Smutny krajobraz Ermanii nie napawał króla nadzieją. Siedział w swojej prywatnej komnacie zupełnie sam. Jeszcze nigdy ciężar korony nie pochylał tak bardzo jego głowy. Brakowało mu prawdziwego odpoczynku. Nawet wówczas, gdy pozostawał w zewnętrznej ciszy, wewnątrz jego duszy panował rwetes myśli kupczących każda swoją racją. Czuł się zewsząd atakowany. Toczył nieustanne boje. Podupadł na zdrowiu. Ciągle towarzyszył mu suchy kaszel i katar. Lekarz przebadał go pod kątem śmiertelnych chorób. Na szczęście wykluczył najgorsze. Zmartwienia i niepokój w głównej mierze odpowiadały za jego stan. Rozpaczliwie potrzebował pomocy, ale za doradcę miał tylko zbyt młodego i niedoświadczonego Faro.
Potrafił siedzieć tak godzinami, bez chwili wytchnienia. Wtem przypomniał sobie o Eileen. Przecież dla niej także nie jest to łatwy czas. Rzadko się widywali. Poczuł ukłucie w sercu. Zostawił ją na pastwę niechętnych jej krewnych.
Wstał i zdecydowanym krokiem wyszedł z komnaty. Było już dobrze po obiedzie. O tej porze mieszkańcy zamku oddawali się swoim zwyczajnym zajęciom. Skierował się do części zamieszkiwanej przez niewiasty. Tam napotkał Scathię. Zapytał ją, czy jej pani jest u siebie, a gdy otrzymał twierdzącą odpowiedź, poprosił, aby przekazała jej, iż jeśli zechce może zejść do niego na dół do królewskiej bawialni. Scathia dygnęła i spełniła uprzejmą prośbę króla. Przez miesiąc poznała ermański na tyle dobrze, że była w stanie swobodnie porozumiewać się z innymi w sprawach służbowych.
W pierwszej chwili królewnę ogarnęło zdziwienie. Szybko jednak zastąpiły je radosne ogniki w oczach i różowe rumieńce na policzkach. Poprawiła włosy, przejrzała się w lustrze i pośpiesznie zeszła na dół. Czekał tam król i starsza dama dworu, która usiadła w kącie pomieszczenia na fotelu i haftowała. Narzeczeni przycupnęli na niewysokiej otomanie, twarzami zwróconymi do siebie. Król Mell postanowił nie dopuścić do niezręcznego milczenia.
- Witaj, pani. Jest dla mnie wielką radością móc spotkać się z tobą i pomówić sam na sam.
- To prawda, mój panie. Dużo czasu upłynęło od naszego ostatniego widzenia – brzmiało to trochę jak wymówka i rzeczywiście nią było.
- Ale nie chcę i nie mogę cię za to winić, królu – dodała ściszonym głosem. – Rozumiem, co było tego przyczyną.
Mell nie odpowiedział. Zamyślił się nad czymś.
- Posłuchaj, królewno Eileen. Jest jedna sprawa, w której muszę być wobec ciebie szczery. Nie wiem, ile czasu potrwa wojna i czy ją wygramy. Cesarz postępuje dość żywiołowo i nieroztropnie, ale niewykluczone, że uda mu się naprawić popełnione błędy.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć, królu? – w jej głosie zabrzmiał smutek.
- Tydzień temu Qaren XV wycofał się z terytorium Ermanii, ale nie mogę tak szybko ogłosić pokoju. Nie wierzę, że to koniec.
- Ja też nie. Wydaje się, jakby szykował się na silniejsze uderzenie.
- W istocie. Postanowiłem pozostawić pas ziemi za Radame zupełnie odsłonięty. Przejęcie go nic nie da cesarzowi. Nie pozwolimy mu przedostać się poza linię obrony – na tym zakończył i znów pogrążył się w zadumie. –Jesteś młoda, pani. Nie wolno mi więzić cię tutaj latami. Masz prawo wrócić do ojczyzny.
Eileen obruszyła się:
- Chyba nie mówisz poważnie, wasza wysokość! Byłoby to dla mnie jeszcze większą hańbą! Poza tym…czy naprawdę nic nas nie łączy? –ostatnie słowa wymknęły jej się, bo wcale nie zamierzała wypowiedzieć ich na głos.
Mell wstał i spojrzał w jej ciemne oczy z serdecznym współczuciem.
- Nie wiedziałem…że tak to wszystko postrzegasz, Eileen… Ja…nigdy bym cię nie odtrącił.
- Nie jestem ci obojętna, panie? – zapytała, choć znała odpowiedź.
Chciała jednak usłyszeć ją na głos.
- Mnie? Obojętna?! – twarz króla ożywiło nagłe uniesienie. – To niemożliwe, pani!
Przerwał im odgłos przyspieszonych kroków. Sługa wszedł do środka, gdyż drzwi nie były zamknięte. Poirytowany monarcha spytał:
- Co tym razem?
- Najjaśniejszy panie! Qatrińczycy z niebywałą prędkością wdarli się na ląd z dwóch stron! Jedni, tam gdzie za pierwszym razem, drugi batalion… z morza!
- Jak to z morza?! – wykrzyknął Mell.
- Przybyły posiłki! Jesteśmy zgubieni!!! – sługa opadł na kolana i rozpłakał się jak małe dziecko. Król podbiegł do niego i potrząsnął za ramiona.
- Mów! Co jeszcze wiesz?!
- Ich błyskawiczne natarcie było tak zdecydowane, że złamali naszą obronę. Są na drugim brzegu Radame!
* * *
Doniesienia o katastrofie, jaka spadła na Ermanię doszły do Luki dzięki jego siostrze. Eileen opisała mu całą sytuację w obszernym liście, który wysłała bez wiedzy króla Mella. Mell odrzucił bowiem jej delikatną sugestię, aby poprosić Ilwanę o wsparcie. Kolidowało to z jego poczuciem odpowiedzialności. Ilwany nie łączyły z Ermanią żadne więzy polityczne – jeszcze. Dlaczego miałaby poświęcać doborowych rycerzy w nieswojej wojnie?
Tak swoją decyzję argumentował Ermańczyk, ale Eileen domyślała się, że kryje się za tym coś więcej – duma. Mell nie chciał żebrać o pomoc od państwa, do którego, pomimo najszczerszych chęci, w głębi duszy wciąż odczuwał pogardę. Każda uniżona prośba, oznaczała dla niego odkrycie słabości przed kimś, kogo uważał za słabszego.
Eileen nie poruszała z nim drażliwego tematu. Kiedyś przyjdzie na to czas. Należało jednak działać, aby głupi upór króla nie zgubił całego narodu, a być może także Ilwany. Cesarstwo Qatrin coraz bardziej przejmowało ją grozą. Zdarzało się, że w środku nocy budził ją jej własny krzyk. Zlana zimnym potem siadała na łóżku. Nigdy nie pamiętała, o czym dokładnie śniła.
Cesarz mniejszymi lub większymi krokami podchodził Ilwanę. W końcu i na nią spadną jego strzały. Jego miecze przebiją jej rycerzy, ogień dosięgnie niewinnych ludzi. W ciemności, gdy gasły światła, Eileen długo nie mogła zasnąć. Leżała nieruchomo i wsłuchiwała się w złowieszczą ciszę, spodziewając się w każdej chwili usłyszeć dziki okrzyk tysięcy wojów. Niemalże czuła na skroni ich cuchnący oddech.
Nie bała się zaryzykować, a ryzykowała wiele, samowolnie pisząc do brata. Jej czyn mógł zostać uznany za kolaborację. „Nie mam nic do stracenia” powtarzała sobie. Drżącą ręką kreśliła litery łączące się w poszczególne, drżące słowa, a te w nieskładne zdania, które jak się później okazało, wywołały niemałe poruszenie na dworze króla Ilwany.
Luka przeczytała list w gronie najbardziej zaufanych ludzi. Wywołał on popłoch wśród słuchaczy. Najbardziej przeraziło ich to, że cesarz posuwał się z ogromną prędkością.
…Niewykluczone, że w chwili, gdy czytasz ten list, drogi Bracie, Ekard jest już otoczony.
Wierzę, że moja relacja wystarczy i mogę zaufać Twemu trzeźwemu osądowi. Musisz przecież dostrzegać oczywistą nierozłączność losów królestw Ermanii i Ilwany. Jeżeli Ermania upadnie, Ilwana pozostanie sama na placu boju, odsłonięta na ataki krwiożerczego agresora.
Dlatego proszę Cię, rozważ moją prośbę. Przyznaję, podyktował ją nie tylko rozsądek, ale także rozpacz. Wszyscy lękają się cesarza, jakby stał za nim sam szatan. Może to i prawda. Mnie została już tylko modlitwa.
Ten człowiek, kimkolwiek by nie był, nie jest niepokonany, ale obawiam się, że nie złamiemy go własną siłą. Pamiętasz, co powiedział Ci ojciec.
Kończąc już - pozdrów ode mnie Iris i Eimear oraz księcia Cathala. Nie poddawajcie się. Nualia upadła przez zdradę księcia Cenny, który okrył hańbą cały naród. Ermania dała się podejść, ale woja trwa nadal. Dlaczego i my nie mielibyśmy zaskoczyć wroga?
Nie była to łatwa chwila dla nikogo, obecnego w sali. Panowie ocierali spływający im po skroniach pot. Luka niezbyt długo zastanawiał się nad tym, co zamierza powiedzieć.
- Trzeba im pomóc.
- Ależ, królu! – zaczął jeden z Panów, straszy człowiek, który jako pierwszy okazał wobec niego skruchę za uczestniczenie w zdradzie Liama. – Czy to aby na pewno roztropne tracić naszych żołnierzy w ermańskiej wojnie? My też będziemy ich potrzebować.
- Tak, dlatego pojedzie najwyżej jedna piąta.
- Lecz czy będą chętni walczyć? – zapytał Pan Deisirt, prowincji na południu Ilwany. – Nie możesz ich zmusić, najjaśniejszy panie, bo wypowiedzą ci posłuszeństwo.
- Nic z tych rzeczy – odezwał się Cillian.
Wszyscy zwrócili się w jego stronę. Nowy Pan Kalis wyglądał znacznie poważniej, niż wtedy, gdy ostatni raz widziała go Eileen. Jego twarz wydłużyła się. Pojawiło się na niej kilka drobnych zmarszczek, co w jego wieku oznaczało tylko chorobę lub nadmiar cierpienia. Zdrowie powróciło do jego wciąż silnego ciała. Stał się bardzo poważny i cichy. Unikał towarzystwa ludzi. Ożywiał się jedynie, gdy rozmawiał z królem o sprawach państwa. To im poświęcił resztki swoich sił. Podwójnie zawiedziona miłość – miłość do kobiety i miłość synowska – znalazła ulgę najpierw w Bogu, a potem w ojczyźnie. Na zawsze zaślubił swe serce jedynej ziemskiej oblubienicy, jaką stała się dla niego Ilwana. Odstąpiły go myśli samobójcze. Oddał się zupełnie służbie Bożej, upatrując w niej główny cel wszystkich swoich działań.
Ból po utracie ukochanej tkwił w jego sercu, jak cierń, który śmierć dopiero odbierze. Pogodził się z tym. Nie obwiniał Eileen, przebaczył ojcu. Powiedział mu to dzień przed jego egzekucją. Zszedł do niego, do lochu. Liam nie obdarzył go ani jednym słowem. Cilliana przeraziła zatwardziałość ojca. Gdy klęcząc na szafocie, położył swą siwą głowę na pniu, stało się tak, czy to przypadkiem, czy też nie, że jego oczy po raz ostatni spotkały się z oczami syna. Cillian także opadł na kolana i błagalnie wpatrywał się w ojca, szukając w nim chociaż iskierki skruchy. Wtem wydało mu się, ze widzi zmianę na jego obliczu. Nim topór z opadł na kark zdrajcy, jego usta wyszeptały „synu mój”. Cillian dostrzegł łzę, która potoczyła się po suchym policzku ojca. To był ostatni obraz Liama, który nosił w sercu. Zacisnął powieki, aby nie patrzeć na wykonanie sprawiedliwego królewskiego wyroku.
- Panie – powiedział Cillian. – Twoi rycerze zrobią wszystko, cokolwiek rozkażesz. Ja będę pierwszy.
Mówiąc to podszedł do Luki, rycerski zwyczajem przyklęknął na prawe kolano i zdjął z szyi złoty medalion rodowy. Trzymał go chwilę w prawej ręce, zanim wyciągnął ją przed siebie, podając medalion królowi. Ale Luka nie poruszył się. Utkwił wzrok w rycerzu, który nie opuszczał podniesionej w jego stronę dłoni. Oddanie medalionu rodowego królowi, oznaczało zgłoszenie się na ochotnika, oddanie swego życia w ręce króla, gdy ten potrzebował ludzi do ważnej misji. Gdyby rycerz zginął, król miał prawo dysponować jego majątkiem wedle własnej woli.
- Cillianie – rzekł Luka. – Jesteś tego całkowicie pewien? Uprzedziłeś moje życzenie…
- Tak, wasza wysokość, ale czy to nie jest to, o co zamierzasz poprosić? Wiedz, że znajdziesz odpowiednią liczbę zbrojnych. Nie pójdziemy ginąć na darmo. Zatrzymajmy cesarza na obcej ziemi. Sprawmy, by imię Ilwany napełniło go grozą.
Król nie krył wzruszenia. Wziął medalion z rąk Cilliana i pozwolił mu wstać. Potem położył mu dłoń na i rzekł wzruszony:
- Przyjmuję twoją ofiarę Cillianie. Jestem ci za nią niezmiernie wdzięczny. Nie sądzę, abym zdążył czymkolwiek na nią zasłużyć, zatem wielka jest twoja bezinteresowność.
- Dziękuję, wasza królewska mość – rycerz westchnął i spuścił głowę. – Nie jest to jednak z mojej strony całkowicie nieuzasadniona wierność.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Kochałem w życiu…kocham tylko jedną niewiastę. Twoją siostrę, panie królewnę Eileen.
Wyznanie Cilliana wstrząsnęło nim trochę, gdyż nie całkiem zdawał sobie sprawę z silnych uczuć, które rycerz żywił do królewny. Za bardzo pochłonęły go sprawy, które powierzył mu ojciec.
- W niczym nie umniejsza to twej zasługi, Panie Kalis.
Cillian ukłonił się w pas. Dalsza część narady potoczyła się w dobrym kierunku. Ustalono, że zorganizowany zostanie nabór do legionu ochotników, który ma liczyć pięć tysięcy rycerzy i ani jednego więcej. Cała piechota miała pozostać w kraju.
Panowie, zbudowani wzorem Cilliana, z mniejszym strachem podeszli do tematu. Zgodzili się ogłosić królewskie obwieszczenie w swoich prowincjach. Spodziewano się jednak, że w samej Sillii przebywa liczba kawalerów zdolna zaspokoić połowę pożądanego limitu ochotników.
Spotkanie zakończyło się późnym popołudniem. Na dworze zapadał zmrok. Listopad zaczął się w tym roku nieprzyjemnymi śnieżycami i porywistymi wiatrami. Śnieg gęstym ostrzałem bombardował pałacowe szyby.
Cillian przechadzał się wolno ciemnym korytarzem. Starał się oddalić chwilę nieuniknionego wyjścia na zimne podwórze, ale nazajutrz musiał przybyć do Kalis i przysposobić się na wyprawę do Ermanii. Okazało się, że nie był tu sam, mimo, że akurat ten korytarz rzadko był uczęszczany. Usłyszał drobne, ciche kroki i mokry, męczący kaszel. Z cienia wyłoniła się Eimear. Cillian zatrzymał się. Zobaczyła go dopiero dwa metry przed sobą, przez co stanęła jak wryta, gdyż i ona nie spodziewała się spotkać nikogo na swojej drodze.
- Witaj, królewno Eimear.
Eimear odparła nieznacznym ruchem warg. Choroba wykańczała ją. Powoli wchodziła w ostatnie jej stadium. Była tak mizerna, że gdyby zobaczyła ja teraz Eileen, byłby to dla niej cios gorszy niż wiadomość o śmierci ukochanej siostry. Cillianowi serce ścisnęło się na ten widok. Eimear nieodwracalnie traciła swój ziemski urok. W zamian nabierała pewnego tajemniczego blasku, powagi wieczności, którą nierzadko widuje się u umierających.
Ujął kościste palce obleczonej w pergaminową skórę dłoni i ucałował z szacunkiem, po czym oddalił się. Długo jeszcze stała w miejscu. Wraz z echem kroków rycerza umilkło bicie jej serca. Nie czuła już nic.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: Przeglądaj promocje na książki i komiksy | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt