Art klęczał przy Karolinie, Kasia i Maja objęły się kurczowo, a Marcin chodził po piwniczce coraz bardziej zirytowany. Jedynie Ola siedziała sama, znowu skulona. Rękę miała obwiązaną żółtą chustką Mai, która przesiąkła już krwią. Kiedy dziewczyna zamknęła oczy, Marcin, myśląc, że zasnęła, podszedł do Artura.
-Art, musimy coś zrobić.
-Masz jakiś pomysł? - spytał raczej obojętnie Artur.
-Nie możemy jej na to pozwolić!
-Ona nie będzie nas pytać o pozwolenie, Marcin. Nie możemy nic zrobić. Mnie nie pozwoli się nawet odezwać, ze względu na Karolę, dziewczynom tym bardziej nie.
-A ja? - przez ułamek sekundy Marcin napawał się tą bohaterską propozycją, ale zaraz zdjął go strach. Zacisnął zęby. Art parsknął przykrym śmiechem.
-Ty idioto... Myślałem, że ty po prostu nie... Ale żeby być aż tak ślepym...
-O co ci chodzi? - zdumiał się Marcin.
-Zobacz, jak ona się na ciebie patrzy. Gdyby coś ci zrobili, rozwaliłaby sobie głowę o mur.
-Myślisz, że ona...
Tym razem to Olka pierwsza poderwała się na nogi. Wszedł Ramond.
-Która to Ola Pieszczuk?
-Ja.
-Ile naprawdę masz lat?
Ola westchnęła, ale nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok. Marcin stanął tuż za nią, jakby gotując się do obrony.
-Piętnaście - odpowiedział sam sobie.
-Dlaczego kłamałaś?
Ola gwałtownie poderwała głowę. Jej ciemne oczy rozświetlił błysk wściekłości.
-A co to za różnica, czy osiemnaście, czy trzy mniej? Żadna.
-Mylisz się - stwierdził spokojnie. Wyjął z kieszeni komórkę i wyciągnął rękę. -Zadzwoń do rodziców. Powiedz im, co się stało.
Ola cofnęła się, po raz pierwszy patrząc na niego z autentycznym przerażeniem. Pokręciła głową.
-O co ci chodzi? - zirytował się Ramond. Ale wszyscy milczeli. Dopiero po chwili, kiedy stało się jasne, że Ola nie ma zamiaru odpowiedzieć, Kasia szepnęła:
-Ona nie ma rodziców.
-Więc gdzie mieszkasz?
-U wuja - rzucił Art, zdając sobie sprawę, że Ola za chińskiego boga nie wydobędzie teraz z siebie głosu.
-Więc zadzwoń do wuja - rzekł Ramond nadal spokojnie, ale już z pewnym zniecierpliwieniem.
-Dlaczego? - głos Oli drżał tak wyraźnie, że Art spojrzał na nią z przerażeniem. Wiedział, że jeśli się rozpłacze, to będzie autentyczny koniec.
-Żeby się nie martwił. No, już, dawaj... - nagle Ramond wybuchnął śmiechem. -Daj spokój, mam gdzieś jego numer telefonu, sama go skasujesz. No?
Art, kręcąc głową, słuchał rzeczowego głosu Oli, która znowu stała się zimną pokerzystką, z parą dziewiątek grając o życie co najmniej sześciu osób. On jeden wiedział, że z dyktowanych przez Ramonda informacji może wyniknąć coś więcej.
Kiedy Ramond, całkiem z siebie zadowolony, wyszedł, Marcin ukląkł przy Oli, mimo iż Art kręcił głową.
-Jak ręka?
-Boli - Olka, nawet nie podnosząc wzroku, wzruszyła ramionami.
-Ola, mogę cię o coś prosić?
-Mów - dziewczyna spojrzała mu w oczy. Zadrżał i zaczął mówić o czymś zupełnie innym.
-Nie możesz zrzucić tej maski?
-Mogę. Ale później nie zdążę jej założyć. Słuchajcie, kim jest ten Karol, którego szukają?
-To mój ojciec. A właściwie ojczym. Prokurator.
Na te słowa Majki Ola zerwała się jak rażona gromem. Powiało grozą.
-Rany... Maja, nie powtarzaj im tego. Nigdy, rozumiesz?!
Zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, do piwnicy wpadł Bokser, zaraz za nim Ramond.
-Kim jest twój wujek? - zwrócił się do Oli, która, milcząc, wysunęła się przed przyjaciół. -No?! To gliniarz, prawda?
Ola bez słowa skinęła głową. W następnej chwili cios Boksera zwalił ją z nóg.
-Wystarczy, zostaw ją. Wstawaj. Teraz pytanie do wszystkich. Potrzebujemy zakładnika. Jednego, którego weźmiemy ze sobą. Ochotnicy?
Ola, z trudem podnosząc się z podłogi, rzuciła przyjaciołom ostrzegawcze spojrzenie.
-Ja.
Ramond chciał coś powiedzieć, ale parsknął tylko śmiechem, zawtórował mu Bokser. Znowu zostali sami.
-Ola, zgłupiałaś?! To nie jest film - do brunetki doskoczył Marcin.
-Wiem przecież - warknęła Ola. Można o niej było powiedzieć wszystko, ale nie to, że potrafiła znosić takie zarzuty typu, iż czegoś nie rozumie, zwłaszcza kiedy wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że ona rozumie więcej niż oni razem wzięci. -Art, jeśli... Jeśli mnie zabiją, rozdaj te listy - wyjęła z kieszeni plik kartek.
-Jak możesz? Ola, proszę cię, ja nie chcę...
-A kto inny? - kolejne retoryczne pytanie.
-Ola, w motelu było trzydzieści osób!
-Teraz ja zapytam: jak możesz?
-Kiedy pisałaś te listy? - spytała nieswoim głosem Karola, ze wzrokiem utkwionym w kartkach.
-W nocy.
Marcin, nic już nie mówiąc, podszedł do ściany i uderzył w nią pięścią. Dławił go szloch. Jeden Art wiedział dobrze, że żadne słowa już niczego nie zmienią. Ona nie mogła cofnąć obietnicy. Nie tylko tej, danej przed chwilą Ramondowi, ale i innej, wcześniejszej.
Jak żywą zobaczył rozpaloną Karolę, szlochającą pod ścianą i siebie obok, usiłującego coś powiedzieć, wytłumaczyć. Na próżno. To Ola podeszła do nich i spokojnie, cicho szeptała słowa ukojenia. To wtedy powiedziała, gładząc gęste włosy Karoliny:
-Nie bój się, wszystko będzie dobrze. Oni was nie skrzywdzą. Obiecuję.
Wtedy ani przez moment nie zastanawiał się, jak ma zamiar dotrzymać tej obietnicy, wiedział jedno: ona nigdy słowa nie złamała, więc i wtedy nie mogła. Teraz znowu ta nieubłagana prawdomówność Oli wydała mu się przekleństwem. Przegrywała właśnie swoje życie, ale grając tą kartą, składała ofiarę za złożoną obietnicę.
Ola dyskretnie otarła oczy.
Kiedy wrócił Ramond, wszyscy byli już spokojni. Gdy wyjął kajdanki i założył je na wykręcone do tyłu ręce Oli, tylko Maja zacisnęła zęby. Dopiero kiedy w piwnicy została ich już tylko piątka, a Art podniósł z podłogi srebrny pierścionek Oli, Kasia wybuchnęła płaczem.
Marcin usiadł i schował twarz w dłoniach.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 28.04.2007 22:05 · Czytań: 645 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: