Kościół św. Hipokryta Porannego wyglądał teraz jak bar mleczny po nalocie inspekcji sanitarnej. Kurz zalegał na ławkach niczym wspomnienia po nieudanych rekolekcjach, a zapach kadzidła mieszał się z wonią starego dywanu i grzechu ciężkiego. Parafianie rozpierzchli się jak gołębie po fajerwerku. Nikt już nie chciał śpiewać psalmów w miejscu, gdzie Serafiel wyznał, że kiedyś miał romans z zakonnicą, a ksiądz Paweł mylił spowiedź z przesłuchaniem w stylu CIA.
Rano, które zapowiadało się jak każde inne — czyli ponure, wilgotne i pełne egzystencjalnej sraczki — dotarła koperta. Gruba, pachnąca siarką i winem mszalnym z Biedronki. Na kopercie widniała pieczęć biskupa, przypominająca logo firmy pogrzebowej.
Paweł otworzył ją beznamiętnie, jakby to była ulotka z rabatem na kremacje.
— Słuchaj, Serafiel — mruknął, czytając na głos. — "Z dniem dzisiejszym zostajecie ekskomunikowani. Jesteście oficjalnie uznani za ludzi nie od nas. Amen, pozdrawiam, biskup Marian."
— Amen? — zapytał Serafiel, zerkając zza kubka z herbatą. — To tak jakby „P.S. spieprzajcie”?
Zanim zdążyli rozważyć, czy powinni pakować walizki, czy modlić się o cud, drzwi plebanii wystrzeliły jak korek z prosecco i z hukiem wpadł komendant policji. Miał na sobie mundur, spojrzenie jak po tygodniu bez snu i oddech przypominający mieszankę kawy, papierosów i rozczarowania.
— Panowie — warknął, zerkając nerwowo przez ramię — jesteście spaleni. I to nie jak kadzidło, tylko jak dokumenty w Watykanie po wycieku. Wasza ochrona została cofnięta, a prokuratura chce z was zrobić przykład. Mafia się wkurzyła. Brat tego bossa, którego rozłożyliście jak naleśnik na dachu, przysiągł zemstę. Moja rada? Wypierdalać. Teraz.
Zanim zdążyli zapytać o cokolwiek, komendant zniknął, pozostawiając po sobie zapach adrenaliny i taniej wody kolońskiej.
Zaczęli pakować się w panice. Paweł wrzucał do torby koloratkę, brewiarz i trzy butelki koniaku, które miały "być na pogrzeby", ale nikt nie wiedział czyje. Serafiel z kolei próbował zmieścić do plecaka skrzydła — złożone jak parasol plażowy i przykryte reklamówką z Żabki.
— Dokąd mamy iść? — zapytał, roztrzęsiony jak osioł w burzy piaskowej.
— Nie wiem. Może do sanatorium. Albo pod nową tożsamość do Torunia.
W tym momencie znów rozległo się pukanie do drzwi — ciche, eleganckie, jakby sam los postanowił się kulturalnie przypomnieć. Spojrzeli na siebie z przerażeniem. Paweł wziął do ręki świecznik, Serafiel schował się za zasłonę, udając że jest lampą. Kiedy otworzyli drzwi, ujrzeli... dżentelmena.
Ubrany w garnitur tak elegancki, że James Bond wyglądałby przy nim jak ochroniarz z Castoramy. Melonik, parasol, teczka i uśmiech — wszystko dopracowane jak plan lekcji u OCD.
— Dobry wieczór, panowie — powiedział aksamitnym głosem, jakby właśnie reklamował whisky. — Nazywam się Lucius Lucifer. Jestem Dyrektorem ds. Zasobów Ludzkich w Inferno Corporation. Nasza główna siedziba mieści się, cóż... dosłownie pod ziemią. Czy mogę wejść?
Wpuścili go, bo wyglądał zbyt dobrze, by być posłańcem mafii. I zbyt pewnie, by być z Caritasu.
Lucjusz usiadł przy stole, wyjął z teczki papiery i rozłożył je z taką elegancją, jakby właśnie przedstawiał ofertę leasingu duszy.
— Wiem, że macie ciężki okres. Ale w Inferno Corporation wierzymy, że każdy zasługuje na drugą szansę… na złe życie. Potrzebujemy ludzi z waszym doświadczeniem: manipulacja, kontrola tłumu, dramaty moralne, upadki duchowe. Wasze CV błyszczy jak aureola po odświeżeniu.
— CV? — jęknął Serafiel. — Ja ostatnie pisałem w epoce brązu...
Lucjusz kontynuował bez mrugnięcia okiem:
— Oferujemy atrakcyjny pakiet benefitów: karta multisport (do siłowni w ogniu piekielnym), prywatna opieka medyczna (obejmująca egzorcyzmy), elastyczne godziny potępienia, darmowa kawa i świeże rogaliki. A dla dusz z większym stażem — pakiet „Wieczna Męka Premium”.
Zamilkł, uśmiechając się jak bankier kredytowy oferujący pożyczkę z 800% RRSO.
— Proszę się zastanowić. Nasza oferta... jest trudna do odrzucenia. Wiecie, jak to jest z ofertami od Piekła.
Złożył papiery z gracją, skinął głową i opuścił plebanię. Zostawił po sobie zapach siarki, tytoniu i perfum, które można było opisać tylko jako „grzeszne”.
W pomieszczeniu zapanowała cisza tak głęboka, że można było usłyszeć własne wątpliwości.
— On mówił poważnie? — zapytał Paweł, gapiąc się w punkt na stole, jakby próbował odczytać instrukcję obsługi życia.
— Chyba tak — szepnął Serafiel. — I wiesz co? To... brzmi lepiej niż śmierć z rąk mafii i dożywotnie oglądanie „Ziarna”.
Milczeli chwilę, próbując sobie wyobrazić piekielne korpo. Otwarte biura z lawy, automaty z kawą i duszami potępionych, zebrania o 9:00 z Belzebubem i HR-em w postaci trzygłowego psa.
Serafiel podszedł do okna. Za szybą świat pogrążał się w mroku. Noc nadchodziła jak nowy sezon telenoweli: przesadzona, pełna dramatów i bez happy endu.
— Pawle — powiedział cicho — co mamy do stracenia?
— Godność?
— Ona poszła pierwsza. Zresztą, i tak była w leasingu.
Skinęli sobie głowami. Decyzja była podjęta. Ich los przypieczętowany.
Wstali powoli, jak bohaterowie tragifarsy, gotowi przyjąć posady w korporacji, w której etat trwa wieczność, a przerwy na lunch przypominają tortury Dantego.
Nie było już odwrotu. Bo jak mawiają w Inferno Corporation:
„Twoje CV mówi, że byłeś księdzem? Idealnie. Zatrudniony.”











pozdrawiam logujących się
Chociaż na Twoje szczęście dodałeś, że "niektóre" style 
Można czytać setki razy, a można tylko raz, jak komu pasuje. 
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: Przeglądaj promocje na książki i komiksy | montaż anten Warszawa | Komercyjne Sesje Rpg - Zielonka k/Warszawy - Mistrz z Gralnią | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt