Po tym jak plebania zmieniła się w coś na kształt poligonu doświadczalnego amerykańskiej armii (z tą różnicą, że więcej ludzi wyszło stamtąd żywych), parafianie – ci, którzy jeszcze mieli puls – zebrali się, by "odnowić duchowość". W praktyce oznaczało to malowanie ścian w kolorze „Pogrzebowa Biel” i wstawianie szyb z najbliższej stłuczki drogowej.
Ojciec Paweł, aktualnie chodzące PTSD w sutannie, oraz Serafiel, anioł, który wyglądał jak zwiędnięty host w ludzkiej formie, dołączyli do tego absurdu. Ich prace konserwatorskie były tak skuteczne, że już po trzech dniach drzwi do zakrystii prowadziły prosto do piekarni, a konfesjonał zawierał automat do kebabów. Przynajmniej wierni mieli wybór: odpuszczenie grzechów albo kebab z sosem mieszanym.
Wydawało się, że wszystko wraca do normy, czyli do polskiej wersji chaosu z nutą pasywno-agresywnej dewocji.
Pewnego dnia pod drzwiami plebanii pojawił się starzec z brodą tak długą, że prawdopodobnie mieścił się w niej jeden tom Starego Testamentu.
– Proszę, dobrzy ludzie… kawałek chleba… może ciepłej zupy… albo chociaż batonika?
Ojciec Paweł spojrzał na niego z takim politowaniem, jakby starzec poprosił o darmowy Netflix.
– Spieprzaj dziadu… To nie Caritas, tylko parafia. My tu zbieramy na nowy ekspres do kawy, nie na twoje życie.
Starzec wzruszył ramionami, mruknął „boomers gonna boom” i zniknął, jakby nigdy go nie było.
Następnego dnia parafianie postanowili posprzątać lokalny cmentarz, co w praktyce oznaczało picie piwa na grobie pradziadka i kopanie w ziemi w poszukiwaniu "dusz czyśćcowych". I właśnie wtedy odkryli grób – świeży, z kobietą w środku, która przypominała tę, co kiedyś odwiedziła plebanię. Nikt nie wiedział, kim była, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie była z ich osiedla.
Szybko przeszli od żałoby do gniewu, bo wiadomo – najłatwiej obwiniać księdza. Przed kościołem zebrał się tłum uzbrojony w pochodnie, widły i transparenty „Pawle, pakuj się do piekła” oraz „Serafiel to upadły baran”.
– Wyłaźcie! – krzyczano. – I nie zapomnijcie przynieść rachunku sumienia, bo mamy audyt!
Paweł i Serafiel zrobili to, co każdy mężczyzna zrobiłby w obliczu gniewnego tłumu – schowali się za organami i modlili, żeby Netflix w końcu kupił prawa do ich historii.
Tłum szykował się do podpalenia kościoła, gdy nagle… powrócił starzec. Tyle że tym razem wyglądał jak Gandalf po trzech Red Bullach i pół roku terapii.
– Zostawcie mój dom w spokoju! – ryknął. A niebo, które dotąd wyglądało jak tapeta z Windowsa XP, nagle zaczęło się wirować jak Windows po zainstalowaniu aktualizacji.
Pojawiła się burza tak spektakularna, że nawet Thor zrobiłby screen i wrzucił na Insta z podpisem „respect”.
Tłum, widząc starca, który wyglądał jak skrzyżowanie Mojżesza, Mocy i Przewodniczącego Spółdzielni Mieszkaniowej, uciekł w popłochu. Zostawili wszystko – pochodnie, widły, a nawet jednego psa, który do dziś pilnuje zakrystii.
W środku kościoła ojciec Paweł i Serafiel trzęśli się jak studenci na obronie pracy dyplomowej, a starzec – teraz już wyraźnie w trybie „boss końcowy” – wszedł do środka i powiedział:
– Zawiedliście. I nie mówię tu o remoncie – on też był tragiczny, ale dało się przeżyć. Sprowadziliście tu więcej syfu niż TikTok do młodzieży.
Jednym ruchem ręki zdjął maskę starca, jakby brał udział w kiepskim odcinku „Scooby-Doo”. Tak. To był sam Bóg. W wersji deluxe, z efektem świetlnym i opcją "kara natychmiastowa".
– Macie bana. Niebo? Zapomnijcie. Od teraz wasz plan taryfowy to "Piekło Light" z opcją "niekończące się wyrzuty sumienia". A ty, Serafiel, możesz sobie zwinąć skrzydła – i tak od dawna nimi tylko kurz wycierałeś.
Serafiel padł na kolana.
– Panie, proszę! Daj nam jeszcze jedną szansę!
– Nie. I nie proś mnie jak licealistka o piątkę z matmy. Zgrzeszyliście, przegraliście. Elo.
Z tymi słowami Bóg odwrócił się na pięcie, poprawił brodę i wyszedł, zostawiając po sobie ciszę, jak po kiepskim żarcie na pogrzebie.
Z biegiem dni nikt już nie zaglądał do kościoła. Msze odwołano, konfesjonały zamieniono w magazyn kabli, a dzwonnica została wynajęta na biuro coworkingowe dla startupów.
Serafiel kręcił się po kościele niczym eks chłopak, który wciąż liczy na powrót. Stał przed ołtarzem, patrząc na krzyż i licząc na to, że może ktoś znów kliknie „follow” na jego duchowym profilu. Ale zamiast łaski Bożej, dostał tylko przeciąg i suchy liść w twarz.
Paweł zamknął się w swoich pokojach, gdzie oddawał się modlitwie… i wysokoprocentowej kontemplacji. Gdy kończyła mu się wódka, czytał Biblię od tyłu, licząc na happy end. Spoiler: nie było.
W końcu plebania stała się miejscem, gdzie jedynym odgłosem było tykanie zegara i sporadyczne „jebudu” pustej butelki o podłogę.
I choć ich upadek był równie spektakularny co lądowanie pijanego bociana na dachu plebanii, jedno pytanie nadal wisiało w powietrzu niczym osamotniony zapach kadzidła z domieszką naftaliny:
Czy ten nikły płomień w sercu Serafiela miał jeszcze szansę buchnąć świętym ogniem?
Czy też zgaśnie niechybnie, jak świeczka zapachowa w konfesjonale po spowiedzi miłośnika kiszonej kapusty?
Bo chociaż Odkupienie wydawało się odległe… absurd ma to do siebie, że nigdy nie mówi ostatniego słowa.

))









pozdrawiam logujących się
Chociaż na Twoje szczęście dodałeś, że "niektóre" style 
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: Przeglądaj promocje na książki i komiksy | montaż anten Warszawa | Komercyjne Sesje Rpg - Zielonka k/Warszawy - Mistrz z Gralnią | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt