Wypowiedziane w złą godzinę
Jest takie miejsce, nieopodal Krakowa, gdzie przed wiekami była karczma. Miejsce to leży przy drodze królewskiej, którą 15 sierpnia 1683 roku szedł król Jan III Sobieski z wojskami na Wiedeń. Informuje o tym zarówno Diariusz wyprawy, jak i wybudowana w 1831 roku kapliczka „Na Górze”. Szlak był ruchliwy. Kupcy wędrujący do Krakowa i z powrotem często zatrzymywali się w tej karczmie. Jadła i picia nie brakowało, kapela grała, było miło, ciepło i bezpiecznie. Obok karczmy wybudowano stajnie dla koni i kilka izb dla wędrowców. Zdarzało się, że goście podczas złej pogody spędzali tam nie tylko długie godziny, ale i całe dnie. Z czasem o karczmie zrobiło się głośno. Zaczęli zaglądać do niej różnego rodzaju awanturnicy, zabijaki i złodzieje. Gospodarzom było coraz trudniej zapanować nad tą hałastrą. Goście jedli, pili, bili się między sobą, nie płacili za strawę. Sprowadzali ze sobą namiętne niewiasty i bawili się na całego.
Nastała jesień. Drzwi do karczmy się nie zamykały. Kolejni goście dołączali do kompanii. Co rusz słychać było:
— Gospodarzu wina! Gospodarzu miodu!
Małżonka karczmarza miała już tego serdecznie dość. Przekonywała męża, mówiąc:
— Ambroży, sprzedajmy to wszystko i wyjedźmy stąd! Ta karczma stała się miejscem rozpusty, piekłem na ziemi. Ja już nie mogę na to wszystko patrzeć. Zostawmy to, zanim będzie za późno!
Mąż jednak nie miał zamiaru pozbywać się intratnego interesu. Nie przeszkadzało mu, że dochodziło tam do bijatyk, przekleństw i kradzieży. Koniec końców pieniądze trafiały do jego kieszeni. To czy płacił kupiec, czy też złodziej zrabowanymi pieniędzmi nie miało dla Ambrożego większego znaczenia. Interes to interes. Ważne, żeby się kasa zgadzała. Uspokajał żonę, mówiąc:
— Apolonia, uspokój się. Nic złego się nie dzieje. Ludzie popiją, to muszą się wyszumieć. Policzymy im za zniszczenia. Nam głów nie pourywają. Wytrzymaj jeszcze rok.
Kobieta była zrozpaczona, ale nie mogła sprzeciwić się woli męża. To on był gospodarzem i właścicielem karczmy. Ona zaś była na jego utrzymaniu. Znosiła zatem cierpliwie wszystkie hulanki, swawole i orgie, których była świadkiem. Milczała. Bała się jednak o córkę, która często była obiektem zainteresowania przyjezdnych. Zaczepiali ją.
Tego dnia słonko ładnie świeciło. Był ciepły jesienny dzień. Drzewa wokół karczmy mieniły się kolorowymi liśćmi. W karczmie gwar i śmiech i przekleństwa. Stoły uginały się od jedzenia i picia. Goście bawili się wyśmienicie. Ambroży był zadowolony.
Serce matki jednak było dziwnie niespokojne. Weszła do izby i rozglądała się, jakby kogoś szukała. Podeszła do Ambrożego i zapytała:
— Wiesz, gdzie jest nasza córka Izabela? Widziałeś ją?
Gospodarz spojrzał na Apolonię i szybkim krokiem udał się do stajni. Gospodyni pobiegła za nim. Ambroży godzinę wcześniej widział tam Izabelę w towarzystwie podróżnych. Nie przypuszczał jednak, że może grozić jej jakieś niebezpieczeństwo. Miała dopiero trzynaście lat. Była ufna i ciekawa. Nie obawiała się ludzi.
— Rany Boskie! — wrzasnął Ambroży, widząc zakrwawione ciało córki.
Apolonia nic nie powiedziała, ale z jej piersi wydobył się przeraźliwy krzyk. Przejmujący, przerażający wrzask, że aż skóra cierpła. Po chwili wyrzekła:
— Przeklinam to miejsce! Przeklinam tych ludzi! Przeklinam też ciebie, że nie posłuchałeś mnie. Niech grom z jasnego nieba uderzy w tę karczmę, a śmierć zabierze wszystkich ze sobą! Nie mam dla kogo już żyć!
Nie minęło więcej niż pięć minut, kiedy na niebie pojawiła się mała pojedyncza chmura. Widać było wielki błysk i słychać było ogłuszający huk. Grzmot wstrząsnął ziemią, a piorun uderzył dokładnie w środek karczmy, zabijając wszystkich tam obecnych. Ziemia zapadła się, grzebiąc pod swymi zwałami ciała biesiadujących. Reszty dopełnił ogień. Pomsta się przyjęła. Słowo wyrzeczone w złą godzinę się zmaterializowało. Czy to cud? Skąd pochodziła moc, która sprawiła, że słowo przeszło w czyn?
Na to pytanie zapewne nikt nie jest w stanie odpowiedzieć jednoznacznie i wyczerpująco. Fakt jest faktem, że po kilkuset latach miejsce to nadal budzi strach. Nikt tam się nie wybudował, nikt nie wykupił działki. Grunt nadal jest niestabilny, jakby pod warstwą ziemi znajdowało się jakieś bagno, jakaś pustka. Miejscowi wierzą, że tam coś straszy. Twierdzą, że ich dziadkowie, rodzice, a czasami nawet niektórzy z nich osobiście doświadczyli niewytłumaczalnych zjawisk w tej okolicy. Z duszą na ramieniu pokonywali, zwłaszcza w nocy ten odcinek drogi odruchowo spoglądając na wielkie zapadlisko. Starali się, idąc piechotą jak najszybciej dojść do pierwszych zabudowań. Bali się.
Historia ta zapewne nie jest w żaden sposób udokumentowana, ale przekazywana z pokolenie na pokolenie stała się bliska prawdy. Ludzie w to wierzyli i omijali to miejsce. Jeżeli jakaś opinia powtarzana jest wielokrotnie przez dłuższy okres, to bez znaczenia na to, czy jest prawdziwa, czy nie, staje się prawdopodobna. Tak też było w przypadku tej karczmy i pomsty wypowiedzianej w obliczu rodzinnej tragedii.
Wierzcie albo nie.








pozdrawiam logujących się
Chociaż na Twoje szczęście dodałeś, że "niektóre" style 
Można czytać setki razy, a można tylko raz, jak komu pasuje. 
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: Przeglądaj promocje na książki i komiksy | montaż anten Warszawa | Komercyjne Sesje Rpg - Zielonka k/Warszawy - Mistrz z Gralnią | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt