Każdy ciężki oddech króla Oskara zdobywał dla niego kolejną chwilę, przedłużającą kończące się życie. Na dworze świtało. Był zbyt słaby, żeby obrócić głowę w stronę okna. Kątem oka podziwiał swój ostatni wschód słońca. Wyobraźnią dopełniał pozostałe części urwanego obrazu tej sceny.
Po okrywającej wynędzniałe ciało kołdrze płynęła fala złotego blasku, jakby obmywającego go z resztek światowego brudu. Duszę monarchy ogarniał coraz większy spokój. Po wczorajszym dniu, pełnym fizycznych i duchowych męczarni, nastąpiła głęboka cisza zbliżającej się wieczności. Nie wołał do siebie nikogo. Wszyscy wciąż spali. Nie zamierzał wzniecać kolejnej burzy. Kapłan udzielił mu już ostatnich sakramentów. Z córką i synem zdążył pożegnać się już wielokrotnie. Niech wiadomość o jego odejściu będzie jak najmniejszym ciosem. Obserwowanie konającego z pewnością spotęgowałoby tylko ich cierpienie spowodowane lękliwym wyczekiwaniem TEJ chwili. Gdy wstaną, służba zawiadomi ich o fakcie dokonanym. Oby to była służba! „To lepsze dla nich” tak myślał król. Och! Jakże bardzo pragnął uściskać ich ostatni raz! Spojrzeć w ich młode, kochające twarze, usłyszeć ich znajome głosy!
Po zapadniętym policzku monarchy potoczyła się wątła, samotna łza. Obrócił oczy na skrawek nieba, który był w zasięgu jego wzroku. Opanowało go uczucie błogości. Sercem wyczuwał Czyjeś delikatne stąpanie. Zdało mu się ono prawdziwsze niż wszystko, co miał zostawić na tym smutnym padole. Przymknął powieki. Cichy Szept oznajmił mu rzeczy, których ucho nie słyszało. Jego dusza drgnęła. „Pójdź za Mną!”. I poszła.
* * *
Eimear zbudził atak niepochamowanego kaszlu. Zaraz też wbiegła młoda służąca i podała jej lekarstwo. Smakowało ohydnie. Królewna bała się nawet spytać z czego zostało zrobione. Przyjmowała je dość chętnie, gdyż spełniało swoje zadanie. Słabła bardzo szybko. Od początku choroby straciła już cztery kilogramy wagi.
Ociężale uniosła się najpierw na łokciach, a potem zmusiła do pozycji siedzącej. Służąca podparła ją za rękę i pomogła stanąć a nogach. Poranki były dla biednej Eimear najtrudniejsze. Zawsze ogarniała ją wtedy ogromna słabość, która ustępowała dopiero po śniadaniu. Niestety, mogła odbywać coraz krótsze spacery i tylko w towarzystwie. Jesienna pogoda mizerniała wraz z nią.
„Nie doczekam kolejnej wiosny” myślała. Czasami przygnębiało ją to na tyle, by zamknąć się w swoim pokoju i przeleżeć na łóżku cały dzień. Walczyła z depresyjnymi myślami chcąc wykorzystać ostatnie chwile życia w mądry sposób. Przychodziło jej to z trudnością, a podporą dla niej byli Luka i Iris. Z jednej strony serce królewny rozdzierała tęsknota za Eileen. Z drugiej zaś, rodzina okazywała jej przywiązanie i miłość, leczącą smutki.
Prócz jednego. Wciąż wzdychała na myśl o Cillianie, bolały ją nieodwzajemnione uczucia. Z zazdrością patrzyła na kwitnące w nim życie, którego ona wkrótce miała zostać pozbawiona. Unikał jej, nie patrzył jej w oczy, jakby bał się obudzić w niej fałszywe nadzieje. Zachowywał się tak samo jak niegdyś Eileen w stosunku do niego. Raniło ją to jeszcze bardziej. Była ofiarą niewytłumaczalnego zauroczenia, nad którym nie posiadała żadnej władzy, które skończy się wraz z ostatnim uderzeniem jej stygnącego serca. Powinno ją to pocieszać, lecz działo się na odwrót. Żałowała, że jej pragnienie nie zostanie zaspokojone.
Z dołujących rozmyślań wyrwały ją odgłosy dochodzące z rzeczywistości. Na korytarzu wzmagał się niespokojny rumor, rozlegały się pojedyncze okrzyki, a nawet szlochy służących. Eimear wybiegła z komnaty zanim Aine dokończyła swoją wobec niej powinność. Całkowicie odziana, lecz z włosami w kompletnym nieładzie, zaczepiała sługi, pytając o przyczynę ogólnego wzburzenia. Nikt nie chciał odpowiedzieć wprost, tylko wskazywali na drzwi komnaty króla i załamywali ręce lub odwracali twarze. Musiałaby być zupełnie nierozumna, żeby nie zrozumieć, co to oznacza.
Chwiejnym krokiem zbliżyła się do drzwi. Były zamknięte. Otworzyła je bez pukania. Jej ojciec leżał bez tchu na łożu. Jego blada twarz pozbawiona była wszelkiego napięcia. Miał zamknięte oczy, a usta nieznacznie rozchylone. U jego boku klęczał Luka. Dłońmi ściskał dłoń ojcowską. Kilkakrotnie ucałował ją ze czcią i synowską miłością. Eimear stała na progu do głębi wstrząśnięta rozgrywającą się sceną. Brakło jej tchu. Postąpiła kilka kroków na przód. Luka zdawał się obojętny na czyjąkolwiek obecność, ale gdy zobaczył Eimear powstał z klęczek. Stała niema, wpatrzona w twarz króla.
- Umarł król, niech żyje król…- wyszeptała.
Luka próbował się uśmiechnąć, ale zawstydził się tego marnego wysiłku i spuścił głowę.
- Boże! – westchnęła. – Jakiż on spokojny.
Nie płakała. Nie dlatego, że nie odczuła jego straty. Na spowitym w całun śmierci obliczu zmarłego wygładziły się prawie wszystkie zmarszczki. Im dłużej kontemplowała to zjawisko, tym bardziej niezwykłe jej się wydawało.
- Nadzieja? – zapytała sama siebie na głos.
Tak, promieniowało nadzieją. Za zapuszczoną zasłoną powiek, oczy oglądały dziwy nie z tego świata. Królewna uśmiechnęła się i ucałowała czoło ojca.
- On jest szczęśliwy – wyszeptała.
Razem z Luką, już teraz spokojnie stali po obu stronach królewskiego łoża, każdy pogrążony we własnych myślach. Eimear poczuła, że z jej pleców spadł ciężar. A więc istnieje szczęście niezniszczalne. Krzepiła ją świadomość, że niebawem również dla niej stanie się ono realną możliwością. Musi się tylko przygotować na jego przyjęcie. Wstąpiła w nią nowa przynaglająca siła.
Gdy uniesienie zaczęło w niej opadać, zdała sobie sprawę z obecności jeszcze kogoś. Widziała go cały czas kątem oka, ale przedtem majaczył tylko na granicy jej świadomości. Pan Liam stał w otwartych drzwiach i zwyczajnie się na nich gapił. To określenie najlepiej pasuje do wytrzeszczonej fizjonomii jego zdradzieckiej twarzy. Skłonił się dopiero, gdy na niego spojrzała.
- Wybacz, pani, że miałem czelność obserwować was w takiej świętej dla was obojga chwili, ale przywiodła mnie tu niecierpiąca zwłoki sprawa.
Eimear miała wrażenie, że w jego słowach pobrzmiewa ukryta drwina, a usta drżą od powstrzymywanego uśmiechu. Poza tym, dlaczego nie zwrócił uwagi na Lukę, który to, jak stanowiło odwieczne prawo Ilwany, z chwilą odejścia ojca stał się królem. Liam potraktował go jak powietrze!
- Czego sobie życzysz, panie? – odparł ostro Luka.
- W królewskiej spiżarni kończy się pszenica i kilka innych potrzebnych artykułów spożywczych. Służba jest spanikowana i odchodzi od zmysłów. Trzeba postawić ich do pionu, wydać zarządzenia, żeby mieszkańcom pałacu nie zajrzał głód w oczy.
Chorobliwe policzki Eimear momentalnie stały się żywo różowe. Okrutna bezczelność, z jaką ten dworak śmiał się do nich zwracać, sprawiła, że musiała użyć dużo wewnętrznej siły, by dać logiczną odpowiedź:
- Trudno mi w tej chwili podjąć stosowne decyzje!
Wypowiadając ostatnie słowa rzucił na Pana Liama gniewne spojrzenie. Ten, zdawał się zupełnie tym nie przejmować. Patrzył na nich jak na dwoje bezradnych, zagubionych w sytuacji dzieci. Nie skrywał już pogardy. Stanął z szeroko rozstawionymi nogami, ze złączonymi z przodu rękoma, jak klient stoiska targowego, który znudzony czeka w kolejce na obsługę.
- Precz!!! – wykrzyknęła królewna. – Precz, jeśli nie umiesz okazać szacunku swojemu królowi i jego żałobie!
- Ah tak… Niech żyje król.
Liam założył kapelusz i równocześnie z ruchem imitującym dygnięcie, prawą ręką dotknął szerokiego ronda. Eimear długo wpatrywała się w miejsce, które chwilę temu zajmowała wstrętna jej postać.
- Ten gad nie ma nawet … - zaczęła Eimear, ale zapowietrzyła się i nie dokończyła.
- Uspokój się droga siostro. Chętnie wtrąciłbym go do lochu, ale jego tupet może wyjaśniać tylko to, że czuje się bardzo pewnie. Nie możemy mu teraz nic zrobić. Albo już…
- Nie wierzę – stan Eimear graniczył z obłędem. – Musi być sposób.
- Oby, Eimear.
Odgłos drobnych, szybkich kroków poprzedził pojawienie się Iris. Jej bladość zaprawiona była świeżym rumieńcem. Pukle czarnych włosów niedbale opadały na plecy i ramiona.
- Co się dzieje? Co to za krzyki…? – w tym momencie jej wzrok padł na łoże króla. – Czy król…
- Tak, Iris – odparł Luka.
Dziewczyna przeżegnała się i wyszeptała „Wieczny odpoczynek”. Luka zarządził, aby opuścili komnatę, a przed jej wejściem postawił straż. Tak zaczął się ciężki dzień. Za trzy dni miał odbyć się uroczysty pogrzeb Oskara II, więc od razu rozpoczęto przygotowania. Eimear zabrała się za pisanie obszernego listu do Eileen. „Opuściła Ilwanę trzy dni temu. Pocztylion na pewno nie wyprzedzi jej przybycia do Ermanii. Poza tym…kontrola graniczna” myślała próbując sklecić pierwsze zdanie.
Tymczasem Luka rozrywany był to przez rządcę, to przez biskupa, to przez księcia Cathala. Nie mógł z nimi dojść porozumienia, dopóki nie ustalił kolejności załatwiania formalności – najpierw zamówienie żywności, potem pogrzeb ojca, a na koniec koronacja, która wg zwyczaju następowała siedem dni po śmierci poprzedniego monarchy. Biegał po całym zamku w tą i z powrotem, posyłając tęskne spojrzenie ku swej bibliotece. Dostrzegł pewien paradoks w tym, że gdy był tylko królewiczem, mógł tam przesiadywać godzinami, a jako król, będzie musiał zajmować się wszystkim prócz dogadzaniem swoim literackim zamiłowaniom. No! przynajmniej zostanie mu to w naturalny sposób bardzo ograniczone.
Iris starała się być pomocna mężowi we wszystkim, co jej powierzał. Tak samo jak on miała dobry zmysł organizacyjny. Oskar II gruntownie przygotował syna do przejęcia jego obowiązków, nauczył go kierować ludźmi i podejmować decyzje. Był to chłopak niezwykle zaradny, obdarzony trzeźwym myśleniem, umysłem zdolnym na chłodno wykalkulować najlepsze rozwiązanie z gmatwaniny propozycji i rad. Posiadał też wyjątkową umiejętność odczytywania intencji, z którymi zwracali się do niego doradzający mu arystokraci. Bezbłędnie demaskował sabotażystów, nie dając im jednak poznać, że odgadł ich ukryte zamiary. A działo się to często, biorąc pod uwagę nagłe zaangażowanie Pana Liama, od którego młody władca wręcz nie mógł się opędzić.
Jedyne na co zabrakło czasu królowi Oskarowi, była nauka strategii. Co prawda, zdążył przekazać królewiczowi podstawy myślenia strategicznego, ale było to zbyt mało, aby kierować wojskiem. Gdyby wybuchła wojna, napotkałby wiele trudności. Niestety! Głównym ich dowódcą był zdrajca Liam! Na jego pomoc nie wolno mu już liczyć. Pozostał książę Cathal, o którym monarcha miał zawsze dobre zdanie i wierzył w jego umiejętności. On to stał się teraz głównym mentorem i nauczycielem świeżo upieczonego króla. Luka cieszył się, że miał na kogo liczyć. Pragnął też znaleźć kolejnych zaufanych ludzi wśród pozostałych Panów. Najbliższe jego spotkanie z nimi odbędzie się podczas koronacji. Na myśl o tym, nieodkryta jeszcze w tamtych czasach adrenalina, pobudzała jego młode serce do przyspieszonego bicia. Przejmował się tym, jak odbiorą go jego poddani, czy będą mu posłuszni, czy szacunek, który okazywali mu do tej pory, wynikał z czegoś więcej niż z czci względem ojca.
Dzień uroczystego pogrzebu, kończący krótka żałobę, przebiegł bez zakłóceń. Polało się wiele łez, które dawały Luce nadzieję, gdyż świadczyły o szczerym przywiązaniu do zmarłego monarchy. Wieczorem, gdy kładł się spać, poczuł wreszcie ulgę po niedającym wytchnienia tygodniu. Wspomnienie o ojcu, na pewno długo jeszcze nie przestanie boleśnie go prześladować, ale z jego serca zniknęła bojaźliwość. Czuł jak jego charakter utwardza się, nabierając coraz bardziej wyrazistego kształtu.
Nie wiedział, co go czeka. Nie wiedział, jakie nieszczęście Liam szykuje na jego głowę. Nie wiedział, czy przyjdzie mu zmagać się z cesarzem. I z tą błogą nieświadomością, położył się obok śpiącej już pięknej Iris. Uśmiechnął się. Wydała mu się wtedy nad wyraz piękna. Popatrzył na nią z miłością. „Mam wszystko, czego więcej mi trzeba?” zapytał sam siebie, zdziwiony swoimi poprzednimi troskami.
* * *
O świcie, drugiego dnia po pogrzebie ojca, Lukę, Iris i siłą rzeczy, resztę pałacu zbudził uroczysty dźwięk trąb. Tak rozpoczęły się przygotowania do koronacji. Iris została oddzielona od męża na kilka godzin. Słudzy zajęli się ubieraniem pary królewskiej. Iris przyodziano w suknię koronacyjną matki Luki, królowej Aoife.
Nie było zbyt wiele okazji, aby ją włożyć. Królowa mogła przywdziać ten strój na pogrzebie swego męża lub, nie daj Boże, dzieci. Iris miała więc nadzieję, że będzie to jej pierwszy i ostatni raz w niebieskoszarej sukni z obszerną krynoliną i ciasnym gorsetem, blokującym swobodny ruch żeber przy głębszym wdechu. Królowa Aoife była bardziej szczupła od swej synowej, a suknię dopasowano do jej figury. Iris musiała przyzwyczaić się do uczucia duszności. Ilwanki sporadycznie wkładały tak niewygodne suknie. Lubowały się w nie pozbawionej gustu co prawda, ale wygodzie. Młoda królowa dzielnie dźwigała na sobie dwanaście kilogramów ciężkiej lnianej tkaniny.
Gdy po trzech godzinach zabiegów, spojrzała w lustro, była zachwycona przemyślnością ilwańskich modystek, która ujawniała się w najdrobniejszych szczegółach krawieckiego arcydzieła. Suknia miała jednolity kolor, nie zdobiła jej złota ani srebrna nić. Nie obciążał jej deszcz migoczących klejnotów. Sama struktura materiału była matowa. O kunsztowności jej wykonania przesądziły białe, cienkie jak sieć pajęcza koronki, które przy najdrobniejszym poruszeniu, drżały niczym krople rosy zbudzone z drzemki na źdźble polnej trawy. Obraz dopełniały atłasowe pantofelki.
Z ulgą przyjęła informację, o tym, że musi zaczekać, aż Luka będzie gotowy. Wyczerpana usiadła na otomanie w garderobie i zdrzemnęła się. Luka tymczasem miał już na sobie srebrną, jedwabną koszulę i spodnie. Zakładanie ich trwało długo, ponieważ wymagały zawijania, zapinania w różnych miejscach, a łatwo było o pomylenie kolejności w nakładaniu na siebie warstw materiału, co sprawiało, że nieładnie się marszczył i trzeba było powtarzać część procesu.
Król znosił to z cierpliwością. Pogrążony we własnych myślach, nie odczuwał upływu czasu i wzrastającego bólu nóg. Z głowy nie wychodziła mu jedna rzecz, którą zauważył wczoraj podczas tzw. nabożeństwa przedkoronacyjnego. Brali w nim udział wszyscy Panowie Ilwany. To, co go zaniepokoiło, był fakt, że po tym jak prymas wypowiedział słowa „Kim jest ów, który ma królować ludowi Ilwany?”, nikt się nie odezwał. W świątyni panowała grobowa cisza. Sam biskup był stropiony zachowaniem arystokracji. Na jego wezwanie, Panowie powinni jednym głosem wypowiedzieć imię następcy tronu. Odpowiedzieli dopiero za drugim razem, gdy kapłan już mniej pewnie powtórzył pytanie. Luka wyczuł w ich głosach zimną niechęć. Zrobili to celowo.
Około godziny drugiej po południu, Luka i Iris byli gotowi, aby wyruszyć do katedry w uroczystej procesji. Na przedzie szedł książę Cathal, niosący insygnia królewskie – złotą gałąź, symbol dynastii Crann oraz wyszczerbiony miecz pierwszego króla Ilwany – Ennisa z Sillii. Za nim podążali Luka i Iris, dalej sługa, który podtrzymywał królewski czerwony płaszcz. Eimear wieziono w małym powozie, ponieważ tego dnia czuła się wyjątkowo słaba. Choroba coraz bardziej dawała się we znaki najmłodszej siostrze króla. Pochód zamykały dwa rzędy Panów i królewskich rycerzy.
Dokoła procesji tłoczyła się ludność stolicy i okolicznych wiosek, a nawet przyjezdni z odległych miast, którzy przybyli do Sillii specjalnie na uroczystość. Mieszczanie i chłopi wiwatowali, małe dzieci rzucały kwiaty na głowy przechodzących. Nikt się na to nie oburzał. Był to sposób, w jaki ludzie witali swoich władców i wyrażali swoje przywiązanie. W sercu Luki malało napięcie związane z wcześniejszymi obawami. Przynajmniej lud okazywał mu swą aprobatę.
Gdy dotarli przed otwarte drzwi kościoła, w których czekał biskup i księżą, książę palatyn Cathal przystanął, skłonił się biskupowi i usunął na bok. Luka i Iris zatrzymali się, a wraz z nimi wszyscy uczestnicy przemarszu. Biskup podszedł do Luki z wyciągniętymi rękoma i ucałował go w oba policzki. Potem zwrócił się do Iris i ustami dotknął jej czoła. Symbol ten stanowił uznanie władcy i jego żony za dzieci Boga, któremu obowiązani byli służyć i przed którym odpowiadali za naród powierzony ich opiece.
Przez całą mszę św. królewicz i jego żona klęczeli obok siebie na środku kościoła przed ołtarzem. W Ilwanie, inaczej niż w innych krajach Zachodu, koronacja następowała pod koniec mszy.
Gdy nadszedł moment, biskup wziął złote naczynie ze świętym olejem i namaścił Lukę na czole. Rozszedł się łagodny zapach oleju krzyżma, przywołujący na myśl bierzmowanie.
- In nomine Patris, et Filii et Spiritus Sancti – rzekł biskup.
- Amen. – odparł Luka.
Następnie biskup wziął koronę, leżącą obok ołtarza. Był to złoty diadem w kształcie splecionych gałęzi leszczyny; do czterech jego stron przytwierdzone były krzyże wysadzane szmaragdami – jedyna korona władców Ilwany.
Serce Luki podwoiło siłę uderzeń. Z niepokojem, ale też z gorącym pragnieniem czekał na ostateczne przypieczętowanie jego prawa do tronu. Kolana bolały go od twardego, drewnianego klęcznika, na którym spędził już ponad godzinę, lecz gdy biskup zatrzymał się przed nim z koroną wzniesioną nad jego głową, nie myślał już o chwilowych niedogodnościach.
- Luko, synu króla Oskara II Crann! W imię Boga Wszechmogącego, zwracam się do ciebie: czy przysięgasz miłować swój kraj, służyć mu i bronić go?
- Przysięgam! – odpowiedział z mocą.
- Czy przysięgasz szanować swoich poddanych i zawsze działać dla ich dobra, przedkładając nad nie własne?
- Przysięgam!
- Czy przysięgasz bronić świętej wiary katolickiej, w której wychowano ciebie i naród twój, nawet za cenę własnego życia?
- Przysięgam! Tak mi dopomóż Bóg!
Przysięga królewska składała się tylko z trzech przyrzeczeń. Po tym biskup namaścił Lukę świętym olejem i zwrócił się do Panów:
- Panowie ilwańscy! Oto wasz król!
Luka wstrzymał dech w piersi i wytężył słuch. W kościele podniósł się szmer wstających z ławek. Zapadnięta twarz biskupa stała się pergaminowa.
- Nie służym! – zabrzmiały złowieszcze słowa.
Iris spojrzała na Lukę. Nie poruszył się, nie drgnął nawet. Wciąż z godnością klęczał naprzeciw prymasa. Czyli to było to. Liam…
Wzniósł oczy na kapłana, który omal nie upuścił korony. Spojrzał mu prosto w twarz. To od jego decyzji zależało, czy uzna go jako władcę, czy ulegnie oporowi szlachty. Biskup daleki był od opanowania. Stał chwiejąc się na nogach, rozglądając po groźnych twarzach Panów. Bał się im sprzeciwić. Poza tym, jaki los czekał króla, którego nie zaakceptowano?
Ciszę przerwał na chwilę rozdzierający szloch, który wydarł się z piersi chorej Eimear. Zrezygnowany, prymas Ilwany jeszcze raz lękliwym spojrzeniem obrzucił dumnego młodzieńca. Iris poruszyła się niespokojnie. W jego oczach dostrzegła wyraz takiego cierpienia, że gotów był zdradzić swą powinność i odłożyć koronę. Wtem, z tyłu świątyni doszedł ich dźwięk dobywanego miecza.
- Służym!!! – dał się słyszeć gniewny okrzyk.
Luka i Iris odwrócili się zaskoczeni. Wszyscy obracali się za siebie szukając tego, który odważył się zbuntować przeciw jawnej niesprawiedliwości. Nawet Eimear wstała z trudem, ale zaraz usiadła z wrażenia. Był to Cillian. Rycerz powoli ukazał się na środku. Ukląkł na oba kolana, po czym powstał i zwrócił się do zgormadzonego rycerstwa.
- Kawalerowie Ilwany! Nie pozwólcie, aby zdrada pozbawiła tronu prawowitego władcę!
Szczęk metalu w jedności z blaskiem bijącym od wzniesionych do góry kilkuset ostrzy, niczym błyskawica uderzył w niewierność Panów. Wszyscy rycerze, co do jednego stali w ławkach z obnażonymi mieczami w dłoniach. Wśród Panów zapanował niepokój.
- Służym!!!
Mury zadrżały trzykrotnym echem rycerskiej przysięgi. Biskup włożył na głowę Luki koronę. Zabrzmiało Lauda te Dominum.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt