LAPD - lina_91
A A A
Lena upiła jeszcze łyk czarnej kawy z zielonego kubka i spokojnie odstawiła go na stół. Jack poprawił słuchawkę w uchu, nie odrywając oczu od dziewczyny. Nawet w granatowym mundurze LAPD wyglądała niezwykle kobieco. Nie podniecająco, nawet nie seksownie. Ale była kobietą. Nie podkreślała tego. W mundurze chodziła tak często, jak to było możliwe. Włosy zawsze niedbale związane gumką albo splecione w długi warkocz, opadały na plecy.

Nawet teraz, o jedenastej w nocy, nie widać było po niej ani śladu zmęczenia. Opalona twarz, ciężki zegarek płetwonurka. Dla wielu była wzorem policjantki. Bez mrugnięcia okiem patrzyła na zdjęcia z miejsc zbrodni, rozpięte tuż przed nimi.

-Zbieramy się. Przekazanie towaru ma nastąpić za godzinę - popędził ich porucznik.

Jack poderwał się na równe nogi, jego grupa specjalna już stała przy drzwiach. Lena spokojnie wstała, poprawiła pas, dopiła kawę i dopiero wtedy sięgnęła po kurtkę.

-Jedziesz z nami? - wypalił. Zmierzyła go litościwym spojrzeniem. Zacisnął zęby, zły sam na siebie.

O Lenie krążyły legendy. Co złośliwsi śmieli się, że jest najlepszym przykładem teorii Darwina. Polska z pochodzenia, z kraju wyjechała, gdy miała dwanaście lat. Kolejne siedem spędziła w Anglii. Na studia wyjechała do Stanów, tu zaczęła pracę, wystarała się o stypendium. Harowała dwadzieścia godzin na dobę. Z wykładów biegała do pracy, po północy szła do biblioteki. Wszystkie egzaminy zdawała z pierwszą lokatą. Wiedziała, że bilet do przyszłości jest w jej rękach. O wszystko walczyła sama. Musiała zarobić na czesne, wyższe niż w każdym innym kraju, akademik, wszystkie dodatkowe koszty, bo stypendium pokrywało tylko znikomą ich część.

Zaraz po studiach poleciała na dwa lata do Australii. Pracę zmieniała średnio co dwa miesiące. Chwytała się wszystkiego: sprzątania, pracy w szpitalu, w prywatnych klinikach, na ranczach. Tam zdobyła doświadczenie i opinię osoby, dla której nie istnieje słowo "porażka".

-Jadę. To przecież moja sprawa.

Jack uśmiechnął się niepewnie i zawahał. Gryząc wargi, ustąpił jej miejsca przy drzwiach.

Podziękowała skinieniem głowy. Wychodząc, jeszcze się obejrzał. Jakiś młodzik, najwyżej pół roku po ukończeniu szkoły, wymamrotał pod nosem "lesba". Jack poczuł irracjonalną złość, przez krótki moment chciał nawet podejść do chłopaka i przemówić mu do rozumu, ale wrzask porucznika ostrzegł go, że to lepiej odłożyć na później.

Wiele razy słyszał tę opinię w stosunku do Leny. Brała się z - dla wielu - jednoznacznych sygnałów. Niektórzy znali Lenę jeszcze z okresu studiów. Nawet wtedy, zawsze zaganianą, nie można było spotkać na randce. Nie umawiała się, nie wychodziła na dyskoteki. On na ten temat miał jednak swoją teorię. Wiedział doskonale, jak wielką cenę płacą ludzie, walczący sami z całym światem. Domyślał się, że Lena, od lat walcząca o każdy swój dzień, nie umie już żyć inaczej. Jak kiedyś, pracowała na okrągło. Kiedy nie siedziała w komendzie, uczyła się. W rok po powrocie do Stanów podjęła kolejne studia. Skończyła je, tradycyjnie już, z wyróżnieniem.

Pieniądze, tak ciężko zarobione, odkładała. O sprawach osobistych nie rozmawiała z nikim. Kiedyś tylko udało mu się z niej wyciągnąć, że chciałaby ściągnąć kiedyś do Ameryki swoją rodzinę. Ona sama, dzięki swojej wzorowej służbie, bardzo szybko po przyjeździe dostała stałą wizę.

O swoich korzeniach też nigdy nie wspominała, choć wiedział, że Polska wciąż w niej żyje. Jego rodzice pochodzili z tego nadbałtyckiego kraju. Po polsku mówił słabo, ale widział, jak z każdym, choćby najgłupszym słowem, jaśnieją ciemne oczy Leny. Chociaż ich relacje nawet w najlepszy dzień trudno było nazwać przyjaźnią, był jej najbliższy.

O zaufaniu oboje nie mówili. Praca w policji nauczyła ich ostrożności w stosunku do każdego, choćby nawet partnera. Ona o sobie nie lubiła mówić, on też nie czuł takiej potrzeby. Poruszali się na dwóch równoległych orbitach, stykając się tylko przelotem, jak choćby teraz, na odprawie w biurze porucznika.

W vanie usiadł obok niej. Było ciemno, ale i tak dostrzegł jaśniejszy błysk.

-Na akcje w nocy powinnaś sobie pastować zęby - rzucił cicho. Roześmiała się dźwięcznie, jak dziecko. Uwielbiał jej śmiech. Godzinami, leżąc samotnie w łóżku, potrafił wymyślać dowcipy. I nigdy potem jej ich nie opowiadał.

Stara fabryka, w oddali szumiący kanał. Ustawiali się w milczeniu, nawet porucznik darował sobie wszystkie komentarze, choć tych jemu zazwyczaj nie brakowało.

Nigdy później nie mógł zrozumieć, kto zawinił. Kto, w którym momencie popełnił tak poważny błąd. Krótki, zgrzytliwy terkot serii z pistoletu maszynowego, odłamki metalu z podziurawionego dachu i czyjś krzyk. To nie tak miało być.

Wypadł z hangaru, bo nie było przecież sensu dłużej tak tkwić. Przeskakując murek, potknął się o bezwładne ciało w ciemnym mundurze. Nie zatrzymywał się, nie sprawdzał, kto to. Gdzieś z lewej dobiegł go krzyk Leny i w następnym momencie coś odepchnęło go w bok z siłą kuli armatniej. Grzmotnął na asfalt, upuszczając glocka. Szukając go po omacku, miał wrażenie, że zawalił mu się na głowę świat. Gwałtowna kanonada, która wybuchła tuż obok, zakończyła się równie szybko i bezsensownie, jak się zaczęła.

Dwaj handlarze leżeli na ulicy jak bezwładne szmaciane lalki, porucznik warczał coś do słuchawki. Wiedział, że to nie wszystko, że ich było więcej. Ale dopiero kiedy dopadł do niego Alex, przypomniał sobie o tym kimś, który odepchnął go z linii strzału.

W pierwszej chwili nie zrozumiał. Tradycyjny, granatowy mundur, kamizelka, w prawej, dziwnie wygiętej dłoni pistolet. I wtedy do niego dotarło. Na serdecznym palcu błyszczał celtycki pierścionek Leny.

-Nie, to zbyt banalne - powiedział idiotycznie, szukając pociechy u Alexa.

Kolega bez słowa klęknął przy dziewczynie i rozpiął kamizelkę. Jęknęła głucho. W mdłym świetle oddalonej latarni zobaczył, że jasne dłonie Alexa zabarwiły się na czerwono.

-Nie miała kamizelki? - jęknął.

-Ma. Kula weszła pod kątem od ramienia. Lena? - Alex potrząsnął dziewczyną, bo jej oczy uciekały pod powieki. -Trzymaj się, słyszysz? Karetka już jedzie.

Jack zobaczył, jak Lena wolno kręci głową i w tym momencie coś się w nim przełamało. Odsunął kumpla i klęknął obok niej.

-Musisz się trzymać, twardzielko - szepnął po polsku z tym swoim ciężkim akcentem.

Uśmiechnęła się z wysiłkiem. -Pamiętasz, co mówiłaś? Ty się nigdy nie poddajesz.

W jej oczach, nawet w panującej ciemności, zobaczył wahanie. Uniosła drżącą rękę i otworzyła usta, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk.

-Nie żegnaj się - prawie warknął. -Jesteś twarda. Dasz radę.

Lena sprawiała wrażenie, jakby wcale go nie słyszała. Wolno przyłożyła własną, zakrwawioną dłoń do jego policzka. Ogarnął go przeraźliwy strach. Sam nawet nie wiedział, dlaczego. Ręka Leny opadła bezwładnie na bok. Chwycił ją kurczowo za nadgarstek, ale w tej samej chwili sanitariusz odsunął go od dziewczyny i z kolegą jednym ruchem przerzucił ją na nosze.

Alex złapał kumpla za ramię. Dopiero po dłuższej chwili usłyszał jego słowa.

-Chodź, zawiozę cię do szpitala. Ja zajmę się raportem.

***

Siedział przy niej już prawie godzinę. Lena, blada jak ściana, wciąż była nieprzytomna. Lewa ręka na temblaku, prawa dłoń spoczywała na kołdrze. Wpatrywał się w nią jak w jakąś magiczną kulę, bojąc się jej dotknąć. Ręka, jak ręka: szczupła, opalona, na serdecznym palcu srebrny pierścionek, czarny rzemień przewiązany na nadgarstku, kostki zdarte do krwi, pewnie od upadku na beton. A jednak miał wrażenie, że łatwiej by mu było wejść w ogień niż jej dotknąć.

-Jack... - leciuchny szept poderwał go na nogi. Wciąż blada, jednak się uśmiechała.

-Lena - prawie jęknął i klęknął przy jej łóżku.

Pytanie wyskoczyło z jego ust w sposób niekontrolowany: -Dlaczego?

Przez moment jej policzki poróżowiały, po chwili jednak zbladła jeszcze bardziej.

-Czy to ważne?

-Powiedz.

-A dlaczego w ogóle zakładasz, że był jakiś powód? Może ta cała sytuacja była jednym wielkim wypadkiem?

-Kłamiesz, Lena - powiedział spokojnie, choć każde słowo raniło go jak odłamki szkła. -Dobrze wiem, że nie musiałaś do mnie biec. A już na pewno zasłanianie mnie nie należy do twoich obowiązków. Wręcz przeciwnie, to ja powinienem się chronić.

Patrzyła na niego w milczeniu o jedną chwilę za długo. Już wiedział, że ma rację. Na jej twarzy nie widać było żadnych emocji, ale w ciemnych oczach błyszczał ból, bardziej dotkliwy niż łzy.

-To nie ma znaczenia - szepnęła.

-Czego się boisz? Mnie? - Lena milczała, więc postanowił zacząć inaczej. -Kiedy już cię stąd wypuszczą... Pójdziesz ze mną... na kawę? - zakończył banalnie.

Dziewczyna zacisnęła powieki i pokręciła głową. Jedna łza, jak zagubiona duszyczka w lesie, spłynęła po policzku. Złapał ją za rękę i choć się nie wyrwała, poczuł, że brak z nią kontaktu.

-To bez sensu, Jacek - spolszczyła jego imię i jakby tego nawet nie zauważyła.

-Bo?

-Bo na wdzięczności niczego nie można budować.

-O czym ty... - zaczął niepewnie, za to w Lenę jakby piorun strzelił.

-Uważasz, że cię zasłoniłam, ale z wdzięcznością to zaproszenie na kawę nie ma nic wspólnego?!

-A nie zasłoniłaś? - spytał szybko. Lena zagryzła wargę i wbiła wzrok w ścianę.

-Jack, do cholery, tylko mnie nie wsyp, bo w życiu mnie już na akcję nie puszczą - wymamrotała i dopiero teraz zauważył, że po jej policzkach strumieniami płyną łzy. Pierwszy raz, od kiedy ją poznał, pozwoliła sobie na chwilę słabości w jego obecności.

-No co ty, Lenka...

Dziewczyna usiadła gwałtownie na łóżku, blednąc przy tym jeszcze bardziej.

-Czy ty nic nie rozumiesz?! To z definicji nie ma żadnych szans!

-Ty tak uważasz - rzucił sucho. -Od lat walczyłaś sama o wszystko, o każdą chwilę jakiejś radości. A teraz, kiedy pojawił się ktoś jeszcze w tym równaniu, wpadasz w panikę. Wolisz być sama?

Szarpnęła ręką i zamachała nią tak rozpaczliwie, że wyrwała z żyły wenflon. Trysnęła krew. Złapał ją za ramię i prawie siłą zmusił, żeby się oparła na poduszce, wzywając jednocześnie pomocy. Za późno zorientował się, że nie powinien robić właśnie tej jednej rzeczy: dotykać jej lewego obojczyka. Lena zacharczała gardłowo, jej głowa opadła bezwładnie na poduszkę. Przerażony, cofnął ręce, w samą porę zresztą, bo do sali wpadła pielęgniarka. Opuszczony, stanął przy drzwiach i ze zgrozą w oczach obserwował krzątaninę wokół łóżka. Dopiero kiedy lekarz poklepał go po ramieniu i już spokojny, zniknął w gabinecie, spojrzał na swoje ręce, umazane we krwi.

Złapał za klamkę, kiedy od strony łóżka dobiegł go zjadliwy szept:

-Idiota.

-Boże, Lenka, przepraszam cię, Lena... Masz rację, idiota ze mnie, przepraszam cię, nie pomyślałem... - dopadł do niej na kolanach, nie zważając na to, że brudzi świeżą pościel.

-Tego akurat się domyśliłam - wysyczała wściekle, ale w jej oczach błyszczały wesołe ogniki.

-Nie gniewasz się?

-Jak na okazywanie wdzięczności, obrałeś złą drogę - powiedziała spokojnie.

W sali znowu się zaroiło. Zjawił się Alex, wpadł Mac, Konnor przyniósł jakieś owoce. Lena patrzyła na to wszystko ze zdumieniem i jakby złością. Dopiero kiedy, zagadany przez kolegów, wyszedł ze szpitala, uzmysłowił sobie, że nie skończyli rozmowy.

Przez kolejne dwa tygodnie odwiedzał ją codziennie, ale nigdy nie był sam. Kiedy w końcu udało mu się oderwać od tłumu mundurowych, łóżko Leny było puste. Dłuższą chwilę stał jak wmurowany. Złapał przechodzącą pielęgniarkę za ramię.

-Siostro, co się stało z tą dziewczyną?

Pielęgniarka wzruszyła ramionami, najwyraźniej zdegustowana i pokręciła wściekle głową.

-Wypisała się na własne życzenie.

Jack zaklął pod nosem i z nogą na gazie pojechał na komisariat. Zanim jednak zdążył zapytać kogokolwiek o Lenę, został wezwany do gabinetu porucznika. Kiedy usiadł przy biurku dowódcy, w oczy rzuciła mu się odznaka LAPD.

Kiedy Mac zaczął tłumaczyć mu kolejną akcję, otworzył legitymację. Ot, tak, z nudów. I poderwał się na równe nogi, przerywając porucznikowi w pół słowa.

-Lena zdała odznakę?

Porucznik spojrzał na nią z dziwnym wyrazem w oczach, jakby ze smutkiem i politowaniem. Potem pokręcił głową i usiadł za biurkiem.

-Wczoraj wieczorem. Zdała odznakę i wyjechała.

Jack, już zdumiony, teraz osłupiał.

-Dokąd?

-Traven, do cholery... Skoro ona ci tego nie powiedziała...

-Dostała urlop?

-Dostała. Zasłużyła. Zresztą bezpłatny.

-Proszę o wolne - wypalił bez zastanowienia.

Porucznik odchylił się do tyłu, jakby go uderzył i wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.

-Jack. Dostaniesz go. Ale jeszcze nie teraz. Słuchaj, no - zgrzytnął, bo Jack gotował się już do wyjścia. -Lenę znam długo. Ona nigdy w życiu przed niczym nie uciekała. Skoro ucieka teraz, znaczy, że jest ciężko. Daj jej czas, żeby wszystko przemyślała. Masz nowego partnera. Martin Cocky, młodzian. Będziesz go szkolił. Jasne?

Jack grzecznie posłuchał. I wytrzymał trzy miesiące. Kiedy Cocky zamiast poczekać na wsparcie, wszedł do dziupli dilera sam i chyba tylko cudem ocalił własny kark, w Jacka trafił szlag. Jeszcze tego samego dnia poprosił porucznika o urlop. Dostał, w drodze wyjątku, sześć tygodni.

-Powiedz mi, dokąd pojechała - poprosił. Dowódca zawahał się, po czym wzruszył ramionami.

-Do Australii. Zostawiła numer komórki - porucznik rzucił na biurko małą karteczkę. -Jack, ona wróci. Nie musisz jej szukać.

-Skąd wiesz, że wróci? Mieszkania nie ma, nic jej tu nie trzyma.

Tylko częściowo mówił prawdę. Lena pomieszkiwała w wolnym pokoju w akademiku uniwersytetu, w zamian za to wykładając w wolnych chwilach. Kiedy nie było takiej możliwości, spała na komendzie, na kanapie. Unikała przywiązywania się do poszczególnych miejsc. Ale jednocześnie dobrze wiedział, że Ameryka była marzeniem Leny od dzieciństwa. Zdawał sobie sprawę, że nie wyjedzie stąd tylko z jego powodu.

-Nie zlikwidowała konta.

Jack nie zareagował. Dwa dni później wylądował w Melbourne. Nie chciał do niej dzwonić.

Poszukiwania zaś nie zapowiadały się ciekawie. Lena skończyła psychologię, pielęgniarstwo i informatykę, była też świetną policjantką. Coś mu jednak mówiło, że dziewczyna, chcąc się oderwać od przeszłości na pewien czas, nie będzie szukać pracy w zawodzie.

Szukał wszędzie: po szpitalach, prywatnych klinikach, barach, ranczach. Miesiąc minął błyskawicznie. Nie miał ochoty wracać, a jednak wiedział, że musi. Gdyby stracił pracę, straciłby też wszystko inne.

Już stracił nadzieję. Do powrotu został mu tydzień, kiedy trafił na ranczo Seana Allena. Tym razem mu się poszczęściło. Wysoki brunet o urodzie amanta z filmu, przyznał, że owszem, takowa u niego pracuje. Stali przed domem, kiedy wracała, zaganiając bydło do zagrody.

Osadziła konia w miejscu ostro, aż ten stanął dęba. Zsunęła się z jego grzbietu, przywiązała lejce do barierki przy domu i dopiero teraz dostrzegła niezwykłego gościa.

Patrzył uważnie w jej oczy, szukając choćby najmniejszego, najbardziej nikłego śladu zadowolenia. Po dłuższej chwili uśmiechnęła się, odsłaniając śnieżnobiałe zęby. W ciemnych dżinsach i jasnej koszulce, odsłaniającej opalone ramiona, bez śladu makijażu, z kowbojskim kapeluszem na związanych włosach, wyglądała jak nastolatka.

Podeszła do niego wolno. Zatrzymała się metr przed nim, jakby coś stanęło jej na drodze.

-Jak mnie tu znalazłeś? - lekkie pytanie, angielski niemal bez akcentu.

-Szukałem cię od pięciu tygodni - nie chciał tego tak powiedzieć, nie chciał, żeby znowu poczuła, że jej się narzuca, ale te słowa wyskoczyły same.

Zawahała się, jakby lekko poczerwieniała. Przywitała się z Allenem skinieniem głowy i zarzuciła ramiona na szyję Jacka. Traven wstrzymał oddech. Tego się nie spodziewał.

-Wróć ze mną.

-Umowę mam do końca przyszłego tygodnia. Nie zwolnię się wcześniej. Ale jeśli wciąż tego chcesz... Wrócę do LA. Dostałam wprawdzie propozycję pracy w Vancouver, ale LA też jest okej.

Nie odpowiedział, pochylił się tylko i żarliwie pocałował ją w usta. Allen prychnął obok, ale nie skomentował.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 20.02.2009 20:50 · Czytań: 702 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 5
Komentarze
amoryt dnia 20.02.2009 23:15
takie to... romantyczne.

hmm... ja rozumiem, że to jest historia pisana przez dziewczynę dla dziewczyn, ale tak trudno chociaż trochę urozmaicić ten miłosny stereotyp?

czepnę się sceny w szpitalu. osoba po wybudzeniu i w takim stanie raczej nie będzie z siebie wyrzucać od razu tylu skomplikowanych zdań. nie wspominając o dziecinnym zachowaniu jacka, który skacze [dosłownie] wokół niej jak prądem porażony. ja wiem, że faceci to w gruncie rzeczy duże dzieci, ale nie przeginajmy.

do tego ta dziewczyna taka idealna, taka niedostępna. przesadzona postać pozbawiona wad. dla mnie to jest błąd.

w sumie czepiam się, bo od strony technicznej, to jest całkiem przyzwoite opowiadanie, ale fabuła niedomaga. zwłaszcza końcówka, która jest przesadnie uproszczona.


jako że moje zdanie jest mało obiektywne, nie zostawiam oceny.
Hyper dnia 21.02.2009 19:33 Ocena: Bardzo dobre
Ze spacją po myślniku dialogi wyglądają bardziej elegancko :) Dalej: "Brała się z - dla wielu - jednoznacznych sygnałów. - Wydaje mi się, że lepiej będzie "Brała się - dla wielu - z jednoznacznych sygnałów". To "z" oderwane, wygląda dziwacznie i zatrzymuje w czytaniu.
Aha i literówka Polka z pochodzenia, zamiast "Polska".
Lina... Zapowiada się dobrze. Będzie dalszy ciąg, oczywiście?
lina_91 dnia 21.02.2009 21:53
Oczywiście :). Końcówka uproszczona być może, bo wcale końcówką nie jest. To tylko część pierwsza. Dziękuję :)
ginger dnia 23.02.2009 12:50 Ocena: Dobre
Hmm... Nie jest źle. Fabuła jest dość banalna... Ale może być. Zobaczymy, jak to rozwiniesz ;)
ArienneMD dnia 29.10.2010 11:30
Ach, te LAPD...
Ekhm... Wszystko dzieje się trochę trochę za szybko? A może to tylko ja odniosłam takie prawdopodobnie bzdurne wrażenie? Nie wiem :D.
Wiem, że mi się nawet podobało.
A, no i jeszcze jestem ciekawa, jak musi brzmieć ten jej angielski. Brytyjsko? Amerykańsko? Australijsko?
Ja zawsze jestem wyczulona na takie sprawy.Cóż, lingwiści :D.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty