Szpiedzy w Sompolnie: Rozdział I – To nie jest dyplomacja - AlexPretnicki
Proza » Inne » Szpiedzy w Sompolnie: Rozdział I – To nie jest dyplomacja
A A A
Od autora: Połączenie thrillera, groteski, fikcji politycznej i dramy. Całość dostępne w formie eBooka na: aleksanderpretnicki.blogspot.com

Prolog – Droga do wojny

Po siedmiu latach wyniszczającej wojny Ukraina gasła w powolnym rytmie przegranej. Kolejne obwody na wschodzie i południu przechodziły pod kontrolę Moskwy, a Zachód – znużony kryzysem, inflacją i coraz głośniejszym sprzeciwem własnych społeczeństw – stopniowo wycofywał się z aktywnego wsparcia. Na Kremlu od dawna przygotowywano się na ten moment.

We wrześniu 2029 roku w Tallinnie i Rydze wybuchły zamieszki. Ulice zapełniły się prorosyjskimi demonstrantami, którzy domagali się „ochrony” przed rzekomymi prześladowaniami. Rosyjskie kanały telewizyjne i portale informacyjne natychmiast obiegły obrazy krwi i chaosu, ilustrujące narrację o „ludobójstwie rosyjskiej mniejszości”. Pod osłoną propagandy Kreml zarządził wielkie manewry wojskowe przy zachodniej granicy, gromadząc ponad sto tysięcy żołnierzy.

Pod koniec kwietnia nad krajami bałtyckimi zapadła ciemność. Sieci energetyczne i systemy komunikacyjne padły ofiarą skoordynowanych cyberataków. Następnie w Rydze eksplodowała bomba, której sprawców nigdy nie ustalono, lecz rosyjskie media oskarżyły o zamach „faszystowskich sabotażystów”. Kilka godzin później Kreml ogłosił rozpoczęcie „operacji pokojowej” w Estonii i na Łotwie. Kolumny rosyjskich czołgów przekroczyły granice, wspierane przez oddziały specjalne i bezzałogowe drony bojowe.

Estońskie i łotewskie wojska, wraz z obecnymi tam kontyngentami brytyjskimi, duńskimi i francuskimi, stawiły desperacki opór. Walki toczyły się w centrach miast i na mostach, które jeszcze niedawno służyły zwykłemu ruchowi cywilnemu. Każda ulica stawała się linią frontu.

Na szczytach władzy w Brukseli, Waszyngtonie i Berlinie zapadła cisza podszyta strachem. Artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego zobowiązywał do wspólnej obrony, lecz jego uruchomienie oznaczało realne ryzyko globalnej konfrontacji. W USA toczyła się burzliwa debata – Kongres i prezydent wahali się, czy Ameryka ma wejść w nową wojnę w Europie.

Litwa, Finlandia i Szwecja nie czekały. W ciągu godzin ogłosiły mobilizację i wysłały swoje oddziały na Łotwę. Inne stolice podchodziły do sprawy ostrożniej. Polska, Węgry i Słowacja ograniczyły się do obietnic wsparcia logistycznego i materiałowego, unikając decyzji o bezpośrednim wysłaniu wojsk. Warszawa jednak, nie chcąc ryzykować odcięcia Bałtów od reszty sojuszu, zdecydowała się przerzucić wojska w okolice korytarza suwalskiego – najwęższego i najważniejszego odcinka wschodniej flanki NATO. Odpowiedź Moskwy była natychmiastowa: koncentracja sił w obwodzie królewieckim i blokada morska Bałtyku.

Europa znalazła się w stanie zawieszenia. Każda decyzja mogła stać się iskrą. Na granicy między północą a wschodem kontynentu rysował się scenariusz, którego skutków nikt nie potrafił przewidzieć. Świat znów balansował na krawędzi wojny, tym razem o stawkę większą niż kiedykolwiek wcześniej.

Rozdział I – To nie jest dyplomacja

Gabinet Owalny tonął w półmroku, rozświetlony jedynie smugami popołudniowego słońca wpadającego przez ciężkie zasłony. Na biurku prezydenta leżał stos raportów, map i elektronicznych tabletów, które raz po raz rozbrzmiewały ostrzegawczym brzękiem nowych depesz z Europy. Atmosfera była gęsta, jakby każdy oddech wciągał do płuc nie tylko powietrze, ale i ciężar odpowiedzialności.

Prezydent Greg Newman, były burmistrz Los Angeles, stał przy oknie. Patrzył w stronę trawnika przed Białym Domem, gdzie grupka turystów uparcie robiła sobie zdjęcia, jakby świat nie drżał właśnie w posadach. Newman wyglądał na zmęczonego. Garnitur wisiał na nim luźno, krawat miał lekko przekrzywiony, a w spojrzeniu kryła się mieszanka determinacji i ironii, którą wypracował w czasach, gdy jeszcze walczył z budżetem miejskim, skorumpowanymi radnymi i problemem bezdomności w LA. Tam przynajmniej wiedział, z kim ma do czynienia. Tu przeciwnikiem była historia.

Historia, która wyniosła go do władzy, była równie groteskowa, co dramatyczna. Zaledwie rok wcześniej Ameryka przeżyła szok po tym, jak były prezydent Donny T. – upojony własnym mitem i wściekle pragnący trzeciej kadencji – próbował złamać konstytucję i ogłosić się przywódcą „na czas kryzysu narodowego”. Obsadził kluczowe urzędy lojalistami, ale jak się okazało, nie zrobił tego dostatecznie szczelnie. Kiedy do opinii publicznej wyciekło nagranie, na którym planował „czystki polityczne” i mówił o „wykorzenieniu zdrajców z administracji”, fala oburzenia przetoczyła się przez kraj jak huragan. Miliony ludzi wyszły na ulice – od Seattle po Miami. Nawet w bastionach jego zwolenników pojawił się strach: że tym razem posunął się za daleko, że jego ambicje nie mają dna.

W atmosferze skandalu, zamieszek i panicznych dymisji to właśnie Greg Newman, były burmistrz Los Angeles, pojawił się jako kandydat kompromisu – polityk z drugiego szeregu, który nie był splamiony ani waszyngtońskimi układami, ani gorączką populizmu. Wygrał wybory nie dlatego, że naród w niego wierzył, ale dlatego, że kraj desperacko potrzebował kogokolwiek innego.

— Panie Prezydencie — odezwał się generał Briggs, szef połączonych sztabów, głosem suchym jak papier ścierny. — Sytuacja jest jasna. Rosjanie zajęli już północne dzielnice Rygi i kontynuują natarcie na Tallinn. Estończycy walczą jak lwy, ale bez dodatkowego wsparcia nie utrzymają miasta. Pytanie brzmi: jak długo możemy jeszcze zwlekać?

Newman odwrócił się powoli. W gabinecie siedzieli najbliżsi doradcy: doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, sekretarz stanu, kilku generałów z Pentagonu oraz dyrektor CIA, kobieta o stalowych oczach i lodowatym uśmiechu, Julia Price.

— Zanim zaczniemy rysować scenariusze wojny totalnej — wtrąciła Price — chcę podkreślić jedno: Rosja nie jest tak silna, jak sama twierdzi. Siedem lat konfliktu na Ukrainie wyssało z nich krew. Ich gospodarka trzyma się na respiratorze, a zasoby wojskowe są ograniczone. To, co widzimy w Estonii i na Łotwie, to w dużej mierze teatr. Brutalny, ale teatr.

— Teatr z czołgami na ulicach i trupami w kanałach — mruknął generał Briggs. — Z całym szacunkiem, pani dyrektor, wolę przygotować plan na wypadek, gdyby kurtyna opadła.

Sekretarz stanu, chudy jak kość urzędnik z nerwowym tikiem w lewym oku, pochylił się nad stołem.

— Panie Prezydencie, Europa patrzy na nas. Berlin się waha, Warszawa gra na czas. Bałtowie błagają o pomoc. Litwa, Finlandia i Szwecja ruszyły do mobilizacji. Jeśli my się cofniemy, NATO może się rozsypać.

Zapadła cisza. Newman poczuł, że wszyscy patrzą właśnie na niego. Greg Newman, człowiek, który jeszcze kilka lat temu przecinał wstęgi nowych stacji metra w Los Angeles, teraz miał zdecydować, czy świat pogrąży się w III wojnie światowej. Ironia losu była tak ostra, że prawie czuł jej smak na języku.

— Panie Prezydencie? — Briggs nie wytrzymał napięcia.

Newman podszedł do biurka, opadł ciężko w skórzanym fotelu i przez chwilę bębnił palcami po blacie. Wziął głęboki oddech, spojrzał na twarze swoich doradców: generałów, polityków, ekspertów, ludzi, którzy mieli odpowiedzi na wszystko, poza tym, co najważniejsze.

Uśmiechnął się krzywo i rzucił:

— Na razie… myślę.

W sali zapadła cisza jeszcze cięższa niż przedtem. Każdy wiedział, że w tym „myślę” kryło się wszystko: strach, kalkulacja, a także świadomość, że w grze nie ma dobrych posunięć. Tylko ruchy, które prowadzą w ciemność.

---

Moskwa tonęła w szarości, która zdawała się nie wynikać z pogody, lecz z samego ducha miasta. Ulica Smoleńska dudniła od samochodów, a monumentalna bryła Ministerstwa Spraw Zagranicznych piętrzyła się nad nimi jak sarkofag dawno umarłego imperium. Wysokie okna świeciły mdłym światłem jarzeniówek, które odbijały się w mokrym asfalcie. W jednym z biur na dziewiątym piętrze siedział Aleksiej Pawłowicz Karpow. Urzędnik od spraw amerykańskich, piąte koło u wozu dyplomacji, człowiek, którego największym osiągnięciem zawodowym było napisanie raz notatki, która naprawdę trafiła na biurko wiceministra. Miał czterdzieści parę lat, wzrok permanentnie zmęczonego psa i twarz, która dawno straciła zdolność do wyrażania entuzjazmu.

Na biurku stał kubek z herbatą, od której dawno już odpadło ucho, i popielniczka pełna niedopałków. Karpow gapił się w ekran komputera, na którym migotał arkusz Excela pełen nic nieznaczących tabelek. Jego myśli krążyły wokół tego, co kupić po pracy w sklepie spożywczym i czy starczy mu na dwa piwa i paczkę pierożków z mięsem. 

Dzwonek telefonu przeciął monotonię niczym ugryzienie w kark. Urzędnik spojrzał na aparat z niechęcią, jakby dzwonił nie człowiek, lecz obowiązek. W końcu uniósł słuchawkę.

— Ministerstwo Spraw Zagranicznych, dział stosunków z USA, Karpow przy telefonie.

Po drugiej stronie odezwał się męski głos, pewny, rzeczowy:

— Tu kancelaria Białego Domu. Proszę nie odkładać słuchawki. Za chwilę prezydent Stanów Zjednoczonych będzie mówił osobiście.

Karpow uniósł brew. Brzmiało to jak kiepski żart. Westchnął teatralnie.

— No dobrze, niech będzie — odparł z powątpiewaniem.

Chwilę później usłyszał inny głos. Cięższy, głębszy, początkowo spokojny:

— Mówi Greg Newman, prezydent Stanów Zjednoczonych. Proszę słuchać uważnie, bo powtórzę to tylko raz. Traktuję atak na Estonię i Łotwę jako atak na cały Sojusz Północnoatlantycki. A to oznacza, że potraktowałem go tak, jakbyście uderzyli w samo serce Stanów Zjednoczonych.

Karpow przełknął ślinę, próbując zachować ton urzędniczej rutyny.

— Panie Prezydencie, Rosja nie zaatakowała USA, to nieporozumienie…

Głos w słuchawce stwardniał jak stal.

— Nieporozumienie? Sugerujesz, że jestem w błędzie? Że nie wiem, co się dzieje? Najechaliście demokratyczne państwa, część wspólnoty transatlantyckiej, państwa, których bezpieczeństwa bronimy. Oczywiście, że zaatakowaliście USA.

— Panie Prezydencie, proszę zrozumieć, że sytuacja jest… skomplikowana.

— Skomplikowana? — Newman prychnął krótko. — Karpow, to nie jest matematyka. To proste: sąsiad wkroczył na podwórko, pali domy i twierdzi, że zrobił to, bo ktoś tam na podwórku spojrzał krzywo. Nie negocjujemy tego, nie dyskutujemy o semantyce.

— Panie Prezydencie, są w grze niuanse dyplomatyczne, kanały, które… – Newman nie pozwolił mu dokończyć. Teraz mówił szybko, brutalnie, każde słowo było ciosem:

— Wasi generałowie przekroczyli granicę NATO, wysadzili magazyny w Valmiera, ostrzelali Tallin jakby to była jakaś republika bananowa. My już nie negocjujemy. My odpowiadamy. Właśnie aktywowaliśmy artykuł piąty NATO. Całe US Army, wraz z armiami naszych sojuszników, zaczynają w tej chwili rozpieprzać wasz popaprany kraj na kawałki.

Karpow zastygł z otwartymi ustami.

— A teraz, Aleksieju Pawłowiczu, posłuchaj mnie uważnie — Newman syknął do słuchawki. 

— Powiedz swojemu szefowi, temu łysemu debilowi, z którym brzydzę się osobiście rozmawiać, żeby wycofał swoich barbarzyńców z państw nadbałtyckich. Jeśli tego nie zrobi, zamienię jego ruski folwark w jedną wielką, radioaktywną pustynię. 

W tle połączenia Karpow usłyszał szczęk talerzy i krzyk jakiegoś doradcy: „Panie Prezydencie, czas na briefing!”. Newman syknął:

— Jeszcze pięć sekund. Chcę, żebyś zapamiętał: to nie jest dyplomacja, to egzekucja. 

Trzask. Połączenie zostało przerwane.

Karpow siedział chwilę nieruchomo, z telefonem przy uchu, jakby nie dowierzał, że to się wydarzyło. Pot spływał mu po plecach. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że na korytarzu panuje dziwny zgiełk. Ludzie wybiegali z gabinetów, rozmawiali nerwowo, ktoś rzucił w panice dokumentami na podłogę.

Wstał i podszedł do okna. Na ulicy poniżej korki wyglądały jak zawsze, ale w gmachu ministerstwa pulsowała gorączka. Wracając do biurka, chwycił myszkę, odpalił przeglądarkę i wszedł na pierwszą stronę, która mu przyszła do głowy. Nagłówki waliły po oczach:

RIA Nowosti: USA dokonują aktu agresji! Naloty na obwód kaliningradzki — Kreml: odpowiemy zdecydowanie.

RT: Pentagon twierdzi, że rozpoczęto operację Obrona Wolności. Rosyjskie dowództwo: to wojna informacyjna.

Lenta.ru: Eksplozje w Pskowie i Kursku. Ministerstwo Obrony mówi o kontrolowanych manewrach przeciwnika.

Gazeta.ru: Panika na rynku — rubel traci 30% w godzinę, giełda zawiesza handel.

Karpow przełknął ślinę, sięgnął po telefon i drżącymi palcami wybrał numer bezpośredniej linii do Pałacu Senackiego, roboczej rezydencji prezydenta Federacji Rosyjskiej.

— Proszę o natychmiastowe połączenie… — wyszeptał ochrypłym głosem. — To pilne. Bardzo pilne.

---

Gabinet Owalny wciąż pachniał ozonem po gwałtownej rozmowie telefonicznej. Atmosfera była gęsta, nasycona ciszą, która bardziej przypominała echo eksplozji niż zwykłe milczenie. Greg Newman odłożył słuchawkę i przez chwilę siedział nieruchomo, wpatrzony w niewidoczny punkt na mahoniowym blacie. Jego palce poruszały się powoli, jakby bębniły rytm jakiejś melodii, którą znał tylko on. 

Wokół stołu siedzieli jego najbliżsi ludzie. Twarze mieli napięte, blade, jakby właśnie usłyszeli wyrok, który dotyczył nie tylko ich, ale i całego świata. Generał Briggs, monumentalny w swojej sylwetce, z oczami wbitymi w mapę Europy, odchrząknął i podjął głos.

— Panie Prezydencie, nasze siły wykonały już pierwsze uderzenia na cele w obwodzie królewieckim. Lotnictwo przeprowadziło serię nalotów na systemy przeciwlotnicze i magazyny paliwowe. 

Z raportów wynika, że zniszczenia są znaczne. — Briggs mówił jak ktoś, kto recytuje liczby z podręcznika, a jednak w jego głosie pobrzmiewała nuta zdumienia. — Reakcja Kremla jest… chaotyczna. Wygląda na to, że nie spodziewali się natychmiastowego odwetu. Nasze nasłuchy przechwyciły sprzeczne rozkazy rosyjskiego sztabu.

Sekretarz stanu, blady i spocony, nerwowo poprawił krawat.

— Czy to oznacza, że mamy chwilową przewagę? — zapytał, starając się nadać głosowi ton pewności, choć zabrzmiało to bardziej jak desperacja.

Briggs spojrzał na niego z góry, jak nauczyciel na ucznia, który nie zrozumiał najprostszej lekcji.

— Przewaga to złe słowo. Powiedziałbym raczej: zamieszanie po drugiej stronie. Nie wiedzą, czy to pełnoskalowa operacja, czy pokaz siły. Kreml jest zdezorientowany.

Julia Price, dyrektor CIA, nachyliła się lekko w stronę prezydenta. Jej oczy błyszczały stalowym chłodem.

— Zapewniam pana, że wiadomość już dotarła tam, gdzie powinna. FSB przechwytuje wszystkie połączenia dyplomatyczne. Nawet jeśli Karpow nie miałby odwagi zanieść tej rozmowy na Kreml, to i tak siedzą teraz nad nią generałowie w bunkrze pod Moskwą. Pańskie słowa zostały wysłuchane.

Na chwilę w gabinecie zapadło milczenie. Potem odezwał się inny głos, głęboki i chropowaty, należący do generała Lotera z dowództwa strategicznego:

— Panie Prezydencie, musimy jednak spojrzeć prawdzie w oczy. Nasze konwencjonalne środki są ograniczone. Po siedmiu latach wsparcia Ukrainy i po reorganizacji budżetu obronnego… nie mamy zasobów, by prowadzić długotrwałą wojnę w Europie. — Zawiesił głos, a cisza, jaka zapadła, była bardziej wymowna niż same słowa. — Jeżeli Rosjanie zdecydują się na pełnoskalową odpowiedź, będziemy zmuszeni sięgnąć po środki niekonwencjonalne.

Wzrok wszystkich skierował się na prezydenta. Newman oparł łokcie na biurku i przez chwilę przyglądał się własnym dłoniom. W końcu uniósł głowę, a jego spojrzenie przecięło salę niczym ostrze.

— Wiem o tym, generale. Wy wiecie o tym. Ale prezydent Rosji? — Zatrzymał się, przeciągnął słowa. — On nie wie. I na razie to wystarczy. Niech wierzy, że mamy pełne kieszenie amunicji i nieskończone zasoby. Niech wierzy, że Ameryka jest gotowa do wojny na każdym froncie.

— A jeśli przejrzy blef? — zapytał cicho sekretarz stanu, jakby obawiał się, że samo wypowiedzenie tych słów sprowadzi katastrofę.

— Wtedy — odparł Newman, z ironią w głosie, której nie potrafił stłumić — wtedy świat pozna nową definicję słowa „odwet”.

Gabinet znów pogrążył się w ciszy. Doradcy siedzieli nieruchomo, każdy we własnych myślach, każdy świadomy, że gra toczy się o stawkę większą niż ktokolwiek mógłby unieść.

Nagle drzwi uchyliły się bez pukania. Do środka wszedł młody oficer łącznikowy, blady jak kreda, z telefonem satelitarnym w dłoni.

— Panie Prezydencie… — jego głos drżał. — Jest pilna linia z Warszawy. Mówią coś o… niespodziewanej aktywności strony rosyjskiej.

Słowa zawisły w powietrzu jak niedokończone zdanie. W gabinecie zrobiło się jeszcze ciemniej, jakby sama przestrzeń czekała na odpowiedź, której nikt nie chciał usłyszeć. W tej ciszy, każdy oddech brzmiał jak początek końca.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
AlexPretnicki · dnia 30.10.2025 19:04 · Czytań: 127 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
Madawydar dnia 03.11.2025 10:40 Ocena: Bardzo dobre
Zapowiada się całkiem niezły thriller polityczny. Sprawnie napisany, przedstawione sceny realistyczne, czytelnik odczuwa narastające napięcie, które wzbudza w nim obawę, że to może być prawdziwy scenariusz, przepowiednia, która ma wielką szanse spełnienia.

Pozdrawiam

Mad
AlexPretnicki dnia 03.11.2025 19:30
Dzięki, pozdrawiam
Proza: Górna Półka
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
09/11/2025 19:14
To jest esencja prawdy! To, że kultura ma ciągle pod górkę.… »
Kushi
09/11/2025 15:02
Taka mała miniaturka, ale cudnie napisana. W tych kilku… »
Kushi
09/11/2025 14:58
Chwila refleksji, zadumania nad brzegiem morza . Dawno nie… »
Kushi
09/11/2025 14:44
Dziękuję za odwiedziny ajwu i ciepłe słowa pod wierszem:):)»
ajw
08/11/2025 14:07
Milu - zatem usuwam :) Bereniko - dziękuję :) »
ajw
08/11/2025 14:05
Wiersz, który nosi w sobie oddech starej, klasycznej szkoły… »
ajw
08/11/2025 14:02
Subtelny jak poranna mgła i ciepły łyk pierwszej kawy. Jest… »
ajw
08/11/2025 13:58
Podoba mi się Twoje surowe pisanie, z odwagą zanurzenia się… »
Berenika
08/11/2025 12:03
szybki haust spojrzenia jest super :) »
Kushi
07/11/2025 21:29
Takich wierszy od Ciebie więcej proszę... :) Ten chowam w… »
Kushi
07/11/2025 21:13
Powiem tak;) Piszę, właściwie to kiedyś pisałam, bardzo bym… »
valeria
07/11/2025 21:00
Dziękuję ponownie :) »
Kushi
07/11/2025 19:57
Tak sobie czytam i czytam tę jesienną wędrówkę a na koniec… »
Miladora
07/11/2025 19:54
Ładnie, Ajw. :) A końcówka mnie urzekła. Mam tylko… »
Miladora
07/11/2025 19:42
Ciekawa jestem, Jarku, czy dożyję dnia, kiedy przestaną za… »
ShoutBox
  • Kushi
  • 07/11/2025 20:05
  • Serdeczne pozdrowionka dla wszystkich :):)
  • Miladora
  • 06/11/2025 17:18
  • Witaj, Bereniko, po baaaardzo długiej nieobecności. Miło Cię znowu zobaczyć. :)
  • Berenika
  • 06/11/2025 17:17
  • Jak miło tu zajrzeć po długim czasie :D
  • Darcon
  • 03/11/2025 21:16
  • UWAGA, Drodzy Użytkownicy! Po 3 latach powraca konkurs MALOWANIE SŁOWEM! W tym roku małe zmiany aby lepiej zintegrować naszą społeczność. Oczekujcie newsa i pamiętajcie - kto pierwszy wybór ma lepszy.
  • valeria
  • 30/10/2025 18:10
  • Nikt nie komentuje moich wiersz!:) pozdrawiam logujących się:)
  • Berele
  • 20/10/2025 07:56
  • teraz to nie mam niczego do dodania hihi
  • alkestis
  • 19/10/2025 19:07
  • Berele, oj jakże Nietzsche przewraca się w grobie :p Chociaż na Twoje szczęście dodałeś, że "niektóre" style :D
  • Berele
  • 19/10/2025 10:26
  • Przy niektórych stylach muzyki wydaje mi się, że lubienie piosenek to proces czysto fizjologiczny. Jesteśmy ukształtowani do rozumienia mowy, ale też płaczu, prośby, jęku, ochrzanu itd. To melodie...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty