Co roku? - TRWeich
A A A
- To już dziś? No jasne, że dziś. Po co się pytam? Przecież wiem, że to dziś. - Który to już raz od północy spoglądał na kalendarze? Trzydziesty? Prawdę mówiąc nie musiał nic sprawdzać, kiedy zbliżał się ten dzień nie mógł spać. Jednak dla pewności włączył telewizor i przełączył na teletext. Nie inaczej, niż jak wcześniej sprawdził w kalendarzach i nie inaczej niż podawali w radiu, osiemnasty października.
- Czyli, że to dzisiaj?! - Tym razem bardziej sobie odpowiedział, aniżeli się zapytał. Jednakże jeszcze raz przejrzał wszystkie kalendarze, a miał ich szesnaście. Trzy w kuchni: nalepiony na drzwiach lodówki, wiszący na ścianie i w zegarze, po jednym w każdym z pokoi, czyli pięć, bo tyle miał pokoi w domu, w którym zresztą mieszkał sam. Nie wyobrażał sobie, żeby ktoś inny mógł razem z nim dzielić to lokum. Jeden kalendarz zawieszony na drzwiach w ubikacji, jeden w łazience, jeden w garażu, jeden nosił w portfelu, jeden w formie notesu, który każdego dnia zabierał ze sobą do pracy i w nim zapisywał ważne spotkania, a który w tej chwili leżał na stole w pokoju telewizyjnym. Czternasty kalendarz wisiał na drzwiach wejściowych, piętnasty stał na półpiętrze, przy telefonie. Wszędzie była ta sama data. Czas szybciej płynął, kiedy tak spacerował od kalendarza do kalendarza.
- Tym razem dziesięć minut mi to zabrało. - Spojrzał na zegarek elektroniczny, który nosił na ręce, a który jako szesnasty i ostatni pokazywał datę.
Można by jeszcze dorzucić radio i telewizor.
- A więc to dzisiaj!
Usiadł przy stole i nalał sobie wódki do kieliszka. Nie przechylił jednak jego zawartości do ust, tylko przelał ją do innej butelki. Postanowił, że dzisiaj nie będzie pił. Generalnie lubił wypić, ale dzisiaj będzie trzeźwy. Musi być trzeźwy. Nie będzie się przecież oszukiwał i zwalał wszystko na to, że nie wiedział, co robi, bo był pijany. Kiedyś tak robił, nie, zawsze tak robił, kiedy nastawał osiemnasty października, pił. Pił nie tylko wtedy, ale osiemnastego października pił ile wlezie, a potrafiło wleźć sporo. Jutro, tak jutro się uchleje, ale to dopiero jutro. Kłamstwo to kłamstwo, a kradzież to kradzież i nieważne, czy duże kłamstwo, czy małe kłamstwo i czy duża kradzież, czy mała. Jego kolega twierdził, że facet ma tylko wtedy jaja na swoim miejscu, kiedy nie da się złapać na oszustwie albo na kradzieży. I oszukiwał, a w związku z tym był gościem jajami na swoim miejscu. Jego problem. Kłamstwo to kłamstwo, a kradzież to kradzież. Tę kwestię ma już za sobą. Wiedział, że kiedy opiłby się, to by kłamał, a kiedy by kłamał, to by się okradał. Okradałby się z tego, przy czym powinien zachować się jak mężczyzna. Z czym powinien stanąć twarzą w twarz. Do tej pora się oszukiwał, chociaż przyznawał się do tego. No i co z tego? Pił, a potem twierdził, że to przez picie. Kłamstwo, oszustwo i kradzież. Tego roku osiemnasty października jest dniem trzeźwości, w tym domu. Trzeźwości i patrzenia prawdzie w oczy.
- Tylko, czy ktoś przyjdzie? No jasne, że przyjdzie. - Zapytał i sam sobie odpowiedział. - Zawsze ktoś przychodził.
Tak mu się przynajmniej wydawało, nie, nie wydawało się, był tego pewien. Zawsze ktoś przychodził. Zawsze, odkąd zrobił to pierwszy raz, ktoś zjawiał się osiemnastego października, czyli dziesięć razy. Dziesięć osiemnastych październików.
Pierwszy? Kto był pierwszy? Pierwszy był mleczarz. On był tym pierwszym, pierwszym, który jako pierwszy zadzwonił do drzwi osiemnastego. Drugim pierwszym, który zadzwonił do jego drzwi osiemnastego października, był goniec z jakąś wiadomością. Co to była za wiadomość? Nie pamiętał. A czy to ma jakieś znaczenie? Trzecim był jakiś przechodzień, który chciał skorzystać z telefonu. Potem była ta mała. Piątego sam zwerbował, bo już myślał, że nikt nie przyjdzie (robił to potem jeszcze kilka razy). Był nim taksówkarz. Zadzwonił po niego i on był tym pierwszym, który zadzwonił do jego drzwi osiemnastego.
Kiedyś poznał dziewczynę w barze i kilka razy się z nią spotkał, a potem zaprosił ją do siebie. Było to oczywiście osiemnastego. Potem ten przybłęda, który kręcił się od kilku dni po okolicy. Miał z nim trochę problemów, ale jakoś sobie poradził. Dwa lata temu był kolega z podstawówki. Ileż musiał z nim wypić, i co mu naobiecywać, żeby w końcu zgodził się wstąpić. Wszyscy faceci są tacy sami, wystarczy powiedzieć, że zna się kilka chętnych panienek, które zgodzą się przyjść, razem, a żaden nie oprze się pokusie. No, a w zeszłym roku? W zeszłam roku był ten chłopak, który zaplątał się na podwórko. Zbierał butelki i puszki po napojach.
- Przyjdą, na pewno ktoś przyjdzie. - Powtórzył.
W tym roku postanowił w niczym sobie nie pomagać i dlatego był taki rozgorączkowany. Wybiła już dwunasta, a nikt się nie zjawił. Ale z drugiej strony, to jest dopiero dwunasta, czyli, że jeszcze cały dzień przed nim.
Znowu nalał sobie wódki do kieliszka, a z kieliszka do butelki. Jutro. Jutro będzie pijaństwo.
Kto to może być? Kto będzie tym r0;zwycięzcą, tym szczęściarzem? Zaśmiał się. Oba słowa mu się podobały i oba były dobre, tylko, czy aby na miejscu. No jasne, że na miejscu. Przecież na pierwszego czeka nagroda. A czyż ten, który wygrywa nie jest zwycięzcą albo szczęściarzem?
- Tak szczęściarze, przychodźcie! - Krzyknął - Nagroda was nie ominie.
Włączył radio.
- Dzisiaj jest środa, osiemnastego października, dwieście dziewięćdziesiąty dzień roku. Do Sylwestra zostało siedemdziesiąt cztery dni. Imieniny obchodzą.... - Wyłączył radio pilotem.
- A kogóż interesuje, kto obchodzi dziś imieniny. Kogo w ogóle obchodzą, jakieś tam, imieniny osiemnastego października? Mnie na pewno nie. No przychodźcie już. - Wrzasnął. - Ileż można na was czekać?!!!
Chciał wstać od stołu, żeby zrobić obchód kalendarzy, machnął jednak ręką i nalał sobie do kieliszka, a z niego do flaszki.
Mleczarz, - zaczął sobie uprzyjemniać czas wspominkami, - sam sobie był winien. Po co przychodził tak wcześnie i budził mnie po nocnej zmianie. Wtedy jeszcze pracowałem w tym zakładzie stolarskim koło kościoła, nie tak jak teraz, kiedy sam sobie jestem królem i mogę chodzić do pracy, o której chcę i o której chcę kończyć. W stolarni była harówa. Dzień i noc, sobota i niedziela. A ten pajac od mleka przylazł tu o szóstej, kiedy właśnie zaczynałem zasypiać. Dostał za swoje. Tylko, co ja z nim zrobiłem? Zakopałem go za domem, a może w piwnicy? Nie pamiętam.
rNo jasne, że nie pamiętasz, pacanie, - odezwał się drugi głos, w jego głowie, - przecież żadnego mleczarza nie było.
- Był! - Krzyknął. - Był, przecież pamiętam.
- Gówno pamiętasz,-coś ci się tylko przyśniło w tej zapijaczonej pale.
- Nieprawda, nic mi się nie przyśniło. Byłem, co prawda, pijany, ale dobrze pamiętam tego mleczarza, miał biały fartuch, a ja poderżnąłem mu gardło nożem kuchennym. Tym największym. Krew zapaćkała cały fartuch na czerwono. Tylko, że nie pamiętam, co z nim zrobiłem.
-No widzisz. Żadnego mleczarza nie było.
- Był. Nie kłóć się ze mną. Albo ten goniec, co mu rozwaliłem łeb młotkiem?
- Jaki goniec? Powinieneś chłopie iść na odwyk. Piłeś wtedy jak wielbłąd, a i w głowie miałeś tyle samo. To się nazywa delirium.
- Żadne delirium. Rozwaliłem mu łeb młotkiem, ale za żadne skarby nie mogę sobie przypomnieć, co za wiadomość mi przyniósł.
rDelirium. Jak ktoś pije tyle, co ty, to dostaje od tego kręćka i wydaje mu się, że widzi to i owo. To tak, jak ty. Delirium chłopie, mówię ci.
- Zamknij się! I tak cię nikt nie słucha. A ten gość, co chciał telefonować, to też delirium? Dobrze pamiętam, walnąłem go łopatą. Jeszcze dziś widzę tę krew, która wypływała z rozwalonej czachy. A potem, kiedy się obudziłem, miałem jeszcze ręce popaćkane krwią.
rNo jasne, że byłeś ubabrany od krwi, bo poślizgnąłeś się na swoich rzygach i walnąłeś nosem o podłogę. Krwawiłeś jak szlachtowana świnia.
- Sam jesteś świnia. Jezu, jak bym się napił.
rPij, pij to znowu może coś ci się przyśni w tych twoich chorych, pijackich snach.
- A, co ta mała?
rNo właśnie, co ta mała? No jak ją załatwiłeś, łachmaniarzu? No i co? Nie pamiętasz.
- Nie pamiętam i co z tego? Załatwiłem ją i koniec.
rGówno. Nikogo nie załatwiłeś, ty byś nawet muchy nie załatwił. Masz chorą wyobraźnię i tyle. Słyszysz? To tylko twoja wyobraźnia.
- Słyszę, ale możesz sobie gadać ile wlezie, bo i tak wiem swoje. Zazdrościsz mi tylko. No, a co powiesz na tego taksiarza? Najpierw walnąłem go siekierą, a potem pociąłem na kawałki i spaliłem w piecu.
rDobre sobie. Walnąłeś siekierą, pociąłeś i spaliłeś w piecu? Nie bądź śmieszny. Ale nawet jeśli miałbyś tak twarde jaja, to co byś zrobił z samochodem, którym tu ten taksiarz przyjechał. Pewnie wsiadłeś za kierownicę i wywiozłeś samochód za miasto, do lasu, i tam go zostawiłeś albo może zepchnąłeś go ze skarpy do rzeki?
- Tak. Tak właśnie zrobiłem. Pojechałem na tę skarpę za miastem i zepchnąłem z niej samochód.
rHa, ha, ha, ale mnie rozśmieszyłeś. Przecież ty nawet nie umiesz jeździć samochodem.
- A właśnie, że umiem. Umiałem już kierować samochodem, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Tato mnie nauczył.
rTato, ten alkoholik. Przecież jemu zabrali prawo jazdy już po tygodniu, bo jechał po jednym kieliszku, jak twierdził, ale ci skorumpowani, tak to przynajmniej wszystkim rozpowiadał, wredni policjanci, uwzięli się na niego i do raportu wpisali, że w wydmuchiwanym powietrzu namierzyli mu dwa i pól promila. Dopisali jeszcze, że kierowca był agresywny. Naprawdę, strasznie uwzięci byli ci gliniarze na twojego starego.
- Ja przynajmniej miałem starego. A ty go nigdy nie miałeś i całe życie wychowywała cię mamusia. Maminsynek. A co powiesz o tej dziewczynie z baru? Pewnie chcesz twierdzić, że żadnej dziewczyny nie było, co?
rTo jedyny przypadek, kiedy muszę ci przyznać rację, łazęgo. Poznałeś dziewczynę, jeśli pięćdziesięcioletnią prostytutkę można nazwać dziewczyną, to rzeczywiście, poznałeś dziewczynę.
- To była młoda i ładna dziewczyna, zazdrośniku. Zazdrościsz mi jej, bo ty nigdy z nikim się nie spotykałeś.
Wolałem wybrać samotność, niż spotykać się z byle kim, poznanym w barze. A zresztą i tak byłeś tak nawalony, że usnąłeś przy stoliku i wyrzucili cię stamtąd.
- To nie prawda! Wcale nikt mnie nie wyrzucał, to jest oszczerstwo. Potem spotkałem się jeszcze raz z tą pięknością i wtedy zaprosiłem ją tutaj.
rNo i znowu delirium. Z nikim się więcej nie spotkałeś, śniłeś tylko o tym. Popatrz jak ci się ręce trzęsą. Napij się. Od razu zrobi ci się lepiej.
- Jezu. Nie wyobrażasz sobie, jak mnie suszy. Ale nie zrobię tego. O popatrz.
Nalał do kieliszka, a z kieliszka do butelki.
- I co ty na to? Która to godzina? Czy aby na pewno dzisiaj jest osiemnastego? - Rzucił okiem na kalendarz. - No, osiemnastego. To gdzie oni są? Przecież zawsze ktoś przychodził.
-Nigdy, nikt nie przychodził. To tylko twoja wyobraźnia.
- Zamknij się, chcę posłuchać radia. - Włączył radio.
- Dzisiaj mamy środę, osiemnastego października. Słońce wzeszło o godzinie siódmej szesnaście, a zajdzie o godzinie siedemnastej pięćdziesiąt sześć, czyli, że za godzinę i pięćdziesiąt dziewięć minut.
- To już tyle godzin? - Wyłączył radio. - Jezu, jak ja bym się napił. No, niech już ktoś wreszcie przyjdzie, bo zwariuję. Muszę się przejść.
Wstał od stołu i rozpoczął wędrówkę krajoznawczą po kalendarzach. Zatrzymał się, wyjrzał przez okno, bo wydawało mu się, że jakiś samochód zatrzymał się na podjeździe przez domem. Ale to tylko ktoś chciał spytać przechodnia o drogę. W końcu wrócił do stołu. Nalał sobie do kieliszka, kieliszek przystawił do nosa, powąchał i aż mu ślina pociekła. Ręka zaczęła mu się jeszcze bardziej trząść. Ciężko było, ale i tym razem przelał zawartość kieliszka do drugiej butelki, tej na jutro.
- No, a co ten przybłęda, który grzebał w śmietniku? Wyskoczyłem z domu, z reklamówką, narzuciłem mu ją na głowę i udusiłem wałkonia. Precz z przybłędami.
- Z tobą jest coraz gorzej. Przypomnij sobie lepiej, że sam wyglądałeś wtedy jak kloszard. Trzy dni picia. Przecież tak byłeś pijany, że ledwo mogłeś się czołgać. Nawet byle rprzybłędzie nie dałbyś rady, a co dopiero wyskoczyć z domu, zarzucić przybłędzie reklamówkę na głowę i udusić go. Co ty myślisz sobie, że jak drapichrust to zaraz bezbronny, jak dziecko w kołysce. Naprawdę jest mi cię żal. Napij się lepiej.
- A właśnie, że się nie napiję. Udusiłem go i wrzuciłem do kubła na śmieci, a na drugi dzień przyjechała śmieciarka i zabrała kubeł, śmieci i przybłędę. Ale mnie strasznie suszy.
- Napij się, mówię ci. Od razu lepiej się poczujesz.
Złapał butelkę, w której wódki było już tylko na pół kieliszka. Przelał jej zawartość do miarki, pustą butelkę postawił obok dwóch już napełnionych, wstał od stołu i wyszedł do kuchni. Odemknął lodówkę i wyjął z zamrażarki dobrze schłodzoną flaszkę. Chwilę się jej przyglądał. O, jakże miał ochotę odkręcić nakrętkę, przystawić butelkę do ust, a potem pić i pić, i pić.
Odrzucił jednak te mrzonki i wrócił do stołu. Walnął otwartą dłonią w dno butelki i zabrał się za jej odkręcanie. Następnie, chociaż wszyscy mówią, żeby nie dolewać do niepełnego kieliszka, dolał, przecież i tak nie miał zamiaru pić. Nie miał zamiaru? Miał i to nie tylko zamiar. Ale dopiero jutro.
-Napij się. Spójrz jak fenomenalnie schłodzona jest ta wódka, a taka wódka smakuje najlepiej. Napij się.
- Nie! Jutro! Powiedziałem, że dzisiaj muszę być trzeźwy. Muszę stanąć oko w oko z prawdą. Nie mogę się okłamywać. Przygotowałem pierwszemur wspaniałą śmierć.- Sięgnął do szuflady i wyjął z niej kawałek zardzewiałego druta.
- Wiesz, co to jest? - Zapytał swojego niewidocznego przyjaciela. - Na pewno nie wiesz. Głupi jesteś i nieuczony. To jest garrotta. A wiesz jak się nią zabija? Nie wiesz, bo w życiu nigdy nic nie przeczytałeś, a ja czytałem i wiem. Można albo udusić nią, albo powoli pocierać drutem o szyję i tak podciąć gardło. Nie mogę się już doczekać, kiedy w końcu ktoś przyjdzie. Tylko gdzie oni są?
- Doskonale sobie przecież zdajesz sprawę, że jeśli nie wypijesz, to nikt nie przyjdzie. Nikt tu nigdy nie przychodzi. Kto chciałby wchodzić do tego chlewa?
- A ten mój kolega z podstawówki. Co powiesz? Nie było go tutaj?
- Nie było. Nikogo tu nie było.
- Ale przecież piłem z nim. Pamiętam.
- To prawda. Piliście, ale nie tu, na ławce w parku. A potem przyszło dwóch policjantów i dali wam popalić.
- Kłamstwo! Piliśmy tutaj, a potem, kiedy spał, nalałem mu do kieliszka ługu solnego. Obudziłem go, a on wypił to, co mu podałem. Aż mu oczy wyskoczyły z orbit. No co, pewnie tak nie było?
-Nie było.
- Było, właśnie, że było. A żeby się dłużej nie męczył, dokończyłem sprawę piłą spalinową. Porozcinałem go na kawałki, na maluśkie kawalątka.
-Jednego ci nie mogą odmówić, mój ty biedy przyjacielu, wyobraźni. No, ale teraz już się nie ociągaj, wypij. A potem opowiedz o tym chłopaku od butelek. Razem się pośmiejemy.
- Daj mi spokój, nie będę dzisiaj pił.
rBędziesz, będziesz. Znam cię lepiej, niż ty swojego małego.
- Nie, dzisiaj będę trzeźwy i garrotty użyję po trzeźwemu.
rPo trzeźwemu to ty możesz tylko pleść takie brednie, jak teraz. Pij.
- Nie!
-Pij, mówię ci.
- Nie.
rPij sukinsynu. Nie będę cię więcej prosić.
- Nie chce pić.
Pij! Pij!! Pij!!! PIJ!!!! PIJ!!!!! PIIIIIIIJ!!!!!!
- Przestań. Bo mi głowa pęknie. Dobrze napiję się, ale Bóg mi światkiem, że nie chciałem pić. Chciałem być trzeźwy, a to, co teraz zrobię, spadnie na ciebie. Na ciebie. Słyszysz?!!
-Słyszę. Pij.
Trzęsącymi się rękami chwycił butelkę i nalał do kieliszka. Wypij i czekał aż zimno, które powoli spływało mu do przełyku, zacznie zamieniać się w ciepło.
I widzisz, od razu lepiej. Mówiłem ci. A teraz z wielką chęcią posłucham o tym chłopaku, a potem coś ci powiem.
- Nienawidzę cię. Ty sukinsynu, to wszystko twoja wina.
Tak, wiem. No, nie złość się. Opowiadaj.
- Co tu opowiadać? Chłopak chciał butelki, a ja go zabiłem. - Jego głos zdradzał przygnębienie.
Tak po prostu?
- Tak po prostu.
-Żadna łopata, siekiera, piła spalinowa, nóż kuchenny albo worek foliowy? Po prostu zabiłeś go i już?
-Tak. Wszedł, a ja mu rozbiłem butelkę na głowie, a potem jeszcze jedną. A kiedy już upadł, wbiłem mu to, co zostało z butelek w oczu.
-I to koniec?
-Koniec.
To posłuchaj mnie teraz. Czy nie przyszło ci ani razu do tego zapijaczonego łba, że w tak małym mieście jakim jest Skoble, zniknięcie bez śladu dziesięciu jego mieszkańców, wzbudziłoby zainteresowanie ich rodzin, sąsiadów, policji. Nie pomyślałeś o tym? Czy cię kiedykolwiek pytano o zaginionych? A co ten taksówkarz? Przecież musiał kogoś poinformować, pod jaki adres jedzie. A co mleczarz, a co inni? Milczysz? To wszystko, co sam sobie opowiadasz, jest jedną wielką bujdą na resorach. Napij się lepiej. No właśnie. Napij się jeszcze raz. Jak się czujesz? Dolej sobie, tak i jeszcze jeden. A teraz wymaż z głowy te bzdury o zabijaniu. Nie jesteś bohaterem, nie jesteś czarnym charakterem, mordercą. Przyznaj się, jesteś tylko alkoholikiem. Słyszysz? Alkoholikiem. No nalej sobie jeszcze raz. Nalej. Pięknie. Nie chcesz włączyć sobie radia, żeby upewnić się, która godzina i co za dzień? Nie. A telewizor? Jednak radio?
-Jest godzina dwudziesta druga. Podajemy informacje....
-No widzisz, spóźniłeś się
-Cicho, ktoś puka.
-No i znowu się zaczyna.
-Naprawdę, słyszałem pukanie.
-Delirium. Jak Boga kocham, delirium
W chwili, kiedy ten drugi mówił o delirium rozległo się natrętne walenie do drzwi, a zaraz po nim dzwonek.
-A nie mówiłem?
-Cicho. Może sobie pójdzie.
-Dzwonek znowu zabrzęczał.
-No i przyszedł. Wiedziałem, że przyjdzie. Zawsze ktoś przychodzi.
Sięgnął po drut. Podniósł się z krzesła, obaj podnieśli się z krzesła. Wszystko wirowało mu w oczach. Im obu wirowało w oczach. Zrobili krok do przodu i zatoczyli się na ścianę, dobrze, że tam była, inaczej by się przewrócili.
Dzwonek ponownie przywoływał do drzwi.
-Kto to może być? Jak myślisz?
-Nie ważne kto, ważne, że przyszedł. Już idę!- Krzyknął.
Powoli, na miękkich nogach, zbliżał, zbliżali, się do drzwi. Kiedy chwytali za klucz i klamkę, dzwonek odezwał się kolejny raz.
- Już otwieram. Przekręcili klucz, nacisnęli klamkę i drzwi się otworzyły.

Koniec

Bratysława, Wiedeń
03.02.2004

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
TRWeich · dnia 11.07.2006 09:30 · Czytań: 893 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Wiktor Orzel dnia 11.07.2006 09:34 Ocena: Dobre
ciekawy styl, lecz nieco chaotyczny co nie znacz, że zły. Opowiadanie również interesujące. Czekamy na dalsze publikacje.
DamianMorfeusz dnia 07.07.2008 21:35 Ocena: Dobre
A zapowiadało się tak całkiem licho :)
W trakcie opowieści przyjemnie się wszystko rozkręca, gadanie do siebie, tajemnica, morderstwa, które były, a ich nie było, a może jednak były i będą :) Sposób opowiadania chaotyczny, ale jak tu napisać coś uporządkowanego o kimś kto ma w głowie chaos? ;)
Usunięty dnia 30.11.2009 20:52
e2e71f8e08d83cc207fc3d8eb927607d Hi Guys, I am newbie in the internet stuff and I dont know if I am writing on correct board on this website. I
have got problem with activating my account. I received email but when I click on the link it was not working, is this link is correct? keyword,
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
gitesik
10/04/2024 18:38
przeczytać tego wiersza i pozostawić bez komentarza. Bardzo… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty