Nie do pary - Rozdział siódmy - Janusz Rosek
Proza » Obyczajowe » Nie do pary - Rozdział siódmy
A A A

Rozdział siódmy

 

Nad potokiem

 

Mijały miesiące. Od września 1946 roku Kacper przyjął na staż dwóch praktykantów: Edwarda i Stanisława. Obaj byli sierotami. Ich rodzice zginęli podczas wojny albo przegrali walkę o życie z ciężkimi chorobami.

Chłopcy chętnie zaznajamiali się z tajnikami nowego rzemiosła. Byli zdolni. Kacper zaś był dobrym nauczycielem. Wymagającym, ale łagodnym. Zakład w krótkim czasie zyskał renomę i liczne grono klientów. Fachowa obsługa i miła atmosfera przyciągała kolejne osoby. Najczęściej kobiety. Nie wiadomo dlaczego właśnie panie. Może dlatego, że Kacper znany był w tej okolicy jako samotny, przystojny mężczyzna w średnim wieku, mieszkający w małym wiejskim domku na wsi. Nikt nigdy nie widział go w towarzystwie kobiety. Ludzie w gminie nie wiedzieli, czy jest wdowcem, kawalerem, czy żonatym mężczyzną. On sam również nikomu się nie opowiadał.

Z początkiem grudnia w zakładzie szewskim pojawiła się elegancka pani. Młoda, zadbana, w znaczący sposób odróżniała się od wiejskich kobiet. Jej ubiór, postawa i słownictwo wyraźnie odbiegały od miejscowej gwary. Kiedy weszła do zakładu szewskiego, wszystkie oczy skierowane były na nią. Wszystkie oprócz oczu Kacpra, który właśnie brał miarę na nowe kozaczki od ładnej młodej dziewczyny z Kryspinowa. Jego dłonie delikatnie błądziły po stopie, a następnie po łydce dziewczyny. Wszystko skrupulatnie zapisywał w kajecie. Nie zauważył stojącej obok drzwi kobiety. Był skupiony na swojej pracy. Dziewczyna zaś wydawała się zadowolona z perfekcjonizmu mistrza szewskiego. Kiedy skończył pomiary i zapisał, podniósł się z klęczek i spojrzał w kierunku drzwi. Zobaczył ją.

— Basia? To naprawdę ty? Kochana postanowiłaś mnie odwiedzić w tym zakładzie? Jakże mi miło. Usiądź, proszę.

Zdecydowanym ruchem przesunął krzesło w stronę Barbary. Przeprosił czekających klientów i pozwolił praktykantom wyjść wcześniej do domu. Spojrzał na małżonkę i powiedział:

 — Jaka ty jesteś piękna Barbórko. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę na twój widok. Czuję się szczęśliwy.

 — Oj ty mój kłamczuszku — powiedziała Barbara, jakby nie wierząc w zapewnienia Kacpra — widziałam przed chwilą, jak zauroczony byłeś tą młódką z podkrakowskiej wsi. Aż ci się oczy świeciły.

 — Basiu, ty jesteś o mnie zazdrosna! — wykrzyknął radośnie Kacper. Ty nadal mnie kochasz. Ja głupi myślałem, że tobie na mnie już nie zależy, że spisałaś mnie na straty. Kochana!

 — Wcale nie jestem o ciebie zazdrosna, tylko nie podoba mi się, jak obce baby kręcą się koło ciebie — odburknęła Barbara.

 — To tylko klientki. Taką mam pracę — tłumaczył się Kacper. Poza tym te baby nie wiedzą, że mam taką piękną żonę. Ja tylko szyję buty. Biorę miary i staram się być nieczuły na babskie zaloty. Kocham tylko ciebie i jestem ci wierny.

 Barbara spojrzała na Kacpra i się uśmiechnęła. Przytuliła czule małżonka do siebie i poprosiła:

 — Porozmawiamy?

Kacper ochoczo podjął rozmowę z Barbarą:

 — Chciałaś mi coś powiedzieć najdroższa?

 — Wiesz Kacperku, zastanawiałam się nad twoją propozycją zamieszkania na wsi. Pokażesz mi swój dom, nasz dom?

 — Z przyjemnością! — odpowiedział szewc, zrzucając z siebie skórzany fartuch.

Zamknął drzwi zakładu i wyszli na zewnątrz. Obok zakładu szewskiego stał duży męski rower Kacpra, na którym każdego dnia pokonywał te kilka kilometrów z domu do pracy i z powrotem.

 — Na tym pojedziemy? — zapytała zdziwiona Barbara.

 — Boisz się? — zagadnął Kacper i wsiadł na rower.

 — Ty masz siodełko, a ja? — dopytywała Basia.

Kacper zastanowił się chwilkę i powiedział:

 — Zaczekaj chwilkę, wezmę z zakładu koc.

Kocykiem wyścielił ramę męskiego roweru i posadził na niej Barbarę. Pojechali. Było z górki, więc Kacper nie odczuwał zmęczenia. Świadomość, że wiezie Basię do ich wiejskiego domu, dodawała mu sił. Jadąc opowiadał jej, jak pięknie wygląda ta okolica latem, kiedy pola złocą się łanami zbóż, drzewa kwitną i rodzą owoce, łąki pełne są kwiatów.

 — Szkoda, że mamy grudzień i nie możesz tego zobaczyć.

Zeszli z roweru i szli piechotą. Teraz droga w pofałdowanym terenie prowadziła pod górę. Barbara rozglądała się dookoła i zapytała:

— Powiedz mi Kacperku, jak tu jest w zimie? Drogi zasypie śnieg, porobią się zaspy, autobusu nie ma. Jak ty sobie radzisz?

— Chodzę piechotą po odsłoniętych grzbietach pól — z radością w głosie oznajmił Kacper. Dla chcącego nic trudnego.

Barbara miała jednak wątpliwości, zwłaszcza kiedy skręcili z głównej drogi w kierunku małego potoku. Droga robiła się coraz węższa i obniżała się względem pól. Rosnące wzdłuż drogi drzewa, teraz bezlistne i szare potęgowały klaustrofobiczne poczucie zamknięcia. Przytłaczały ją.

Na szczęście nie był to długi odcinek drogi, może jakieś pięćdziesiąt metrów. Po jego przejściu oczom Barbary ukazało się ładne, zadbane obejście. Stary drewniany dom otoczony był eleganckim płotem z drewnianych desek a na wprost drogi prowadzącej do obejścia ładna szeroka furtka. Tuż za domem rozciągał się okazały sad drzew owocowych i rzędy porzeczki oraz agrestu. Nieco dalej pola uprawne. Nieopodal domu przepływał mały strumyk nazywany przez miejscowych potokiem. Jego brzegi porastały leszczyny, topole i wierzby. Wiosną, kiedy wody wzbierały słychać było szum tego rozkosznego potoku.

Weszli do domu.

Wyglądający z zewnątrz na stary i zaniedbany, wewnątrz wyglądał znacznie lepiej. Podłogi w izbie i sieni, nowe okna i drzwi, ładny chlebowy piec.

— Wiesz Kacperku, zaskoczyłeś mnie — powiedziała Barbara, rozglądając się po izbie. Prawdę powiedziawszy, bałam się tego, co tu zastanę. Sam to wszystko zrobiłeś?

— Tak kochana, z myślą o nas to wszystko robiłem — odpowiedział Kacper, starając się rozpalić ogień w piecu. Wiem najdroższa, że to nie miasto i że zapewne będzie ci brakowało podstawowych wygód takich jak bieżąca woda, czy prąd elektryczny, którego tutaj nie mamy, ale tu się naprawdę da żyć. Uwierz mi, proszę.

 

Barbara słuchała Kacpra, poruszając się po izbie, jakby chciała się upewnić, że mogłaby tu zamieszkać. Stanęła przed dużym lustrem oprawionym w solidną drewnianą ramę, otworzyła drzwi ubraniowej szafy, w której jedna połowa zajęta była przez Kacpra a druga pusta, czekająca na chyba na nią. Wypróbowała łóżko na wysokich nogach i uśmiechnęła się, mówiąc:

— Masz rację mój mężu, tu naprawdę da się żyć.

Kacper nie od razu zrozumiał jej słowa. Zajęty przygotowywaniem gorącej herbaty przegapił ten moment. Nic nie odpowiedział. Zasmuciło to Barbarę, ale nie dała za wygraną, powtórzyła znacznie głośniej:

— Wiesz Kacperku, mogłabym tutaj z tobą zamieszkać!

Tym razem Kacper usłyszał i zrozumiał sens wypowiedzi Barbary. Poderwał się na równe nogi i podbiegł do żony. Wziął ją na ręce i kręcąc się w koło krzyczał z radości:

 — Jestem szczęśliwy! Jestem szczęśliwy! Ludzie mój dom nie będzie już pusty! Jestem szczęśliwy!

Barbara wirująca w objęciach Kacpra śmiała się i płakała.

 — Puść mnie wariacie, bo się przewrócimy! — mówiła.

 — Nie puszczę cię, jesteś moja, tylko moja! — wołał Kacper.

Jego krzyki zaalarmowały najbliższych sąsiadów. Przybiegli w trójkę sądząc, że stało się coś strasznego w tym domu, skoro on tak krzyczy. Zdziwili się, widząc obcą kobietę w domu Kacpra.

 — Stało się coś sąsiedzie, że tak wrzeszczycie na całą okolicę? — zapytał Edward Para, syn poprzedniej właścicielki domu.

 — Stało się! — odpowiedział Kacper — moja żona Barbara postanowiła zamieszkać ze mną w tym domu! Jestem szczęśliwy!

Sąsiedzi przywitali się z nową gospodynią i odeszli. Jan Skowronek skomentował:

 — Ona tu długo nie wytrzyma. To jakaś damulka z miasta. Ucieknie.

Edward Para i Wincenty Skrzypoń nie odpowiedzieli. Wiedzieli bowiem, że jeżeli w domu pojawia się miłość, to nie ma przeszkód nie do pokonania. Cieszyli się szczęściem Kacpra.

 

Barbara pozostała i zamieszkała na stałe. Zbliżały się święta. Barbara dosyć szybko poczuła się gospodynią we własnym domu. Miłość Kacpra sprawiła, że i ona poczuła się szczęśliwa. Małżonkowie stawali się sobie coraz bliżsi. Razem przygotowywali się do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Janusz Rosek · dnia 12.05.2025 09:53 · Czytań: 143 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
pociengiel
12/06/2025 22:23
no, tak »
Lilah
12/06/2025 21:51
No, jak się ma znajomości... :) Czy to znaczy, że i… »
pociengiel
12/06/2025 21:04
Dzięki. Wielkie dzięki. »
Miladora
12/06/2025 17:40
Hmm... czy powiększenie czcionki w niektórych wersach to… »
Miladora
12/06/2025 17:32
Bardzo melodyjny przekład, Lilu. :) Naprawdę można odczuć… »
pociengiel
12/06/2025 11:22
Dodam, że w butach kościółkowych »
pociengiel
12/06/2025 11:02
Dostałem od admina sygnał, że będzie coś po polsku i… »
Lilah
12/06/2025 08:03
Witaj, Agnieszko! Gdybyś ostatni wers zapisała tak - trza… »
pociengiel
12/06/2025 01:17
Dzięki. »
Miladora
12/06/2025 00:58
- powiedział (...), dośpiewując: nie ma... - I po rymie.… »
pociengiel
12/06/2025 00:35
zmieniłem początek Twoje uwagi bardzo pomagają, uczą… »
Miladora
12/06/2025 00:23
Teraz wszystko jasne. Dbaj o takie szczegóły, bo ułatwisz… »
pociengiel
12/06/2025 00:22
Piłem to ze trzy razy. Tylko Żubrówka, sok i lód. Było… »
Miladora
12/06/2025 00:18
Żubrówkę z sokiem jabłkowym i lodem znam. :) Ale nikt mi… »
Miladora
12/06/2025 00:10
Widzę, że przechodzisz na słowny minimalizm, Jarku. :) I… »
ShoutBox
  • Miladora
  • 04/06/2025 15:22
  • Bardzo dziękuję, bo nie spodziewałam się wyróżnienia. :)
  • pociengiel
  • 28/05/2025 10:41
  • moskalik ciapatek a jak dowcipny buk Akbar! powie za rok dwa góra osiem posrają się muchy na jego głowie wcześniej da głos nieczyste prosię
  • pociengiel
  • 26/05/2025 14:18
  • co to z tym Conanem?
  • Miladora
  • 26/05/2025 12:59
  • Panie F. - Conan Ci uciekł. :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty