Rozdział czwarty
W niemieckiej niewoli
Na polskich ziemiach jeszcze trwały walki, kiedy transport z jeńcami wyruszył do Rzeszy. Po kilku dniach spędzonych w zamkniętym wagonie zobaczyli słońce. Do tej pory nie wolno im było otwierać drzwi wagonów ani wychodzić na zewnątrz podczas postojów. Dzisiaj im pozwolono.
Okazało się, że dotarli do miejsca przeznaczenia. Żandarmi wypędzili ich z wagonów i ustawili w szczerym polu pod gołym niebem. Nie było tam jeszcze zabudowań dla żołnierzy. Jedyny budynek, jaki do tej pory powstał w tym obozie, przeznaczony był dla Niemców.
Pociągi odjechały. Polscy jeńcy wojenni z kampanii wrześniowej przez dwa miesiące spali pod chmurką albo w wojskowych namiotach. Stalag IV B Mühlberg stał się domem dla siedemnastu tysięcy polskich żołnierzy wziętych do niewoli. Teren nie był zbyt wielki, gdyż zajmował obszar trzydziestu hektarów i w niedługim czasie stał się zbyt ciasny dla tak wielkiej ilości jeńców wojennych z całej Europy. Już w maju 1940 roku do obozu przywieziono pierwszych Francuzów. Po upadku Tobruku w 1941 roku dołączali kolejno żołnierze: Wielkiej Brytanii, Australii oraz Związku Radzieckiego.
Część z nich trzeba było odesłać do innych nowo powstających obozów. Kacper Kowalik pozostał jednak w tym obozie. Brał udział w pracach przy budowie baraków, w wydawaniu żywności i sprzątaniu pomieszczeń.
Niemcy szybko zorientowali się, że Kacper oprócz posługiwania się językiem niemieckim posiada także inne przydatne zdolności, takie jak krawiectwo i szewstwo. Potrafił również strzyc i golić żołnierzy. Długi okres swojego życia spędzony w koszarach pozwolił Kacprowi na zdobycie kilku fachów, które dzisiaj bez przesady pozwoliły mu zachować życie.
Los jeńców nie był identyczny we wszystkich niemieckich obozach i wielu z nich nie doczekało końca wojny. W tym obozie Kacper czuł się bezpiecznie.
Zaskarbił sobie zaufanie niemieckich żołnierzy i oficerów, co pozwalało mu bez przeszkód przemieszczać się pomiędzy barakami i udzielać pomocy potrzebującym polskim jeńcom wojennym z kampanii wrześniowej. Wartownicy nie przepędzali go, bo sami czasem korzystali z jego usług, oddając do naprawy buty, czy mundury.
Kacper nie umiał swojej pracy wykonywać źle, pomimo wrogości do nieprzyjaciela. Uznał, że skoro wojny nie udało się wygrać z Niemcami, to jego obowiązkiem teraz jest przeżyć tę wojnę i po jej zakończeniu do domu powrócić. Miał dla kogo żyć, toteż kleił podeszwy, nabijał ćwieki, czernił i polerował cholewki oficerek, łatał ubrania, przyszywał guziki, prasował.
Nie wszystkim się to podobało. Inni podoficerowie mieli za złe Kacprowi, że brata się z okupantem, kolaboruje. Pobili go nawet jednej nocy i zagrozili mu pozbawieniem życia, jeżeli nie przestanie. Szczególnie drażniła ich swobodna rozmowa w języku niemieckim, z oficerami i podoficerami niemieckimi, jakiej bywali świadkami każdego dnia. Próbowali mu zaszkodzić.
W nocy podkradli się do pracowni Kacpra i pocięli pozostawione przez Niemców mundury do poprawek i prasowania. Kacprowi nożycami pokaleczyli twarz i chcieli wyłupić oko. Uratowali go wartownicy z obozu.
Napastników przeniesiono do innego obozu o zaostrzonym rygorze, a Kacper trafił do szpitala. Nie był to jednak szpital z prawdziwego zdarzenia, ale zwykły namiot wojskowy, bez okien i ogrzewania. Lekarzy również było niewielu, a ci, którzy świadczyli pomoc medyczną, wywodzili się w dużej mierze spośród jeńców wojennych i pracowali pod okiem dwóch, może trzech niemieckich oficerów. Obozu nie ominęły epidemie Tyfusu i Gruźlicy pozbawiające życia ponad dwa tysiące istnień. Sytuacja poprawiła się odczuwalnie z końcem 1944 roku. W połowie października przybyły kolejne transporty jeńców wojennych. Tym razem byli to ranni i chorzy żołnierze Armii Krajowej, uczestnicy Powstania Warszawskiego oraz personel medyczny z warszawskich szpitali powstańczych. Tysiąc czterysta osób. Rozlokowano ich w dwudziestu pięciu pustych drewnianych barakach po zmarłych jeńcach wojennych. Bardzo szybko lekarze i pielęgniarki stworzyli tam prawdziwy lazaret. Dobierając sobie spośród przebywających tam żołnierzy personel pomocniczy założyli Polski Lazaret Wojskowy Zeithain odznaczający się niespotykanie wysokim poziomem higieny i opieki medycznej w porównaniu do innych obozów jenieckich w Rzeszy.
Kacper zgłosił się na ochotnika do personelu pomocniczego. Wraz z lekarzami i około czterystoma pielęgniarkami uratowali wiele istnień ludzkich. Nie wszystkich jednak udało się uratować. Ci, którzy zmarli, w tym trzydziestu dziewięciu Żołnierzy Armii Krajowej chowani byli w pojedynczych mogiłach na przy obozowym cmentarzu dla internowanych żołnierzy włoskich, w wydzielonej kwaterze polskiej.
Niemcy będący pod wrażeniem organizacji lazaretu i zaangażowania polskich lekarzy zezwolili, aby pogrzeby odbywały się z pełnym ceremoniałem i honorami wojskowymi. Przewodniczył im obozowy ksiądz Albin Jakubczak.
Zbliżał się front. Niemcy cofali się na całej jego szerokości. Wśród jeńców zapanował strach. Słyszeli od przybyłych do stalagu jeńców amerykańskich wziętych do niewoli po walkach w Ardenach, że faszyści są bezlitośni i przed opuszczeniem obozu mordują przebywających w nim jeńców. Zacierają ślady. Trzeba uciekać!
— Co robić? — zastanawiał się Kacper.
Miał świadomość, że wyzwolą ich żołnierze radzieccy. Niemców się obawiał, ale bardziej się bał sowietów. Z rozmów z niemieckimi oficerami dowiedział się o wymordowaniu przez sowietów polskich żołnierzy, podoficerów i oficerów oraz generałów. Mówili o odnalezionych masowych grobach w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Tysiące ciał. Kacper pamiętał walki z bolszewikami i ich bezwzględność. Jako były uczestnik wojny polsko – bolszewickiej miał się czego bać. Za namową jednego z lekarzy postanowił udawać kogoś innego, niż jest.
Działa radzieckie grzmiały każdego dnia z coraz większą siłą. Część obsługi niemieckiej opuściła już stalag, w tym wyżsi oficerowie. Pozostali bardziej zainteresowani byli ucieczką w głąb Rzeszy niż pilnowaniem jeńców. Nie było już codziennych apeli, na których sprawdzano stany osobowe, co sprawiło, że jeńcy swobodnie przemieszczali się po obozie. W nocy z dwudziestego pierwszego na dwudziestego drugiego kwietnia 1945 roku esesmani wpędzili wszystkich jeńców do baraków i zaryglowali drzwi. Upchali w tych barakach ponad trzydzieści tysięcy jeńców nie zważając na narodowość i stopnie wojskowe. Sami uciekli. Przebrany w mundur zmarłego brytyjskiego sierżanta Kacper znalazł się w Zatłoczonym baraku z Amerykanami, Anglikami i Francuzami.
Rankiem dwudziestego trzeciego kwietnia stalag wyzwoliła Armia Czerwona. W pierwszej kolejności zabrali swoich jeńców i zamiast ich otoczyć opieką wyżywali się na nich jak na zdrajcach narodu. Zdaniem dowódców żołnierze ci powinni byli umrzeć na polu walki, a nie pozwolić się wziąć do niewoli. Inni jeńcy obserwowali to z przerażeniem. Potem przyszedł czas na polskich jeńców wojennych. Po dokładnym sprawdzeniu ich przeszłości i drogi frontowej zapakowali ich w wagony i wywieźli do Polski. Czy wszyscy bezpiecznie powrócili do domów, nie wiadomo.
Jeńców amerykańskich i brytyjskich pozostawiono jeszcze na terenie stalagu ponad miesiąc. Wykorzystując brak właściwej ochrony stalagu, jeńcy alianccy wymykali się małymi grupkami i uciekali z obozu, wędrując na własną rękę w kierunku linii amerykańskich oddalonych o jakieś osiemdziesiąt kilometrów od Stalagu IV B Mühlberg. Kacper również skorzystał z okazji i przemykając obok śpiących, pijanych żołnierzy radzieckich udał się w kierunku miasteczka Grimma, gdzie Amerykanie zorganizowali obóz przejściowy dla byłych jeńców alianckich.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt