"Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania nr 67 i 68 - Janusz Rosek
Proza » Długie Opowiadania » "Grzeczny" - zbiór 68 opowiadań - opowiadania nr 67 i 68
A A A
Od autora: To już ostatnie dwa opowiadania z tej serii.
Dziękuję wszystkim czytelnikom PP za dobre oceny i komentarze.



Niebawem pojawią się na łamach Portalu Pisarskiego pierwsze fragmenty powieści o roboczym tytule "Nie do pary". Mam nadzieję, że przyjmiecie je państwo równie ciepło i z zainteresowaniem jak poprzednie.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim Wam i pozdrawiam,
Janusz Rosek

PS

Czasami zamieszczam również wiersze.

Opowiadanie sześćdziesiąte siódme

Straciłeś koleżankę

 

Mijały lata. Zmieniał się również charakter mojej pracy. Coraz częściej brałem udział przy montażach wystaw. Wykonywałem różnego rodzaju instalacje i oświetlenie. Czasami pomagałem przy wieszaniu obiektów.

Pamiętam jedną sytuację, która wyprowadziła mnie z równowagi i wybuchnąłem złością. Zwykle starałem się cierpliwie czekać,          na konkretne ustalenia, ale tym razem było inaczej. Za aranżację wystawy odpowiedzialne były trzy osoby. Dwie z naszego muzeum i jedna z zewnątrz. Każda z nich miała własną wizję i każda pragnęła, żeby to właśnie jej decyzja była honorowana. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ani nawet złego, gdyby nie fakt, iż ich wizje dotyczyły instalacji elektrycznych wykonywanych z drabiny na wysokości pięciu albo sześciu metrów nad ziemią.

Stojąc na parkiecie, nie jest problemem dyrygowanie „pół metra w prawo, pół metra w lewo” albo „tu światło ciepłe, tu światło zimne”.  Dla mnie był to jednak problem nie lada.

Za każdym razem musiałem przestawiać się z drabiną i wchodzić na sam szczyt, w dodatku bez asekuracji. W tym czasie nie było drugiego elektryka, a osoby wieszające wystawę nie chciały tracić czasu na trzymanie mojej drabiny. Stałem więc kilka metrów nad ziemią i podmieniałem lampy.

Jedna z pań zdecydowała, że wszystkie lampy powinny być wyposażone w zimne źródła światła. W porządku, pomyślałem i przemieszczając się z drabiną, wymieniałem lampa po lampie wszystkie żarówki. Kiedy zbliżałem się do końca, weszła druga z pań i wręcz krzykiem oznajmiła mi, że ona się nie zgadza i mam ponownie wymienić wszystkie lampy na barwę ciepłą. Zagotowałem się , ale co miałem robić: „Pan każe, sługa musi”.

Kolejny raz zacząłem przemieszczać się z wysoką, ciężką, trzyelementową drabiną wokół galerii, aby ponownie wymienić żarówki. Pani wyszła. Po chwili weszła pani pierwsza z panią z zewnątrz i ze zdziwieniem zauważyły:

 — Przecież światło miało być zimne. Dlaczego zakładasz ponownie żarówki z ciepłą barwą? Umawialiśmy się!!!

 Nie wytrzymałem. Rzuciłem na podłogę przedłużacze, które rozciągałem pod sufitem i wykrzyczałem:

 — Zastanówcie się, kto tu jest najważniejszy, bo trzeci raz tego przerabiał nie będę.

Zszedłem z drabiny i wyszedłem na zewnątrz budynku. Potem poszedłem do swojego pomieszczenia, aby chwilę odpocząć. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo po chwili zostałem wezwany do pani Dyrektor. Poszedłem. Oczywiście panie poskarżyły się na mnie, że jestem niegrzeczny i odmawiam wykonywania ich poleceń. Ku wielkiemu zdziwieniu Dyrekcji potwierdziłem:

 — Tak, odmawiam przerabiania całej instalacji elektrycznej i oświetlenia Sali ekspozycyjnej po raz trzeci i nie pójdę tam, dopóki panie nie ustalą między sobą, albo pani Dyrektor nie wskaże, do kogo należy ostateczna decyzja. Ja nie pracuję na parkiecie, ale na drabinie kilka metrów nad ziemią, i to, co w tej chwili robię, to jest robota głupiego Jasia.

Panie zaczęły spór między sobą, czyja to wina, że ja się tak zdenerwowałem. Na szczęście pani Dyrektor zrozumiała moje zastrzeżenia i przyznała mi rację.

Jedna z pań nie mogąc pogodzić się z upomnieniem, rzuciła do mnie:

—  Janusz, straciłeś właśnie koleżankę!

— Boleję nad tym przeokropnie — odrzekłem i wróciłem do swoich zajęć.

 

Po tej rozmowie w gabinecie pani Dyrektor sytuacja wyklarowała się i można było kontynuować montaż wystawy.

Czasami lepiej jest, kiedy od razu wiadomo, kto decyduje i jakie są ustalenia, bo inaczej będzie, jak w tym powiedzeniu: „gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”.

Zgrany zespół i dobra organizacja to sprawdzony przepis na sukces.

 

 

 

 

Opowiadanie sześćdziesiąte ósme

Pogodynka

 

 

W 2015 roku obok głównego budynku muzeum powstał kolejny, bardziej nowoczesny, z wieloma nowinkami technicznymi i systemami, jakich nie było w poprzednim. Kolejne wyzwanie. Należało się przeszkolić w obsłudze nieznanych nam dotąd urządzeń. W dużej mierze zautomatyzowany budynek zaopatrzony w inteligentne systemy zabezpieczeń i monitoring, podłączone do centralnego komputera BMS.

System ten nadzorował wszystkie centrale i czujniki zainstalowane zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz ochranianego obiektu.

Przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy będąc na dachu tego budynku, zamknęła się klapa wyłazu. Nie od razu zorientowałem się w sytuacji. Pomyślałem, że panowie z ochrony widząc otwarty wyłaz na dach, zamknęli go, zapominając o mnie. Postanowiłem zadzwonić do nich i poprosić o otarcie, ale nie było zasięgu. Na dachu znajduje się szereg urządzeń i anten skutecznie zakłócających sygnał. Nadciągały ciemne chmury zapowiadające deszcz. Grzmiało i błyskało dookoła.

Stojąc pomiędzy tymi antenami, zacząłem sobie wyobrażać, co się stanie, gdy piorun uderzy w niewielkiej odległości ode mnie.  Zacząłem myśleć i szukać innej drogi zejścia z dachu. Zauważyłem w ogrodzie gościa sprzątającego zalegające pod drzewami liście. Krzyknąłem raz i drugi, ale nie usłyszał. Zszedłem do jednej z komór, w której zlokalizowane były ogromne wentylatory wyciągowe i zabrałem stamtąd kilka niedużych kamieni.

Od dziecka miałem dobrego cela, więc pomysł wydawał się dobry.

Wróciłem na część dachu, z której można było zobaczyć ogrodnika.

Już pierwszy rzut okazał się skuteczny, bo kamień idealnie trafił w  metalowe grabie do liści. Wystraszył się i zaczął rozglądać. W końcu mnie dostrzegł na dachu. Burza była coraz bliżej. Czarne już niebo co  chwila rozświetlały ogromne błyskawice, a odgłos grzmotu jeżył włos ma mojej głowie.

 

— Niech pan podejdzie do ochroniarzy i powie im, żeby otworzyli wyłaz!

 

Poszedł. Po chwili przy wyłazie pojawił się pierwszy wartownik, potem drugi. Zaczął padać deszcz. Ulewa. Moje ubranie szybko przemokło, gdyż nie miałem się gdzie schronić. Dodatkowo denerwowałem się, słysząc nieporadne próby otwarcia wyłazu dachowego.

Okazało się, że to nie czyjeś działanie, a zautomatyzowany system przeciwpożarowy połączony z centralą pogodową zamknął i zablokował możliwość otwarcia podczas padającego deszczu.

Tylko pożar posiadający wyższy priorytet mógłby otworzyć tę klapę w takich warunkach. Nikt jednak nie zdecydował się wywołać pozorowanego pożaru. Siedziałem więc na dachu, czekając na rozwój sytuacji.

Po niespełna godzinie ktoś wpadł na pomysł, aby otworzyć wyłaz ręcznie, rozpinając, dźwignię elektrycznego siłownika.

Burza już ustała i deszcz przestał padać, kiedy otworzono klapę. Przemoknięty i wystraszony zszedłem z dachu i wróciłem do pokoju.

Nie sądziłem, że inteligentny system ochraniający budynek może stać się pułapką dla człowieka. Następnym razem już o tym pamiętałem.

Wychodząc na dach, zabrałem ze sobą plastikowy pojemnik i nakryłem nim czujnik deszczowy, aby przypadkowa kropla deszczu nie zamknęła wyłazu dachowego. Czujnik deszczowy zlokalizowany był w bezpośrednim sąsiedztwie czujnika zmierzchowego i wiatromierza.

Założony przeze mnie plastikowy pojemniczek blokował trochę skrzydełka wiatromierza. Aby upewnić się, że jest w porządku, mocno dmuchnąłem w wiatraczek wiatromierza. Było wspaniale. Skrzydełka wiatromierza zawirowały, jak oszalałe i klapa wyłazu na dach zamknęła się, zanim zdążyłem do niej dobiec. Znowu siedziałem na dachu i wzywałem pomocy, tym razem jednak przy pięknej słonecznej pogodzie.

Człowiek uczy się przez całe życie i głupi umiera, a jeżeli w dodatku ktoś jest życiowym pechowcem, to i w drewnianym kościele cegła mu na łeb spadnie.

 

 

 

 

 

 

 

 

Podsumowanie

Co czas przyniesie

 

 

Mijają lata, upływa czas, siwieją włosy, przybywa nas. Swojej przyszłości nikt nie odgadnie, więc nie ma sensu, by kreślić plany, co czas przyniesie, odebrać trzeba, choćby to owoc był zakazany. Szkoda planować, w marzeniach tkwić, bo i tak z tego nie wyjdzie nic. Uchwycić chwilę szczęśliwą dla nas i cieszyć chwilą się jak najdłużej, by mieć wspomnienia na późne lata, kiedy nadciągną deszcze i burze. To, że nadejdą, pewne jest prawie, bo nie ma samych słonecznych dni, a człowiek z czasem staje się nudny i w swych problemach bezsprzecznie tkwi. Miejmy nadzieję, że dobrze będzie, że los przyniesie łut szczęścia nam, że zobaczymy szczęście swych dzieci i ich radosny życiowy plan.

 

 

 

 

 

                                                                                         KONIEC

 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Janusz Rosek · dnia 25.03.2025 18:51 · Czytań: 192 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
Zbigniew Szczypek dnia 01.04.2025 19:26 Ocena: Bardzo dobre
Januszu
Podoba mi się - jak zwykle ale niezwykle, bo część "straciłeś koleżankę", to wypisz-wymaluj, jak z mojego życia. Po powodzi 1997 r. musiałem zatrudnić się w Castoramie, a tam 3 dyrektorów miało kompletnie różne koncepcje urządzenia działu budowlanego i stałych ekspozycji. I tak jak Ty Januszu, mieliśmy dość z chłopakami, przerzucania regałów. Jedynym wyjściem było ściągnąć ich na tę samą godzinę i skonfrontować - oczywiście wygrał dyrektor główny, przed handlowym i logistykiem. Masz błędy: - "wybuchłem złością" - chyba "wybuchnąłem"
- "zagotowałem" - brak "się"
A co do elektroniki, to zgadzam się - żartów nie ma i potrafi wkurzyć nie raz. Zakładam w łazienkach wentylatory z wyłącznikiem czasowym i czujnikiem wilgoci. I właśnie ów czujnik, nie raz napsuł mi krew - nigdy nie wiem czy jest zepsuty, czy tyle jest wilgoci, czy też trzeba zmienić ustawienia na potencjometrze.
Pozdrawiam serdecznie - Zbyś ;)
Janusz Rosek dnia 02.04.2025 08:15
Zbigniew Szczypek

Drogi Zbyszku serdecznie dziękuję za wskazane błędy. Zaraz je poprawię. Masz rację, co do dobrej organizacji pracy w zespole. Jeżeli jest, to nawet ciężka praca fizyczna jest do zniesienia. Najgorzej, gdy jej nie ma i każdy oczekuje od ciebie zupełnie czegoś innego. Wtedy praca nawet dobrze płatna staje się beznadziejna.

Pozdrawiam,
Janusz Rosek
Proza: Górna Półka
Proza: Dolna Półka
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
AlexPretnicki
12/07/2025 23:14
Dziękuję, wzajemnie :) »
Krzysztof Stasz-Malkowski
10/07/2025 18:04
Dziękuję Miladoro za cenne rady i pozdrawiam. »
valeria
09/07/2025 21:44
Fajne, chociaż końcówka mnie zbiła z tropu:) »
pociengiel
09/07/2025 00:31
i wszystko jasne »
Szwarczyk
09/07/2025 00:00
Czasami to właśnie cień ukazuje nam więcej niż światło. »
pociengiel
08/07/2025 21:09
tak, cień to niebagatelna gwarancja »
Szwarczyk
08/07/2025 20:36
Ja spisałem tylko jego historię, która sama do mnie… »
pociengiel
08/07/2025 15:15
Zastanawiam się, w jaki sposób podmiot liryczny dał stamtąd… »
Wiktor Mazurkiewicz
08/07/2025 15:10
ajw Miło mi; już zapomniałem o tym wierszu, ale tytuł mnie… »
ajw
08/07/2025 10:33
A ja już myślę co będzie w październikowie i to potem mnie… »
ajw
08/07/2025 10:30
Bardzo wzruszający kawałek poezji.. Pozdrawiam serdecznie,… »
ajw
07/07/2025 20:19
Lilah - ja się musiałam latami tego uczyć :) Milu -… »
Wiktor Mazurkiewicz
07/07/2025 16:32
Podoba się bez dwóch zdań, od początku do końca; taki… »
Miladora
07/07/2025 03:25
A ja się nieziemsko ubawiłam. :))) Miłego dnia, Alex. »
Ala Mak
06/07/2025 23:53
Przykro czytać. »
ShoutBox
  • Redakcja
  • 17/07/2025 15:32
  • Zachęcamy do przeczytania wywiadu z Panem Jackiem --> [link]
  • Miladora
  • 04/06/2025 15:22
  • Bardzo dziękuję, bo nie spodziewałam się wyróżnienia. :)
  • pociengiel
  • 28/05/2025 10:41
  • moskalik ciapatek a jak dowcipny buk Akbar! powie za rok dwa góra osiem posrają się muchy na jego głowie wcześniej da głos nieczyste prosię
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty