Mężczyzna zachwiał się i zwymiotował. Zdecydowanie miał dość na dziś. Mimo namowy kolegów postanowił wrócić do domu. Mieszkał tutaj od urodzenia, więc doskonale znał każdy zakamarek wsi - każdy dom, stodołę i płot, na którym tak często lądował po cotygodniowej libacji. Żal mu było opuszczać kompanów - tym bardziej, że miały zjawić się nowe dziewczynki. Miastowe. Zbyszek nigdy nie gardził taką okazją, jednak tym razem coś podpowiedziało mu, że musi wrócić do domu. Nie była to na pewno tęsknota za żoną i córką. Zresztą za małżonką nigdy nie tęsknił.
- Zbysiu... Ona jest taką dobrą panną. Dom ma po rodzicach, nie pije, wygląda na zdrową i taką, co to nigdy wsi nie opuści. Będziesz miał jak u Pana Boga za piecem. Nie chciałbyś takiej, co ci ugotuje i upierze? Podejdź do niej po mszy w niedzielę. Masz moje błogosławieństwo. - Słowa matki brzmiały w jego uszach po dziś dzień. Sam już nie wiedział czy je przeklinać czy się śmiać. W końcu żonę miał dobrą - nie była zbyt wygadana, jak to te panny, co niby do miasta wyjechały, a po roku wróciły w białych kozaczkach i z brzuchem. Tamte były pyskate i takie zbyt krzykliwe. Renia była dobra. Obiadu nigdy nie zapomniała ugotować. No i urodziła dzieciaka. Co prawda nie chłopiec, ale kolejna kucharka też się przyda.
Znów stracił równowagę i runął na pobliski płot, który również sprawiał wrażenie niepewnego pionowej pozycji. Zanim z trudem wstał, zwymiotował raz jeszcze do czyjegoś ogródka.
- To pewnie Grześkowiaków. Należy się chujowi - wisi mi chyba z dwadzieścia złotych - mamrotał do siebie. W oddali zauważył światło. Po chwili zorientował się, że jest ono coraz bliżej. "Cholera jasna, policja" - Zbyszek pozbierał się, tak szybko, jak tylko potrafił. Ostatnio zbyt często widywali go we wsi po pijaku.
- Uszanowanie panie Zbyszku! O, widzę, że zdrowo się pan znów popił. - Mężczyzna na rowerze też nie był całkiem trzeźwy.
- Znów, znów. Jakie znów? To człowiek nie może już wódki wypić? Od kiedy to jest przestępstwo?!
- Się pan nie gorączkuje. Matko Boska, powiedzieć już takiemu nic nie wolno. Nie dziwię, że go żona bokami puszcza... - Zbyszek popatrzył za odjeżdżającym i dopiero teraz zrozumiał ostatnie zdanie:
- Ty chuju jeden! Wracaj tu! Tak ci wymaluję, że cię matka nie pozna! - Ale mężczyzna był już za daleko, żeby cokolwiek usłyszeć.
Zbyszek położył się w rowie i zaczął rozmyślać. Powoli nadciągały wątpliwości. Ufał żonie. Wiedział, że zajmując się domem i córką nie ma czasu na cokolwiek innego. Tak myślał, aż do dzisiejszej nocy. Pierwsze ziarnko zwątpienia zasiali kumple w barze:
- A ty Zbyszek, nie wychodzisz z domu za często? Kto ci baby w tym czasie pilnuje? Nigdy nie wiesz co takiej do łba strzeli. Jeszcze ci jakiegoś gacha przyprowadzi, a potem z bękartem w brzuchu łasić się do ciebie będzie. Pamiętacie Włodka? Ten to miał kobyłkę- tyłeczek, nóżki, aż sam bym taką przeczyścił. No ale puściła się suka. Z miastowym. Bo mercedesa niby miał. A potem to już nie miał- zaśmiał się chrapliwie mężczyzna o twarzy czerwonej i mokrej od potu. - Jedyne co później miał, to zęby wybite. Psia jego mać! Też bym tak zrobił, jak by mi kto babę moją ruszył.
Wciąż leżąc Zbyszek analizował sytuację. Doszedł do wniosku, że coś musi być na rzeczy. Usiadł niezdarnie i zaczął płakać. Po chwili uspokoił się. W głowie zaświtała mu pewna myśl. Pójdzie czym prędzej do domu i sprawdzi, jak jest naprawdę. A jeśli potwierdzi się najgorsze... Wiedział, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Jakimś cudem udało mu się wstać i ruszył przed siebie na chwiejnych nogach.
Brudny od błota i własnego moczu doczłapał się na swoje podwórko. Pomyślał, ile czasu musi poświęcić żona, żeby utrzymać dom w czystości i w jako takim stanie. Ale nagle zbuntował się:
- Do cholery! Ja też ciężko pracuje! Nie rób z siebie męczennicy! Głupia jedna. Słyszysz, ty ladacznico?! - Ostatnie zdanie wykrzyczał z całych sił. Aż echo spod lasu odpowiedziało mu takim samym, przepitym głosem. Wydawało się, że ma nawet identycznie cuchnący oddech. W tym momencie Zbyszek zauważył, że w kuchni zapaliło się światło. Podszedł bliżej, tak żeby nikt go nie usłyszał. Dojrzał przez okno swoją małżonkę, która siedziała na krześle. Jej wyraz twarzy odczytał jako zmęczeniem po upojnej nocy.
- Ty diablico- syknął. - Kochanek odpoczywa, a ty herbatkę mu robisz. Ja wam pokażę, jak u nas we wsi karzą za zdradę. - Zaślepiony furią skierował swoje kroki do pomieszczenia gospodarczego. Było tam jeszcze ciemniej niż na zewnątrz. Minęło parę minut, zanim znalazł to, czego szukał. Oczy zabłysnęły mu radośnie, gdy chwytał za trzonek siekiery. Była lekka, taka akurat do ręki spracowanego rolnika. Wyszedł po cichu. Zanim doszedł do drzwi wejściowych, kilka razy potknął się i upadł. Tylko pijany mógł mieć takie szczęście i nie nadziać się przy tym na siekierę trzymaną w dłoni. W końcu dotarł na miejsce. Słyszał, jak żona krząta się w kuchni.
- Teraz zobaczysz cyrk, ty kurewko. Taki cyrk, jakiegoś jeszcze w życiu nie widziała.
Zanim wszedł do pokoju, zawahał się. Zobaczywszy jednak kształt pod kołdrą, w dodatku po jego stronie łóżka, nie miał już żadnych wątpliwości. Pierwsze uderzenie było najtrudniejsze, potem siekiera nabrała prędkości.
Renata obudziła się, słysząc krzyk dochodzący z podwórka. Była pewna, że to jej mąż - wracający z kolejnej w tym tygodniu libacji. Pospiesznie założyła szlafrok i poszła do kuchni. Chciała mu zrobić herbaty. Miętowej, bo tylko taką lubił, gdy był spity. Miała nadzieję, że herbata trochę go uspokoi i będzie mogła przespać jeszcze przynajmniej z dwie godziny. Usiadła na krześle i bezradnie oparła głowę na dłoni. Nie za takiego Zbyszka wychodziła za mąż. Słowa matki, że to porządny chłopak i życie jej godne zapewni, teraz wydawały się okrutnym żartem. Najważniejsze, żeby uchroniła córkę przed podobnym losem. Tylko ona liczyła się dla kobiety. Była zdolną i ładną ośmiolatką. Renata przypomniała sobie, z jaką gorliwością starała się pomóc w porządkach, kiedy ona zachorowała. Coś ścisnęło ją za gardło, a oczy zaczęły piec. Z niewyspania, a może od łez, które chciała powstrzymać. Nagle usłyszała hałas dochodzący z sypialni. Zerwała się na równe nogi i pobiegła do pokoju. Niestety było już za późno, żeby wytłumaczyć, że to przecież nic złego, gdy dziecko śpi w łóżku razem z mamą.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
waikhru · dnia 18.03.2009 15:04 · Czytań: 1298 · Średnia ocena: 3,07 · Komentarzy: 39
Inne artykuły tego autora: