Dupa. Pocałujcie mnie w nią! Takie mam przemyślenia, kiedy po raz setny w tym tygodniu słyszę słowo "Euro". W dobie ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego, który dotyka również brzegów Wisły, Rząd RP, zamiast skupiać się na zwalczaniu bezrobocia, postanowił nagle skoncentrować swe wysiłki na sprawie przyjęcia europejskiej waluty. W każdym radiu, w każdej telewizji i gazecie słychać tylko krzyki kłótni. "Czy zrobić referendum, czy nie?". "Czy przyjąć Euro jutro, czy po Świętach Wielkanocnych?". Przecież to nie powinno być priorytetem!
Abstrahując nawet od oczekiwanych od Rządu działań, przeciwdziałających negatywnym implikacjom kryzysu, obiektywnie patrząc jest to zły czas na rozmowy o Euro. Złotówka, przez kilku spekulantów na Forex'ie, spadła o ponad dwadzieścia procent w dwa miesiące. Dług publiczny nadal jest sto lat świetlnych od oczekiwanego poziomu. Nie twierdzę oczywiście, że nie należy dążyć do wspólnej waluty, ale jest dużo za wcześnie na taki upór.
Prawda jest bowiem taka, że Euro nie jest apogeum wszystkiego. W idealnym świecie jedynym plusem posiadania tej waluty powinno być pominięcie kantoru przed wylotem na wakacje. Ale w rzeczywistości jest dużo gorzej. Przyjmując Euro przy dzisiejszym kursie Złotówki, czego bardzo oczekuje Rząd, skończymy w głębokim i śmierdzącym szambie! Będziemy silnie uzależnieni od większości europejskich gospodarek. Na butelkę wody za granicą będziemy pracowali pół godziny. Na paczkę fajek ponad dwie. Ale utrzymamy tanią produkcję, nadal przyciągając duże fabryki. Tylko czy warto się poniżać i zamieniać w Chiny?
To wszystko jednak wina Unii Europejskiej! Ta złowroga instytucja, nie wiedzieć czemu usilnie stara się skoncentrować wszystkie starania, aby wszystko na starym kontynencie było jednolite! Wspólna waluta to jedynie szczyt ogromnej góry głupoty. W Brukseli Eurodeputowani zarabiają gigantyczne pieniądze, zajmując się takimi debilizmami, jak unormowanie ziemniaków, pomidorów, bananów czy ogórków.
W tym samym czasie istnieje otwarte przyzwolenie, żeby normy gniazdek elektrycznych i telefonicznych były indywidualnie ustalane przez każdy kraj. Jak to możliwe? Dlaczego instytucja, która nakazuje produkcję jednolitych ogórków i pomidorów w całej Europie, zezwala, aby w każdym kraju członkowskim istniała inna metoda wydobywania elektryczności ze ściany?! I podłączenia do internetu! Jest to niezwykle kłopotliwe. Wprawdzie nie będziemy musieli na wakacjach nosić w portfelu miliona walut i kalkulatora, żeby sprawdzić czy nie dajemy napiwku o wartości telewizora, ale nadal trzeba będzie szykować osobną walizkę na wszystkie kable, które pomogą nam w podróży. A w dzisiejszych czasach nie obejdzie się bez korzystania z kabli. Każdy bierze na wakacje komórkę, która wymaga ładowania. Niektórzy nie obejdą się bez laptopa, bo miejscowe porno im nie odpowiada. Osobiście poznałem człowieka, który jeździł na wakacje z walizką "najpotrzebniejszej" - jak sam to określał - elektroniki.
I dlaczego, do cholery, nie we wszystkich krajach jeździ się tak samo?! W Wielkiej Brytanii trzeba jeździć po lewej stronie drogi. Zmieńmy to, bo przecież większość krajów jeździ po prawej, a to prowadzi do powszechnej konfuzji. No i znaki drogowe. Niby wszędzie dojedziesz, ale spróbuj znaleźć w Szwajcarii autostradę! Wreszcie kwestia prędkości maksymalnych. W Niemczech mogę wciskać pedał gazu w podłogę, a we Francji głównie hamulec.
W Unii każdy hotel ma również inne oznaczenia parteru w windach. W Grecji naciskając "jeden" otwierasz drzwi wprost przed tyłkiem nagiej pary, uprawiającej seks na pięterku. A w Holandii wciskając "zero" lądujesz w ciepłowni pod recepcją. Nie jest to miłe przeżycie, szczególnie jak przed chwilą byłeś w Coffee Shopie!
Dlatego właśnie Unia się nie sprawdza! Po co nam jednolite przepisy produkcji ogórków? No dobrze, na Euro się mogę zgodzić. Ale to, czego nam tak naprawdę potrzeba, to zebranie najlepszych "perełek" ze wszystkich krajów członkowskich! Czyż Unia Europejska nie byłaby piękniejsza, gdyby wszystkie kraje miały jednolite gniazdka, holenderskie braki zakazu palenia w miejscach publicznych, hiszpańskie sjesty, oraz niemieckie autostrady i braki ograniczeń prędkości?
Andy Rutheford
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Andy_Rutheford · dnia 05.03.2009 20:55 · Czytań: 945 · Średnia ocena: 2,89 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: