Trzaśnięcie drzwi wyrwało Michała z lekkiej drzemki. Spojrzał niepewnie na zegarek. Piętnasta. Dwunastoletnia Nika miała wrócić wieczorem, jego mama pracowała teraz niemal bez przerwy, podobnie jak jej przyjaciółka, mama Anity. A to z kolei oznaczało, że wróciła Anita. O tej porze nie wróżyło to niczego dobrego.
W przedpokoju ręką na temblaku uderzył o półkę i o mały włos nie zawył z bólu. Gryząc wargi, wsunął się do kuchni. Anita, blada jak ściana, siedziała na kuchennym blacie.
Próbowała zapalić papierosa, ale ręce jej drżały. Podszedł do niej i spokojnie wyjął skręta z jej ust.
-Przecież ty nie palisz - powiedział i dopiero teraz zobaczył, że po jej twarzy płyną łzy. Cofnął się o krok. Od tamtej pechowej akcji, kiedy został ranny, a dwóch ich przyjaciół zginęło, nie widział, żeby płakała.
Odwróciła głowę. Ramiona jej drżały. Zeskoczyła na podłogę i podeszła do barku. Nie oglądając się na niego, wyciągnęła butelkę wytrawnego wina i nalała do kubka. Spokojnie odczekał, aż wypije, kiedy jednak znowu chwyciła za szyjkę, zaprotestował.
-Anita, do cholery, wiesz dobrze, że to nic nie da. Zmierz się z tym od razu. Co się stało?
-Zosia nie żyje.
W pierwszej chwili nie zrozumiał. Zmarszczył brwi, szukając w pamięci imienia, twarzy, czegokolwiek. Anita zlitowała się nad jego niewiedzą.
-Kumpela Niki.
-Ta mała? - zdziwił się. Obecnie śmierć nie była czymś nadzwyczajnym, ale dotykała zazwyczaj starsze osoby. Zosia miała dwa jasne warkoczyki i zaledwie dziesięć lat.
-Właśnie w tym rzecz - powiedziała cicho, zacinając się lekko. Wiedział, że to wynik wstrząsu, a nie alkoholu. -Dzieciaki sprayowały różne napisy na murach. Przyłapał ich zwiad Rusków. Rozumiesz? Pietrek rzucił farbę i zwiał. Zosia nie zdążyła.
-A Nika?
Anita rozejrzała się bezradnie, jakby spodziewając się ujrzeć siostrę tuż obok.
-Jest u mamy. Wróci wieczorem. Chyba. Nie wiem zresztą.
-Idziesz gdzieś dzisiaj?
Pokręciła głową i wybuchnęła płaczem.
-Michał, ja już tak nie mogę. Co ona im zawiniła? Krzysiek i Marcin... To był cios, ale i nasza wina. Popełniliśmy błąd, ta cała akcja była do dupy. Zresztą my z nimi walczymy, a te dzieciaki... Bo przecież nie jest pierwsza.
-I nie będzie ostatnia - powiedział spokojnie. -Wiesz o tym. Zresztą... Anita, wiem, że nie tego oczekujesz, ale zlituj się... Z tym także musimy nauczyć się żyć.
Nie te słowa. Anita spokojnie zakręciła butelkę, odstawiła ją na miejsce i spojrzała na niego taka, jaką zapamiętał z pierwszego dnia wojny: zimna, obojętna.
-Ręka w porządku? Na obiad odgrzej sobie coś z lodówki. Nie wrócę na noc - rzuciła przez ramię. Chciał za nią krzyknąć, zawrócić... Ale zbyt dobrze znał koleżankę. Wiedział, że teraz na rozmowę za późno.
Kręcąc bezradnie głową, stanął przed lustrem w przedpokoju i wolno zaczął odwijać bandaż z ramienia. Anita nie była entuzjastką sanitariatu. Szkolenie przeszła, jak wszystkie harcerki, ale w szpitalu pracowała w kuchni. Do ran i krwi podchodziła ostrożnie, bez obrzydzenia, ale i zbytniej euforii. Wprawdzie opatrywała go od tygodni tylko ona, ale wiedział, że nie jest to jej ulubione zajęcie.
Rana była zaogniona, pokryta różowym naskórkiem. Skrzywił się i poszedł po apteczkę. W przedpokoju znowu nadział się na tę pechową półkę. Przed oczami pojawiła mu się nagle Zosia taką, jaką znał: wesolutka Heidi w króciutkich sukieneczkach i czarnych bucikach. Jednym ruchem wyrwał półkę ze ściany. I krzyknął, na cały głos. Nie pomogło. Zacisnął powieki i zaczął rytmicznie walić w ścianę.
Dopiero po dłuższej chwili poczuł czyjeś silne ręce, obejmujące go od tyłu. Anita opowiadała, że u niej zawsze w takich wypadkach włączał się instynkt po szkoleniach. On nie czuł nic. Pozwolił się obrócić i spojrzał Anicie w oczy. Była spokojna, choć nadal bardzo blada. Ciemne włosy, szaro-zielone oczy, harcerska koszula pod rozchełstaną kurtką i opaska na ramieniu. Ryzykowała, nosząc ją jawnie na ulicach, ale też nie ona jedna.
-Co ty wyprawiasz? Jeśli chcesz wrócić do organizacji, ręka będzie ci potrzebna. Jasne? - mamrocząc pod nosem, zaciągnęła go do łazienki. Przemyła ranę i zabandażowała od nowa.
-Czy chcę?! - warknął. Chwycił ją mocno za przedramię. Zbladła tak gwałtownie, że odruchowo zwolnił uścisk. -Co ty, Anita. Jesteś ranna? - spytał niespokojnie. Wyrwała się i cofnęła o krok.
-Mogę już iść? - warknęła. Zanim odpowiedział, przed domem zahamował z piskiem opon mały pikup. Przelotem popatrzył jej w twarz. Miała spojrzenie złapanego w sidła zwierzątka. Dopiero teraz zobaczył rzuconą w przedpokoju torbę. Nie pytał, co w niej jest. Nie chciał wiedzieć.
-Uciekaj! - rzucił półgłosem. Słyszeli już rytmiczne walenie w drzwi.
-Jesteś ranny. Poznają ranę postrzałową. Weź torbę i biegnij. Zatrzymam ich. Nie możemy stracić domu - ręce Anity jeszcze drżały, ale jej głos był spokojny. Zarzuciła mu pasek na ramię i pchnęła w stronę tylnych drzwi.
Ruscy powinni zabezpieczyć wszystkie drogi ucieczki, ale teraz nie chciał o tym myśleć. Modlił się, by właśnie dzisiaj popełnili ten błąd. Wypadł na polanę pod lasem. Walenie w drzwi zamieniło się w ogłuszajace wrzaski. Nasłuchiwał krzyku Anity, jakiegokolwiek znaku, który by powiedział mu, że jej się nie udało. Kiedy wybiegł na uliczkę przy sklepie całodobowym, zaczął się rozglądać.
Dopiero po dłuższej chwili zobaczył właściwą osobę. Marcin stał przy murku z piwem w ręce.
-Pomóż - wysapał Michał, dopadając kumpla. Marcin już odłożył puszkę i wyprostował się. Złapał Michała za rękę i pociągnął w stronę lasku.
-Mów.
-Ruscy wpadli do nas do domu. Anita dała mi meldunek do wyniesienia. Powiedziała, że ich przetrzyma.
Marcin spojrzał na Michała, jakby ten oszalał. We wzroku kolegi Michał dostrzegł niemy wyrzut.
Spiął się odruchowo, ale po chwili dotarło do niego oczywiste. Pomijając własną ranę, zostawił przyjaciółkę na pastwę wrogów.
W milczeniu dopadli do pozostałości po bunkrze z czasów drugiej wojny światowej. Marcin zsunął się do środka i wyszedł po chwili z automatem. Na łeb, na szyję, pobiegli w stronę domu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 27.02.2009 12:19 · Czytań: 809 · Średnia ocena: 3,44 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: