Około dwa tygodnie po tych wydarzeniach rodzina królewska zebrała się wcześnie rano w jadalni na niedzielne śniadanie. Wszyscy zdawali się przygnębieni. Nikt nikomu nie patrzył w oczy. Eimear wmuszała w siebie małe kawałki pieczonego mięsa, krzywiąc się przy tym, a Luka wcale nie jadł. Król Oskar szybko pochłonął swoją porcję i zatopił się w smętnej zadumie. Eileen miała tego dość. Wszystko drażniło ją coraz bardziej. Na przekór ponuremu nastrojowi spokojnie dokończyła posiłek i próbowała zagaić jakąś luźną rozmowę. Niestety każda próba spaliła na panewce. Ojciec nie odzywał się, jakby wcale jej nie słyszał. Luka i Eimear bynajmniej nie pomagali.
Królewna odsunęła nerwowo talerz, skrzyżowała ręce na piersiach i powiodła po wszystkich gniewnym spojrzeniem.
- Czy może mi ktoś wyjaśnić, o co właściwie chodzi?- rzuciła ostro.
Król wzdrygnął się, a Eimear spojrzała na nią gdzieś zza zamglonego błękitu swych okrągłych oczu. Luka otworzył usta, ale nie zdecydował się niczego powiedzieć.
- Ojcze, mój panie, muszę przyznać, że atmosfera w zamku staje się nie do zniesienia.
Król Oskar szukał wyraźnie jakiejś odpowiedzi, lecz nie znalazłszy jej zwiesił głowę. Eileen postanowiła, zatem uparcie milczeć. Kosztowało ją to wysiłek całej woli. Obawiała się, że w każdym momencie może zdarzyć się coś, co spowoduje, że wybiegnie stąd z trzaskiem drzwi.
W kościele w ogóle nie mogła skupić myśli na tym, co działo się na ołtarzu. Nie pamiętała ani słowa z kazania biskupa. Rzadko kiedy wpadała w takie stany. Jedyną ucieczką z sytuacji był dla niej las. Zaraz po obiedzie, ostentacyjnie oznajmiła, że idzie do lasu sama. Miała chociaż nadzieję, że ktoś zaoponuje, ale poranny letarg trzymał jej rodzinę w zimnym uścisku jeszcze mocniej niż na początku. Nikt nie próbował jej powstrzymać.
Wolnym krokiem oddalała się od pałacu. Nie obejrzała się ani razu. Nawet wówczas, gdy usłyszała za sobą ciche stąpanie.
- Królewno, jeśli pozwolisz mi towarzyszyć, będę zaszczycony – usłyszała znajomy głos.
Nieco zaskoczona spojrzała na Cilliana. Nigdy nie szukała towarzystwa poddanych, ale stwierdziła, że może to nienajgorszy pomysł. Rycerz zaintrygował ją. Nigdy nie miała okazji na swobodne zawieranie znajomości.
- Kazali ci iść za mną? – spytała Eileen.
Cillian zmieszał się trochę, ale odparł:
- Nie, pani. Wszyscy są pochłonięci ostatnimi złymi wieściami, przekazanymi przez posłańca z Garmen. Zdziwiło mnie, że idziesz sama. Teraz to naprawdę niebezpieczne.
Eileen uśmiechnęła się pogardliwie, ale zaraz spoważniała. Twarz Cilliana wyrażała szczerą troskę.
- Jakich wieści?
- Nie słyszałaś, wasza wysokość? Garmen poddało się!
Królewna przystanęła, a wraz z nią rycerz. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, ale i ze strachem.
- Ukryli to przede mną. Czy mamy jakieś plany, coś słyszałeś Cillianie? Oczywiście, jeśli możesz mi o tym powiedzieć.
- Niestety na razie nie. Wszyscy są w ciężkim szoku. Jutro odbędzie się Rada Generalna. Już rano wysłano gońców po dwóch członków Rady aktualnie przybywających poza granicami miasta. Do południa w poniedziałek powinni dotrzeć.
Eileen nie odpowiedziała. W milczeniu doszli do lasu. Tutaj nic nie podzielało niepokoju panującego w ludzkich sercach i za to właśnie go kochała. Wzięła głęboki oddech i pewnym krokiem weszła do swojego drugiego królestwa, nawet bardziej ukochanego niż to, do którego formalnie należała. Przywitały ich jak zwykle radosne śpiewy ptaków i szelest dojrzewających na gałęziach liści.
Eileen zatraciła się na chwilę w rozmyślaniach i zupełnie zapomniała o Cillianie. Nie wiedziała, że przez ten czas młody rycerz obserwował ją w zachwyceniu. Jak nieziemska wydała mu się jej rozpromieniona twarz, iskrzące oczy, luźny warkocz związany czerwoną wstążką. Tylko na ułamek sekundy ich oczy spotkały się nim oboje ocknęli się, każde ze swoich marzeń. Zatrzymali się na polanie, w miejscu, gdzie pierwszy raz się spotkali. Eileen przysiadła na pieńku. Rycerz stanął obok, ale królewna poprosiła, aby również spoczął.
Spacerowali tak po lesie kilka godzin z przerwami. Cillian rzadko zabierał głos, ale Eileen nie potrzebowała rozmowy. Wtem, w oddali dało się słyszeć tętent końskich kopyt. Cillian odruchowo złapał za rękojeść swego miecza i stanął kilka kroków przed Eileen czekając na spotkanie z tajemniczymi jeźdźcami. Zaraz jednak rozluźnił uścisk i dał znać królewnie, że nie ma się czego obawiać. Byli to słudzy królewscy, którzy wreszcie poszli jej szukać. Wyglądali na zaniepokojonych, więc odetchnęli z ulgą, gdy zobaczyli, że nie wędrowała samotnie.
Wszyscy razem powrócili do zamku eskortując Eileen. Ku uciesze króla, zdążyli dojść nim zaczął się obiad. Nastroje rodziny królewskiej wcale się nie poprawiły. Na obiad zaproszono kilkunastu państwowych dostojników. Król nie mógł być zbyt niemrawy, ażeby nie okazać im lekceważenia, ale mówienie było dla niego nader przykre.
Panowie rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami. Młoda królewna niewiele zdołała wychwycić z tego gąszczu półszeptem wypowiadanych słów. Potwierdziły się jednak słowa Cilliana. Garmen poddało się. Eileen zapragnęła porozmawiać z kimś, ale siedząca po jej prawej stronie siostra zachowywała się jak nieobecna. Luka zaś prowadził zażartą konwersację z Panem Maores, prowincji graniczącej przez morze z upadłym królestwem Garmen.
Jedyną rozrywką, jaka jej pozostała to przyglądanie się biesiadnikom. Kojarzyła prawie wszystkie twarze. Rozpoznała też ojca Cilliana, człowieka w poważnym już wieku, z długimi jasnymi włosami, poprzetykanymi srebrnymi pasmami. Jego poznaczona głębokimi bruzdami twarz nie wyglądała staro. Wydrążyły je zapewne liczne, trudne doświadczenia, a przywoływały równie bolesne wspomnienia i zgryzota. Pan Liam siedział po prawej stronie króla, co było niemałym wyróżnieniem. Eileen nigdy wcześniej nie widziała go w tak uprzywilejowanej pozycji. Była ciekawa, co nagle zmieniło się w ich stosunkach. Liam słynął z doświadczenia bojowego i genialnego zmysłu taktycznego, był też dobrym ministrem, ale Ilwana od dawna nie prowadziła wojen. Nie był to dobry znak.
W końcu, znudziła ją obserwacja sali jadalnej, więc postanowiła zagadnąć siostrę.
- Eimear!
Dziewczyna wzdrygnęła się.
- Och Eileen! W ogóle nie rozumiem, co się tutaj dzieje! Wszyscy zachowują się jakby coś knuli. Nie dziwię się, że uciekłaś do tego swojego lasu, ale mogłaś zabrać mnie ze sobą.
Eileen pożałowała swojego zachowania rano. Zupełnie jak rozpuszczona księżniczka! W twarzy Eimear zobaczyła przykrość. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak samolubnie traktowała własne problemy. Według niej to Eimear zachowywała się czasami niedojrzale. Zamykała się w sobie, a ona nie starała się chociaż zapytać o źródło jej smutku, tylko zostawiała ją samą sobie. Odkąd w królestwie zaczęły dziać się dziwne rzeczy, pozostawała w obrębie własnych trosk. Spojrzała przepraszająco na Eimear i objęła ją mocno, aby się nie rozpłakać.
- Przepraszam Eimear. Chyba od jakiegoś czasu głupio się zachowuję.
Jasnowłosa królewna zachichotała.
- To prawda, ale nie wyrzucaj sobie. Chyba obie nie umiałyśmy ze sobą porozmawiać. Wiesz, przytłacza mnie atmosfera niepewności i ten zwierzęcy lęk. Rozbiegane spojrzenia, nerwowe szepty…to wszystko sprawiło, że zaczęłam odchodzić od zmysłów. Do tego stopnia, że… śledziłam ciebie i tego rycerza. Przez godzinę.
- No to muszę ci przyznać, że mogłabyś być świetnym szpiegiem. Nie usłyszałam żadnych podejrzanych odgłosów.
- Raz, co prawda, chciało mi się kichnąć, wiec trochę spanikowałam.
Eileen roześmiała się na tyle głośno, że zwróciła na siebie kilka karcących spojrzeń.
- Właśnie o tym mówiłam – Eimear również dostrzegła reakcję towarzystwa na rozbawienie starszej siostry. – Eileen, czy wiesz o czymś, co choć trochę rozwieje moje wątpliwości?
- Tak, ale nie mogę powiedzieć ci o tym tutaj. Wydaje mi się nawet, że nie powinnam o tym wiedzieć. Usłyszałam o tym od Cilliana. Wszystko jedno, przyjdę po obiedzie do twojej komnaty.
- Czy Cillian, to ów młody rycerz, który z tobą szedł?
- Tak, właśnie on.
W sercach dziewcząt zagościł pokój, jaki daje choćby nieznaczne uchylenie rąbka tajemnic serca po długotrwałym trzymaniu go pod kluczem. Mimo to, wstrząsnęło nimi nagłe wejście bladego jak ściana podczaszego. Szybkim krokiem podszedł do króla i pochyliwszy się nad jego uchem, drżącą dłonią osłonił usta, ale królewny i tak usłyszały jego zduszony przerażeniem głos:
- Wasza wysokość! U bram miasta, wraz z czterema towarzyszami, stoi poseł z Qatrin!
Król Oskar zerwał się na równe nogi, przewracając puchar z winem. Goście przerwali rozmowy. W sali zaległa napięta cisza. Król przemówił:
- Moi Panowie! U bram Sillii czeka qatriński goniec ze świtą. Co na to powiecie?
Trzy czwarte panów bezwiednie skopiowało niezdarne zachowanie monarchy i po chwili każdy, kto nie zdążył dość szybko wstać, miał szaty poplamione wybornym napojem. Niektórzy krzyczeli coś do króla, inni zaczęli przechadzać się po sali. Trwało to dopóki, doputy Pan Liam nie zabrał głosu:
- Miłościwy królu! Zgromadzeni! Raczcie wysłuchać mojej rady. Emisariusz powinien zostać przyjęty. W obecnej sytuacji niebezpiecznie jest lekceważyć poselstwa Qatrin. Wiemy, że cesarscy wysłannicy zawsze szanują obyczaje państw, do których są kierowani. Jeżeli odrzucimy posła, cesarz może odebrać to jako zniewagę wystarczającą do wypowiedzenia wojny.
Obecni pokiwali głowami na znak zrozumienia. Nie znalazł się nikt, kto zaprzeczyłby mądrym słowom Liama z Kalis. Król podniósł rękę.
- Zgadzam się z tobą szlachetny Liamie. Nie ma innej opcji. Trzeba wysłuchać posła.
Potem przywołał sługi. Jedni uprzątnęli stół, a drudzy przygotowali główną salę. Królewny miały zamiar wycofać się, ale ojciec powstrzymał je.
- Chcę, abyście uczestniczyły w spotkaniu z gońcem. Wiem, że jest to niezgodne z obyczajem, ale powinnyście być obecne, tam gdzie ważą się losy kraju.
Nie minęło pół godziny, nim na dziedzińcu rozległ się przeciągły dźwięk trąb oznajmiających przybycie posła. Rodzina królewska i dostojnicy przebywający w zamku czekali na niego w kamiennej, krzyżowo sklepionej sali. Cienie dębowych siedzisk wydłużały się na szarych ścianach. Zbliżał się wieczór dzisiaj wyjątkowo wcześnie, ze względu na nadchodzącą od wschodu burzę.
Eileen uporczywie wpatrywała się w okute żelazem dwumetrowe drzwi. Wreszcie pojawiła się w nich niewielka szczelina, a po chwili całkiem otwarte, ukazały smagłe, wąsate twarze qatrińskich wysłanników. Ubrani byli w powłóczyste, tkane ze złotych nici płaszcze, wysadzane szmaragdowymi i rubinowymi oczkami wielkości orzechów laskowych. Do lewych boków przypasane mieli długie, cienkie miecze zwane nidell, których nazwa wywodzi się od qatrińskiego słowa oznaczającego igłę. Cesarscy żołnierze gardzili pochwami na miecze. Rozwiązanie to miał swoje uzasadnienie – zaatakowany znienacka wojownik nie tracił czasu na wyjmowanie broni z pokrowca. Nagie ostrza trzymały się skórzanego pasa na wąskim, mocnym rzemieniu, odpinanym zręcznie w razie konieczności. Nikt nigdy nie widział, by Qatrińczyk zranił się własnym nidell lub zgubił go. Jednakowoż, posłowie zakryli je połami płaszczy, ponieważ w całym zachodnim świecie obnażony miecz traktowano jako otwartą groźbę.
Szli pewnym, swobodnym krokiem. Nie znać było w ich postawach lęku ni zniecierpliwienia, które mogłoby spowodować przedłużające się oczekiwanie pod bramami stolicy. Ich oblicza nie wyrażały żadnych emocji. Kontrolowane, zimne spojrzenia utwierdzone w królu Ilwany rzucały wyzwanie.
Eileen zerknęła z ukosa na ojca. Nadzieja zaczęła wracać do jej serca. Cesarscy słudzy zrobili wrażenie swoim wejściem, ale to nie oni byli panami sytuacji. Widziała ukrytą za doskonałym opanowaniem drwinę, z jaką król patrzył na posła. Rozgryzł ich w pierwszym momencie. Wrócił stary Oskar II, władca, z którym trzeba się liczyć, którego milczenie wzbudzało grozę, bo zawsze poprzedzało przemyślaną i nieodwołalną decyzję. Odważnie odwzajemniał harde spojrzenie emisariusza, co sprawiło, że z czarnych jak węgiel oczu Qatrińczyka na ułamek sekundy wydobył się złowieszczy błysk.
Zatrzymali się dziesięć stóp przed tronem królewskim. Skłonili się, schylając powoli głowy do wysokości kolan. Wtedy, po raz pierwszy napięte mięśnie twarzy posła zmieniły położenie pod wpływem wymuszonego uśmiechu.
- Bądź pozdrowiony szlachetny królu Oskarze, władco potężnej, kwitnącej Ilwany, królestwa, którego dzieci słusznie zwane są owocami lasu, gdyż na całym świecie słynie z doskonałych drew, jagód i wybornych miodów! Kłaniamy Ci się nisko królu, my słudzy cesarza Qarena XV, pana Qatrin, i całej południowo-zachodniej Estji! – rzekł poseł płynną ilwańszczyzną.
- Witajcie pokorni słudzy wielkiego cesarza! – odpowiedział król Oskar. – Co skłoniło jego cesarską mość do tego niespodziewanego, acz niezwykłego poselstwa?
Qatrińczyk nie odpowiedział od razu. Delektował się chwilą, gdyż w jego umyśle nie zaświtała choćby jedna ostrzegawcza myśl. Był pewien triumfu. Nie spuszczając stalowego spojrzenia z Oskara II, odezwał się po chwili:
- Mój pan, najjaśniejszy cesarz Qatrin, życzy sobie pozostać z waszą królewską mością w jak najlepszych stosunkach.
- Bardzo rad jestem, szlachetni panowie, że jego cesarska mość w swej łaskawości raczył pomyśleć o mojej skromnej osobie jako o partnerze międzynarodowych stosunków.
Eileen zagryzła wargi. Spojrzała na Lukę i Eimear. Brat również odczytał zawoalowaną kpinę. Kąciki jego ust drgały. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech, aby powstrzymać wybuch śmiechu. Młodsza siostra świdrowała posła swymi okrągłymi, błękitnymi oczami, zupełnie pochłonięta rozgrywającą się sceną.
- Jednakże, w jego szczodrobliwej prośbie – kontynuował król – zdaje się tkwić coś więcej, nieprawdaż? Czy istnieją okoliczności, które mogłyby stanąć na przeszkodzie naszej, jak się okazuje, dobrej relacji, skoro mówicie „pozostać”?
Poseł wyglądał na zdezorientowanego. Zrzucił maskę nieszczerego uśmiechu. Jego rysy stężały jeszcze bardziej. Spuścił na chwilę wzrok, szybko jednak opamiętał się i rzekł:
- Wasza królewska mość wybaczy, ale sytuacja królestwa Ilwany wydaje się bardzo jasna…
- Oświećcie mnie!
Emisariusz z Qatrin nie spodziewał się, że monarcha będzie udawał nieporuszonego wojną z Garmen. Nawet jeśli po tak długim czasie nie dotarły do niego wiadomości o upadku sojusznika, na pewno słyszał o niezwykłych osiągnięciach cesarskiej armii. Najbardziej zbijający z tropu było to, że nie okazał paniki na sam dźwięk imienia cesarza. Oskar II górował doświadczeniem i wiedzą nad młodym cesarzem. Swą dostojną powagą zmiażdżył arogancję wysłannika Qarena XV, który od teraz musiał ważyć każde słowo, aby nie obróciło się przeciwko niemu samemu.
- Wasza magnificencjo!
Poseł wyczerpał już wszelkie możliwe zwroty grzecznościowe, a nie zdążył jeszcze przejść do sedna wypowiedzi.
– Mój pan stoczył kilka zwycięskich wojen podczas swego krótkiego panowania. Należy do nich również ostatnia, a mianowicie, wojna z Garmen. Nasamprzód, cesarz pragnie wyrazić podziw dla dzielności i kunsztu walki waszych wojowników królu, wysłanych na pomoc Garmeńczykom. To oni opóźnili ostateczne zwycięstwo naszych oddziałów.
- Pochlebiasz mi, cesarski sługo.
- Dlatego też, pan mój cieszyłby się z zyskania takiego sojusznika.
Król Ilwany nie raczył odpowiedzieć.
- Powiem wprost! Cesarz Qaren XV, w swej niezmierzonej roztropności, proponuje wam członkostwo w koalicji militarnej.
Władca Ilwany uniósł brwi i powoli rozejrzał się po sali.
- Słyszycie Panowie Ilwany? Proponują nam sojusz!
Wśród szlachty powstał szmer, ale nikt nie odważył się powiedzieć nic na tyle głośno, aby dotarło to do królewskich uszu.
- Na czym miałaby polegać ta koalicja?
- Po pierwsze: wszyscy członkowie będą mieli taki sam status, to znaczy, każda decyzja podejmowana będzie wspólnie. Po drugie: kiedy jedno państwo zostanie zaatakowane, pozostałe przyjdą mu z pomocą…
- Cesarski sługo, musisz wiedzieć, że moje królestwo jest już członkiem takiego sojuszu.
- Tak najjaśniejszy panie, ale nasz zakłada dodatkowo wspólne podboje.
Oskar II oparł się na prawym podłokietniku. Wyglądał na zamyślonego. Czy naprawdę rozważał propozycję wschodniego monarchy? Gęstniejąca cisza stawała się coraz cięższa, aż wreszcie przerwał ją niski głos posłańca:
- Rozumiem, że wasza królewska mość pragnie zasięgnąć opinii swoich doradców…
- Bynajmniej, pośle. Doskonale wiem, co robić. Jestem tylko ciekaw, jaki kierunek podbojów zamierza obrać wasz cesarz.
- Proszę o wybaczenie, ale na to pytanie nie jestem w stanie dać odpowiedzi. Taka decyzja mogłaby zostać podjęta tylko na wspólnej naradzie sojuszników.
- Rozumiem. Niestety nie mogę przyjąć oferty jego wysokości, gdyż nadal obowiązuje mnie dotychczasowe porozumienie. Poza tym cesarz nie zaufałby komuś, kto zdradza sprzymierzeńców na rzecz własnych korzyści.
Emisariusz przestąpił niespokojnie z nogi na nogę.
- Nie pozostaje mi więc nic innego jak wyrazić uznanie dla waszej honorowej postawy, królu, ale nie uważam, że decyzja o porzuceniu słabej koalicji dla mocniejszej, okryłoby was hańbą. Wszak, bezpieczeństwo waszego kraju powinno liczyć się najbardziej.
Król Oskar poczerwieniał i gwałtownie wstał z tronu:
- Jak śmiesz pouczać mnie o tym, co jest właściwe?!
Qatrińczyk drgnął i wymamrotał jakieś niezrozumiałe słowa.
- Powiedz swojemu cesarzowi, że oprócz królewskiego pozdrowienia przekazuję mu zgodę na zachowanie pokojowych stosunków.
Qatrińczycy skłonili się i wyszli z sali. Król długo nie wstawał z tronu. Inni też nie odważyli się opuścić swoich miejsc.
- Ojcze, to było genialne! – powiedział w końcu Luka. – Widziałeś ich miny jak wychodzili?
- Synu – rzekł król. – To dopiero pierwsza bitwa, którą Ilwana stoczyła z cesarzem.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt