OWOC LASU - CZ. I - Rozdział czwarty. - Ala Mak
Proza » Długie Opowiadania » OWOC LASU - CZ. I - Rozdział czwarty.
A A A

Rozdział czwarty.

 

Dzień na zielonych równinach Garmen leniwie wyłaniał się zza rzednących chmur. Temperatura rosła z każdą minutą. Qatrińskie wojsko, nieprzyzwyczajone do klimatu surowszego od rodzimego, z ulgą powitało rozgrzewające powiewy porannej bryzy. Żołnierze powoli zabierali się za przygotowanie prowiantu, krzątali się tam i ówdzie w poszukiwaniu drewna na opał, niektórym udało się upolować niewielką zwierzynę. Co prawda, nie brakowało im zapasów jedzenia, a to dzięki prędkości z jaką podbili Garmen.

Tylko w jednej części polany nadal panował spokój. W centrum obozowiska stał niewyróżniający się ciemnoszary namiot. Wokół niego czterech ludzi stało, a raczej, siedziało na czatach. Cesarz nie chciał niepotrzebnie przykuwać uwagi przeciwnika, dlatego zawsze podczas kampanii wojennej podróżował w zwykłym, żołnierskim rynsztunku, a jego namiot na zewnątrz wyglądał zupełnie tak, jak pozostałe.

Cesarz tuż po zwycięstwie nad armią Garmen posłał do Qatrin po swoich ludzi, którymi miał obsadzić urzędy w nowo podbitym królestwie, ale póki co trzeba było trzymać zdobyte twierdze w szachu. Dlatego nie rozsiadł się jeszcze na tronie należącym niedawno do króla Leona, ale czujnie wyczekiwał przybycia posiłków.

Słońce prażyło coraz mocniej. Wczesna wiosna potrafiła zaskakiwać zmiennością. Cesarz usiadł na posłaniu i wyjrzał na zewnątrz przez szparę. Przymrużył porażone ostrym światłem oczy i przysłonił je wierzchem opalonej dłoni. Potem wstał, przebrał się i wyszedł na zewnątrz. Czatujący żołnierze oddali mu pokłon, klękając na oba kolana i pochylając głowę aż do ziemi. Młody władca zdążył się już do tego przyzwyczaić, ale mimo to, za każdym razem odczuwał przypływ dumy. Widok zalęknionych twarzy poddanych wyzwalał w nim przyjemność, której nie umiał zinterpretować.

Pamiętał, kiedy po raz pierwszy poddani pokłonili mu się podczas koronacji. Zaszumiało mu w głowie, jego serce zabiło jak szalone. Dla tego uczucia warto było zostać cesarzem. W jednej chwili zobaczył całą swoją świetną przyszłość, drogę przepełnioną triumfem. Słyszał szczęk żelaza, okrzyki bojowe, legiony bezlitośnie miażdżące przeciwnika, chór tysięcy gardeł w euforii wykrzykujących jego imię, aż w końcu nie było już nikogo, kto nie mdlałby na jego dźwięk. Wieniec z wawrzynu ozdobił jego skronie…W tamtej właśnie chwili powiedział ‘tak’ wspaniałej wizji i nigdy nie tracił jej z oczu.

Cesarz Qaren otrząsnął się z reminiscencji. Spojrzał w niebo. Słońce wznosiło się coraz wyżej. Lada chwila powinni pojawić się jego wysłańcy. Specjalnie kazał rozstawić obóz niedaleko portu morskiego.

          Na horyzoncie zamajaczyły małe punkciki. W miarę jak się przybliżały, nabierały kształtów konnych jeźdźców. Cesarz, z niecierpliwością oczekiwał powracającego posła. Usiadł na krześle rozstawionym pod niewielkim baldachimem i wpatrywał się w ten dynamiczny widok.

Monarcha nigdy nie umiał wyczytać niczego z wyrazu twarzy swego gońca. Dlatego właśnie, powierzał mu najważniejsze poselstwa. Z jednej strony irytowała go jego poker face, ale u emisariusza była to bardzo pożądana cecha. Jednak tym razem, kiedy wierny generał Tessera stanął przed nim, drżały my dłonie. Nie umiał znieść też wzroku cesarza. Qaren XV pominął zwyczajowe powitanie i od razu zapytał:

- Jakie wieści przynosisz Tessero?

- Najjaśniejszy panie…król Oskar II jest bardzo szacownym i szlachetnym człowiekiem, tak jak raczyliście to przewidzieć. Przyjął nas przed oblicze swoje, swego syna i córek, oraz najwspanialszych dostojników zaraz po tym, jak o to poprosiłem.

- Do rzeczy Tessero, jaką dał ci odpowiedź?

          Głos uwiązł Tesserze w gardle i wiele kosztowało go odzyskanie mowy. Tym razem już mniej dźwięcznej i pewnej.

- Wasza cesarska mość! Król Oskar wysłuchał oferty, jednakże, nie zdecydował się jej przyjąć.

          Cesarz groźnie zmarszczył brwi.

- Opowiadaj!

          Generał szczegółowo zrelacjonował przebieg audiencji. Qaren XV zamyślił się. Nic nie mówiąc, wstał z miejsca i skinął na Tesserę, by wszedł razem z nim do namiotu. Generał należał do jego najbardziej zaufanych doradców.

- Siadaj generale.

- Ależ, wasza wysokość…

- Teraz będę mówił z tobą jak z doradcą.

          Tessera usiadł niechętnie i jakby z obawą, czy cesarz mówi poważnie.

- Nie chcę aby tamci wszystko słyszeli – zaczął młody władca. – Teraz powiedz mi, jaki naprawdę jest król Ilwany? Jak cię przyjął, jak się zachowywał?

- Nie zdradzał najmniejszych obaw ani niepokoju. Sądziłem, że po twoim wspaniałym zwycięstwie nad Garmen, król Oskar, w obawie przed wojną, zgodzi się na sojusz. Okazuje się, że on wcale nie boi się Qatrin. Co więcej, dał mi poznać, że uważa się za kogoś, z kim trzeba się liczyć.

- Jedno mnie tylko zastanawia, Tessero. Dlaczego w audiencji uczestniczyły jego córki? To wbrew ich zwyczajom. A na dodatek, mówisz, że byli tam też magnaci?

- Tak, panie! Na pewno byli to jego Panowie. Każdy z nich miał na piersiach charakterystyczny dla nich złoty medalion.

- Możesz sobie przypomnieć, ilu dokładnie?

- Szesnastu. Jestem tego pewien. Krzesła stały w dwóch rzędach, każdy po osiem siedzisk.

- Czyli brakowało tylko dwóch Panów Ilwany. Nie zastanawia cię to, generale?

          Tesserę zastanowiło to. Nie pomyślał o tym przedtem. Zbyt zdruzgotany porażką, przez całą drogę powrotną obawiał się reakcji cesarza.

- Musiał ich zwołać, być może na naradę.

- A dwóch brakowało dlatego, że nie zdążyli jeszcze dojechać.

- Co oznacza, że zdążył wydać Panom rozkaz przybycia do zamku Tessero, Ilwańczycy są przerażeni. Jednocześnie, ich władca posiada doskonałą punktualną wręcz intuicję zwołując walne zgromadzenia tuż przed kluczowymi, zagranicznymi poselstwami.

- Wasza ekscelencja jest w wieku mego syna, ale mądrością dorównuje starszym.

          W czarnych oczach Qarena XV pojawiły się znajome generałowi ogniki.

- Król Ilwany rzucił nam rękawicę, a więc podniesiemy ją. Nie od razu co prawda. Musimy lepiej przyjrzeć się Ilwańczykom. Nie wiadomo, do czego zdolni są przyparci do muru. Nie wolno nam ich lekceważyć. Mają jedną z najlepiej wyszkolonych armii na kontynencie. Podejdziemy ich inaczej. Co proponujesz Tessero?

          Generał uśmiechnął się pod wąsem.

- Jeśli wasza łaskawość darzy mnie życzliwością, pozwolę sobie zaproponować, by wpierw umocnić naszą pozycję w podbitym Garmen, a następnie iść na północny zachód. W końcu dotrzemy do Ilwany.

- A zatem Nualia?

- Nualia.

          Generał wyszedł z cesarskiego namiotu. Młody cesarz położył się na posłaniu z lewą nogą zgiętą w kolanie. Prawą ręką podłożył sobie pod głowę. Dystans, jaki dzielił ziemię Ilwany od Garmen był dość niewygodny, aby pokonać go tuż po zawładnięciu nowym królestwem. A jednak, to Ilwana stanowiła dla niego smakowity kąsek, po który wybrał się na Zachodni Kontynent.

Król Oskar II od dawna był dla niego zagadką. Obserwował go już ojciec Qarena, który zaszczepił w synu pragnienie stanięcia w szranki z budzącym grozę Ilwańczykiem. Państwa Estji nudziły cesarza swoją niewydarzoną taktyką i słabością. Chciał zmierzyć się z kimś godnym siebie.

Władca, który stawia wszystko na jedną kartę jest albo niespełna rozumu, albo ma nieznaną przeciwnikowi broń. Ta pierwsza opcja nie wydawała się prawdopodobna w odniesieniu do ilwańskiego monarchy. Na pewno nie brakowało mu odwagi, skoro w krytycznej sytuacji zachował trzeźwość umysłu. Zachwiał pewnością Tessery. Już samo to wystarczyło, by zaimponować cesarzowi.

Qaren XV dziwił się własnym odczuciom - król Ilwany rzeczywiście budził szacunek. Znalazł godnego siebie przeciwnika. Jeśli chciał zostać nowym Aleksandrem Macedońskim musiał ostudzić swój zapał i dokładnie przyjrzeć się przeciwnikowi. Nie wątpił, że potrafi to zrobić.

 

* * *

 

Dwóch pozostałych Panów zdążyło dotrzeć do Sillii przed południem. Król nakazał rozpoczęcie obrad. Tym razem Eileen i Eimear nie zostały dopuszczone do uczestniczenia w spotkaniu. Wyszły na spacer w towarzystwie Cilliana. Eileen zauważyła, że jej nowy znajomy zrobił duże wrażenie na młodszej siostrze. Eimear, zgodnie ze swoim zwyczajem, nie mówiła zbyt wiele, ale za każdym razem, gdy robił to rycerz, wpatrywała się w niego nieświadoma, że im dłużej opowiadał, tym szerzej otwierała oczy i usta.

Eileen uśmiechała się do siebie na ten widok. Zdążyła już trochę poznać Cilliana podczas ich ostatniej wyprawy. Był bardzo miłym i mądrym chłopcem. Lubiła z nim rozmawiać. Miał dużą wiedzę, podzielał jej zamiłowanie do przyrody, a co najważniejsze, zwiedził niemal każdy zakątek kraju. Razem z ojcem niejednokrotnie zapuszczał się w najdalsze rubieże Ilwany, nie tylko w celach służbowych. Tak więc, Cillian zwiedził góry, ciemne turkusowe jeziora, gęsto zarośnięte jedliny i dąbrowy, przeprawiał się przez szybkie nurty rzek. Dotarł nawet nad Morze Środkowe. Ilwańskie wybrzeże nie należało do najdłuższych. Stanowiło część północno wschodniej granicy państwa.

Długie opowieści Cilliana nie były tylko czczą gadaniną. Mówił powoli, spokojnie, nie koloryzował, nie wyolbrzymiał, nie wymyślał niestworzonych przygód, co często zdarzało się ludziom jego pokroju w rozmowach z damami dworu. Czasami przerywał, aby dać możliwość wypowiedzenia się drugiej stronie kontynuował i dopiero po dłuższej chwili milczenia.

Wielka Rada została przerwana tylko na czas obiadu i trwała aż do wieczora. Eileen siedziała wtedy na tarasie z książką w ręku i powoli zaczynała ogarniać ją senność. Zapadła w drzemkę, z której zbudził ją cichy głos siostry:

- Eileen, ojciec prosi nas do głównej sali, zostaną ogłoszone postanowienia obrad.

          Królewny poszły i zasiadły na swoich miejscach. Gdy zebrali się wszyscy dostojnicy, Pan Liam wystąpił na środek ze zwojem w ręku.

- Zebrani Panowie, córki królewskie, szlachetny następco tronu, wasza wysokość królu Oskarze II! Jako, że zostałem wybrany marszałkiem tego posiedzenia, mam zaszczyt przedstawić jego ustalenia.

          Liam przerwał, by bardziej rozwinąć papier.

- „My tutaj zgromadzeni, w obliczu rosnącego zagrożenia od zewnętrznego wroga, postanawiamy utrzymać w mocy mobilizację oddziałów wojskowych. Ponadto zostanie rozmieszczone pięć dodatkowych pułków królewskich wzdłuż granicy morskiej, jako że Wyspy Amarilskie najprawdopodobniej zachowają neutralność i nie będą bronić cesarzowi użycia swego terenu w celach operacyjnych…”

Trzeba wiedzieć czytelnikowi, że wyspy te należały do Zachodu, ale nie utrzymywały z nim kontaktów handlowych i politycznych. Cesarz nie zajął ich z prostego powodu – szkoda mu było tracić sił na tchórzliwą krainę, która i tak poddawała mu się bez walki.  

          „…Jutro, to jest, 14 kwietnia 1412 A.D. wraz z porannym biciem dzwonu, wysłany zostanie poseł do Królestwa Nualii, w celu zawiadomieniu sojusznika o krytycznej sytuacji, zaistniałej w naszej części kontynentu. Potrzebne jest zacieśnienie przymierza poprzez upewnienie się o jego aktualności, a także zaplanowanie zgromadzenia przedstawicieli państw członkowskich Sojuszu Wschodniego.

Z tym zgadzamy się my niżej podpisani…”

          Wymieniono po kolei imiona i nazwiska Panów oraz króla. Do umysłu Eileen dopiero teraz przebijała się świadomość grożącego królestwu niebezpieczeństwa. Wcześniej traktowała je jako odległe spekulacje. Nie wstrząsnęło nią zdobycie Garmen przez Cesarza. Może właśnie dlatego, że stało się to tak szybko, zbyt szybko, by można w to uwierzyć.

Nagle otworzyły jej się oczy i ujrzała całą grozę bezlitosnej wojny czyhającej u progu, nieuchronną klęskę, a przede wszystkim krew - morze krwi z łatwością rozlewanej przez qatrińskich żołnierzy, patrzącymi w oczy przeciwników stalowymi oczyma cesarskiego posła. Pamiętała jego twarz. Od pierwszego momentu, kiedy ją zobaczyła, uderzyła ją zimna srogość zastygłego okrucieństwa, które oglądał i którego musiał dopuszczać. To wszystko ukazało jej się nagle, jak niezagojona rana spod zdartego opatrunku.

Czy można nie wiedzieć, o tym, że ma się ranę? Tak, a im głębsza, tym szybciej się jej wypieramy, a rany duszy potrafią być bardzo głębokie, niewidoczne na zewnątrz, zaś ich opatrunkiem – niepamięć. Lecz niechaj tylko jedna nieposłuszna myśl wymknie się spod kontroli i zabłąka w zakazane rejony. Od razu naszym oczom ukazuje się naga prawda. Eileen doświadczyła tego w ułamku sekundy. Tą raną, z której w ogóle nie zdawała sobie sprawy był lęk – lęk przed wojną w Ilwanie, przed utratą rodziny, przed niewolą, a nawet przed śmiercią. Najgorszy jednak był lęk przed cesarzem. Bała się go jak ognia. Czy człowiek, mógł dokonywać tak nieludzkich czynów?  

          Zacisnęła zęby. Wczepiła się dłońmi w drewniane podłokietniki, póki tępy ból nie zmusił jej palców do rozluźnienia uścisku. Walczyła z ogarniającą ją bezwładnością. Na szczęście nikt nie widział, w jakim była stanie. Nikt oprócz Eimear, która posłała jej pełne zdziwienia spojrzenie, ale Eileen pokiwała tylko przecząco głową, by tamta nie podnosiła alarmu. Po kilku minutach atak paniki minął i królewna czuła się wycieńczona psychicznie. Nie słyszała reszty słów wypowiadanych przez marszałka i innych dostojników.

          Po zakończonym spotkaniu, powoli opuściła salę w towarzystwie siostry.

- Eimear, boję się…

Eimear wzięła ją pod rękę i powiodła na taras, gdzie miały dość prywatności. Nawet więcej niż w swoich komnatach, bo o tej porze, kiedy już się ściemniło, nikt nie podejrzewał, że mogą tam być.

- Eileen! Co się dzieje?! Mów, skąd ta nagła zmiana? Wyglądasz jakbyś miała zaraz zejść z tego świata! Chyba cię nie otruto?!

- Nie, to nie zatrucie. Ale… boję się…

- Czego? Sytuacja jest groźna, ale myślisz, że zostaniemy podbici w kilka dni jak Garmen?

- Eimear – Eileen położyła dłonie na ramionach siostry i spojrzała jej w oczy. – Mam głębokie przekonanie, że tego, co się teraz dzieje, nie można zatrzymać! Że to coś więcej niż wojna.

- Ale co masz na myśli? Na razie nic się nie zmieniło, oprócz tych poselstw, rady…

- O tym mówię, a to dopiero wstęp! Nie unikniemy wojny z Cesarstwem.

- Nie możesz tak mówić! – Eimear zaczynał udzielać się przestrach starszej siostry.

- Słyszałaś, co ojciec powiedział po zakończonym poselstwie z Qatrin.

          Eimear zamyśliła się na chwilę.

- Eileen…

- Tak…?

          Młodsza królewna nieznacznie wychyliła się przez balustradę. Nie było widać gwiazd. Fala jej złotych włosów się na tle złowieszczo zachmurzonego, nocnego nieba. Spuściła głowę, siłując się z własną niechęcią do wyjawienia sekretu pochodzącego z dna jej serca.

- Widziałam objawy…choroby.

- Czyjej choroby, Eimear?

- Ciężki oddech, częsty kaszel…raz niechcący zobaczyłam krew na chustce.

          Eimear zakrztusiła się łzami, które od dłuższego czasu spływały jej po policzkach.

- Ale czyjej?! O kim mówisz?! – Eileen podeszła do siostry i wstrząsnęła nią porywczo.

- Tata ma suchoty!

          Ręce Eileen bezwładnie opadły wzdłuż ciała.

- Luka wie?

- Chyba nie…tak mi się zdaje.

- A ty? Od jak dawna?

- Od miesiąca.

- Jak on to maskuje? Nigdy nie było przy nim żadnych lekarzy.

- Wpuszcza ich potajemnie. A przynajmniej nie w zamku. Raz go śledziłam. Ubrał się w jakieś łachmany i poszedł na drugi koniec miasta, do zwykłego lekarza, mającego dobrą opinię wśród ludu. Przykucnęłam pod oknem izby. Wszystko słyszałam.

          Eileen usiadła na leżaku i oparła głowę na dłoniach.

- Ile…

- Ile mu zostało? – Eimear wyjęła jej trudne pytanie z ust. – Teraz chyba około czterech miesięcy, jeśli ma dość silny organizm. Możliwe, że dłużej. Nikt nie może tego przewidzieć.

          Potem wybuchła niekontrolowanym płaczem. Eileen objęła ją silnie, częściowo ze współczucia, a częściowo dlatego, że chciała choć trochę stłumić hałas, jaki Eimear robiła swym lamentem. Sama miała ochotę pęknąć z rozpaczy, ale powstrzymała się. Gdy Eimear uspokoiła się, ruszyły po cichu do swoich pokojów.

Nie wszyscy jeszcze położyli się spać. W korytarzu zobaczyły Cilliana. Żeby uniknąć spotkania z nim, skręciły ostro w prawą stronę i szybko wbiegały po schodach na pierwsze piętro pałacu, ale rycerz przyśpieszył kroku i dogonił je zanim jeszcze znalazły się na górze.

- Wasza wysokość!

          Królewny zatrzymały się i odwróciły w stronę, skąd dochodził głos. Zmuszone były spokojnie zejść ze schodków, żeby ich zachowanie nie wydało się zbyt podejrzane. Cillian ukłonił się nisko.

- Królewno Eileen! Królewno Eimear!

- Czy coś się stało Cillianie? – zapytała poirytowana Eileen.

Rycerz stropił się widząc surowy wyraz jej twarzy.

- Wybaczcie panie, nie chciałem was niepokoić.

          Rysy Eileen złagodniały.

- Chciałem tylko pożegnać się z wami. Jutro z samego rana wyruszam w poselstwie do Nualii.

          Eimear wydała cichy okrzyk. Cillian spojrzał na nią i uśmiechnął się.

- Ile może to potrwać? – spytała młodsza królewna.

- Nie dłużej niż dwa tygodnie, jeśli niesprzyjająca pogoda nie stanie nam na przeszkodzie…

- Ale jak tam dotrzesz Cillianie?

- Pojadę na zachód przez Ermanię.

- To nie jest bezpieczna droga – powiedziała Eimear zatroskanym głosem.

- Bez obaw, pani. Dostanę listy polecające od króla. Zabiorę ze sobą tylko trzech ludzi. Ermania nie ma powodu atakować posłów.

          Rycerz przyjrzał się królewnom uważniej.

- Czy coś was niepokoi, wasze wysokości?

- Nie, skądże, jesteśmy po prostu zmęczone dzisiejszym dniem – wymijająco odparła Eileen.

Wiedziała, że Cillian nie uwierzył, ale postanowił nie drążyć tematu. Królewny podały my ręce do pocałunku. Już miał odchodzić, lecz wtem obrócił się gwałtownie do Eileen i spytał:

- Czy mogę liczyć na waszą przyjaźń, o pani?

- Pewnie Cillianie, - powiedziała nieco zaskoczona Eileen. – Dlaczego miałoby być inaczej?

          Młodzieniec, zadowolony z odpowiedzi, skłonił się raz jeszcze i szybko się oddalił. Królewny też poszły w swoją stronę. Eileen nie rozumiała jego zachowania. Czy w tak krótkim czasie zdołały zaskarbić sobie sympatię człowieka, którego ledwie znały? Eileen spojrzała na siostrę. Doznała jeszcze większego szoku widząc zmianę, jaka zaszła na jej twarzy. Poprzedni smutek zniknął bez śladu, a zastąpiło go błogie zadowolenie. Jej oczy coraz bardziej zachodziły mgłą. „Zakochani”- pomyślała Eileen i uśmiechnęła się do tej myśli.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ala Mak · dnia 04.05.2025 21:29 · Czytań: 82 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Yaro
21/05/2025 21:15
dziękuję za komentarze pozdrawiam Ciebie Duszku i Cebie… »
Leszek Sobeczko
21/05/2025 20:44
Tak, fajnie ujęty temat, złudzenia, tęsknoty, marzenia /jak… »
Leszek Sobeczko
21/05/2025 20:33
Małe sprostowanie - Wszystkim, przepraszam za wcześniej… »
pociengiel
21/05/2025 15:49
Inspiracją do tych fraz była piosenka Bee Gees Too much… »
Miladora
21/05/2025 14:26
No to już rozumiem. :) Miłego, Leszku - i może nie… »
Miladora
21/05/2025 14:00
Racja - to kwintesencja patchworku, Dod. :) Jeżeli patrzy… »
Miladora
21/05/2025 13:40
Ładny przekład, Lilu. :) Ta sama, mimo że czasem… »
Miladora
21/05/2025 13:32
Jednym słowem - słowami można wszystko. :) Bo dobrze… »
Miladora
21/05/2025 13:19
W końcówce dość brutalnie sprowadziłeś wszystko na ziemię,… »
pociengiel
21/05/2025 09:47
Bez urazy, za votum separatum. W wojsku, kiedy politruk coś… »
pociengiel
21/05/2025 09:30
1924 rok, a więc nasz Dzierżyński /Polak, który najwięcej z… »
dodatek111
21/05/2025 09:29
Sprawdziłem co oznacza i wszystko jasne :) Nic się nie… »
dodatek111
21/05/2025 09:26
Dziękuję za czytanie i uwagi :) W nagrodę dowcip ;) Wiecie… »
dodatek111
21/05/2025 09:19
więc zapach bzów czyli lilaków może być trwalszy od uczucia… »
dodatek111
21/05/2025 09:04
To zawsze jest ta sama muza? »
ShoutBox
  • retro
  • 10/05/2025 18:07
  • Dziękuję za Grechutę, ta wersja też jest niezwykła: [link]
  • Miladora
  • 09/05/2025 12:17
  • Na stronie głównej, w newsach, Lilu. :) Opcja - "dodaj news" - w panelu użytkownika. :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty