Gangsta Story cz I - Takeda
Proza » Historie z dreszczykiem » Gangsta Story cz I
A A A
PROLOG

Wpadł w zaułek pomiędzy dwoma blokami. Rozbieganymi oczami powiódł po uliczkach i klatkach. Mimo okrutnego bólu w piersiach, biegł dalej. Dławiła go straszna myśl. "Nie, nie poddam się. Ucieknę choćby na koniec świata!". Pędził, potykając się o leżące na ziemi śmieci. Nagle zza rogu wypadło dwóch mężczyzn. Uciekający przyśpieszył bieg, mimo iż niemal padał ze zmęczenia. Dwaj goniący go krzyczeli:
- Nie uciekniesz nam, Takeda! Mamy cię!
Ten nazwany Takeda skręcił w uliczkę po prawo. Niestety był tam mur i droga się urywała. Oprawcy dopadli go w chwilę potem. Odepchnęli go na ścianę. Takeda uderzył w nią głową. Poczuł ciepłą ciecz na policzku i promieniujący ból rozchodzący się po całej twarzy. W ostatnich przebłyskach świadomości krzyczał:
- Nigdy mnie nie złapiecie!!! Nikt nie zabroni mi pisać!!! Niech żyją Umarli Poeci!!!

***

- Nikko Takeda, wyrokiem Sądu Najwyższego Czwartej Rzeczypospolitej Polski za zdradę państwa zostajesz skazany na karę śmierci. Nikko Takeda, jako niegodny stąpania po naszej polskiej ziemi zostaniesz powieszony. Nikko Takeda od tej pory twoje imię zostanie zapomniane, wszelkie dane o tobie zniszczone, akta tej sprawy spalone. Dla narodu polskiego byłeś, jesteś i pozostaniesz szczurem, podłym zdrajcą!
- Spotkamy się jeszcze Leszczyński... - szepnął Nikko. - Choćbym miał duszę diabłu zaprzedać... Zabiję cię...
- Lepiej szybko dobijaj targu - zjadliwie odparł sędzia. - Wyrok zostanie wykonany za trzy tygodnie. Zamykam rozprawę.


ROZDZIAŁ I NAGŁA ZMIANA LOSU...

Prowadzony był do celi śmierci. Myślał o straconych stronach tekstu, o jego wołaniu o wolną Polskę. O świergocie ptaków i szumie wiatru wśród liści. O wierszach, które pisywał siedząc w cieniu ukochanej wierzby płaczącej. Wszystko stracone w jednej chwili. Mimo tego czuł, że ze spokojem godnym stoika pożegna się z życiem.

***

Cela śmierci. Pokój o wymiarach dwa metry na dwa metry. Mała wąziutka pryczka i stoliczek. Wszystko w sterylnie białym kolorze. Naprawdę napawa optymizmem.
Niewysoki, dobrze zbudowany mężczyzna siedział na pryczy. Czarne jak skrzydło kruka włosy zasłaniały jego szare oczy, puste, zimne jak stal. Rysy twarzy niemal jak wykute w granicie wyrażały bezgraniczną pogardę.
Nikko miał powody do złości. Ci, którzy byli jego przyjaciółmi wystawili go władzy. "Stowarzyszenie Umarłych Poetów". Ta "wspólna sprawa, za którą wszyscy umierają". Puste słowa. Zbieranina ludzi, którzy sądzą, że pisanie powiastek, artykułów i innego ścierwa pomoże pokonać władzę. Oni nawet nie wiedzą, że to służy do podniesienia larum przeciwko nim. Śmieszne.
W nowej, Czwartej Rzeczypospolitej Polskiej, istnieje tylko jedna władza: Prawo i Sprawiedliwość[1]. Oczywiście z nazwy. Legalna opozycja została zniszczona, czwarta władza podporządkowana prezydentowi. O sądownictwie i ustawodawstwie lepiej nie wspominać. Wszelkie sposoby komunikacji z Europą zostały zamknięte poprzez odejście CRP z Unii. Grożono nam karnymi oddziałami Organizacji Narodów Zjednoczonych, niestety okazała się ona równie straszna jak tani klaun z podrzędnego cyrku.
Szkolnictwo zostało objęte programem upartyjniania, czyli każdy chłopiec należy do młodzieżówki i uczy się być "porządnym" obywatelem. Dziewczynki kształcą się na wzorowe żony i matki. O podjęciu studiów marzą ludzie mający kontakty na tajnych kompletach. Inaczej kończy się osiem klas podstawowych i zawodówkę.
"Stowarzyszenie Umarłych Poetów" należało do nielicznych grup ludzi, którzy byli wykształceni. Należeli do nich synowie prominentnych ludzi, może z małymi wyjątkami. Jednym z nich był Nikko. Był synem ubogiego rzemieślnika, który ogromnymi wyrzeczeniami i strachem przed władzą wysłał swoje dziecko na studia. Chłopak zdał z najwyższymi wynikami i dostał się do "SUP"- a. Ojciec był z niego bardzo dumny. Niestety okazało się, że odkryto spisek tajnej organizacji. Plotka głosiła, że Leszczyński Tomek sprzedał ich za paszport do Anglii. Złapano wszystkich, lecz tylko Takeda stanął przed sądem. Dostał wyrok za tych, których wyciągnęli rodzice. Najwyższy, jaki można było...

***

Budynkiem więzienia wstrząsnął wybuch. Zadrżała cała sześciopiętrowa forteca, zdawałoby się nie do zdobycia. Nikko zerwał się gwałtownie. "Cholera, że też coś takiego mogło się stać" - pomyślał przytomniejąc. Instynkt przetrwania natychmiast się ożywił. Jeszcze chwilę temu myślał, że nie zależy mu na własnym życiu. Teraz było odwrotnie.
Z całej siły kopnął w drzwi, tuż przy zamku. Raz, drugi, trzeci. Wysiłek się opłacił, bo po kilku ciosach drzwi ustąpiły.
Oczom Nikko ukazał się obraz iście apokaliptyczny: kilka makabrycznie rozerwanych ciał strażników i masa więźniów uciekających w stronę wielkiej wyrwy w ścianie. Niewiele myśląc ruszył biegiem schylony przy resztkach muru. Od pierwszego lepszego ciała, które niegdyś zapewne było strażnikiem wziął broń. Nic świetnego - beretta 92F.
- Musi wystarczyć na wszelki wypadek - mruknął.
Wybiegł na dziedziniec nie niepokojony przez nikogo. Passa nie trwała długo, bo rozległy się odgłosy posiłków. Zapowiadała się niezła akcja, jednak Nikko nie chciał w niej uczestniczyć. Z małą berettą nie miał szans przeciwko armii z ak-47 na wyposażeniu. Kryjąc się za pojazdami więziennymi, rozejrzał się po terenie. Przed wyrwą w murze stał pancerny krążownik wojskowy, zapewne tych szeroko kolportowanych terrorystów z Klewek, do którego wprowadzano kilku ludzi. Takeda ich nie rozpoznawał z prostego powodu: cały czas był odizolowany od reszty więzienia. Teraz miał kłopoty, bo plac roił się od ludzi. Mając wrodzone skłonności do efekciarstwa i broń w garści podbiegł parę metrów dalej do mężczyzny kradnącego furgon więzienny.
- Otwieraj szybciej, bo rozmażę twój zasrany łeb na drzwiach! - wrzasnął.
- Hej, spox ziom! - odkrzyknął facet. - Nie zabijaj!
- Otwieraj i wywozisz mnie stąd! - rozkazał Nikko.
Facet okazał się wprawny w swoim rzemiośle. Samochód otworzył w ciągu kilkunastu sekund. Wskoczyli obaj do wozu niemal na chwilkę, zanim salwa z kałasznikowów trafiła w pojazd. Pancerz wytrzymał. Mężczyzna uruchomił silnik metodą zamykania obwodu elektrycznego. Pod ciągłym ogniem ruszyli tocząc się ociężale za pojazdem terrorystów.
- Ziomal, tym szybko nie pojedziemy, ale mam plan... - zaczął facet.
- Rób wszystko, byle tylko uciec im! - ryknął Takeda.
- Bez nerwów, ziomal, mnie jeszcze nigdy, nikt nie capnął za jazdę! - powiedział z wyczuwalną dumą w głosie.
- To za co kiblowałeś?
- Za krojenie gablot, ziom...
- Możesz przestać grypsować? - zapytał spokojnie Nikko.
- Jak przestaniesz mi machać tą klamką nad uchem, ziom. Nawiasem, Świr jestem - odparł.
- Przepraszam. Nikko - przedstawił się. - Może przeszkodzę w miłej konwersacji, ale... Gliny nas gonią!!!
Rzeczywiście, robiło się coraz bardziej gorąco. Radiowozy i furgonetki wojskowe były coraz bliżej. Z przodu sprawy też nie miały się najlepiej. Przed nimi był zerwany most, który terroryści najprawdopodobniej wysadzili.
- Świr, co teraz? Jak nas złapią to zabiją nas na miejscu!
- Tobie to obojętne, bo i tak by cię zabili - odparł ze stoickim spokojem.
- Skąd wiesz?
- Znam wszystkich kiblujących i klawiszy z tego pierdla. GAZ DO DECHY, ŚWIR!!! - wrzasnął do siebie.
Furgonetka przebiła z impetem blokadę i wjechała na most. Nikko czuł jak przechodzą go dreszcze. Wszystko działo się jak w "Matriksie", spowolnione, niemal nienaturalne. Lot trwał tylko kilka sekund. Pojazd z impetem wpadł do rzeki...


ROZDZIAŁ II LEPIEJ DO TEGO PRZYWYKNIJ


- Ty cholerny idioto!!! - wrzeszczał Nikko. - Mogłeś nas zabić! Kto ci dał prawo jazdy?!
- Tak serio... To nikt - odparł rezolutnie Świr. - Mam fałszywe.
Nikko sam dziwił się jak im się udało wyjść z wraku pojazdu. Wypełźli z sterty złomu i natychmiast zaczęli pieszą ucieczkę przez las. Musieli się śpieszyć bo cały czas mieli "na ogonie" pościg.
Takeda spojrzał uważnie na swojego towarzysza. Wyglądał na starszego człowieka niż sam Nikko. Góra trzydzieści pięć lat. Miał miękkie rysy twarzy, głęboko osadzone i niesamowicie przenikliwe oczy. Ostry nos i wąskie usta dopełniały wyglądu poważnego faceta. Nic bardziej mylnego. Ten chudy szczur był stanowczo najbardziej niezrównoważonym człowiekiem w promieniu najbliższych szpitali psychiatrycznych.
- Nikko, masz może na stanie szluga? - zapytał.
- Co ja ci mówiłem o grypsowaniu?
- Dobra, już dobra... - odparł zawiedziony. - Masz?
-Nie. Palenie szkodzi zdrowiu - warknął Takeda.
Nastała chwila niezręcznej ciszy. Nikko czuł się trochę wkurzony ponieważ Świr nie był wcale takim złym człowiekiem. "To nie powinno tak się dziać" - myślał. Mimo tego niewytłumaczalny impuls nakzał mu iść ze Świrem. Ta znajomość mogła się przydać.
- Słuchaj Świr, jeżeli mamy ze sobą wędrować, to opowiedz mi o sobie - zaproponował Nikko.
- S... - zawahał się - spokojnie, nie ma sprawy. Jestem spod Warszawy, dokładnie z Białobrzega. Miałem tam niewesołe życie. Matka umarła, kiedy miałem sześć lat. Ojciec był strasznym pijakiem, ale lepiej taki niż żaden.
Uśmiechnął się delikatnie. Wyglądał jak osoba zasłuchana w odległy szept wspomnień. Przez kilka chwil maszerowali w zupełnej ciszy. Takeda miał juz zapytać go o dalszy ciąg historii, lecz Świr ocknął się.
- Na czym to ja... Ach, tak. Ja miałem kiepełe i znalazłem sobie nowe towarzystwo. Na przeciwko mojego domu był warsztat, który prowadził przyjaciel ojca. Facet często załatwiał gabloty na części, "legalizował je" i opychał na giełdach - uśmiechnął się. - To on nauczył mnie obrabiać wszelkie fury, jeździć szybko i gubić pościgi. Swego czasu, zanim go ktoś sprzedał, powiedział: "Uczeń przerósł mistrza".
- Wnioskuję, że nadal jesteś najlepszy - powiedział Nikko. - Znam trochę teorii o zamkach i wiem, że trudno jest otworzyć furgonetkę więzienną mając do dyspozycji kawałek cynowego drucika.
- Heh, szefie... - skromnie odrzekł Świr. - Swoją mańką to dlaczego trafiłeś do białego pokoju?
- Długo by opowiadać... - rzekł wymijająco Nikko. - Ktoś mnie sprzedał...
- Leszczyński?
Nikko gwałtownie stanął, odwrócił się i złapał Świra za ramiona. Szarpiąc go na wszystkie strony krzyczał:
- Co o tym wiesz? Skąd? Jak? Dlaczego?
- Spox, Nikko, szefie!!! Już mówię! - wrzasnął lekko zaskoczony. Nikko puścił go i patrzył wyczekująco. - Ależ masz silny uścisk...
- Mów - szepnął.
- Leszczyński to sędzia prowadzący sprawy zdrady państwa. Już kilku ludzi w naszym pierdlu dostało dożywocie lub stryk. Jego syneczek był w kilku organizacjach mądrali i najbardziej aktywnych politycznie sprzedawał ojcu. Stąd droga do nas. Słyszałem jak mówili, że to szycha jakich mało. Dostaje taczkę zielonych za wydanie jednego aktywisty.
- Dlaczego nikt z tym nic nie robi? - spytał Takeda.
- Coś ty wczoraj się urodził, szefie? - odpowiedział pytaniem Świr. Nazbyt ironicznie. - Kto jest w stanie postawić się władzy?
- Ja - uciął krótko i ruszył w dalszą drogę.
Świr spojrzał na Takedę jak na skończonego palanta, ale nie skomentował. Nie odezwał się ani słowem. "Każdy ma swoje dziwactwa" jak to mawiał jego ojciec. Szczerze mówiąc, to pierwszy raz spotkał takiego człowieka. Normalny gangster nie zostawiłby go przy życiu, pozbyłby się ciężaru niemal natychmiast. On nie potrafił nacisnąć na spust.
Inną kwestią było to, iż niewiele mówił o sobie. Świr wnioskował, że musiał należeć do organizacji mądrali, bo mocno rozsierdziło go nazwisko młodego Leszczyńskiego. To musiał być jakiś goguś lub bogata ciotka.
- Nikko, ziom, ja ci już o sobie coś mówiłem. Teraz twoja kolej... - zachęcał go Świr.
- Nie ma czasu - uciął. - Widzisz to co ja?
Na wzgórzu pod laskiem były tory kolejowe i malutka stacyjka. Wiekowa budka dróżnika z czerwonym daszkiem i wyglądający jak Arka Noego samochód. Nic bardzo specjalnego: fiat 125p. Nikko wymownie spojrzał na Świra. Ten w mig pojął w czym rzecz.
- Szefie, to da się otworzyć nawet papierosem...
- Idziemy.
Cichutko jak myszy, z wprawnością shinobi zbliżyli się do pojazdu. Świr wyjął z skarpetki kawałeczek drucika i zaczął majstrować przy zamku. Takeda stanął na czatach. Absolutna cisza i spokój w promieniu kilkuset metrów jakoś niepokoił Nikko. "Dlaczego nas nie ścigają" - pomyślał.
Z rozmyślań wywołał go zduszony okrzyk.
- Kurwa, co wy tu robicie?!
Dróżnik zapewne, wyskoczył ze swej oficyny. Świr już szarpnał za drzwi by wsiadać, gdy rozległ się strzał. Dróżnik chwiejnie postąpił kilka kroków w tył z plamą na piersi koloru jasnego karminu. Twarz jego wyrażała zdziwienie. Kolejny strzał rozerwał mu twarz.

***

- Czy cię popierdoliło? Skończony idioto! Zwróciliśmy na siebię uwagę kilku okolicznych wsi! - wrzeszczał Świr.
Nikko nie słyszał nic. Do jego umysłu dopiero docierało co się właściwie stało. Kiedy mężczyzna wyskoczył z oficyny, on niemal natychmiast zerwał się z miejsca. Nie zastanawiał się ani chwili. Instynkt kierował jego ruchami: prostującą się ręką, palcem sztywniejącym na spuście. Naciśnięciu go.
Te oczy. Mieszanina zdziwienia i przerażenia.
- Biorę od ciebie tę klamkę - oznajmił Świr po sprzątnięciu trupów. - Jeszcześ gotów rozwalić każdego frajera, którego spotkamy. Spadamy stąd.
Powoli, jak jakiś cholerny automat, wsiadł z tyłu. Świr znów zastosował swoje sztuczki i odpalił pojazd. Ruszyli w kierunku Radomia. W drodze obydwaj zachowywali milczenie. Świr zapobiegawczo "wypożyczył" pieniądze od dróżnika. Nie było tego dużo, może około 200 złotych. Musiał przecież kupić trochę ubrań, by nie paradować w więziennym pasiaku. Źle załatwia się własne sprawy wyglądając jak więzień.
- Słuchaj Nikko - zaczął rozmowę. - Kwestie mają się tak: Radom to moje miasto, mam tu dużo ziomów.
- Aha.
- Najpierw skaczesz do pierwszego lumpeksu na Piętnastoleciu.
- Dlaczego ja? - zapytał martwym głosem Nikko.
- Bo ja mam juchę na koszuli - odparł szybko. - Dalej skoczymy do mojego zioma R-Mana.
- Po co?
- To jest tak. Załatwiłeś człowieka, spox. Musisz do tego przywyknąć.
- O czym ty, kurwa, mówisz? Nie rozumiesz tego? - pytał wstrząśnięty Nikko. - Człowieku, ja nigdy w życiu nikogo nie pobiłem. Ba, nie powiedziałem nigdy o nikim złego słowa. I ty mówisz... Jak możesz...
Śiwir zasępił się. Nie myślał, że Nikko może aż tak źle to przyjąć. Po kilku minutach rozmyślania powiedział.
- Powiem to jeden i ostatni raz. Nikko, za to morderstwo przesiedziałbyś może dwadzieścia pięć lat.
- Co z tego? - warknął.
- To, że ciebie uznano za zdrajcę państwa. Z góry jesteś przekreślony, co oznacza, iż nie istniejesz.
- Gówno warta wiedza - odparł apatycznie. - Zabiłem człowieka...
- Jeśli policja ujmie cię, umrzesz. Nie masz wyboru, musisz przyjąć moją propozycję...
- Czego ty w ogóle ode mnie chcesz?! - wrzasnął Nikko. Mierziła go myśl obcowania z człowiekiem, przez którego zabił inną osobę.
- Pomóc ci - powiedział tonem, o który trudno go było posądzać. Takim... Ojcowskim.
- Tak... - szepnął.
- Moi przyjaciele nigdy nie zawodzą. Możemy ci pomóc...

***

- Nasze życie to adrenalina połączona z wielkimi pieniędzmi - objaśniał Świr, kiedy przemierzali ulice Radomia. - Mamy tu wszystko: nielegalne wyścigi, narkotyki, strzelaniny, bary i dziwki. Przez to miasto miesięcznie przechodzi sto ton przemycanego towaru.
Nikko powoli przekonywał się do koncepcji Świra. Życie miał i tak dosyć spieprzone, więc jaką różnicę zrobiło by coś takiego? Mafia radomska miała podnieść się jak feniks wstający z popiołów.
Samochodu musieli się pozbyć, by nie zwracać na siebie uwagi policji. Świr znał kilka miejscówek, gdzie zwykle niszczyło się wszelkie dowody. Jedną z nich był stary budynek firmy reklamowej, naprzeciw politechniki. Nikt, oprócz miejscowych żuli i osób spragnionych upojnych chwil, tam się nie zapuszczał.
W dużym hangarze Świr zatrzymał fiata i obydwaj wysiedli. Polewając samochód benzyną, Nikko myślał nad zmianą swojego życia. Oto był humanistą, człowiekiem bez skazy na sumieniu. Teraz jest mordercą, złodziejem samochodu i przyszłym mafiozą. "Co ma być to będzie" - powtórzył słowa swego ojca.
- No, szefie. Zapalamy - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Świr.
Ogień buchnął po powałę. Słońce już zachodziło.
- Zaczyna się nowy rozdział mojego życia - rzekł Nikko.
- Fakt - uciał Świr.



ROZDZIAŁ III NOWE ŻYCIE

Nocne życie Radomia, coś niesamowitego. Otoczka rozjarzonych latarni, ludzie, korzystający z uroków nocnych klubów, dyskotek i pubów. Hipnotyzujący wpływ pięknych kobiet i niosących jak wicher samochodów.
Pod spodem, pod tą cudowną otoczką kryje się coś jeszcze. Coś, czego nikt nie chciałby spotkać.
Nikko i Świr właśnie skończyli robotę z uprzątnięciem wraku. Zmierzali teraz do jednego z ludzi, R-Mana. Świr co rusz wyskakiwał z objaśnieniem czegoś.
- Ty, Nikko, patrz! - wskazał na porośnięty krzakami plac z kawałkiem muru i kamiennym, czymś, co wyglądało jak olbrzymi klin z chaszczami porastającymi go.
- Co to jest? - zapytał zaciekawiony.
- To był kiedyś stadion Czarnych Radom, jednej z lepszych drużyn tego miasta. Oczywiście gdzie mu tam do Radomiaka, ale... mój dziadek tam grał.
- Pewno był dobry, nie?
- Nie tak jak w obrabianiu gablot, mimo to sprawdzał się - powiedział z uśmiechem.
Wędrowali ścieżynką przez duży plac. Kiedyś toczyła się o niego wielka batalia, czy budować centrum handlowe z kompleksem mieszkalnym, czy nowe osiedle. Inwestor uciekł do Warszawy by tam budować i plac pozostał taki jaki miał być. Dla R-Mana i jego materiałów wybuchowych.
- Opowiedz mi o tym R-Manie - zagadnął Takeda.
- To jest dopiero wariat. Szefie, takiego drugiego to z zapałką szukać... - powiedział Świr z pewną dozą emfazy.
- Ze świeczką - poprawił go Nikko.
- Jeden kij. Poznałem go jakieś dziesięć lat temu. On jeszcze za starej władzy był kujonem i zdał studium chemiczne. Jebak, od kołyski bawił się ogniem i petardami. Potem zaczął robić dragi i materiały wybuchowe.
- Skąd ma na to kasę?
- Człowieku, aptekarz kontroluje całe miasto! On ma w rękach dilerków i ćpunów nawet spod Wawy - powiedział z przejęciem. - Ma też własnych goryli z ak-47. To się rozumie samo przez się, że ma kapuchę.
- To po co mu ja? Przecież ja nic nie umiem - powiedział ponuro Nikko. - Nie potrafię nawet nacisnąć na spust...
- A umiesz liczyć? - zapytał Świr.
- Co?
- Umiesz prowdzić rachunkowość firmy?
- No, w sumie to pisałem sprawozdania rachunkowe cechu mojego ojca...
- Widzisz. Rok temu jak mnie zapuszkowali, to ktoś sprzątnął naszego księgowego. Może jeszcze nikogo nie mają?
Minęli skwerek, zwany przez mieszkańców "osiedlem". Kilkadziesiąt metrów dalej mieszkał R-Man. Świr podszedł do klawiatury domofonu i nacisnął guzik z nuerem trzynaście. Nie raz lecz kilka, w jakimś dziwnym tempie. Nikko miał już zamiar zapytać o to, lecz drzwi nagle się otworzyły. Powoli weszli na pierwsze piętro i weszli do domu. Bez pukania, od razu. W ciemnym przedpokoju rozległ się szczęk przeładowywanego pistoletu i jakaś niewyrażna postać wycelowała w Takedę.
- Kto to? - rozległ sioę nieco poirytowany głos.
- Spox, R-Man, to ja Świr!
- A ten drugi?
- On pomógł mi wydostać sie z pierdla. Nikko Takeda.
Rozległ się dźwięk blokady pistoletu i wsuwania go do kabury. Nikko odetchnął ciężko. Przez chwilę miał wrażenie, że Świr chciał się go pozbyć.
- Dzięki ci, Nikko. Potrafię się odwdzięczyć, za okazaną pomoc moim ludziom. Napijecie się czegoś?

***

R-Man wcale nie wyglądał jak gangster z filmu Scorsese. Nie miał czarnych włosów, nie nosił garniturów i czarnych półbutów. Można rzec, iż wyglądem znacznie odbiegał od kanonu. Przede wszystkim miał ciemne dredy, długie aż do ramion. Nosił ciemną koszulkę z flagą Etiopii w kształcie Afryki i bojówki w kolorze moro. Zero glanów, po prostu znoszone buty sportowe Nike.
Miał też jedną ciekawą cechę. Był rastamanem. Zagorzałym, mocno wierzącym i palącym marichuanę rastamanem. Ciągle mówił albo o reggae albo o swoich koleżankach. Jak go tu nie lubić, kiedy z nim nie można się nudzić.
Dom jego był azylem dla wszelkiej maści odmieńców, jakich Nikko nigdy nie tolerował. Czy by to był punk, metal czy też człowiek rasta, czułby się tu jak u siebie. Wszędzie sprzęt wysokiej klasy (wcale nie był to sprzęt grający) i głośniki, z których dobywały się dźwięki Habakuka lub Bakshish`a. Plakaty z twarzą Bob`a Marley`a i wielkim liściem marichuany.
Dookoła unosił się słodkawy zapach, od którego aż kręciło się w głowie.
- Świr, chyba nie mówisz poważnie? - zapytał R-Man uśmiechając się szeroko. - Czy mam, za twoim przeproszeniem Nikko, wziąć pierwszego lepszego frajera z ulicy, by zajmował się naszymi finansami?
- Słuchaj, od roku kiedy te cioty z Oboziska sprzątnęły Siarę nie mamy księgowego. Ty zawsze lubiłeś nowe twarze. Daj mu szansę.
- Dam, pod jednym warunkiem - powiedział R-Man. - Musisz go spełnić, by dostać tę posadę.
- Co mam zrobić? - spytał Nikko.
- Dam ci kilka zleceń na różne transakcje i zadania. Od tego jak je wykonasz, zależeć będzie czy przeżyjesz i czy będziesz u nas pracował. Może bucha? Mam dobre zioło, wprost z meksykańskiej plantacji...
- Jasne - odparł Nikko. Zaciągnął się i zawirowało mu w głowie. Kolory nabrały jasności i wyrazistości, poczuł ochotę by krzyczeć z niepojętej radości.
- Fajne, co? - powiedział Świr, zaciągając się. Dobre zioło, nawet babcia Janina takiego nie ma.
- Jutro zapoznasz go z Bananem. To nasz spec od broni - dodał zwracając się do Takedy. - Wybierzesz sobie u niego broń i poduczysz się strzelać. Może ci się to bardzo przydać.
- On ma już małe doświadczenie... - powiedział Świr i zrelacjonował zajście u drużnika. R-Man uśmiechnął się jeszcze szerzej. Takeda był na tyle ujarany, by się tym nie przejmować.
- Świetnie! Musi tylko się do tego przyzwyczaić. Strzał w twarz! Pojętny jest. Będzie dobrym rzeźnikiem.
- Co dalej? - zapytał Świr.
- Potem dasz mu furę i zapoznasz z Ryśkiem. Powiecie mu, że przysyłam was po nowe papiery i że Nikko teraz kontroluje finanse w jego burdelu. Potem skoczycie do Lola i zaczniecie rozkręcanie jego filmowej produkcji.
- A co ze mną?
- Z tobą... - zamyślił się R-Man. - Twój warsztat czeka, razem z nowymi uczniami. Chata została zajęta przez państwo, ale mam dla ciebie nowy spot. Razem z nową furą i trochu grosza na życie.
- To znaczy, żę będzie tak jak dawniej - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak - odparł z przekonaniem.

***

Życie nabiera smaku wtedy, kiedy wiesz, że żadna chwila nie została przez ciebie stracona. Czujesz się prawdziwie wolny pośród ludzi, którym zaufałeś i powierzyłeś wszystko co masz. To esencja bycia sobą.
Carpe diem.



ROZDZIAŁ IV MASZYNA DO ZABIJANIA

Nikko czuł się lekko nieswój. Oczywiście stan ten mogła wywołać Biała Nirwana, którą palił z chłopakami dwa dni temu. Nie wykluczał tego. Inną sprawą była trema przed pierwszymi zadaniami jakie mogły go czekać. Właśnie teraz mogło nastąpić jedno z nich.
- Świr, jak sądzisz, co może mnie czekać? - zapytał w nadziej na uzyskanie wyczerpującej wypowiedzi.
- Nie wiem, ziom - odparł. - Na razie musimy dojechać do naszego spotu w byłej fabryce częśći zamiennych.
- Tam urzęduje Banan?
- Urzęduje? Daj sobie spokój z tekstami w stylu mądrali - powiedział zniesmaczony Świr. - Jeśli chcesz być tu szanowany, grypsuj. Naucz się slangu miasta.
- Spox. Tak lepiej, ziom?
- Znacznie. Tak jak już mówiłem, jedziemy do Banana. Tam nauczysz się porządnie urzywać klamek i innych rzeczy.
- To co zrobiłem nie wystarczy? - zapytał Nikko.
- Nie. Uwierz mi, to była najbardziej lajtowa zajawka jaką miałeś. Bywają inne, bardziej hardkorowe sytuacje.
Z ulicy Chrobrego skręcili w uliczkę Czystą. Tam znajdował się wjazd na teren "zakładu". Obecnie od zewnątrz były tam salon samochodowy, fundacja maltan i kilka sklepów. Na tyłach znajdowało się królestwo Banana.
Był to nieduży budyneczek z własną małą strzelnicą, całkowicie wyciszoną. Stojąc metr od ścian nie słychać było strzałów.
Stróż pilnujący wejścia wpuścił Świra i Nikko bez pytania. Prawdopodobnie R-Man uprzedził ich o przybyciu interesantów. "Jak to wszystko precyzyjnie pracuje" - pomyślał Nikko. W tle przygrywała muzyka Korn`a. "Freak on a leash".
- Hola kompadres! - powiedział spokojnym głosem osobnik zza lady.
- Siemka Banan! - odparł Świr obejmując go w uścisku. Nikko podszedł i powtórzył gest kumpla.
- R-Man mówił ci o sprawie z jaką jesteśmy?
- Jasne. Przejdźmy od razu do interesów - powiedział Banan.
Tak samo jak R-Man nie przypominał gangstera. Był średniego wzrostu, chudy, miał włosy koloru mahoniu i takież same źrenice. Oczy bystro obserwowały nowego członka rodziny. Rysy twarzy były lekko zaokrąglone. Cechą szczególnie rzucającą się w oczy to szczupłość i ruchliwość jego dłoni. Musiał nie jedną wiosnę spędzić przy składaniu broni.
- Spójrzmy, co ja tutaj mam... - mruczał pod nosem. - Co takiego lubisz?
- Znaczy się?
- Jaki rodzaj, ile naboi, kaliber, pojedyncza czy dual? - pytał Banan.
- Ja miałem tylko Berettę 92F w ręku... - powiedział Nikko.
- Hmm... Mam na stanie teraz to... - położył na blacvie pudło z pistoletami. Wszystkie równiutko ułożone i wypolerowane. - Z ostatniego przemytu. Desert Eagle, siedem strzałów, kaliber czterdzieści pięć...
- To chyba za mocne dla niego - wtrącił się Świr. - Ale dobrze strzela z berki.
- Tak sądzisz? - zapytał z powątpiewaniem.
- Można tak powiedzieć - zasępił się Nikko.
- Mogę zaproponować też Walther`a CP99, kaliber czterdzieści pięć, osiemnaście strzałów lub Berettę 92F, piętnaście strzałów i kaliber trzydzieści osiem, możliwe rozwiercenie do czterdzieści pięć.
- Sam nie wiem... - zawahał się Nikko. Mógłbym je przetestować?
- Świetnie. Nie bierze się klamki bez sprawdzenia jej - powiedział Banan. - Zapraszam na strzelnicę amigo.

***

- O w dupę, to jakiś zasrany hitman! - powiedział Banan przecierając oczy. - On nie miał nigdy broni w ręku?
- Mówił, że tak - odpowiedział Świr.
- W życiu czegoś takiego nie widziałem! On musiał mieć już jakiś kontakt z bronią.
Podziw obu mężczyzn był całkowicie na miejscu. Nikko tak szybko strzelał i przeładowywał broń, że nawet rekordzista świata miałby problemy z pokonaniem go. Tak samo z trafieniami, dokładnie sto procent. Wszystkie w głowę. Między oczy.
Po skończonym treningu wyszedł z strzelnicy do pomieszczenia sklepowego. Banan miał szeroko rozwarte usta.
- Gdzieś się nauczył tego?
- Mam naturalny talent - odparł wymijająco. - Sądzę, że jednak najlepsza będzie dual berka.
- Spox, ziom. Dla mnie jednak - powiedział cicho - jesteś urodzonym siepaczem. Naturalnie zaraz wypiszę papiery i wszystko będzie o ka.
- Fajnie.
Nikko odebrał broń, kabury i kilka magazynków. Dostał też breloczek i magazyn z nowościami. Pożegnawszy sie z Bananem, poszli do samochodu Świra. Dzień zapowiadał się naprawdę ładnie. Świr zapalił papierosa i zapuścił motor.
- Dba o klienta - powiedział Takeda z podziwem. - Mało jest teraz takich sklepów. Czy to jakiś Hiszpan?
- Nie, to po prostu cały Banan - odparł Świr z uśmiechem, zapalając papierosa.
- Mam nadzieję, że to nie ganja.
- Nie jaram zioła w gablocie - skwitował Świr. - Swoją mańką, jemu mogłeś nie powiedzieć, ale mi chyba możesz, co?
- Co?
- Gdzie sie tego nauczyłeś? Chyba nie byłeś w wojsku? - dopytywał.
- Miałem przeszkolenie w ruchu oporu, do którego należał mój ojciec - odparł twardo Takeda. - Porucznik Katsuhiko Takeda, skazany na śmierć za zdradę państwa.
- Wyrok wykonano - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak. Nie mówmy już o tym. Co dalej? - zmienił temat Nikko.
- Mój warsztat. Z tego co mówił R-Man pewnie stoi już tam twój nowy wóz. Pewnie coś zagranicznego, lub po tunie.
- Po czym? - zapytał nieco zaniepokojony Takeda.
- Możliwe, że będziesz się ścigał. Nie bój żaby - dodał, widząc jego minę. - Ja kontroluje wszystkie wyścigi na Piętnastoleciu. Przeze mnie będą przechodziły zlecenia i części. Także nowe gabloty.
- Jedźmy.



ROZDZIAŁ V FANTY

Warsztat Świra mieścił się w bramie przy ulicy Malczewskiego. Był to obskurny budynek, otoczony starymi kamienicami. Wewnątrz kryła się prawdziwa kuźnia samochodowych blach i numerów. Każdy kradziony samochód zostawał "zalegalizowany" lub sprzedany na części. Ludzie z okolicy nazywali to miejsce "Rajem Świrów".
Nikko i Świr zajechali w to miejsce około południa. Warsztat Świra jest oddalony o około piętnaście minut drogi, ale tym razem przejazd zajął przeszło godzinę. Konieczne były zakupy, bo nowy dom mechanika był w pełni wyposażony. Brakowało tylko jedzenia.
W warsztacie krzątali się pomocnicy i kilku innych interesantów. Wejście Świra wywołało wrzawę, lecz po chwili wszyscy wrócili do pracy. Obydwaj poszli spokojnie do garażu znajdującego się na tyłach warsztatu.
Stał tam nowiutki, pachnący salonem mercedes M-klasse.
- Niemożliwe... - wyszeptał Nikko. Wyglądał tak, jakby go piorun uderzył. - To moje?
- Jasne - odparł Świr. - Tu masz papiery, dowód, paszport i prawo jazdy. Uważaj na niego!
- Chyba będę go codziennie oblizywać - odparł z błyszczącymi iskierkami w oczach.
- Teraz jedź pod to miejsce - wręczył mu kartkę. - Tu jest twój spot. Powołaj się na R-mana, a dostaniesz najlepszy pokój.
Takeda spojrzał na kartkę. Napis na niej głosił: "Najlepszy hotel w mieście! Trzy gwiazdki w europejskim rankingu! Hotel Poniatowski" oraz zamieszczony był adres. Nie wierząc swojemu szczęściu wsiadł do samochodu i z delikatną bojaźnią zamknął drzwi. Zapach nowości przesycił i Nikko. Uruchomil silnk i wsłuchał sie w pomruk niemieckiej V8.
Ruszył w kierunku hotelu, wciąż nie wierząc w swoje szczęście. Jako redaktor w państwowej gazecie mógłby sobie pozwolić na kawalereczkę w slumsach i po pięciu latach pracy fiata 500. Czuł, że ta praca się mu spodoba.
Nie wiedział, jak wiele można stracić w tym fachu...

[1] Nie ma wcale związku z Prawem i Sprawiedliwością Jarosława Kaczyńskiego ( no, może troszeczkę :)
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Takeda · dnia 26.02.2009 11:32 · Czytań: 1145 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Asamur dnia 27.02.2009 12:49 Ocena: Dobre
Szczerze, nie wiem, co napisać...:D
Popraw literówki i błędy. Nie lubię też, gdy w narracji używa się słowa "facet". Wiem, że takie realia, ale co poradzę...
Może być ciekawe. Gangsterska Polska. Hmmm... Tylko jak rozwiniesz fabułę, bo jak na razie wszystko jest jasne i czytelnik nie zadaje sobie pytań. Wprowadź więcej pobocznych wątków.
Pytanie. IV RP. To żart? Czy kierujesz się poglądami politycznymi? Ja przeczytałem te fragmenty przede wszystkim dlatego, by się tego dowiedzieć.
Jack the Nipper dnia 28.02.2009 12:30 Ocena: Dobre
Cytat:
uliczkę po prawo.


po prawej

Cytat:
go w chwilę potem. Odepchnęli go


2 x go

Cytat:
ROZDZIAŁ I NAGŁA


I - w tym przypadku zamiast 1 jest wciąż i. Myslnik jakiś dorób.

Cytat:
Grożono nam karnymi oddziałami Organizacji Narodów Zjednoczonych, niestety okazała się ona


Grożono nam - okazała się ona - jak to sie ma do siebie?

Cytat:
, którzy byli wykształceni. Należeli do nich synowie prominentnych ludzi


2 x ludzi

Cytat:
był Nikko. Był


2 x był

Cytat:
który ogromnymi wyrzeczeniami i strachem przed władzą wysłał swoje dziecko na studia.


który kosztem ogromnych wyrzeczeń, oraz za cenę życia w nieustannym strachu

Cytat:
rozległy się odgłosy posiłków.


te posiłki to kotlet mielony i rosół?

Cytat:
Z małą berettą nie miał szans przeciwko armii z ak-47 na wyposażeniu.

armii wyposażonej w AK-47.
E, tam. Nie grałeś w Jagged Alliance 2.

Cytat:
Klewek, do którego wprowadzano kilku ludzi


Klewek. Wprowadzono do niego kilka osób.

Cytat:
Facet okazał się wprawny w swoim rzemiośle. Samochód otworzył w ciągu kilkunastu sekund


jeśli kilkunastu sekund to nie był taki wprawny - dopiero dalej wyjaśniasz, ze otwieranie furgonetki za pomoca drucika to problem. To wyjaśnienie powinno być tutaj.

Cytat:
wozu niemal na chwilkę, zanim salwa z


wozu na ułamek sekundy przed tym, jak salwa

Cytat:
się jak im się udało wyjść z wraku pojazdu. Wypełźli z sterty złomu i natychmiast zaczęli pieszą ucieczkę przez las. Musieli się


3 x się

Cytat:
ale lepiej taki niż żaden.


ale lepszy (choć to dialog, więc może być jak napisałeś)

Cytat:
Dróżnik zapewne, wyskoczył ze swej oficyny.


Zapewne - zbędne

Cytat:
Z rozmyślań wywołał go zduszony okrzyk.


wyrwał go

Cytat:
Zmierzali teraz do jednego z ludzi, R-Mana.


Dlaczego podkreslasz że R-Man jest "ludziem"? Czy istnieją inne rasy, mutanty itp? A jesli nie, to co go odróżnia od innych ludzi, by podkreślać że jest czlowiekiem?

Cytat:
budować centrum handlowe z kompleksem mieszkalnym, czy nowe osiedle. Inwestor uciekł do Warszawy by tam budować


2 x budować

Cytat:
ciemne dredy, długie aż do ramion. Nosił ciemną


ciemne - ciemną

Cytat:
urzywać klamek i innych


używać

Cytat:
Tam znajdował się wjazd na teren "zakładu". Obecnie od zewnątrz były tam


2 x tam

Cytat:
na blacvie


blacie

Cytat:
zawahał się Nikko. Mógłbym


Nikko. - Mógłbym

Cytat:
Warsztat Świra jest oddalony


Warsztat znajdował się

Cytat:
były zakupy, bo nowy dom mechanika był


były - był

Cytat:
jedź pod to miejsce


w to miejsce LUB pod ten adres
Takeda dnia 01.03.2009 16:27
Dzięki za pierwszy bardzo konkretny komentarz. Przeoczyłem wiele rzeczy i nie poprawiłem tego dokładnie przed zaprezentowaniem tego tekstu.

Powinienem sobie za to łeb odrąbać za ten błąd ortograficzny.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty