Pierwsze promienie słońca delikatnie prześwitywały przez zasłonę z wierzbowych wici, oświetlając małą dziuplę Afki. Ale ona już nie spała. Siedziała na progu mieszkania i obserwowała polanę. Tak wyglądała najpiękniej - cicha, spokojna, spowita w magii jak w mlecznej lśniącej mgle. Nikt nie zakłócał ciszy, nie latał wokół drzew. Eretra była jak wspaniała matka, która czuwa nad snem swoich dzieci. Spokojna i cierpliwa. Można było się jej zwierzyć, porozmawiać, albo po prostu posiedzieć z nią w milczeniu.
Grupa wróżek pracujących nocą zaczęła już powracać do swoich dębów. "Jeszcze dwie godziny i to miejsce znów będzie głośne, ruchliwe..." - pomyślała. "Jeszcze dwie godziny i zaczną się lekcje." Na tę myśl uśmiechnęła się do siebie. „Ciekawe, kto będzie w mojej nowej grupie?"
Nagle tuż przed wróżką ktoś szybko przeleciał, tak, że prawie spadła ze swojego miejsca.
- Oj, przepraszam, zapomniałam, że czasem tu siedzisz tak wcześnie...
- Nie szkodzi, Daliko. – odpowiedziała, sadowiąc się trochę pewniej na dębowej półce. - Kolejna ciężka noc?
- Nie. Dzisiaj było całkiem spokojnie i miło. Żaby urządziły znowu koncert.
-Naprawdę? Chętnie bym poszła, gdybym wiedziała...
- Hej, a nie zaczynasz przypadkiem dzisiaj nowej klasy? Jak byś poszła tam po nieprzespanej nocy? Za trzy dni będzie kolejny koncert, w dodatku to pełnia księżyca. Wtedy dopiero warto poświęcić noc i posłuchać.
- Pewnie masz rację. Tym razem na pewno będę!
- Mogę polecieć tam z tobą. A teraz wybacz, ale muszę trochę odpocząć...
- Pewnie. Leć, nie zatrzymuję cię już. Śpij dobrze - powiedziała Afka z uśmiechem.
- Miłego dnia - odpowiedziała Dalika i odleciała.
Afka jeszcze przez jakiś czas obserwowała budzącą się polanę, po czym ruszyła na zajęcia.
Sala mistrzyni Marid, do klasy której została przydzielona Afka, znajdowała się po drugiej stronie polany. Marid stawała się tym samym także jej osobistą nauczycielką, nadzorując wszystkie wysiłki małoletniej podopiecznej i decydując o jej ewentualnych przeniesieniach do lepszych lub słabszych grup. Na miejscu wróżka odkryła, że wszystkie dziewczyny, z którymi miała się uczyć, to jej dobre koleżanki. Nie trudno więc wyobrazić sobie, że ta wesoła ósemka nawet nie zauważyła, kiedy wśród nich pojawiła się mistrzyni. Marid zastukała kilka razy w biurko, potem jeszcze raz, aż dziewczęta z pierwszych ławek zauważyły to i uciszyły resztę.
- No, moje drogie, piękny początek zajęć. Mam nadzieję, że to już się nie powtórzy. – upewniła się, czy wszystkie jej słuchają i kontynuowała. - Widzę, że wszystkie już jesteście. Na początek przeprowadzimy mały test. Spokojnie, to nic strasznego, normalny element takich zajęć.. –wyjaśniła, widząc nagłe poruszenie. - Jednym z podstawowych zaklęć jest wywoływanie hologramu. Przydatne przy pytaniu o drogę albo ogólnie szukaniu czegoś, bo łatwiej przecież pokazać, o co nam chodzi, niż to opisywać. Wasze zadanie to wyczarowanie hologramu kwiatu amiblusa.
Wróżki zamknęły oczy i wyszeptały zaklęcie nad dłońmi złożonymi tak, jakby chciały w nie nabrać wody. Po chwili pojawiły się w nich piękne, niebieskie kwiaty o dużych płatkach, z jasno-fioletowymi pręcikami. Amiblusy, kwiaty o wspaniałych właściwościach leczniczych, rosnące w różnych częściach lasu i pomagające na uciążliwą zgagę.
- Wspaniale. A teraz hologram złożony. Niech nad waszymi kwiatami pojawią się motyle królowej rosy.
Wróżki uniosły ręce wyżej, trzymając dłonie złożone jak przedtem, ale teraz już przed twarzami. Wyszeptały kolejne zaklęcie. Nad ich kwiatami prędzej lub później zaczęły tańczyć zielono-białe motyle.
-No cóż, zdecydowanie musimy popracować nad prędkością waszego czarowania. Możecie przerwać magię.
Wróżki rozsunęły dłonie i hologramy rozpłynęły się w powietrzu. Tylko nad głową Afki wciąż tańczył jasny owad.
- Powiedziałam, że możecie już skończyć. Nie słuchasz mnie?
- Ale... Ja mam ręce tutaj... Nie wiem, co się dzieje - powiedziała Afka, wymachując ramionami.
- Jak to...? - zdziwiona nauczycielka podeszła do niej i przyjrzała się motylowi.
- Przestań myśleć o nim. Albo wyobraź sobie, że twój motyl rozpływa się w powietrzu.
Afka zamknęła oczy, a owad zniknął.
- Nie wiem, jak to zrobiłaś. – zgromiła ją. - Na pewno jeszcze nie uczyłyście się zaklęć iluzji. Poza tym do jej wywołania i utrzymania potrzebna jest większa moc. Czy ktoś tu robi sobie żarty? Ktoś stoi za drzwiami i ci pomaga?
Popatrzyła na nią srogo.
- Nie, nikt mi nie pomaga… Znaczy… Nic o tym nie wiem... Nie wiem, jak to się stało... Ja... – prawie płakała.
- Spokojnie.. – złagodniała. - To nic złego. Po prostu mnie zaskoczyłaś. Usiądź i uspokój się. A teraz wróćmy do lekcji.
Dalsza część zajęć przebiegła już bez żadnych niespodzianek. Potem Marid poprosiła Afkę, żeby odwiedziła mistrzynię Kolinę i porozmawiała z nią o tym incydencie.
-Nie bój się, nie będziemy cię karać. Musimy tylko dowiedzieć się, jak to jest możliwe, żebyś już tak czarowała. I czy to się może powtórzyć. Uprzedzę ją o twoim przybyciu i o wszystkim opowiem. Pójdziesz do niej wieczorem?
- Oczywiście.
- No, to uciekaj już.
- Do widzenia!
- Do widzenia!
Wszyscy już się rozeszli, na zewnątrz czekała tylko Binka, przyjaciółka Afki.
- To było wspaniałe! Nie wiedziałam, że jesteś taka silna. Może jesteś jakaś wyjątkowa?
- Nie wiem... Marid mówi, że nic złego się nie stało. Ale to chyba było dziwne. A ja nie chcę być dziwna...
- No co ty, nie jesteś dziwna. Jesteś genialna!
- Na prawdę tak myślisz?
- No pewnie!
- Skoro tak mówisz, to może rzeczywiście tak jest - powiedziała Afka, uśmiechając się, po czym obydwie się roześmiały.
- To co dzisiaj robimy? Niedługo pełnia, trzeba chyba pomóc w przygotowaniach do święta...
-Może... Ale to później. Lećmy na łąkę! W końcu to początek wiosny, poszukajmy pierwszych kwiatów!
- O, świetny pomysł!
Na łące za najbliższym gaikiem sosnowym rosła głównie trawa, ale pośród niej udało im się znaleźć kilka pierwszych kwiatów, głównie przebiśniegi i krokusy. U nich, na polanie, wiosna była już od dawna, ale poza nią dopiero się zaczynała. Tak było ze wszystkim: tam wcześniej pojawiały się pierwsze kwiaty, pierwsze owoce, spadał pierwszy jesienny listek, pierwszy śnieg. Zimy były lekkie, wiosny piękne, lata ciepłe, lecz nie upalne, jesienie łagodne. Eretra dbała o swoje dzieci. Latały wokół tych kwiatów, śmiejąc się i śpiewając im melodyjne inkantacje, by lepiej rosły. Nawet nie zauważyły, jak czas szybko upłynął. Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Nagle Afka krzyknęła:
-O nie! Miałam lecieć do Koliny! Przepraszam, muszę szybko wracać, później ci to wyjaśnię!
I odleciała, zostawiając osłupiałą koleżankę przy kępie krokusów.
Wpadła zdyszana na polanę. Nie znalazła Koliny w jej dziupli, musiała więc poszukać mistrzyni na polanie. Chwilę to trwało, bo w związku z przygotowaniami do pełni panował tam rwetes i wszyscy się przy czymś krzątali. W końcu znalazła ją przy młodych dębach. Kolina miała podobno już ponad 200 lat, długie, białe włosy (naturalne, nie ze starości), wiązane zwykle w wysoki kucyk, ale nie wyglądała staro. Była smukła i piękna. I bardzo mądra. Tak właściwie to wróżki około 20 roku życia przestawały się zmieniać i już do końca swojego życia pozostawały takie same, nie starzejąc się fizycznie ani o jotę.
Kolina to jedna z największych mistrzyń, nieoficjalnie ktoś w rodzaju arcymistrzyni, choć wróżki nie używają takich nazw. Afka ukłoniła się jej i przedstawiła.
- Ach, to ty. Marid już ze mną rozmawiała. Przejdźmy się i porozmawiajmy. Podobno udało ci się stworzyć i utrzymać iluzję. Nigdy wcześniej nie zdarzyło ci się coś podobnego?
- Nie…
-Hmm. A może w inny sposób użyłaś silniejszej magii?
- Nie, to był na prawdę pierwszy raz.
- Dziwne… Jesteś pewna, że nikt ci nie pomagał w tym zaklęciu?
- Tak! Nie wiem jak, ale udało się. Dlaczego mi nie wierzycie?
- Bo to się nigdy jeszcze nie zdarzyło. I jest raczej niemożliwe dla kogoś w twoim wieku. Nawet, jeśli wiedziałabyś, jak to zrobić, nie powinnaś mieć wystarczająco dużo siły, by wyczarować iluzję, utrzymać ją i nie zmęczyć się przy tym. Może nie wiedziałaś, że ktoś ci pomaga? Tylko kto mógłby sobie tak z nas żartować? – zapytała się głośno.
- Ja to na prawdę zrobiłam sama! Czułam tę energię i tego motyla w moich myślach. Co z tego, że to się innym nie zdarzało! Może nikt nie próbował?
- Wierz mi, próbowały.
- Niektóre wróżki podobno potrafią manipulować magią tak, że czarują przez kogoś - wtrąciła inna mistrzyni, obok której się właśnie zatrzymały.
- Tylko kto i po co? - dodała inna.
- Ale ja wiem, że to była MOJA magia, nie czyjaś! Czy to coś złego, że potrafię zrobić iluzję? Czy komuś to przeszkadza? To zapomnijcie o tym!
I odleciała szybko ze łzami w oczach, zła na wszystkich, że jej nie wierzą. Wyleciała poza rozświetlony krąg polany i leciała dalej, byle by tylko nie słyszeć kolejnych podejrzliwych pytań, żeby tylko być samą ze swoimi iluzjami i swoimi sprawami. Ktoś zauważył, że odleciała za daleko i wszczął alarm. A ona wciąż leciała, długo nie mogąc się uspokoić. W pewnym momencie spostrzegła, że nie poznaje okolicy. Wystraszyła się. Przestała płakać i rozejrzała wokół. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo się oddaliła. W dodatku zapadał już wieczór, a długi lot bardzo ją zmęczył. Rozejrzała się jeszcze raz i zauważyła dziuplę w brzozie nad stawem. "Żeby tylko była pusta" pomyślała. Ku jej radości dziupla okazała się pusta i w miarę czysta. Leżało w niej trochę liści, które w jakiś sposób przetrwały zimę i teraz mogły posłużyć jej za posłanie. "Prześpię się do rana. Wtedy łatwiej będzie znaleźć drogę do domu. Pewnie mnie już szukają", rozmyślała, patrząc na rozgwieżdżone niebo. "A zresztą, jak mnie znajdą, to znowu zaczną zadawać pytania i krzyczeć. Przecież nie powiem im, że czytałam magiczne księgi wbrew zakazowi i sama się uczyłam. Myślałam, że jak będę umiała więcej, to uznają mnie za mądrą i może szybciej zostanę mistrzynią... A one myślą, że im zrobiłam głupi żart. Nic nie rozumieją. Eh… Tutaj mogę spokojnie odpocząć. Miałam być spokojna, to będę. Ale z dala od nich."
Nagle po drugiej stronie stawu zauważyła, że coś jasnego szybko zdąża w jej stronę. Chwilę później usłyszała jakieś głosy. Dziwne, nieznajome i niskie, choć wydawały się wesołe. Nigdy nie słyszała takich dźwięków, była ciekawa do jakich stworzeń one należą. Mimo zmęczenia zdecydowała się wyfrunąć na chwilę ze swojego schronienia, żeby lepiej widzieć. Poza tym one miały ze sobą przecież światło, a u niej było ciemno. Ona mogła je widzieć, one jej nie. Wtem stworzenia dobiegły na brzeg, głośno się śmiejąc i jakby ... rozmawiając. Nie w jakimś zwierzęcym języku, ale w takim, w jakim mówiono w Myrydii. Afka na chwilę zapomniała o zmęczeniu, zaintrygowana swoim odkryciem. Postanowiła podlecieć trochę bliżej, żeby móc zrozumieć, o czym one mówią. Niestety, akurat wtedy zaczęły mówić ciszej. Afka usiłowała przypomnieć sobie zaklęcie elfich uszu, pozwalające słyszeć z dużej odległości, ale nic nie osiągnęła. Tak to jest, jak się po kryjomu czyta księgi magiczne. Bez porządnej nauki i przede wszystkim ćwiczenia niczego tak na prawdę nie można się nauczyć. Chyba że chodzi o czarowanie bez kontroli, z myleniem zaklęć, jak to się jej właśnie rano przytrafiło. Afka mogła tylko patrzeć na tajemnicze istoty i próbować zgadnąć, czym one są i skąd się tu wzięły. Intrygował ją ich wygląd. W pewien sposób byli do niej podobni… Wciąż się do nich zbliżała, była już na środku stawu. Gdyby się wysilili, mogliby ją spostrzec…
- Ha, pierwszy! - oznajmił zdyszany Artur, odstawiając lampę na ziemię.
- Ostatni raz! Już prawie cię dogoniłem, następnym razem będę pierwszy! Poza tym ty znałeś dokładnie trasę, a ja jestem tu pierwszy raz. To niesprawiedliwe!
- E tam. Przecież biegliśmy prostą ścieżką.
- Jeśli to była prosta ścieżka, to ja jestem królową!
- Wasza ekscelencjo - powiedział Artur, kłaniając się Tomowi z ironicznym uśmieszkiem.
- Eh… Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- To jest staw.
- Widzę - odpowiedział z przekąsem.
- A dokładniej moje ulubione miejsce do rozmyślań. Nikt tu nie przychodzi, bo chyba jest za daleko od miasta. I dlatego je lubię. Cisza, spokój i natura.
- No, teraz też ja, nie tylko sama natura.
- Nie poczuwasz się do bycia częścią natury?
- Bardzo śmieszne. Wiesz, o co mi chodzi. Po co mnie tu przyciągnąłeś?
- Samotność też potrafi dokuczyć. Chciałem po prostu, żeby ktoś zaufany wiedział, gdzie znikam na te kilka godzin. No... i ojciec suszy mi głowę o to, że chodzę bez ochrony nie wiadomo dokąd, że królewicz nie powinien się tak zachowywać i takie tam.
- Aa... Więc jakbyś nagle zniknął to mam za ciebie ręczyć i ewentualnie ściągać z powrotem?
- Dokładnie.
- Dzięki za zaufanie.
- To ja tobie dziękuję. No dobra, to chyba możemy wracać... Czekaj, widziałeś to?
- Co? Gdzie?
- Nad wodą! Coś tam jest i właśnie ucieka!
-Gdzie?! Ja nic nie widzę... Ej, czekaj! A ty dokąd?
-Sprawdzić, co to było. Takiego nocnego ptaka to ja jeszcze nie widziałem!
-Daj sobie spokój z tym, wracajmy już, hej...!
Ale Artur już był daleko. Afka przestraszona, że ją odkryli i co więcej, biegną po nią, zaczęła zawracać do swojej dziupli. Była już tak słaba, że pojawiły się u niej skrzydła. Gdy tylko udało się jej wlecieć do dziupli, całkiem opadła z sił.
Artur w ostatniej chwili zauważył, jak wlatywała do dziupli. Szybko do niej podbiegł i oniemiał po tym, co zobaczył w środku. Takim go zastał Tom, gdy po chwili do niego dołączył.
-Co ci jest? Ptak cię odstraszył? – zakpił.
-Nie. Chodź bliżej. Widzisz to, co ja?
-Niby co? O, jaka ładna lalka. A mówiłeś, że nikt tu nie przychodzi...
-To nie lalka. Przyjrzyj się. Ona oddycha.
-Jak to? O, faktycznie. Co to może być?
-Nie wiem… Chociaż. Podobno w tym lesie żyły kiedyś leśne wróżki. Myry-coś tam. Myślałem, że to tylko jakaś legenda, ale teraz... Trzeba ją stąd zabrać.
-Jak to? Ej, zostaw, może to jej dom?
-Nie. One żyją w środku puszczy, nie tutaj. Chodźmy.
Schował znalezisko do wewnętrznej kieszeni kurtki. Nie słuchał wymówek Toma. Odeszli do pałacu, zabierając ze sobą niczego nie świadomą Afkę.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Asliae · dnia 14.02.2009 11:35 · Czytań: 792 · Średnia ocena: 2,33 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: