Nadzieja umiera ostatnia - Lorelay
Kategoria Konkursowa » Konkurs "Science Fiction" » Nadzieja umiera ostatnia
A A A
- Jako lojalny obywatel Stanów Zjednoczonych Ame...
- Dziadku - dziewczyna, odgarniając z twarzy niesforny kosmyk kasztanowych, lekko falowanych włosów, uśmiechnęła się z politowaniem i czułością zarazem- jest rok 2143, nie ma już Stanów Zjednoczonych, nie ma obywatelstw. Jesteśmy tylko my, niedobitki z wolnych sfer i... i nasi bohaterowie, rzecz jasna. - Posłała promienny uśmiech w kierunku stojącego nieopodal wysokiego, barczystego mężczyzny w zgniłozielonym mundurze.
Komandos nie drgnął nawet. Nie spojrzał w jej stronę, choć przecież musiał usłyszeć. Wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony, niezmiennie poważny, czujny i napięty, przez twarde rysy, jak zwykle nie przebiegł najmniejszy cień emocji. Ta twarz zawsze była taka sama, Angie nigdy nie dostrzegła na niej nawet skurczu mięśni. Sam Thomas zaś, nigdy się nie cieszył, nie wpadał w gniew ani nie bał, nie smucił i rzadko odzywał się nie pytany. Odkąd pamiętała, Thomas zawsze był i zawsze wyglądał tak samo. Ile mógł mieć lat? Angie nie wiedziała i chyba wolała nie próbować się domyślać. Nawet błękitne oczy komandosa nie zdradzały absolutnie nic. Nic nie mówiły, a przecież powinny być zwierciadłem duszy. Dla niej pozostawał jednak tym, kim był od zawsze - szybkim jak wiatr i przebiegłym jak list obrońcą ich małej, wolnej sfery, bohaterem dziewczęcych marzeń. Tylko marzenia z czasem się zmieniały...
- A co ty tam możesz wiedzieć. Młoda jesteś. - Siwy, garbaty starzec roześmiał się i żylastą, pomarszczoną dłonią potargał splątane włosy wnuczki - Nie masz pojęcia o świecie.
Kiedy dziadek wymawiał słowo rświatr1;, zawsze, ale to zawsze, miał na myśli ten sprzed wojny. Zdawał się wciąż żyć w tamtej innej, nie znanej Angie rzeczywistości, której na pewno nie potrafiłaby zrozumieć. Często opowiadał dziewczynie o wolnej Ziemi, o jego rodzinnym USA i państwach Zjednoczonej Europy, o potężnej Rosji, o demokracji, o prezydentach i papieżach, o zimnym piwie w pubach i o telewizji. Wszystko to brzmiało, jak bajki na dobranoc. Piękne i nierealne. Najczęściej jednak opowiadał o sobie samym - wybitnym naukowcu międzynarodowej sławy i o tym, jak przystępował właśnie do ostatecznego aktu tworzenia genialnego wynalazku, który mógłby wstrząsnąć ludzkością. Mógłby..., gdyby nie to, że właśnie wtedy wybuchła wojna. Dziadek nigdy nie dokonał dzieła swojego życia. Nigdy też nie mówił, na czym polegało. Angie nie pytała. Wierzyła we wszystkie te piękne baśnie, nawet teraz, gdy twarda codzienność, przepełniona lękiem i obezwładniającym pragnieniem przeżycia następnego dnia, wygnała z niej ostatnie ślady dziecka. Wierzyła, bo chciała wierzyć.
Staruszek podniósł się, opierając dłonie o metalowe poręcze niewygodnego krzesła, w znienawidzonym, minimalistycznym, surowym stylu. Westchnął na wspomnienie miękkich, skórzanych tapicerek przedwojennych mebli. Oparł się, na wysuniętym błyskawicznie w jego stronę, ramieniu wnuczki. Ruszyli przed siebie, jak zwykle o tej porze, najlepszej na rozprostowanie kości.
- No, moja droga - poklepał małą, delikatną dłoń Angie. - Nie jesteś już małą dziewczynką. Tak... Ty rośniesz, a ja się starzeję. Już najwyższy czas...
- Czas na co, dziadku? - drgnęła niespokojnie.
Dziadek nie powiedział ani słowa. Ani słowa skierowanego do Angie. Trzęsącą się, kościstą ręką, uderzył w plecy stojącego na posterunku komandosa.
- Chodź Thomas. Czas pokazać mojej wnusi nasz mały sekret - uśmiechnął się, a w jego mętnych, wodnistych oczach na moment rozbłysła łobuzerska iskierka.
- Tak jest, doktorze - jak zawsze twardo i beznamiętnie odparł Thomas, po czym równym, spokojnym krokiem ruszył w ślad za nimi.

***

Nagłe trzaśnięcie stalowych drzwi oderwało Jimmy'ego od pracy. Młody człowiek zmiął w ustach przekleństwo. Codzienny, niezmienny, wielogodzinny rytm, wypracowany przez kilka lat praktyki przy składaniu atomów, został zakłócony. Nic nie potrafiłoby równie mocno wytrącić z równowagi montera. Za nic w świecie nie wolno było zakłócić rytmu pracy, przed wyrobieniem normy. Podniósł głowę. Nad nim pochylała się kobieta. Mundurowa. Wysoka stopniem. Porucznik. Można było się tego spodziewać, oni potrafią jedynie wydawać rozkazy. Nie mają pojęcia, co znaczy, całymi dniami ręcznie manipulować pojedynczymi atomami ksenonu.
- Koniec na dzisiaj. Mam dla was zadanie.
Jimmy wiedział co to oznacza. Wszystko w nim buntowało się jednak przed dopuszczeniem oczywistego faktu do świadomości.
- Ale ja jestem tylko monterem. Nie jestem nawet żołnierzem... - wyjęczał, choć wiedział doskonale, że to najgorsze, co może w tej sytuacji zrobić.
- Mylicie się - głos kobiety był ostry i stanowczy, nie znoszący sprzeciwu. Pełne usta wygięły się w nieprzyjemnym grymasie. - Jest rok 2143. Przypominam wam, sierżancie McLoad, że wszyscy jesteśmy żołnierzami. Prędzej czy później każdemu przyjdzie to zrozumieć.

***

Thomas dopiął ostatni guzik munduru i wyprostował się. Zdawał się nic nie robić sobie z wielkich, intensywnie zielonych oczu Angie, wpatrujących się w niego rozszerzonymi źrenicami. Stary doktor mruczał coś pod nosem. Ostry dźwięk nadajnika wytrącił dziewczynę z otępienia. Przeraźliwe brzęczenie nasilało się z każdą chwilą. Thomas wyjął mały głośniczek z pokrowca przytroczonego za pasem, nacisnął zielony guziczek i podniósł sprzęt do ucha. Brzęczenie umilkło.
- Przygotować się do ewakuacji. Pierwszy wahadłowiec będzie tu za godzinę - oznajmił szorstki głos komandosa.
- Ale... jak to... ? - zdołała jęknąć Angie.
- Namierzyli laboratorium. Nalotu możemy spodziewać się za najpóźniej kilka godzin. Trzeba przerzucić ludzi na pokład. - Komandos wyjaśniał jak zawsze: szybko, jasno i rzeczowo.
- Kto? Globaliści?
Thomas skinął głową i ruszył przed siebie.
- Ile mogą wiedzieć?
Mężczyzna wzruszył muskularnymi ramionami.
- Doktorze. Pan z wnuczką poleci pierwszym, razem z dziećmi.
- Dziadku? - Angie rozejrzała się w poszukiwaniu staruszka.

***

Jimmy nigdy nie latał. Tym bardziej nie na linii frontu. Wojny nie pamiętał, a obecne ataki na wolne sfery, walka o władzę, polityczne rozgrywki, globalizm ani wojskowy totalitaryzm, nic go nie obchodziły. Był tylko monterem. Całe dorosłe życie spędził w składzie, montując atomy, wytwarzając sobie maleńkich pomocników - robociki, które z gotowych molekuł składały kolejne, podobne sobie mechanizmy. Teraz po raz pierwszy przypomniano mu, że jak każdy element nowego ustroju, jest także żołnierzem. Otarł twarz wierzchem dłoni. Chciał by już było po wszystkim. Nigdy jeszcze tak bardzo nie tęsknił za swoją nudną i żmudną robotą i za swoimi maleńkimi, atomowymi robocikami.
- Teraz - wetknął głowę do kabiny pilota. - Zwolnić ładunek.

***
-Wszystkie dzieci są już na pokładzie. Teraz ty. - zakomenderował Thomas.
- Nie pójdę! Nie zostawię tu dziadka! - krzyknęła Angie spoglądając prosto w beznamiętne, puste oczy komandosa.
- Twój dziadek tak postanowił. Ani ty, ani ja nie możemy zabronić mu zostać. W końcu to jego dzieło. Dorobek całego życia. Ma prawo go strzec i zostać w nim pochowany.
- Polecę następnym, z kobietami i starcami - dziewczyna opuściła głowę zrezygnowana.
- Nie, moja mała - tuż za nią rozległ się zmęczony głos starego doktora. - Polecisz tym.
- Dziadku, ale...
- Czy ty nic nie rozumiesz, dziecko? Następny wahadłowiec może nie zdążyć. Musisz przeżyć, uciec stąd i kontynuować, to co ja rozpocząłem. W innych wolnych sferach są jeszcze ludzie. Oni nadal potrzebują ochrony.
- Ale... dziadku, ja nie wiem jak, nie umiem. Nie zdążyłeś mnie nauczyć. - słowa z trudem przechodziły przez ściśnięte gardło. Angie przełknęła łzy spływające po twarzy wartkim strumieniem.
- Jesteś mądrą dziewczynką. Jesteś moją wnuczką. - Staruszek pomarszczoną dłonią zmierzwił rozwiane włosy dziewczyny. Objął dłońmi jej twarz, przysunął do swojej. Teraz wpatrywała się w pełne desperacji oczy człowieka, który nagle może stracić wszystko, co przez całe życie budował, nie licząc się z konsekwencjami. To już nie były zmęczone życiem, dobrotliwe oczy starca. - I masz wzór. Skorzystaj z niego. A teraz idź już, dziecko. Trzeba się spieszyć.
Gdy cień odlatującego wahadłowca zniknął z pokrytej pyłem, spękanej ziemi pod nogami doktora, ten odwrócił się gwałtownie. Złapał obie dłonie ogromnego komandosa i zamknął w swoich.
- Zostaw mnie, zostaw nas wszystkich.
- Doktorze, miałem przecież bronić życia w wolnych sferach.
- Ta sfera jest już stracona i nic tego nie zmieni - głos doktora brzmiał spokojnie. - Mam dla ciebie ważniejsze zadanie, Thomas. Zniszcz laboratorium, zanim...
Nie dokończył. Palący ból, w puchnącym nagle od wewnątrz ciele, powalił go na ziemię. Czuł jeszcze przez chwilę pulsowanie krwi, tętniącej w żyłach, które zdawały się pęcznieć, jakby za moment miały eksplodować. Nie musiał kończyć. Thomas zrozumiał.
***

- Sierżant Jim McLoad melduje się, pani porucznik - starał się z całych sił, ukryć drżenie głosu. Dłonie zacisnął w pięści za plecami.
- Spapraliście, sierżancie. Mylę się?
- Nie, pani porucznik - Jimmy zacisnął zęby. - Stary doktor nie żyje. Laboratorium zostało zniszczone zanim...
- Zniszczone? Nie takie były rozkazy - urodziwa, choć surowa twarz pani porucznik powoli zmieniła barwę z upiornej bieli, na krwistą purpurę.
- To nie my, pani porucznik.
- Nie wy?! - Stalowoszare oczy dowódcy zabłysły złowrogo. Lewa brew zadrgała nerwowo. - Jak nie wy, to kurwa, kto?!
Jimmy wziął ostatni głęboki oddech. Zacisnął powieki. Paznokcie wbił boleśnie we wnętrza dłoni.
- Komandos.
- Jak to komandos? - głos porucznik zadrżał lekko. Twarz wróciła do pierwotnego, trupio bladego koloru. - Jego mieliście wyeliminować pierwszego. Nanowirusem.
- Próbowaliśmy, pani porucznik - wyjąkał młody żołnierz, czując jak kolana uginają się pod nim odmawiając posłuszeństwa.
- Próbowaliście?! - przyskoczyła do niego jednym susem. - Co wy do cholery pieprzycie sierżancie? Wypuściliście na niego miliony maleńkich, niedostrzegalnych gołym okiem nanowirusów, które przedostają się przez tkanki, bezpośrednio do wnętrza organizmu! W zetknięciu z żywą komórką mnożą się, a każda kolejna kopia produkuje tę samą toksynę, co nasze nanowirusy. Czy wy w ogóle rozumiecie o czym mówicie, sierżancie?!
Jimmy milczał. Silna dłoń pani porucznik pchnęła go. Plecami uderzył o ścianę. Poczuł jej wściekły, dyszący oddech na swojej twarzy.
- Powinien nie żyć w ciągu kilkunastu sekund od wypuszczenia ładunku! Jak wyście to, kurwa...
- A jeśli... - wyszeptał drżącym głosem żołnierz. - Jeśli... one nie znalazły żywej komórki?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Lorelay · dnia 22.02.2009 18:37 · Czytań: 722 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty