Proza »
Obyczajowe » Opowiadanie świadczące o patriotyźmie mojego Św. P dziadka.
Pszenica, która wyrośnie z dobrej ziemi, w odpowiednich warunkach daje dorodny plon. Posiada złociste kłosy i ziarna. Jednak brak zastosowania płodozmianu po kilku latach uprawy powoduje, że znacznie traci na wartości. Ziarna z roku na rok stają się coraz mniejsze. Ten sposób jest mało opłacalny, jednak uprawa wciąż jest na tej samej ZIEMI....
Mój dziadek był człowiekiem, który przeżył czas okupacji niemieckiej, ten krwawy i okrutny okres miał kolosalny wpływ na rozwój jego osobowości. Pracował wraz ze swoimi rodzicami i rodzeństwem w gospodarstwie należącym do Niemca. Jego rodzina straciła życiowy dorobek i została zmuszona do pracy, w której (pomijając fakt wysiłku fizycznego) należało być dyspozycyjnym 24 godziny na dobę, w przeciwnym wypadku z łatwością można było poczuć lufę przy głowie. Jednak większym ciężarem dla mojego dziadka był ten, który czuł na duszy. Z każdym kolejnym dniem wojny widział, jak Niemcy gnębią Polaków, chcą zniszczyć ich godność, pozbawić wszelkich ludzkich praw. Robili to z takim okrucieństwem i bezwzględnością, że nie różniło się to niczym od przerobu mięsa na kiełbasę. Jednak w końcu nadszedł kres wojny i mimo że widok trupów i bomb stał się coraz rzadszy, to życie w Polsce nadal było ciężkie. Trzeba było zaczynać wszystko od zera.
W 1946 roku dla mojego dziadka, który miał wówczas 18 lat, przyszedł czas na podjęcie bardzo ważnej życiowej decyzji. Sytuacja jego rodziny była ciężka. Często cierpieli głód, ponieważ ich niemeliorowana ziemia nie przynosiła plonu. Dom także był w tragicznym stanie. Zimą przez szpary w deskach wlatywał do wnętrza mroźny wiatr. Na zdrowiu tracili jego rodzice zmęczeni codzienną walką o chleb i przetrwanie. W tej kryzysowej sytuacji pojawiła się nadzieja na lepsze życie. Z Ameryki przyszedł list od stryja mojego dziadka. Było w nim zaproszenie do Chicago. Stryj proponował całej rodzinie przyjazd na stałe, pisząc o możliwości pracy i dobrobycie. Twierdził, że jeśli pozostaną w kraju, to wkrótce zostaną żebrakami. Mojego dziadka zastanawiało to, że w tym liście dolary zostały ukazane w boskim świetle, jakby były panem tego świata. Owszem, bez nich nie da się przeżyć, ale nie one stoją na szczycie hierarchii wartości. Dziadek nie mógł sobie wyobrazić tego, że po tylu latach ciężkiej pracy u Niemca i życia w okupacji mógłby wyjechać do innego kraju, gdy jego ojczyzna nareszcie odzyskała upragnioną wolność. To byłoby tak, jakby z katolicyzmu przeszedł na ateizm. Nie mógłby nagle zacząć oddychać innym powietrzem niż tym co dotychczas. W Ameryce nie czułby się Polakiem, czułby się niczyj, a brak poczucia przynależności narodowej jest wielkim bólem. Dlatego dziadek dobitnie wyjaśnił swojej rodzinie, że ucieczka do innego kraju, gdy tak długo się walczyło i broniło swojej ojczyzny, jest bezsensem. A ponadto zastosowanie w takiej sytuacji "płodozmianu" było by oznaką słabości i tchórzostwa.
Mój dziadek był wyjątkowym człowiekiem. Miał w sobie siłę i upór, dzięki której przetrwał te okropne czasy. Niektórzy nie widzieli w końcu wojny, czegoś bardzo istotnego z powodu kłopotów materialnych. Natomiast on, wciąż głodujący i tyrający, czuł ogromną radość. Czuł, że istnieje jako Polak i nikt już tego nie zmieni. To bardzo trudne cieszyć się z tego, gdy garnki w domu są puste, trudno być wtedy patriotą, a jednak on potrafił. Dla mnie to nieznana siła, która pozwala przetrwać tak wielkie nawałnice i pozostać na "swoim miejscu na ziemi". Jak bardzo trzeba kochać swój kraj, żeby zrezygnować z zawsze pełnego żołądka, byleby w nim pozostać? Nie wiem. Dziś, gdy pojęcie miłości do ojczyzny zanika, bo młodzi ludzie wyjeżdżają w poszukiwaniu pracy, trudno mi zrozumieć skąd dziadek czerpał taką siłę. Miał przecież świadomość, jakie będą skutki pozostania w ojczyźnie. Wiedział, że jego życie nie będzie przynosić tylko dobrych "plonów" i pachnieć dolarami. Jednak w tym ciężkim życiu, któremu towarzyszyły porażki i łzy, musiało być coś, co było warte pozostania skoro dziadek nigdy nie powiedział rżałujęr1;. Niestety nie zdradził mi, czym była ta wartość. Może sądził, że sama powinnam to zrozumieć. Przykrym faktem jest to, że ja, młody człowiek wychowywany w dobie zniewolenia ludzkości przez machinę zysku ekonomicznego mogę, się tego nigdy nie dowiedzieć. Prawdziwa miłość do ojczyzny rzadko się zdarza. To wielka strata dla narodu. Człowiek, który bardzo kocha swój kraj, jest w stanie zrezygnować z dobrego życia. Jest zdolny do poświęceń kosztem własnego dobra, utożsamia się z krajem. Jednakże tylko nieliczni decydują się na takie poświęcenia, ponieważ to duże wyzwanie, umieścić ojczyznę na szczycie hierarchii wartości i żyć adekwatnie do tego postanowienia. Dlatego też nie wystarczy silna wola, to zbyt mało, trzeba jeszcze ją pokochać...
Z racji przemiany pokoleń dziadka znałam tylko jako starego, schorowanego człowieka. Mimo że obcowałam z nim jedynie w zimie jego wieku, to temperament i siła ducha nadal były u niego młode. Dzięki temu mogłam obserwować jego indywidualne przejawy miłości do ojczyzny. W pamięci utkwił mi głęboko obraz letnich spacerów po polach pszenicy. Szedł wówczas oparty o laskę, łapiąc powietrze po każdym kroku, który sprawiał mu trudność. Na głowie miał czapkę osłaniającą od palącego słońca jego "poorane" czoło. Powolutku dreptał zatopiony wśród łanów wpatrując się w złociste kłosy kołysane przez wiatr. Nucił pod nosem. Suchymi dłońmi błądził między łodygami, delikatnie je dotykając. Wówczas na jego twarzy malowało się uczucie ukojenia i szczęścia. Ten widok odzwierciedla moment, w którym dusza wydobywa się spod klosza słabego, ograniczającego je ciała, wtedy ból i cierpienie znika, a duch bierze górę. Kołysze się zgodnie z rytmem kłosów, przenika przez nie, obcuje z ukochaną ziemią, wysysając z niej szczęście, a oczy wędrują po bezmiernym, czystym, błękitnym niebie i iskrzą się z radości, że mają ten dar od Boga i mogą na nie patrzeć. Na to niebo, które jest tutaj, żadne inne!!! Ziemia wiele nie oczekuje, byle by pochylić się nad nią, wziąć w garść i podziękować w duchu za wszystkie lata, przez które karmiła i dawała życie. We wdzięczności daje znacznie więcej, lecz są uczucia, których nie można nazwać słowami....
Koleje życia mojego dziadka uświadomiły mi, że proste, twarde życie tzw. szarego człowieka zawiera często więcej moralnych wartości i godności osobistej niż życie szukającego sukcesów i poklasku karierowicza. Ten drugi pragnie nagiąć świat dla własnych korzyści, sam siebie stawia na piedestale, musi przeglądać się w akceptacji innych, błyszczeć w tłumie i karmić pochlebstwami. Czuję się wtedy ważny i doceniany. Dostosowuje się do sytuacji wykorzystując ludzi i nadarzające się okazje do osiągania swoich celów. Brak w nim trwałych wartości, na których jak na fundamencie buduje się własne postawy i przekonania. W gruncie rzeczy człowiek taki jest niedojrzały a jego życie puste.
Pokolenie mojego dziadka wychowało się na słowach: "Bóg, Honor, Ojczyzna" i było im wierne. Hasło to wyznaczało hierarchię wartości, uznawało najwyższy autorytet, określało granice egzystencji narodu. Współczesnym społeczeństwom brak jest opoki na której można oprzeć morale człowieka. Odrzucamy dawne autorytety a brak nam nowych. Budujemy nowy świat nie potrafiąc przewidzieć kierunków jego rozwoju, wyważamy otwarte często drzwi. Potrzeba nam tej wewnętrznej siły, tego mocnego przekonania, które kazało rówieśnikom mojego dziadka bronić kraju, trwać na ojcowiźnie pomimo cierpienia i niedostatku. Ludzie ci wrastali w polską ziemię korzeniami przywiązania, czuli, że ich miejsce na świecie jest tam gdzie groby ich przodków, potrafili czerpać z tego radość i zapał do pracy.
Życie nie może polegać głównie na zaspokajaniu własnych pragnień, aby czuć się spełnionym trzeba dać cząstkę siebie innym. Przychodzimy na świat, nie po to aby tylko brać, ale przede wszystkim dawać. Świat rozwija się wtedy harmonijnie i sprawiedliwie. Przykładów na prawdziwość tego stwierdzenia jest dużo, tylko nie zawsze chcemy je dostrzec. Matka daje swoje ciało i większość życia dziecku, ojciec pracuje dla rodziny, żołnierze i cywile giną dla kraju, duchowni przygotowują wiernych do wieczności.
Więcej nie zobaczę już spacerów dziadka. Dziś jego ukochana ziemia utuliła w wiecznym śnie jego ciało. Stał się jej cząstką. Jego "ziemska pielgrzymka" jest dowodem na to, że kocha się nie tylko ludzi i pieniądze, można kochać także kawałek ziemi za który oddałoby się cały świat. Tyle przelanych kropli potu, tyle lat ciężkiej pracy, aby móc na nim żyć, świadczy o wielkiej miłości i przywiązaniu.
Ojczyzna to nie tylko terytorium określone przez granice państwa, ojczyzna to nasze serca, to miejsce w naszej duszy...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
kalasznikov · dnia 05.02.2009 22:36 · Czytań: 873 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: