Rozdział szósty
Szewc
Minęło lato. Rolnicy zebrali plony z pól i rozpoczęli jesienne orki. Kacper nawet nie wiedział, że działka, którą zakupił nie ogranicza się jedynie do starego domu i sadu, ale zawiera również pola uprawne. Dowiedział się o tym od Edwarda Pary, kiedy kupował od niego ziemniaki i jarzynę na zimę.
— Mama miała przy domu spory kawałek ornego — powiedział syn poprzedniej właścicielki. Pokaże wam, które to pola, abyście w przyszłym roku nie musieli już niczego kupować od ludzi. Sami obsadzicie i obsiejecie je. To urodzajna ziemia. Nad potokiem.
Kacper podziękował Edwardowi za szczerość i dobre serce. Syn właścicielki przecież nie musiał pokazywać pól ornych Kacprowi, skoro on o nich do tej pory nie wiedział. Kupił dom i ogród i był zadowolony. Kiedy siedzieli w izbie rozmawiając Kacper zobaczył małe brudne stopy dzieciaków, biegających boso. Do głowy przyszedł mu pomysł.
— Zrobię dzieciom buty — powiedział Kacper i ułamując małe kawałki wikliny wziął miarę od trójki łobuziaków.
— Panie, nie trzeba! — zawołała Helena Para, żona Edwarda. One gonią boso przez cały rok i tak im wygodnie. Nie trzeba.
Kacper jednak nalegał i zapytał:
— Do kościoła też chodzą boso?
Helena zawstydziła się i powiedziała:
— Te dwa bąki są jeszcze małe, to nawet nie chodzą, ale Jadzi to by się trzewiki przydały. Ona ma już dziesięć lat.
Kobieta wyszła do sieni i przyniosła stare zniszczone buciki. Pokazała je Kacprowi a on ochoczo zabrał je ze sobą. Podziękował i wyszedł.
Minął może miesiąc, kiedy spotkali się ponownie. Kacper przyniósł dzieciom, ładne skórzane trzewiki. Całej trójce. Chłopcy nie byli specjalnie tym zainteresowani, ale Jadzia była zachwycona. Od razu przymierzyła nowe buciki i wcale nie chciała ich zdjąć. Matka musiała jej perswadować, że powinna je oszczędzać, bo to drogie buty.
Faktycznie były drogie. Kacper nie pożałował dobrej skóry i modnych sprzączek. Dziewczynka wydawała się wniebowzięta, że ma takie buty.
Kacper był również szczęśliwy, widząc uśmiech na twarzy dziecka. Szybko zrozumiał, że jako szewc miałby tutaj sporo do zrobienia. Wieść o pojawieniu się dobrego szewca lotem błyskawicy przeleciała przez całą okolicę. Najpierw korzystali z jego usług sąsiedzi, potem mieszkający dalej od jego domu mieszkańcy wsi, aż w końcu ludzie zupełnie mu nieznani z innych miejscowości. Nawet w gminie pojawiły się informacje o jego fachu.
Któregoś majowego dnia do drzwi domu Kacpra zapukał elegancko ubrany mężczyzna.
— Dzień dobry. Jestem Wincenty Kot. Pracuję w Urzędzie Gminy w Liszkach. Mogę zająć panu kilka minut? Mam propozycję dla pana.
Kacper podejrzliwie spojrzał na przybysza.
— Słucham pana! Jak mogę pomóc?
Urzędnik usiadł na starym kołyszącym się krześle i powiedział:
— Tworzymy w gminie sieć usługową dla ludności. Mamy do wykorzystania spory budynek, w którym chcielibyśmy ulokować kilka małych zakładów. Fryzjerski, krawiecki i szewski. Czy byłby pan zainteresowany przeniesieniem swojej działalności do Liszek?
Kacper zastanawiał się jeszcze, kiedy urzędnik dodał:
— Oczywiście wyposażymy zakład w odpowiednie narzędzia i zwolnimy z opłat za pierwszy rok. Co pan na to?
— To bardzo ciekawa propozycja — powiedział Kacper. Nie wiem tylko, czy dam radę na tak dużą skalę. W końcu to gmina. Dużo ludzi.
— Nie bądźcie tacy skromni — powiedział Wincenty Kot. Ludzie was chwalą za dobrą robotę i to nie tylko z jednej wsi, ale z całej gminy. Teraz mieszkacie na uboczu i trudno was odnaleźć, jednak ludzie znajdują. Pomyślcie, co będzie w Liszkach, w samym środku gminy. Zastanówcie się. Jeżeli wyrazilibyście zgodę łatwo mnie w urzędzie znajdziecie.
Wyszedł z izby i podał rękę Kacprowi na pożegnanie.
— Jeszcze jedno! — powiedział na odchodne Kot — gdybyście wzięli na przyuczenie do zawodu paru młodych chłopców, to my wam zapłacimy za ich naukę. Dodatkowo.
Urzędnik wsiadł na rower i odjechał. Kacper analizował tę propozycję. Wydawała się kusząca. Postanowił pojechać do Krakowa i
skonsultować to z Barbarą. Byli nadal małżeństwem i nie chciał ważnych decyzji podejmować bez niej. Poczekał na nią przed bramą. Przyszła. Nawet ucieszyła się jego widokiem.
— Na wsi coś nie wyszło? Wróciłeś? — zapytała tryumfującym głosem Barbara, jakby chciała dopiec Kacprowi, że nie pozostał z nią w Krakowie.
— Nie wróciłem do tego mieszkania. Wróciłem do ciebie, bo pragnę zasięgnąć twojej rady w pewnej ważnej dla mnie sprawie.
— Od kiedy ty się liczysz z moim zdaniem? — z wyrzutem powiedziała Barbara. Zawsze robisz to, na co masz ochotę. No
słucham, co cię przygnało tym razem? Kolejny dom? Może włości?
— Zaproponowano mi otwarcie zakładu szewskiego w budynku należącym do Gminy w Liszkach. To duża gmina. Spory ruch. Zarobię na siebie, na ciebie i na nasze dziecko.
Po tych słowach Barbara się rozpłakała.
— Ja nie mogę mieć dzieci! Po naszym ostatnim spotkaniu zaszłam w ciążę. Tak bardzo się cieszyłam na to dziecko, ale nie donosiłam. Któregoś dnia wychodząc po schodach, zasłabłam i upadłam staczając się na sam dół. Poroniłam. Zabrali mnie do szpitala i wykonali zabieg. Uratowali mi życie, ale straciłam szansę na macierzyństwo. Przepraszam.
— Nie masz za co przepraszać Basieńko! — powiedział Kacper i się popłakał. To nie twoja wina. Raczej moja, bo nie było mnie przy tobie, kiedy potrzebowałaś pomocy. To ja ciebie najdroższa przepraszam. Wybaczysz mi? Ja nie wiedziałem o ciąży.
Barbara podniosła zapłakane oczy, spojrzała na Kacpra i zapytała:
— Gdybyś wiedział, to coś by między nami zmieniło? Wróciłbyś do mnie? Zamieszkał w tym mieszkaniu?
Kacper nic nie odpowiedział. Jego milczenie było aż nazbyt wymowne dla Barbary. Pokiwała głową jakby utwierdzała się w przekonaniu o słuszności podjętej decyzji. Zmienili temat. Barbara dopytywała o ten zakład. Kacper odpowiadał jej z takim przekonaniem w głosie, jakby już podjął decyzję. Uśmiechnęła się.
— Ty już wiesz, co chcesz zrobić. Nie potrzebujesz na to mojej zgody. Jeśli jednak chcesz usłyszeć moje zdanie, to popieram ten pomysł.
Małżonkowie pożegnali się czule i każde z nich udało się w swoją stronę. Kacper powrócił do domu a Barbara do swojego mieszkania. W następnym tygodniu szewc Kacper udał się do Urzędu Gminy, aby podpisać niezbędne dokumenty i przejąć lokal pod zakład szewski. Odebrał klucze i w asyście innego urzędnika pojechał obejrzeć to miejsce. Pusty duży pokój nie wyglądał najlepiej. Podłogi nadawały się do wymiany, ściany do malowania, słabe światło. Brak jakichkolwiek mebli i narzędzi. Jedynym plusem było sąsiedztwo Poczty i kościoła. Tam ludzie przychodzą najczęściej.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt