Rozdział dwudziesty drugi.
Tajemnice Nadziei.
Ojcumiła, Jacek i Dobromir słyszeli jej szloch, ale nie mogli się przełamać, aby podejść do dziewczyny i porozmawiać. Postanowili ją przeczekać. Wypłacze się i odejdzie. Czuli się oszukani i zdradzeni. Trudno im było zaufać kolejny raz komuś, kto od samego początku obserwował ich i donosił. Powód, dla jakiego to robiła, był im obojętny. Szpicel i już.
Po dwóch może trzech godzinach Nadzieja podniosła się z ławeczki i odeszła. Wszyscy troje odetchnęli z ulgą. Położyli się spać. Rano Dobromir wrócił do swojego mieszkania. Przed blokiem ostrożnie rozejrzał się dookoła, spodziewając się spotkać tam Nadzieję. Nie było jej. Wszedł do środka. Wziął prysznic, przebrał się i ponownie wyszedł z domu. Tym razem na zajęcia. Próbował zapomnieć o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni, chciał też zapomnieć o Nadziei. Nie mógł jednak się skupić. Prześladowała go myśl, że powinien był pozwolić jej się wytłumaczyć. Miał wyrzuty sumienia. Pomimo że to ona donosiła na niego do służb czuł się winny. W głębi serca nie znienawidził jej, ciągle ją kochał.
Rozpoczął się grudzień. Dobromir często po zajęciach szedł do Rynku Głównego w Krakowie albo na Mały Rynek, gdzie trwały targi sztuki ludowej i przyglądał się spacerującym i robiącym zakupy osobom. Byli szczęśliwi, uśmiechnięci, rozmowni. Młodzi, często w parach, trzymając się za ręce wspólnie wędrowali pomiędzy straganami i wybierali ozdoby świąteczne, bombki albo biżuterię. Zazdrościł im. Do niedawna on również był szczęśliwy i radosny, a teraz jest sam. Nie wiedząc, co ma ze sobą począć Dobromir plątał się bez powodu pomiędzy obcymi ludźmi, starając się uciec od samotności, od rozpamiętywania tamtych chwil. Brakowało mu jej. Coraz częściej zastanawiał się, co chciała mu wtedy powiedzieć, dlaczego musiała to zrobić? Postanowił spotkać się z nią jeszcze raz, może ostatni po to tylko, aby wytłumaczyła mu swoje zachowanie. Nie potrafił znieść tej niepewności, musiał poznać prawdę, choćby miała być ona najokrutniejsza.
Udał się do jej mieszkania. Zapukał i czekał, aż otworzy. Nie otwierała. Zapukał jeszcze raz i drugi, zaczął głośno wołać ją po imieniu. Nie odpowiedziała. Zdenerwował się i przeklął coś pod nosem kierując się w stronę wyjścia. Już miał schodzić na parter, kiedy otworzyły się drzwi od mieszkania. Odwrócił się, mając nadzieję zobaczyć swoją dziewczynę.
— Dobromir? — to pan — cichym głosem zapytała sąsiadka Nadziei.
— Nie wie pani, czy ona jest w domu? Nie chce otworzyć.
— Na pewno jej nie ma — odpowiedziała znajoma — wczoraj przed północą karetka zabrała ją do szpitala. Ledwo ją odratowali.
— Co pani mówi? Co się stało?
— Żyły sobie podcięła idiotka.
— Wie pani, gdzie ją zabrali, do którego szpitala? — dopytywał Dobromir.
— Nie wiem kochany, ale to jakaś popieprzona rodzinka była — nie ma czego żałować.
Dobromir zastanowił się chwilę i kontynuował:
— Co z nimi było nie tak?
— Trzeba by dużo gadać — skwitowała sąsiadka.
— Ja mam czas i to naprawdę jest dla mnie bardzo ważne — dopingował chłopak.
— Niech pan wejdzie do środka. Nie będziemy rozmawiać na korytarzu — zaproponowała pani Mariola.
— Pani ich znała? Co to byli za ludzie?
— A pan nie? Wydawało mi się, że byliście ze sobą, to znaczy pan z Nadzieją.
— Tak, ale jej rodziców nigdy nie poznałem — odpowiedział Dobromir.
— Ojca pan poznać nie mógł, bo zmusili go w roku siedemdziesiątym do opuszczenia kraju. Był żydem, nazywał się Hirsz. Wyjechał do Izraela. Matka Helena była Polką i wraz z kilkuletnią córką pozostała w kraju. Załamała się. Było jej ciężko. Nie mieli tutaj innej rodziny, żadnej pomocy. Pojawił się wtedy jakiś jej krewny z Zamościa i zaopiekował się nimi. Nikt go tu nie znał i ludzie unikali go. Chyba nawet sama Helena nie tęskniła za nim, bo była przy nim jakaś nerwowa i zakłopotana. Jego wizyty najwyraźniej nie sprawiały jej przyjemności, gdyż często po nich płakała. Obawiała się czegoś albo kogoś. Bała się o dziecko. Któregoś dnia Milicja zabrała Helenę do więzienia, bo podobno rozbiła łeb żelazkiem temu opiekunowi sadyście. Szantażował ją. Jej córkę Nadzieję oddali do sierocińca, a potem do bidula, gdzie osiągnęła swój wiek i powróciła tutaj do mieszkania rodziców. Odkąd pamiętam, zawsze była sama. Zrezygnowana i złośliwa, ale bogata. Pewnie tatuś z Izraela śle jej kasę, bo stać ją na markowe ubrania.
— Nie szukała matki? — pytał coraz bardziej zaskoczony Dobromir.
— Kto ją tam wie. Nikomu się nie zwierzała, nikomu nic nie opowiadała. Była strasznie tajemnicza, a teraz ta próba samobójcza…
Dobromir wysłuchał opowiadania pani Marioli i podziękował za herbatkę. Wyszedł z mieszkania sąsiadki Nadziei i udał się do swojego mieszkania. Korzystając ze znajomości ojczyma, doktora Jacka Przypadka postanowił odnaleźć Nadzieję i wyjaśnić wszystkie swoje wątpliwości, poznać historię życia odepchniętej w emocjach przez siebie nieszczęśliwej dziewczyny. Zaczęli szukać.

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.









pozdrawiam logujących się
Chociaż na Twoje szczęście dodałeś, że "niektóre" style 
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: Przeglądaj promocje na książki i komiksy | montaż anten Warszawa | Komercyjne Sesje Rpg - Zielonka k/Warszawy - Mistrz z Gralnią | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt