 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Zbigniew Szczypek
22/03/2025 13:46
Gitesiku Zrozumiałem(chyba) zamysł tego… »
Florian Konrad
22/03/2025 13:32
kurczę: aż niedawno chciałem napisać tekst "Groby… »
Zbigniew Szczypek
22/03/2025 13:23
Nikodem.m Nikodemie - zacznę od zmiany tytułu - rybak, to… »
Zbigniew Szczypek
22/03/2025 12:37
Agnieszko Piękny ale i bardzo, bardzo smutny ten utwór,… »
Zbigniew Szczypek
22/03/2025 12:23
Januszu 1. Na pewno dobre, bo przeżył i możliwe też, że… »
Janusz Rosek
22/03/2025 10:48
Zbigniew Szczypek Ten fragment tekstu daje do myślenia i… »
Janusz Rosek
22/03/2025 10:35
Dziękuję bardzo za Twój komentarz i bardzo dobrą ocenę.… »
Zbigniew Szczypek
21/03/2025 19:24
Dekadentka Pozwól, że jako pierwszy przywitam Cię… »
Zbigniew Szczypek
21/03/2025 18:35
Januszu Dość trudno jest mi na bieżąco obserwować kolejne… »
Zbigniew Szczypek
21/03/2025 16:46
Janusz Rosek Januszu, niezmiennie i ze wspaniałym… »
domofon
21/03/2025 09:57
Chciałoby się krzknąć: Walcz jesteś rycerzem, ale jak… »
Janusz Rosek
21/03/2025 08:37
Zbigniew Szczypek Bardzo dobry tekst. Za każdym razem,… »
KoRd
19/03/2025 23:09
Tekst trochę zmyślony. Ogólnie Ok, Parę błędów rzeczowych… »
KoRd
19/03/2025 22:40
Dzięki za wizytę na mojej stronie. Tekst ten powstał podczas… »
Florian Konrad
19/03/2025 08:13
Dziękuję serdecznie. »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/03/2025 23:38
  • Wszystkich, a szczególnie zwycięzców konkursu serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję/głęboko w to wierzę, że i bez konkursu będziemy licznie komentować! Liczne pąki już pęcznieją, czas rokwitnąć ;-}
  • Redakcja
  • 03/03/2025 15:21
  • Wyczyściliśmy już Portal z tego spamu.
  • Miladora
  • 03/03/2025 14:24
  • A ja myślałam, że jest to forum dyskusyjne portalu pisarskiego, a nie agencja reklamowa. :(
  • Redakcja
  • 28/02/2025 09:38
  • Ostatni moment na komentarzowe szaleństwo! Pióra w dłoń!
  • Redakcja
  • 14/02/2025 12:01
  • Kochani, mamy konkurs, zapraszamy do zabawy! [link]
  • Szymon K
  • 30/01/2025 06:22
  • Dlaczego zniknęły moje linki do ksiażki?
  • Wiktor Orzel
  • 02/01/2025 11:06
  • Wszystkiego dobrego wszystkim!
  • Janusz Rosek
  • 31/12/2024 19:52
  • Udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku 2025
  • Zbigniew Szczypek
  • 30/12/2024 22:28
  • Iwonko - dziękując za życzenia - kocham zdrowie i spokój oraz miłość, pełną świąt! A Tobie Iwonko i wszystkim na PP życzę Szczęśliwego Nowego Roku, by każdy dzień był święty/świętem
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty