Opowiadanie sześćdziesiąte siódme
Straciłeś koleżankę
Mijały lata. Zmieniał się również charakter mojej pracy. Coraz częściej brałem udział przy montażach wystaw. Wykonywałem różnego rodzaju instalacje i oświetlenie. Czasami pomagałem przy wieszaniu obiektów.
Pamiętam jedną sytuację, która wyprowadziła mnie z równowagi i wybuchnąłem złością. Zwykle starałem się cierpliwie czekać, na konkretne ustalenia, ale tym razem było inaczej. Za aranżację wystawy odpowiedzialne były trzy osoby. Dwie z naszego muzeum i jedna z zewnątrz. Każda z nich miała własną wizję i każda pragnęła, żeby to właśnie jej decyzja była honorowana. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ani nawet złego, gdyby nie fakt, iż ich wizje dotyczyły instalacji elektrycznych wykonywanych z drabiny na wysokości pięciu albo sześciu metrów nad ziemią.
Stojąc na parkiecie, nie jest problemem dyrygowanie „pół metra w prawo, pół metra w lewo” albo „tu światło ciepłe, tu światło zimne”. Dla mnie był to jednak problem nie lada.
Za każdym razem musiałem przestawiać się z drabiną i wchodzić na sam szczyt, w dodatku bez asekuracji. W tym czasie nie było drugiego elektryka, a osoby wieszające wystawę nie chciały tracić czasu na trzymanie mojej drabiny. Stałem więc kilka metrów nad ziemią i podmieniałem lampy.
Jedna z pań zdecydowała, że wszystkie lampy powinny być wyposażone w zimne źródła światła. W porządku, pomyślałem i przemieszczając się z drabiną, wymieniałem lampa po lampie wszystkie żarówki. Kiedy zbliżałem się do końca, weszła druga z pań i wręcz krzykiem oznajmiła mi, że ona się nie zgadza i mam ponownie wymienić wszystkie lampy na barwę ciepłą. Zagotowałem się , ale co miałem robić: „Pan każe, sługa musi”.
Kolejny raz zacząłem przemieszczać się z wysoką, ciężką, trzyelementową drabiną wokół galerii, aby ponownie wymienić żarówki. Pani wyszła. Po chwili weszła pani pierwsza z panią z zewnątrz i ze zdziwieniem zauważyły:
— Przecież światło miało być zimne. Dlaczego zakładasz ponownie żarówki z ciepłą barwą? Umawialiśmy się!!!
Nie wytrzymałem. Rzuciłem na podłogę przedłużacze, które rozciągałem pod sufitem i wykrzyczałem:
— Zastanówcie się, kto tu jest najważniejszy, bo trzeci raz tego przerabiał nie będę.
Zszedłem z drabiny i wyszedłem na zewnątrz budynku. Potem poszedłem do swojego pomieszczenia, aby chwilę odpocząć. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo po chwili zostałem wezwany do pani Dyrektor. Poszedłem. Oczywiście panie poskarżyły się na mnie, że jestem niegrzeczny i odmawiam wykonywania ich poleceń. Ku wielkiemu zdziwieniu Dyrekcji potwierdziłem:
— Tak, odmawiam przerabiania całej instalacji elektrycznej i oświetlenia Sali ekspozycyjnej po raz trzeci i nie pójdę tam, dopóki panie nie ustalą między sobą, albo pani Dyrektor nie wskaże, do kogo należy ostateczna decyzja. Ja nie pracuję na parkiecie, ale na drabinie kilka metrów nad ziemią, i to, co w tej chwili robię, to jest robota głupiego Jasia.
Panie zaczęły spór między sobą, czyja to wina, że ja się tak zdenerwowałem. Na szczęście pani Dyrektor zrozumiała moje zastrzeżenia i przyznała mi rację.
Jedna z pań nie mogąc pogodzić się z upomnieniem, rzuciła do mnie:
— Janusz, straciłeś właśnie koleżankę!
— Boleję nad tym przeokropnie — odrzekłem i wróciłem do swoich zajęć.
Po tej rozmowie w gabinecie pani Dyrektor sytuacja wyklarowała się i można było kontynuować montaż wystawy.
Czasami lepiej jest, kiedy od razu wiadomo, kto decyduje i jakie są ustalenia, bo inaczej będzie, jak w tym powiedzeniu: „gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”.
Zgrany zespół i dobra organizacja to sprawdzony przepis na sukces.
Opowiadanie sześćdziesiąte ósme
Pogodynka
W 2015 roku obok głównego budynku muzeum powstał kolejny, bardziej nowoczesny, z wieloma nowinkami technicznymi i systemami, jakich nie było w poprzednim. Kolejne wyzwanie. Należało się przeszkolić w obsłudze nieznanych nam dotąd urządzeń. W dużej mierze zautomatyzowany budynek zaopatrzony w inteligentne systemy zabezpieczeń i monitoring, podłączone do centralnego komputera BMS.
System ten nadzorował wszystkie centrale i czujniki zainstalowane zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz ochranianego obiektu.
Przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy będąc na dachu tego budynku, zamknęła się klapa wyłazu. Nie od razu zorientowałem się w sytuacji. Pomyślałem, że panowie z ochrony widząc otwarty wyłaz na dach, zamknęli go, zapominając o mnie. Postanowiłem zadzwonić do nich i poprosić o otarcie, ale nie było zasięgu. Na dachu znajduje się szereg urządzeń i anten skutecznie zakłócających sygnał. Nadciągały ciemne chmury zapowiadające deszcz. Grzmiało i błyskało dookoła.
Stojąc pomiędzy tymi antenami, zacząłem sobie wyobrażać, co się stanie, gdy piorun uderzy w niewielkiej odległości ode mnie. Zacząłem myśleć i szukać innej drogi zejścia z dachu. Zauważyłem w ogrodzie gościa sprzątającego zalegające pod drzewami liście. Krzyknąłem raz i drugi, ale nie usłyszał. Zszedłem do jednej z komór, w której zlokalizowane były ogromne wentylatory wyciągowe i zabrałem stamtąd kilka niedużych kamieni.
Od dziecka miałem dobrego cela, więc pomysł wydawał się dobry.
Wróciłem na część dachu, z której można było zobaczyć ogrodnika.
Już pierwszy rzut okazał się skuteczny, bo kamień idealnie trafił w metalowe grabie do liści. Wystraszył się i zaczął rozglądać. W końcu mnie dostrzegł na dachu. Burza była coraz bliżej. Czarne już niebo co chwila rozświetlały ogromne błyskawice, a odgłos grzmotu jeżył włos ma mojej głowie.
— Niech pan podejdzie do ochroniarzy i powie im, żeby otworzyli wyłaz!
Poszedł. Po chwili przy wyłazie pojawił się pierwszy wartownik, potem drugi. Zaczął padać deszcz. Ulewa. Moje ubranie szybko przemokło, gdyż nie miałem się gdzie schronić. Dodatkowo denerwowałem się, słysząc nieporadne próby otwarcia wyłazu dachowego.
Okazało się, że to nie czyjeś działanie, a zautomatyzowany system przeciwpożarowy połączony z centralą pogodową zamknął i zablokował możliwość otwarcia podczas padającego deszczu.
Tylko pożar posiadający wyższy priorytet mógłby otworzyć tę klapę w takich warunkach. Nikt jednak nie zdecydował się wywołać pozorowanego pożaru. Siedziałem więc na dachu, czekając na rozwój sytuacji.
Po niespełna godzinie ktoś wpadł na pomysł, aby otworzyć wyłaz ręcznie, rozpinając, dźwignię elektrycznego siłownika.
Burza już ustała i deszcz przestał padać, kiedy otworzono klapę. Przemoknięty i wystraszony zszedłem z dachu i wróciłem do pokoju.
Nie sądziłem, że inteligentny system ochraniający budynek może stać się pułapką dla człowieka. Następnym razem już o tym pamiętałem.
Wychodząc na dach, zabrałem ze sobą plastikowy pojemnik i nakryłem nim czujnik deszczowy, aby przypadkowa kropla deszczu nie zamknęła wyłazu dachowego. Czujnik deszczowy zlokalizowany był w bezpośrednim sąsiedztwie czujnika zmierzchowego i wiatromierza.
Założony przeze mnie plastikowy pojemniczek blokował trochę skrzydełka wiatromierza. Aby upewnić się, że jest w porządku, mocno dmuchnąłem w wiatraczek wiatromierza. Było wspaniale. Skrzydełka wiatromierza zawirowały, jak oszalałe i klapa wyłazu na dach zamknęła się, zanim zdążyłem do niej dobiec. Znowu siedziałem na dachu i wzywałem pomocy, tym razem jednak przy pięknej słonecznej pogodzie.
Człowiek uczy się przez całe życie i głupi umiera, a jeżeli w dodatku ktoś jest życiowym pechowcem, to i w drewnianym kościele cegła mu na łeb spadnie.
Podsumowanie
Co czas przyniesie
Mijają lata, upływa czas, siwieją włosy, przybywa nas. Swojej przyszłości nikt nie odgadnie, więc nie ma sensu, by kreślić plany, co czas przyniesie, odebrać trzeba, choćby to owoc był zakazany. Szkoda planować, w marzeniach tkwić, bo i tak z tego nie wyjdzie nic. Uchwycić chwilę szczęśliwą dla nas i cieszyć chwilą się jak najdłużej, by mieć wspomnienia na późne lata, kiedy nadciągną deszcze i burze. To, że nadejdą, pewne jest prawie, bo nie ma samych słonecznych dni, a człowiek z czasem staje się nudny i w swych problemach bezsprzecznie tkwi. Miejmy nadzieję, że dobrze będzie, że los przyniesie łut szczęścia nam, że zobaczymy szczęście swych dzieci i ich radosny życiowy plan.
KONIEC
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: Przeglądaj promocje na książki i komiksy | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt