na balu,
dobroci i zaszczytu chyba,
któregoś dnia
w me oczy,
ku zaskoczeniu obecnych tu ludzi
spogląda mała istota,
człowieczek chuderlawy.
mówi, coś tam mówi,
lecz nikt go nie słucha.
człowieczek to zwykły,
bez tytułów i wiedzy.
w moim świecie tacy ludzie nie istnieją,
tacy ludzie mogą być,
sami dla siebie
tylko dla siebie.
do czasu.
bo gdy próbują patrzeć w me oczy,
to już za wiele.
nie mogą
patrzeć,
bo... to za wiele.
czymże jest ludzkość,
jeśli jej nie ma?
kim są ci byle jacy ludzie,
gdy jestem sam?
rozmawiam z nimi,
choć to tylko papierowe marionetki
w teatrzyku dla lalek
dorosłego świata,
niech dorastają.
udając człowieka,
niepodobni wcale:
karabin w dłoni,
krew na koszuli,
w zębach świeże mięso,
surowe.
gazeta,
koniec świata,
zdjęcia brutalnej rzeczywistości,
niczym film,
niczym najzwyklejsza w świecie migawka przeszłości.
znowu gdzieś tam,
ktoś gdzieś tam umiera.
i po chwili nie ma już śmierci,
bo nie ma komu umierać.
zostają tylko góry złota,
diamentów,
korali.
i te karabiny,
które niczym przysięgli
na ostatecznym sądzie
mówią,
życie za życie,
do ziemi psy więc,
do ziemi.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
zar mar · dnia 10.03.2009 16:55 · Czytań: 667 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: