Artur spojrzał tkliwie na uśpioną Karolę i podszedł do Oli. Mimo iż w zamknięciu przebywali już od dwudziestu czterech godzin, jej koszulka wciąż była śnieżnobiała, przez co jej twarz wydawała się jeszcze bledsza, zwłaszcza otoczona czarnymi włosami.
-Trzymasz się?
-Jak zawsze - wzruszyła ramionami. Siedziała pod ścianą, skulona, z kolanami pod brodą. Jej twarz była maską tak doskonale obojętną, że gdyby nie znał jej lepiej, dałby się nabrać z łatwością. Tylko w oczach, głęboko pod przykrywką czarnych źrenic i wymuszonego spokoju, dojrzał strach i ból tak przeraźliwy, jak nigdy dotąd.
Tylko ona nie okazała strachu, gdy do "sali balowej", jak szumnie nazywali hol w motelu, gdzie się zatrzymali, wpadła grupa uzbrojonych, wrzeszczących mężczyzn. Tylko ona nie odwróciła wzroku, za co już na początku dostała w twarz. Tylko ona nie zaczęła płakać, błagać i jęczeć. Milczała - jako jedyna. Nawet wtedy, gdy trzydziestoosobową grupę podzielili na pięć i zamknęli każdą szóstkę w osobnej piwnicy, i kazali im siedzieć cicho.
-Boisz się? - wiedział, że to głupie pytanie, ale nie mógł się powstrzymać. Spojrzała na niego z tak bezbrzeżnym zdumieniem, że się zaczerwienił.
-A ty? - odpaliła. Popatrzył na nią i przez ułamek sekundy nie mógł sobie przypomnieć, ile ona ma lat. W jej wzroku zobaczył tęsknotę i prośbę tak wyraźną, jak namalowaną. Naraz równie bezpośrednio dotarło do niego, że ona jest dzieckiem, najmłodszym z nich wszystkich, choć porywaczom podała liczbę osiemnastu lat, dodając sobie ponad dwa.
Marcin, pogrążony we śnie, pochylił się i uderzył głową o ścianę. Klnąc jak wściekły, poderwał się na nogi, budząc przy tym Karolinę, Majkę i Kasię.
-O co ten wrzask? - spytała kpiąco Ola. Marcin, przypomniawszy sobie wszystko, wzruszył tylko ramionami i dodał tonem wyjaśnienia:
-Nerwy.
-Jasne.
Kasia ziewnęła pokazowo, a Maja zamrugała powiekami, ciężkimi od snu i łez. I wtedy do piwniczki wkroczył Ramond, a za nim cała świta: pięciu mężczyzn z pistoletami za paskami. Ola wstała jako ostatnia.
-Czego chcecie? - wypaliła bez namysłu. Ramond skinął na nią dłonią, podeszła. Przed szefa wysunął się wysoki facet, napakowany jak bokser.
-Informacji.
-Jakich? - wiedziała, że teraz nie ma odwrotu. Skoro skupiła na sobie ich uwagę, musi grać do końca. Droga powrotna nie istniała.
-I kasy.
-Ile?
Pierwszy cios w twarz rzucił nią o ścianę, kolejny sprawił, że jej głowa odbiła się od muru jak balon.
-Pamiętaj, ja tu zadaję pytania. Szukam Karola Szymoniaka. Na pewno ktoś z was o nim słyszał, coś wie. No?
Zapadła cisza. Ramond zarechotał złośliwie, echem odezwał się gulgoczący śmiech Boksera, który wyjął nóż.
W oczach Oli zamigotało i zgasło coś tak gwałtownie, że Art nawet nie był pewien, czy to zobaczył.
-Ile jest dla was życie koleżanki?
-Pytanie retoryczne - wyjąkała Ola z nożem przed oczami. Bokser gwałtownie zniżył rękę i jeszcze szybciej ją poderwał. Ola cofnęła się w mimowolnym odruchu samoobrony, bo ostrze rozcięło jej skórę przedramienia na długości piętnastu centymetrów.
-Zostaw ją! - warknął Marcin, chociaż Art szarpał go za rękę.
-Chcesz być następny? - spytał uprzejmie Ramond. Popatrzył na Olę. Zastanowił go jej wzrok. mimo bólu i krwi spływającej na podłogę, nawet nie spojrzała na rękę, jakby czekała na ciąg dalszy tej sztuki, w której musiała improwizować, a w której błąd mógł ją kosztować życie. Patrzyła na niego zimnymi oczami w twarzy pokerzysty.
-Co się tak gapisz? - warknęła. Nie odpowiedziała, ale w jej oczach zobaczył kpinę, której nie potrafiła ukryć. Wyprowadzony z równowagi, wyszarpnął magnum. Współtowarzysze niedoli zamarli. Art lewą ręką objął Karolę, która zamknęła oczy. Ola nawet nie drgnęła. Czekała.
Gdyby w tym momencie nie zadzwonił telefon, pewnie nacisnąłby spust. Ale nie. Na odgłos melodyjki piwnica gwałtownie opustoszała. Dopiero teraz Oli zabrakło sił. Osunęła się na kolana. Art, przekonany, że mdleje, skoczył ją podeprzeć.
-Nic mi nie jest - szepnęła.
-Daj, opatrzymy cię - wychrypiała blada jak ściana Maja. Ola skrzywiła się. Artur zauważył, że dziewczyna drży, ale nawet dla niego było zagadką, czy ze strachu, czy z bólu, a może z obu naraz?
-Dlaczego? - spytał.
-Co?
-Skąd u ciebie ta brawura? O co walczysz?
Na chwilę Ola odwróciła wzrok. Westchnęła.
-O wasze życia.
Wszystkich zatkało.
-Jak to?
-Potrzebują kozła ofiarnego, może i trupa. Będą go mieli.
-Zwariowałaś?! - tego Artur się nie spodziewał, choć właściwie powinien.
-Nie, Art.
-Nie rozumiem się - stwierdził bezradnie.
Ola spuściła głowę, ale i tak zobaczył pierwsze łzy w jej pięknych oczach.
-Nie zniosłabym patrzenia na wasz ból, krew, strach... Na siebie mogę to przyjąć. Jeśli mnie zabiją, trudno. Mnie i tak na życiu już nie zależy. Ale jeśli wam coś zrobią...
Art zadrżał. W jej głosie nie było słychać żadnych emocji. Wiedział, że była sierotą, że jej rodzice zginęli ledwie dwa lata temu w wypadku, ale żeby ból doprowadził ją do tego stopnia, że... Tego nie mógł zrozumieć, bo są przecież pewne rzeczy, które trzeba doświadczyć samemu.
W głębokiej ciszy Art przełknął łzy i przytulił Olę. Zauważył, że oczy znowu ma suche. Za to pozostałe dziewczyny płakały już na całego.
Tylko Marcin bezsilnie gryzł wargi.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 27.04.2007 20:48 · Czytań: 635 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora: