"Właściwie czemu nie? Roztrząsałam to jedząc truskawki, jednak wtedy do żadnej konkluzji nie doszło. Teraz jestem już zdecydowana. Chce tego w stu procentach. Po tym obfitym wstępie powinnam przejść do konkretów, tak więc... lepiej usiądź. Umów mnie z tym typkiem. Tak z tym samym, o którym dziś mi wspomniałaś! I nie myśl, że to jakiś żart, ja tak całkiem serio mówię" - poczym wcisnęła zielony przycisk z napisem WYŚLIJ. Z racji tego, że podboje miłosne Leny zliczyć można było na palcach jednej ręki, Oliwia wydawała się być mocno zaskoczona odebraną wiadomością. Przez chwile zastanawiała się nawet czy właściwie interpretuje jej treść. Nie zwlekając dłużej, wydrukowała jakieś mało zgrabne zdanie, godząc się tym samym na zaaranżowanie spotkania.
Słońce chytrze zajrzało przez okno. Lena w pośpiechu zrzuciła z siebie kołdrę, siadła na łóżku poczym zanurzyła swoją niezbyt subtelną twarz w lustrze. "Bywało gorzej" - powiedziała bez przekonania i z grymasem na ustach odłożyła zwierciadło. Wpatrzona w sufit leżała na łóżku i obmyślała scenariusz wieczornego spotkania. Chociaż wątpiła w jego owocność - tego nauczyło ją doświadczenie - w głębi duszy tliła się iskierka nadziei na jego happy end. Tego typu refleksje towarzyszyły Lenie aż do czternastej.
- Lena przestań myśleć o niebieskich migdałach i jedz! - krzyknęła mama.
- A ty jak zwykle musisz się mnie czepiać! -odburknęła. Podniecenie którego właśnie doświadczała było na tyle pożywne, że chwile potem zrezygnowała z obiadu. Pobiegła do swojego pokoju i tam zaczęła robić przegląd szafy. Niebieskie dżiny , pomarańczowa bluzka w kratę, zielona koszulka, brązowe sztruksy, czerwona spódniczka za kolano i stara poszarpana podkoszulka, wszystkie te rzeczy kiedyś sprawiające wrażenie całkiem eleganckich, dzisiaj wydawały się Lenie zwykłymi wycieruchami. Kiedy zrezygnowana odwracała się do okna, kątem oka zauważyła wystającą z dolnej szuflady, czarną spódniczkę. Ta wydała jej się idealna na dzisiejszą randkę. Dopełnieniem stroju był fioletowy tiszert i czarne trampki. Pół godziny później długowłosa Lena stała już w drzwiach. Stała bo stwierdziła, że musi odczekać jeszcze pięć minut, aby przypadkiem w umówionym miejscu nie pojawić się przed nieznajomym. "A może jednak zostanę w domu? - zastanawiała się. W rezultacie postanowiła zmierzyć się ze swoim wewnętrznym tchórzem i wyszła.
Mieli się spotkać na moście, a ten oddalony był od domu Leny zaledwie o jakieś pięćset metrów. Szła wolno, mimo to serce waliło jej jak szalone. Miała nawet wrażenie, że przechodzący obok ludzie, słyszą jego łomot. "Uspokój się! To pewnie jakaś ruda wiewiórka z wyłupiastymi oczami" - tłumaczyła sobie. Tymczasem zbliżała się do zakrętu, wiedziała, że gdy go minie, osoba stojąca dwieście metrów dalej zobaczy ją. Szybkim ruchem poprawiła bluzkę, a palcami rozczesała włosy.
Wysoki, dziwnie ścięty brunet w szerokich spodniach z daleka wydawał się być znudzony. Na moście tkwił juz pewnie od kilkudziesięciu ładnych minut.
- Cześć, to chyba na mnie czekasz... - powiedziała nie pewnie.
- Cześć, zaczynałem się juz zastanawiać czy przypadkiem nie pomyliłem godzin...hehe
- Heh... przepraszam za spóźnienie, w domu miałam mały magiel...
- Nic nie szkodzi. Jestem David. - Powiedział biorąc jej dłoń w swoje ręce.
- Lena. - Uśmiechnęła się nieśmiało. Chciała rzucić szybie "gdzie idziemy", ale zaciśnięte gardło nie pozwalało jej wycedzić ani słowa. Zatopiła wzrok w jego oczach, z nadzieją, że w ten sposób nakłoni go do przerwanie tej niezręcznej ciszy.
- Proponuje skoczyć po coś chłodnego, potem możemy iść na tą waszą starą kładkę.
- Tak...chodźmy.
Lena nie była typem wędrowniczka, nigdy nie przyszło by jej nawet do głowy, że w dwudziesto kilku stopniowym upale będzie gonić w stroną paru spróchniałych desek.
A jednak, dzień dzisiejszy okazał się być kolejnym dowodem na to, że życie lubi zaskakiwać.
- Dobrze, że nikogo oprócz nas tu nie ma. - powiedział zniżonym głosem.
- Dobrze? - Spytała zaniepokojona.
- Będziemy mogli spokojnie pogadać, lepiej się poznać...chociaż... - urwał, zagradzając jej sobą drogę - już sporo o Tobie wiem.
- Czyżby? Znasz mnie zaledwie nie całe dwie godziny.
- Wiem, że kiedy czujesz się niezręcznie bawisz się palcami, a gdy jesteś onieśmielona uśmiechasz się. Lubisz jak wiatr rozwiewa Ci włosy.
- Skąd wiesz o włosach?
- Bo nie spinasz ich w kucyk. Zapomniał bym, twoje oczy... - zamyślił się.
- Co z nimi? - Zatrzepotała odruchowo mocno wytuszowanymi rzęsami.
- Szklą się. Musisz mieć piękną dusze.
Słowo "dusza" brzmiało w jej uszach jeszcze przez chwilę. Dla chłopców zwykle była brzydkim kaczątkiem i mało kto zwracał uwagę na jej uczucia. Teraz wpatrzony w nią David karmił ją komplementami. Zapatrzeni w pociętą od promieni słońca taflę rzeki, rozmawiali o wielu, czasem niezbyt ważnych sprawach.
- Poważnie? - Spytała z niedowierzaniem.
- Po co miał bym kłamać? Znałem go od podstawówki. Wtedy jeszcze grałem w Grosach.
- Hm, w Grosach?
- To był taki klub piłkarski. Teraz wykupił go jakiś zagraniczny inwestor. Rozwiązał stary skład i zaczął trenować młodzików.
- Więc jak każdy chłopiec bawiłeś się w kopanie piłki. Pewnie chciałeś dorównać tym wszystkim światowym gwiazdą. Ja od małego chciałam zostać tancerką.
- Właśnie i widzisz nie skończyłem. Kuba wręcz przeciwnie nigdy wcześniej nie myślał o tańcu. Później, jak drużyna się rozpadła, włóczył się tak bezsensu po osiedlu. On w ogóle pochodzi z takiej nieciekawej rodziny, matki wiecznie nie ma w domu, ojciec pije. Dzieciak nie miał co robić, a że i kasy zaczęło mu brakować to zaciągnął się do sprzątania w jakimś barze. I tam poznał Olkę. Ona od małego tańczyła i jakieś pół roku temu wciągnęła w to i jego. No a dzisiaj trzeci odcinek You Can Dance, kto wie może uda mu się przejść dalej.
- Niesamowita historia. Na prawdę aż trudno w to uwierzyć. Wiec mówisz, że kariera jeszcze przede mną? Hehe...
- Co do tego nie mam wątpliwości. Taka śliczna dziewczyna...
Z pewnością Lena doczekała by się jeszcze wielu balsamicznych słów, jednak spotkanie musiało dobiec końca. Musiało, gdyż nadopiekuńcza mama zadzwoniła do córki i z typowym dla niej rygorem w głosie, rzuciła " o dwudziestej drugiej widzę Cię w domu". Droga powrotna nie była już tak męcząca, upał zelżał. Jednak oboje kroki stawiali nad wyraz wolno. Widać, w ten właśnie sposób starali się przedłużyć wspólny wieczór. Po drodze wymienili się numerami oraz serią uwag na temat latających nad rzeką ważek. Pożegnali się szczerym uśmiechem, na moście.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
INES · dnia 06.03.2009 14:26 · Czytań: 780 · Średnia ocena: 2,5 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: