Kolejne opowiadanie z tomu "Czerwona gondola".
Nazwiska i imiona występujących osób zostały wymyślone.
Na czwartym roku mówi się: To już z górki. Przedmioty są konkretne, wyraźnie kształtują osobowość przyszłego inżyniera. Wybieram specjalizację związaną ze Śląskiem, czyli Budownictwo Górnicze, podobnie zresztą jak Paweł i Jacek. Profesorzy i asystenci widzą już w nas fachowców. Kończy się nauka "na zaliczenie", solennie podchodzimy do każdego przedmiotu.
Pomimo przeżyć wakacyjnych poważnie myślę o małżeństwie. Wierzę, że nasze współżycie może ułożyć się szczęśliwie. Przecież Irenka jest bardzo atrakcyjną dziewczyną, pełną seksu, którego ostatnio, na skutek ograniczenia kontaktów, spowodowanych nadmiarem nauki, strasznie mi brakuje.
Na drugi dzień świąt Bożego Narodzenia wyznaczamy termin ślubu.
Oprócz normalnych cywilno-kościelnych formalności jest kilka rzeczy do załatwienia.
Irence bardzo zależy, aby uroczystość, która ma się odbyć w jej domu, wypadła jak najwspanialej i aby dosłownie wszystko się świeciło. Wspólnie ze Zbyszkiem załatwiamy wiele spraw. Na koniec pozostaje nam do odrestaurowania blat okrągłego stoliczka z zatartym wzorem ciekawej intarsji. Postanawiamy go przeszlifować i pociągnąć bezbarwnym lakierem.
W trakcie zaawansowanej roboty, przyszły szwagier wyskakuje z propozycją:
- Tyle tu kurzu, wypadałoby przepłukać gardło.
- Jak masz coś do dawaj, nie powiem nie.
Na stoliku ląduje półlitrówka. Po pierwszym kieliszku następuje kolejny. - No to na drugą nogę.
W szparze uchylonych drzwi, prowadzących do przedpokoju, widzę przez chwilę głowę przyszłej teściowej.
- Zdrowie mamy! - krzyknąłem, a ciszej w stronę Zbyszka: - Zdrowie mamy do picia!
Gwałtowne pojawienie się Irenki przerywa pogodny nastrój.
- Nie będziesz pić!!!
- My nie pijemy, my kosztujemy.
- Odstaw natychmiast ten kieliszek!!!
- O co ci chodzi?
- Nie będziesz pić!!!
- Co ci przeszkadza, że napijemy się po jednym?!!
- Nie będziesz pić!!!
- Będę! Cyk! Zdrowie Zbyszku...!
W trakcie charakterystycznego ruchu, związanego z przechylaniem kieliszka, czuję gwałtowne uderzenie. Rozlana resztka wódki wyżłabia ślad w kurzu pokrywającym wyszlifowany blat. Cichnie dźwięk rozbijanego szkła.
Uszczypnięcia czy kuksańce bolały, ale nie miały nic wspólnego z honorem.
Nigdy, od matki ani od ojca, nie dostałem w twarz. Ojciec opowiadał, że tylko raz w życiu to go spotkało. Policzek stanowił dla mnie tego rodzaju poniżenie, po którym nastąpić mógł tylko strzał...!
- Chodź, teraz dopiero możemy się napić. Znam ją, już się nie pokaże. - Zbyszek próbował ratować sytuację, jak gdyby nie rozumiał, co się stało. To był koniec! Koniec! Koniec!
Wysiadając z pociągu, na katowickim dworcu kolejowym, usłyszałem komunikat płynący z megafonu:
"Obywatel Andrzej Phawros proszony jest o natychmiastowy powrót do Nysy w ważnej sprawie rodzinnej... Powtarzam..."
Gdybym miał połączenie, bez zastanowienia wskoczyłbym do powrotnego pociągu. Z rozkładu jazdy wynikało jednak, że nastąpić to mogło dopiero nad ranem. Idąc ulica Kordeckiego, pogrążałem się w czarnych myślach nie znajdując logicznego rozwiązania.
Zadzwoniłem do rodziców. Bardzo zdziwił ich mój niepokój, nie wiedzieli co się mogło stać.
"A więc Irenka! Co jej mogło wpaść do głowy? Że dramatyzowała i miała skłonności do histerii, to jasne. Czy mogła jednak zachować się jak Jurek? Kto wie! A może sama inspirowała spektakl, który odegrał Jurek? Tak, tak..., to by się zgadzało. Przecież Jurek był po prostu za fajny żeby taki numer odstawić. On tego nie wymyślił: Zagroził Krysi, że jak z nim zerwie to skoczy z grunwaldzkiego mostu i się utopi. Po tym, przerażona Krysia, o mało co nie zmiękła, ale ojciec, przy pomocy prostego argumentu, przekonał ją:
- Popatrz, tak się zachowuje człowiek, który chce popełnić samobójstwo? - Wskazał na Jurka siedzącego, wspólnie ze mną, przed telewizorem.
A Jureczek, jak gdyby zapomniał o otaczającym go świecie, z wypiekami na twarzy, po uszy pochłonięty akcją westernu, zaciskał nerwowo pięści. Beztroskość jego młodzieńczej duszy wypełniała cały pokój.
A więc Irenka!"
W niedługim czasie dzwonią rodzice i potwierdzają moje przypuszczenia:
Podobno z rozpaczy chciała popełnić samobójstwo zażywając tabletki nasenne. Matka jej przeszkodziła. Niemniej, niedoszła ofiara, czuje się bardzo źle. Utrzymuje, że jeżeli szybko się nie zjawię, prosząc o przebaczenie, to w ten czy inny sposób, skończy ze sobą.
Mam pretensje do losu, czemu przyszło mi uczestniczyć w tak szmirowatym spektaklu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
wyrrostek · dnia 09.02.2009 23:29 · Czytań: 682 · Średnia ocena: 3,25 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: