Przed północą - Henryk Borowiec
A A A
- Już dobrze. Już jest dobrze. - myślał, przedzierając się przez mroczne, jakże teraz obce, zaułki rodzinnego miasta. Wirujące w świetle ulicznych lamp, wszędobylskie płatki śniegu, wciskały się za kołnierz kurtki i spływały chłodem wzdłuż kręgosłupa. Przestał biec kilka chwil wcześniej. Już nie musiał się śpieszyć, już wiedział. Szedł energicznym krokiem, nie oglądając się na boki - ot, zwykły spóźniony przechodzień, z nożem szturmowym w rękawie kurtki.


Gdy odeszła - oszalał. Choć "odeszła" to nieprecyzyjne określenie. Zniknęła - wraz z wszystkimi swymi rzeczami, zabierając kluczyki od auta i przynależny do nich pojazd. Nie zostawiła żadnej wiadomości, żadnego listu, jedynie zapach włosów na poduszce.
On, najpierw miotał się, bezskutecznie szukając najdrobniejszego choćby śladu. Potem przez trzy dni był jak ogłuszony, a każda upływająca sekunda stanowiła dlań niewyobrażalną torturę. Zatrzymał wszystkie w domu zegary, lecz nie odegnał dręczącego świadomość poczucia, iż każda chwila oddala Ją od niego o całą wieczność. Nigdy wcześniej nie doświadczał tak bolesnej bezradności i niepewności zarazem. Przez trzy dni stała na kuchennym stole nierozpieczętowana butelka Wyborowej. Przez trzy koszmarnie długie dni, nie spał ani nie jadł. A gdy wyłożone na talerzu obok butelki z wódką, kiszone ogórki, straciły swój nęcący kolor i rozeschły się na wiór - wróciła mu jasność myślenia. Zniknęła gdzieś bezradność, a niepewność rozproszył metodycznym działaniem. Opróżnił do worka ze śmieciami, ponad miarę wypełnione popielniczki, starannie zsunął z talerza nietkniętą zakąskę, po czym wyniósł wszystko do śmietnika na podwórzu. Wracając, wyjął ze skrzynki zaległą korespondencję, otworzył na przestrzał wszystkie w mieszkaniu okna i odpalając papierosa, zapadł się w głębokim fotelu z czystą popielniczką w ręku.
- No to od początku, czego nie dostrzegłem? - głęboko wciągając dym, rozglądał się wokół. Zatrzymał wzrok na leżących przed nim kopertach i wyciągnął rękę po jedną z nich. Był w niej rachunek za Jej telefon oraz wykaz rozmów z ostatniego miesiąca. Zerwał się z fotela i odszukał billing telefonu stacjonarnego. Włączył światło i z długopisem w dłoni, wrócił na fotel - porównywał oba wykazy, zaznaczając niektóre numery. Szczególną uwagę zwracał jeden z nich. Sądząc po prefiksie był to lokalny numer telefonu stacjonarnego, figurował jednak tylko w wykazie rozmów z Jej komórki. I to aż siedemnaście razy w ciągu ostatniego miesiąca...
Zdusił papierosa w popielniczce i sięgnął po słuchawkę. Po chwili uzyskał połączenie z biurem numerów. Zapisał uzyskany adres abonenta, wyjął z paczki następnego papierosa i zapalił. Elementy układanki zaczynały do siebie pasować. Przypomniał sobie jak kilka miesięcy wcześniej widział ich wspólny samochód, zaparkowany nieopodal podmiejskiej ulicy, na której mieszkał tajemniczy abonent. Gdy potem spytał Ją o to, zmieszana mówiła o wizycie u jakiejś nieznanej mu koleżanki. Nie miał powodu aby Jej nie uwierzyć. Wtedy jeszcze nie. Ale teraz miał powody przypuszczać, że owa "koleżanka" nosiła męskie imię, Krzysztof.
Powodowany nagłym impulsem, zerwał się z fotela i usiadł przy biurku. Włączył komputer, z niecierpliwością stukał palcami po blacie, czekając aż załaduje się system operacyjny. Wszedł w Jej profil i otworzył listę ulubionych stron. Szybko odnalazł wśród nich witrynę operatora komórkowego i podając odpowiedni numer telefonu, zalogował się na Jej koncie. Miała Ona bowiem nieroztropny zwyczaj, korzystania z opcji: "zapamiętaj moje hasło na tym komputerze". Zważywszy iż nie miała przy tym, zwyczaju korzystania z programów "czyszczących" - zadanie było dziecinnie łatwe.
Już pobieżny ogląd aktualnego wykazu Jej rozmów, potwierdził podejrzenia. Tajemniczy numer stacjonarny figurował na liście bieżących połączeń. Ostatni raz łączyła się z nim przed pięcioma godzinami. Poczuł jak dogasający papieros parzy go w palce. Nie zadając sobie trudu szukania popielniczki, pstryknął petem w kierunku otwartego na oścież okna.
Wcześniej i później, rozmawiała również kilkakrotnie z nieznanym mu numerem komórkowym, który podkreślił uprzednio na billingu z minionego miesiąca. Wyjął swój telefon i wyłączywszy identyfikację, wybrał ów numer.
- Zbychu? - zapytał usłyszawszy męski głos.
- Nie, Krzychu - doleciało ze słuchawki. - Pomyłka.
- Tak - zgodził się. - To fatalna pomyłka.
A więc do złożenia układanki pozostał już tylko jeden element. Najważniejszy element. Ale teraz wiedział, gdzie szukać jego tropu.
Wsunął telefon do kieszeni i zakładając ręce za głowę, obrócił się na krześle. Bezwiednie masował dłońmi czerep, czując w skroniach uderzenia gwałtownie napływającej krwi. Jednocześnie odczuwał znajome lodowate mrowienie w okolicy nadgarstków i w zgięciu kolan. Im bardziej drżały mu dłonie, tym mocniej przyciskał je do skóry głowy. Dobrze znał ten stan. Doświadczał go zawsze, gdy zmuszony był podejmować trudne decyzje. Tak samo czuł się przed laty, stojąc w otwartych drzwiach poczciwego "antka", przed swym pierwszym w życiu skokiem, z pułapu 700 metrów. Gdzieś daleko w dole, uciekała ziemia, a on gładził szorstką powierzchnię liny desantowej i chłód ścinał mu krew w przegubach dłoni. Organizm sygnalizował w ten sposób osiąganie gotowości zadaniowej.
Teraz też nadeszła pora, aby mocno odbić się od progu i opuścić bezpieczny pokład. Wstał z krzesła, zamknął wszystkie okna i zgasił światło. W przedpokoju wciągnął kurtkę. Położył rękę na klamce drzwi wyjściowych, ale zawahał się. Przyniósł z kuchni taboret i stając na nim, sięgnął w głąb pawlacza. Po chwili odnalazł to czego szukał. Zeskoczył na podłogę i zważył w dłoni nóż szturmowy wzór 55. Była to pamiątka z wojska, a ściślej - pamiątka po pewnym sierżancie, z którym w ramach urozmaicenia koszarowej monotonii, zwykł popijać wódeczkę. A który to sierżant, zupełnie przypadkowo szefował magazynowi uzbrojenia. Zacisnął palce na dębowej rękojeści, wyjął ostrze z metalowej pochwy. Kiedyś, posługiwał się tym narzędziem z wprawą zawodowego nożownika - rzucając z ośmiu kroków, potrafił przebić cel wielkości karty do gry. Teraz nie zamierzał wypuszczać go z dłoni. Zabezpieczył ostrze i wsunął nóż pod ściągacz rękawa kurtki.

Już po kwadransie marszu osiągnął cel. Ogródek, otaczający niewielki dom na przedmieściu, szczelnie okrywała śnieżna kołdra. W jednym oknie na poddaszu świeciło się nikłe światło.
Przekroczył furtkę i zostawiając ślady na świeżym śniegu, dobrnął do drzwi. Przycisnął dzwonek. Po chwili wewnątrz domu, zadudniły kroki na drewnianych schodach. Gdy uchyliły się drzwi, postąpił dwa kroki naprzód i znalazł się w mrocznym holu. Stojący przed nim, mniej więcej trzydziestoletni mężczyzna, mrużył zza szkieł krótkowzroczne oczy. Następnie powolnym ruchem zdjął okulary, umieścił je w kieszeni koszuli i wyprowadził szybki lewy prosty w twarz przybysza.
Dał się zaskoczyć tym atakiem, chociaż powinien przewidzieć takie powitanie. Na drugi cios - prawy, był już przygotowany. Osłaniając twarz przedramionami, pochylił głowę. Pięść krótkowidza musnęła zaledwie wierzch jego czaszki. Oceniając dystans na podstawie ułożenia stóp przeciwnika, nie podnosząc głowy wyprowadził okrężny cios z prawej. Poczuł jak knykieć kciuka ląduje na szyi rywala. Jeśli dobrze wymierzył, powinien trafić w tętnicę szyjną.
Trafił - domniemany Krzysztof zachwiał się i oparł o ścianę. To wystarczyło, aby precyzyjnie poprawić lewym i posłać przeciwnika na podłogę.


Teraz, nie myślał już o tym gnojku, zostawionym z kilkoma ranami kłutymi w holu własnego domu. Gdy tylko poczuł w bezpośredniej okolicy oka, zimne ostrze noża, skwapliwie odpowiedział na wszystkie pytania. W tym na to najważniejsze: "Gdzie?".
Wymuszona szczerość, nie uchroniła go wprawdzie przed perforacją tułowia, ale narząd wzroku ocalił. Zresztą, teraz był już nieważny - spełnił przecież swą rolę, "przekaźnika" informacji. Być może nie dożyje nawet poranka. Nim zaryglował za sobą drzwi od zewnątrz, rozbił przecież telefon stacjonarny, a komórkę rannego cisnął na ulicy w zaspę. Teraz to wszystko nie było już ważne. Już wiedział - już nie musiał się śpieszyć.
Nie bacząc na wszechobecny, mokry śnieg, wyjął papierosa i ukrywając ognik wewnątrz dłoni, zapalił łapczywie.
Przystanął pod latarnią. Upewniwszy się, że nie jest obserwowany, wysunął z rękawa nóż. Ostrze metalicznie zalśniło w sodowym świetle latarni. Po wyjściu z domu Krzysztofa, na ganku, zanurzył je kilka razy w ziemi wypełniającej doniczkę z opuncją. To najbardziej skuteczny z szybkich sposobów czyszczenia głowni - wbić w ziemię. Umieścił na powrót broń w ukryciu i podjął przerwaną wędrówkę. Zbliżał się do celu, w niewielkim oddaleniu, rysowała się już bryła blokowiska do którego zmierzał.
Przystając przed posępnym betonowym budynkiem, wyjął komórkę i wybrał numer. Po chwili uzyskał połączenie:
- Tak wiem która jest godzina. - wyjaśniał. - Jest za piętnaście północ, ale mam wyjątkową sprawę.
To mówiąc, zgarniał wolną ręką śnieg z volkswagena zaparkowanego na przeciwko klatki schodowej.
- Mam awarię, inaczej bym nie dzwonił przecież - tłumaczył do mikrofonu, jednocześnie usuwając śnieg z szyb samochodu. - Bardzo poważną awarię, lepiej żebyś nie wiedział jak poważną!
Szyby były już odsłonięte, zaczął zrzucać śnieg z dachu auta.
- No dobra, to krótko: pożyczysz? - uwolniony od śniegu, dach zalśnił lakierem. - No pewnie że wypijemy, od razu jak przyjdę oddać kluczyki to przyniosę flaszkę... No i gra, dzięki wielkie przyjacielu.
Skończywszy rozmowę, schował telefon do kieszeni i odpalił ostatniego z paczki, papierosa. Po minucie na pierwszym piętrze bloku otworzyło się okno i wychynęła z niego rozczochrana głowa. Złapał w locie rzucone mu z wysokości okna kluczyki, podniósł z chodnika dokumenty wozu - których złapać nie zdążył. Usłyszał jeszcze, że: "trzeba zatankować, bo w baku najwyżej dwa litry" i usadowił się za kierownicą volkswagena. Gdyby nie wsiadł od razu do auta, zobaczyłby jak za oknami na pierwszym piętrze rozbłyska światło i być może usłyszałby podniesiony głos małżonki kolegi. Strofującej go za uleganie kaprysom, nieudacznych kumpli.
Silnik zaskoczył od razu. Pozwolił motorowi popracować chwilę na jałowym biegu, nim skierował stalowe cielsko w kierunku stacji benzynowej. Do podgórskiej miejscowości, gdzie w pensjonacie, zatrzymała się Ona, było prawie dwieście kilometrów. Trzeba było zatankować jakieś piętnaście litrów.


Zegar ponad kasą wskazywał dwie minuty przed północą, kiedy dziewczyna w czerwonym, firmowym wdzianku, skończyła zmywać podłogę w części sklepowej. O północy zamykali drzwi wejściowe, a dystrybutory paliwa uruchamiali tylko za przedpłatą w okienku. Dziewczyna z niechęcią spoglądała na klienta, który zatankował volkswagena golfa i zdążył wejść do środka przed zamknięciem drzwi. Zmierzając do kasy, zostawiał za sobą paskudne ślady, na świeżo zmytych kafelkach podłogi.

Nim zapłacił za paliwo, wyjął z lodówki dwie puszki napoju energetyzującego i postawił na ladzie. Gdy obsługująca go kobieta, stukała w klawisze kasy fiskalnej, zagłębił się między półki. Z jednej z nich zdjął plan miejscowości, do której zmierzał. Przechodząc obok regału ze słodyczami, zatrzymał się. Nad samą podłogą stały pudełka z Jej ulubionymi cukierkami czekoladowymi. Wyciągając rękę, poczuł jak w rękawie, przesuwa się nóż. Wyłowił zręcznie jeden z kartoników opatrzonych wdzięczną, francuską nazwą i poszedł zapłacić.
Opuszczając jasno oświetlone wnętrze, wyłowił krytyczne spojrzenie brzydkiej dziewczyny, stojącej z mopem obok drzwi. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, usłyszał za sobą odgłos ryglowanego zamka w drzwiach. Wsiadł do auta, zdjął kurtkę po czym rzucił ją do tyłu, a nóż umieścił pod siedziskiem fotela. Otworzył puszkę z napojem i przytknął ją do ust, na wpół opróżnioną ulokował w trzymaku.
Przekręcił kluczyk w stacyjce, silnik zaskoczył a z radia popłynął głos Reni Jusis:
- "...Kiedyś Cię znajdę... znajdę Cię..." - auto potoczyło się wolno w kierunku wyjazdu ze stacji paliw.

Brzydula energicznie operując mopem, usuwała z posadzki ślady bytności ostatniego klienta.
- Zobacz jak skurwiel podłogę zadeptał! - powiedziała ze złością, w stronę stojącej za ladą koleżanki.
Tamta mruknęła coś potwierdzająco i kołysząc biodrami w rytm muzyki, zaczęła przygotowywać raport kasowy. Wokalistka z radiowego głośnika obwieszczała:
- "...W końcu znajdę... Jestem coraz bliżej..."...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Henryk Borowiec · dnia 15.03.2009 01:40 · Czytań: 758 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Szuirad dnia 14.04.2009 18:59
W zasadzie opowiadanie nie jest zamknięte. Choć mam wrażenie, że chodziło Ci o powiązanie treści z z tekstem piosenki... a może się mylę?
W każdym bądź razie tekst czyta się dobrze. Przyznaję, że przeczytałem go już wcześniej i zapadł gdzieś w pamięci. Teraz po rozwiązaniu konkursu z przyjemnością powiedzieć, że sie podobał i pogratulować wyniku
Wybacz ale jakoś niezręcznie mi oceniać Twój tekst, pozwól, że zostawię go bez oceny
Henryk Borowiec dnia 15.04.2009 23:34
Cieszy mnie, że się podobał - no bo w końcu po to się pisze (a przynajmniej teksty konkursowe).
Co do zamknięcia, czy też jego braku, to kwestia jest otwarta ;) - bohater zrobi użytek z noża, czy z pudełka czekoladek, jak już znajdzie..?
Gratuluję wygranej i pozdrawiam :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty