Jako człowiek, będący niegdyś fanatykiem, a w chwili obecnej fanem wszelkiego rodzaju imprez, turniejów i meczy piłkarskich, z nieukrywaną radością przeczytałem tekst sms-a, który dotarł na mój telefon komórkowy pewnego pięknego, kwietniowego dnia Roku Pańskiego 2007. Tekst w jednym zdaniu opisywał pewną bardzo radosną nowinę, która wydarzyła się kilkaset kilometrów dalej, w Walii. Nowinę, którą prorokowałem już od kilku lat, przez co naraziłem się większości tak zwanych "prawdziwych kibiców i znawców futbolu", którzy przez to przykleili mi etykietkę niepoprawnego optymisty, żeby nie napisać bardziej dosadnie. Żeby nie rozpisywać się za bardzo, dokonam plagiatu owego sms-a (Aniu, mam nadzieję, że się nie obrazisz): "Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie". Uświadomiwszy sobie po krótkiej chwili, co ta wiadomość może oznaczać dla mnie, jak również dla innych fanów piłkarskiego sportu, zauważyłem, że wiatr ustał, słońce zaczęło świecić jaśniej, a wszyscy przechodnie uśmiechali się do mnie. Stało się!
Rozpowiedziałem oczywiście ową wesołą nowinę większości moich angielskich współpracowników, robiąc tym samym reklamę polskiemu sektorowi turystycznemu. Wracając z pracy do domu, z nieukrywaną dumą delektowałem się wizją jednej z najważniejszych imprez futbolowych na świecie, która odbędzie się w końcu w pięknym nadwiślańskim kraju, mlekiem i mszalnym winem płynącym. Po przekroczeniu progu mojego mieszkania, od razu zabrałem się za czytanie serwisów informacyjnych. "Mamy Euro", "Zdarzył się cud", "Euro 2012 w Polsce" to tylko niektóre z tytułów newsów zamieszczonych tego dnia na portalach internetowych. Po przeczytaniu większości z nich, z radością zauważyłem, iż wokół polskiego futbolu nareszcie świeżo zapachniało. Z pozytywnym zdziwieniem widziałem skaczącego prezesa polskiej federacji piłkarskiej, ściskającego się z resztą futbolowych działaczy i przedstawicielami władz czwartej pospolitej. Z dumą patrzyłem na ową polską delegację, cieszącą się z tego niewątpliwego sukcesu, w tle widząc zasmuconych Włochów i zrozpaczonych Węgrów i Chorwatów. Następnie, zafundowałem sobie przemowy prezesów piłkarskich związków - ukraińskiego i polskiego. Zobaczyłem więc mówiącego po rosyjsku Pana Surkisa, którego operator podpisał imieniem Michał i nazwiskiem Listkiewicz; następnie posłuchałem mówiącego ciekawym akcentem po angielsku Pana Listkiewicza, ze zgrozą odkrywając, że naprawdę nazywa się on Grigoryi Sukris. No cóż, jak napisałem na początku, kiedyś może i owszem byłem fanatykiem, od tego czasu sporo rzeczy jednak zapomniałem. Dzięki oficjalnej stronie UEFA, odświeżyłem swoje wiadomości. Ach, no i ten pocałunek w głowę! Chłopaki chyba się naprawdę lubią! Poprzeglądałem jeszcze kilka filmów, przeczytałem kilka artykułów, z których biła niesamowita radość, wiał ożywczy optymizm i w których dało się wyczuć prawdziwe zjednoczenie polskich obywateli, niezależnie od opcji politycznych, czy sympatii piłkarskich.
Następnego dnia, zabrałem się znowu do czytania serwisów. Czegoś takiego się spodziewałem: "Skandal na Węgrzech. Głos o oszustwie". No tak, teorii spiskowych zawsze było, jest i pewnie będzie wiele; skandal rozumiem, zważywszy na fatalny stan węgierskiej gospodarki i polityki. Euro mogłoby być dla nich prawdziwym wybawieniem. "Polska: wierny pies USA i UE", uświadamia czytelnikowi rosyjska "Komsomolskaja Prawda". To również mnie nie zdziwiło, znając bowiem stosunek rosyjskich mediów i władz do kraju przywiślańskiego, pamiętając, że Rosja miała zamiar starać się o Euro 2016 - ostatnią rzeczą, jakiej można by się było spodziewać z tej strony jest uznanie. "Niemiecka prasa ostrzega", alarmuje następny news. Ostrzega przed bezradnością polskiej policji w walce ze smarkaczami, zwanymi "chuligani"; przed brakiem jakiejkolwiek bazy danych, gdzie owych niesfornych dzieciaków specjalnej troski można byłoby skatalogować; ostrzega również przed panoszącą się w polskim związku piłkarskim korupcją. Co fakt, to fakt, trudno z tym polemizować. "Platini spłaca dług", to kolejny spiskowy komentarz, mówiący o zadośćuczynieniu zafundowanym przez prezesa europejskiej federacji działaczom z mniejszych krajów. Jeśli faktycznie tak jest, to - cóż - w końcu futbol zaczyna iść w dobrą stronę i przestaje być zabawą, na którą mogą sobie pozwolić tylko kraje bogate.
Po zaznajomieniu się z komentarzami prasy europejskiej, przeszedłem do delektowania się krajową papką informacyjną. Spodziewałem się oczywiście kontynuacji euforii dnia poprzedniego, trochę jednak zaskoczył mnie pierwszy tytuł: "Kraków ma szansę na organizację meczów". Zdziwiło mnie mianowicie to, że rozpoczęły się próby majstrowania przy organizacji Euro. Szybko. Trochę za szybko. Zważywszy jednak na to, że Kraków to Kraków, a nie jakieś tam Pasikurowice, przełknąłem tą wiadomość i stwierdziłem, że faktycznie, temu miastu należy się organizacja przynajmniej jednego meczu. W każdym razie jest to miasto na pewno lepiej do tego przygotowane niż taki Wrocław. "Baltic Arena powstanie na przełomie 2010/2011" uspokoiło mnie nieco, bo termin wydaje się rozsądny, a i miejsce - Trójmiasto - zasługuje na porządny obiekt piłkarski. "Polska i Ukraina powołują komitet organizacyjny" - wiadomość tą uznałem za najbardziej pożądaną w owym dniu. Miło widzieć, że władza podchodzi do całej inicjatywy poważnie. Byleby nie skończyło się na zakrapianych delegacjach rodem z pospolitej ludowej.
Tak dokarmiony, resztę dnia spędziłem zajmując się już lżejszymi rzeczami. Włączyłem komputer dopiero w piątek. Od razu odwiedziłem serwis sportowy na jednym z portali internetowych. Zaczynało mi się to nie podobać. "Euro 2012 w Polsce nie ograniczy się tylko do czterech miast", zauważyłem pierwszą wiadomość. Majstrowania ciąg dalszy, tylko że wydaje się, iż majstrować zaczął już cały sztab dyżurnych narzekaczy. Postanowiłem zdzierżyć jeszcze tego newsa. Następnego, "Listkiewicz będzie mógł nadzorować premiera" pozostawiam bez komentarza, bo nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Cytat z następnej wiadomości "Czy rząd Listkiewiczowi na to pozwoli": "Skoro za wszystkie grzechy polskiej piłki ma cierpieć prezes, to niech sukcesy też będą jego. Nikt nie wymaże z historii tego, że mistrzostwa dostaliśmy za mojej kadencji - mówi Michał Listkiewicz w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej"[...]" roztoczył przede mną wizję kolejnej wojny polityczno - społecznej, przez co poczułem znowu ów stary, piłkarsko - związkowy brzydki zapaszek. "Finał Euro 2012 w Warszawie ?!" krzyczy następny news. Zaczęło się.
W pewien kwietniowy poranek, Roku Pańskiego 2007, ogłaszam, iż aby przygotować się dobrze do organizacji Euro 2012, należy:
1. Dozbroić armię polską, a w roku 2008 ogłosić mobilizację i wyruszyć na Kijów, gdyby argumenty co do rozegrania finału w Warszawie do Ukraińców nie trafiły. Jako trofeum wojenne zagarnąć należy nie tylko mecz finałowy, ale również rozpoczynający Euro 2012.
2. Ogłosić debatę telewizyjną: Rząd vs PZPN, która ostatecznie rozstrzygnie, komu należy przypisywać sukcesy a komu porażki w staraniach o organizację Euro 2012 w Polsce. Wynik debaty powinien być również kluczowy co do samej organizacji Euro 2012. Jeśli oponenci nie dojdą do porozumienia, należałoby ogłosić pojedynek na pistolety na wodę z udziałem sekundantów.
3. Jeśli chodzi o liczbę polskich miast, organizujących mecze Euro 2012, należy ostatecznie określić ją jako 6 do potęgi n-tej. Na wszelki wypadek, w 2012 roku, należy zamknąć granicę z Ukrainą, co przyczyni się do możliwości rozegrania wszystkich meczów na polskich stadionach.
4. Miasta organizujące mecze Euro 2012 w Polsce. Do Warszawy, Wrocławia, Poznania, Gdańska, Krakowa i Chorzowa, należy dołączyć: resztę miast wojewódzkich, oraz miasta powiatowe, które spełniają wymagania rządowe co do lokalnego układu władzy.
5. Jako stadiony rezerwowe proponuję: Stadion Dziesięciolecia w Warszawie, oraz boisko przy ulicy Wieniawskiego w Wałbrzychu (obok Castoramy, dojazd autobusami C, D, 4, 8, 36).
6. Natychmiastową modernizację Linii Hutniczo - Siarkowej, łącznie z przedłużeniem jej do Gdańska oraz zakupem nowych, energooszczędnych, odpornych na wilgoć, wysoką temperaturę i pijanych kiboli węglarek.
Jeśli wszystkie inne pomysły zawiodą, myślę, iż mój sześciopunktowy program pozwoli nam zachować twarz i zorganizować mistrzostwa Europy, jakich jeszcze ani świat, ani reszta Układu Słonecznego nie widziała.
A tak całkiem poważnie, jako człowiek lubiący piłkę nożną i cieszący się z wyboru, jakiego dokonali delegaci UEFA w Cardiff uważam, że część komentarzy, wypowiedzi i zachowań ludzi odpowiedzialnych za organizację tej imprezy jest co najmniej nie na miejscu. Tak czy siak, myślę, że będzie dobrze.
Kazio Piwosz (T.F.) 2007
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Kazio Piwosz · dnia 20.04.2007 22:54 · Czytań: 536 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: