Odejdę w niepamięć, przeminę
Jak dzień, każdy dzień co odchodzi
W ciemności nieznane odpłynę
Z wodami, gdy noc się narodzi
Jak płód zniszczony doszczętnie
Tam, gdzie bezpiecznie być miało
W ofierze złożony uklęknę
W ołtarzu uciszę me ciało
Strącony w przepaść otchłani
Z rozpaczą wyciągnę rękę
Gdy twardą przestrzeń porani
Na nowo wzniecając mękę
Gdzie łza solą w oku stanie
Gdzie krew silna słowem zakrzepnie
Położę moje wierne konanie
Wiatr jeszcze raz imię szepnie
Nieznanemu Bogu
Jak pień, który z duszy wyrasta
Przystanę strwożony na progu
Nieznanego miasta
By tam zapuścić korzenie
Pozostać wśród cieni i liści
Z konarów podniosę brzemienie
Łez martwych zbolałe kiści
Żywicą spłyną po skórze
Zoranej od samotności
Spoglądać będę ku górze
Mojej tej dwoistości
Serc uczuć dymiące kominy
Dymem sinym przenikną po wieki
Uklęknę pod konarem winy
Nad brzegiem łez gorzkich rzeki
I może raz jeszcze upadnę
Od rozsierdzonego topora
Gdy słowa i modlitwy żadne
Nie starczą już, gdy przyjdzie pora
Gdy czas dumny kark znów przetrąci
Kładką padnę nad wezbraną wodą
By być, nim znów w otchłań strąci
Pogrzebowy korowód
I stanę się własną trumną
Ironią i przeznaczeniem
Tak jak dziwne, nieszczęsne i dumne
Było moje istnienie
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Tomasz Gryga · dnia 17.02.2009 21:23 · Czytań: 941 · Średnia ocena: 1,83 · Komentarzy: 12
Inne artykuły tego autora: