W zeszłym tygodniu zostałem postawiony w sytuacji, w której musiałem się zajmować sam całym domem. 'Żadna filozofia', pomyślałem. Pojechałem więc do sklepu na zakupy. Jak na mężczyznę przystało, kupiłem papierosy, whisky, sześciopak piwa, czipsy, orzeszki i Coca Colę. Czyli wszystko, co potrzebne jest do przeżycia. Następnie musiałem posprzątać. Pomogła mi w tym jednak książka telefoniczna, telefon i portfel. Niestety "osoba czyszcząca", jak każą się nazywać - bo podobno "sprzątaczka" to obraza - stwierdziła, że pranie i kuwety nie należą do zakresu jej obowiązków. Cóż było robić? No więc... to drugie mnie strasznie nie zmartwiło. Dałem mojemu ukochanemu kotkowi, Nike, dwie opcje. Mogła nauczyć się korzystać z sedesu, albo wstrzymywać się przez tydzień - do wyboru. Z praniem było już gorzej.
Pralka. To wielkie urządzenie mnie przeraża. Dlaczego nikt dotąd nie nakręcił horroru z udziałem pralki? "Śmiertelne wirowanie" na pewno byłoby hitem! Jestem człowiekiem inteligentnym. Biegle władam dwoma językami. Studiuję na bardzo prestiżowej, zagranicznej uczelni. W pracy projektuję pełne systemy elektryczne całych budynków. Ale nie umiem zrobić prania!
Nie miałem jednak wyjścia. Skończyły mi się bokserki. Podszedłem więc do pralki, w celu stoczenia pierwszej rundy walki o pas. Było tam kilka pokręteł, kilka przycisków, jakaś szuflada i komora na pranie. Zacząłem od wrzucenia wszystkiego, co było brudne, do komory i ją zamknąłem. Domyśliłem się, że dwucyfrowe liczby na jednym z pokręteł oznaczają temperaturę. Uśredniłem przedział od trzydziestu do stu stopni - ustalając sześćdziesiąt pięć. Potem otworzyłem szufladę na proszek. Były trzy komory. Chciałem wybrać jedną w ciemno, ale wolałem się zabezpieczyć i wsypałem po równo proszku do wszystkich trzech. Ponaciskałem wszystkie pozostałe przyciski, nie bardzo wiedząc, do czego służą, i pralka zaczęła nabierać wody. Było dobrze.
Byłoby. Ale po godzinie, chcąc iść do sklepu po więcej piwa i orzeszków, zorientowałem się, że portfel został w spodniach. W pralce - tej, która od godziny była pełna wody! Chciałem otworzyć drzwiczki, ale się nie dało. Zacząłem więc naciskać wszystkie przyciski. Zero efektu. Pełen frustracji i bezsilności, postanowiłem użyć argumentu siły. Już przy trzecim kopnięciu, drzwiczki się otworzyły! Niestety całe mieszkanie zostało zalane wodą! Wszystkie ubrania nagle stały się jasnoróżowe i dziwnie malutkie. Na domiar złego, pralka wydawała z siebie głośny, jednostajny pisk. Była zepsuta. Zadzwoniłem do serwisu i usłyszałem "Zaglądał Pan do instrukcji?". To był szczyt!
To chyba oczywiste, do cholery jasnej, że nie zaglądałem do instrukcji! Mam przecież penisa między nogami! Nigdy nie przeczytałem żadnej. Osobiście uważam to za uwłaczające. Jedynym przedstawicielem rasy marsjańskiej, którego znam, który czyta instrukcje, jest mój dziadek. Pomimo, że ma tytuł profesora i jest światowym ekspertem w swojej dziedzinie, czyta instrukcję wszystkiego, co ma więcej niż jeden przycisk! Kiedy, po wielu namowach, kupił nowy szerokoekranowy telewizor LCD, zanim włączył TVP1, przez trzy dni studiował obsługę samego pilota! Ale dla reszty z nas, mężczyzn przed siedemdziesiątką, czytanie instrukcji równa się pytaniu o drogę.
Nigdy nie przeczytałem instrukcji żadnego komputera, mimo to posiadam umiejętności wystarczające, do pisania w Wordzie i ściągania filmów porno. Nie otworzyłem też żadnej instrukcji sprzętu elektronicznego. Obsługi komórek, pilotów, oraz sprzętu audio-video uczę się metodą prób i błędów. Oczywiście zdarza się czasem, że nie nagram filmu "Żądło", a zamiast niego jakiś odcinek "Klanu". Ale przecież nie dzieje się nic złego.
Chociaż niektóre osoby chyba potrzebują instrukcji. Jak byłem w Indiach, znalazłem w hotelu instrukcję korzystania z papieru toaletowego! Przysięgam. A podobno w internecie krąży amerykańska instrukcja otwierania drzwi, i to takich z samą klamką. Ludzie - trochę ryzyka. Boisz się skakać na bungee? Otwórz drzwi, bez czytania instrukcji - to też adrenalina! Albo złóż meble Ikea w ciemno. To lepsze niż puzzle - gwarantuję!
Osobiście miałem dotychczas taki rytuał, że każdą instrukcję spalałem - dosłownie. Śmieszyli mnie zarówno ludzie, którym kazali te pierdoły napisać, ale przede wszystkim ci, którzy je namiętnie czytają, wykonując wszystko punkt po punkcie. Może to ja jestem jednak w błędzie? Może, gdybym przeczytał instrukcję, nie zepsułbym pralki, moje ubranie nadal byłoby normalne, a pieniądze nie zamieniłyby się w mokrą, papierową kulkę? Może. Ale nigdy się nie przekonam. Jestem mężczyzną - nadal nie mam zamiaru czytać ani jednej instrukcji!
Andy Rutheford
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Andy_Rutheford · dnia 03.03.2009 21:07 · Czytań: 1808 · Średnia ocena: 3,33 · Komentarzy: 17
Inne artykuły tego autora: