…Jakby każdy dzień miał być tym ostatnim… - Filipinkaa
Proza » Historie z dreszczykiem » …Jakby każdy dzień miał być tym ostatnim…
A A A
Deszczowy poranek. Dwie postacie pod jednym, zbyt małym parasolem. Zwykłe szaro-bure płaszcze zroszone deszczem, przed którym nie obronił czerwony parasol. Torby na plecach, paski wpijające się drapieżnie w materię okryć, zdradzające ciężar wiedzy weń przechowywanej. Zielone światło. Tłum pospiesznie rusza naprzód. Uciec przed deszczem. Jakby każdy miał duszę z cukru, gotową rozpuścić się od zbłąkanej kropli wody. Czerwony parasol góruje nad szarą masą gwarnej ulicy.
- Idziesz w sobotę do Kuby? - spytała właścicielka brązowej kurtki z biało-czarną chustą typu 'arafatka'.
- Myślę, że tak Nie mam innych planów. A ty? - odparła blondynka w czarnym płaszczyku z niebieskawym szalikiem.
- Wyjeżdżam, pamiętasz?
- Ach, jak mogłabym zapomnieć. Wspominasz o tym średnio pięć razy dziennie od tygodnia. - Subtelny sarkazm.
- Nie ironizuj tak. Wiesz, jak się cieszę na ten wyjazd. - Lekko urażony ton.
- Oczywiście, że wiem i doskonale to rozumiem, ale mogłabyś być nieco bardziej powściągliwa. Zresztą nie tylko w tej kwestii, Karo. - Wieloznaczny uśmiech i spojrzenie z ukosa.
- Co masz na myśli? - Speszyła się.
- M-I-CH-A-Ł.
- Coś z nim nie tak?
Westchnienie.
- Kochanie, ty się wręcz ślinisz, jak tylko go widzisz.
- Wcale nie!
- Wpatrzona jesteś w niego jak w obrazek.
- Nita! Daj sobie już spokój.
- A figa! Karo, ja wiem, że ty nie z tych zdecydowanych, ale albo wóz, albo przewóz. Albo z nim pogadasz, albo pozbądź się tych komicznych symptomów.
- Jasne, zrozumiałam. - Rezygnacja w głosie. Tęskne spojrzenie w niebo. - Ale wiesz... To najfajniejszy facet jakiego poznałam.
Kolejne westchnienie.
- Wiem, wiem. Po prostu zalecam odrobinę samokontroli. Bo jeszcze trochę i sama ją stracę...
- To znaczy?
- Nawet nie wiesz, jak zabawnie wyglądasz, gdy robisz takie maślane oczy...
- Anita!
Wybuch śmiechu. Po chwili obie chichoczą. Na parę sekund zapada cisza pełna powagi, by śmiech powrócił ze zdwojoną siłą. Zamiera on dopiero przed wejściem do szarego prostopadłościennego budynku opatrzonego czerwoną tablicą, oznajmującą, że jest to placówka oświatowa. Liceum.
- Dobrze, koniec tematu. To tak właściwie umiesz coś na fizykę...?

***

Dzwonek rozdzierający lekcyjną ciszę, inicjujący rozpoczęcie życia towarzyskiego uczniów, zamierającego każdorazowo podczas kolejnych godzin lekcyjnych. Licealiści spragnieni wolności i łyku powietrza wolnego od matematycznych i fizycznych wzorów, romantycznej poezji, tabeli statystycznych, łacińskich nazw kolejnych elementów układu pokarmowego człowieka, które prawdopodobnie nie odegrają większej roli w ich dorosłym życiu, wysypują się z klas w kaskadzie kolorów, wypełniając korytarz gwarem rozmów.
- Jak ja nienawidzę szwabskiego! - warknęła Nita.
- Tak, tak, wiem o tym. Mówisz to po każdej lekcji - przytaknęła Karo.
- Spójrz na to inaczej - wtrąciła Kinga. - Następny niemiecki dopiero za trzy dni.
Anita rzuciła tylko ponure spojrzenie pod tytułem: "Cholerna optymistka".
- Idą chłopaki.
Trzech wysokich licealistów, prezentujących trzy odmienne charaktery. Jakby szli obok siebie tylko przez przypadek. Najwyższy z gładko zaczesanymi, krótkimi ciemnymi włosami w zielonym swetrze i sztywno wykrochmalonym kołnierzykiem jasnej koszuli. Drugi z krótkimi włosami, które prawdopodobnie rozwiał niewielki przejściowy huragan, w ciemnej bluzie z nadrukiem przedstawiającym kostuchę z papierosem i optymistycznym napisem: "Palenie wyszczupla", w czarnych spodniach i z łańcuchem przy pasku. Trzeci, najniższy z trójki, z jasnymi długimi włosami, w błękitnej bluzie i workowatych jeansach. Razem wyglądali, jakby ktoś na tle szkolnego korytarza stworzył ludzki kolaż. Jednak mimo różnic i wyraźnych granic postrzępionych stron, z których zostali wydarci, klej, który ich trzymał był wyjątkowo mocny. Bartek, Kuba i Michał.
- I co tam nowego? - Podstawowe pytanie, padające z ust pierwszego z chłopaków.
- A co ma być? - Wzruszenie ramionami. - Trudno, aby coś się zmieniło w przeciągu czterdziestu pięciu minut.
- W przeciągu czterdziestu pięciu minut, można dostać zawału serca, może uderzyć bomba atomowa, skończyć się świat... - Zagadnął szczupły palacz.
- Gdyby wydarzyło się coś z tych rzeczy, to nie musiałbyś pytać, bo i tak byś już wiedział. - Lekko drwiący uśmiech wykwitł na ustach dziewczyny.
Dalsza wymiana zgryźliwości i złośliwości. Jak co dzień, jak co przerwę. Niczym rytuał odprawiany z niezwykłym namaszczeniem. Gra, w której za każdy zdobyty punkt można sobie pozwolić na uśmiech pełen wyższości.
Z pozoru błahe i płytkie, walka o dominację. Jednak pod powłoką sarkastycznych uwag i ironicznych komentarzy, znajduje się głębszy sens dostępny tylko wtajemniczonym. Bo choć cukier jest lepki, to cukrowe dusze pragną odrobiny goryczy.
- Karolina, idziesz w sobotę do Kuby? - Cicho rzucone pytanie ze strony blondyna.
- Nie, jadę na weekend do siostry do Poznania. Studentka. - dodaje tytułem wyjaśnienia.
- Szkoda. - Na chwilę spuszczony wzrok. - Nie masz może jakiegoś pomysłu na prezent...?
- Niestety, ale jeśli na coś wpadnę, to dam ci znać.
Uśmiech.
Powoli czerwieniące się policzki dziewczyny.
- Co tak szepczecie? - Wieloznaczne spojrzenie blondynki.
- Mamy swoje sekrety. - Zawadiackie mrugnięcie okiem.
Dzwonek z trudem przedzierający się przez rozemocjonowane głosy licealistów, przerywający niezwykle ważne rozmowy i dyskusje. Zapobiegający słowom i zdaniom, które mogłyby paść, a których by nie można było cofnąć. Dzwonek tyleż razy przeklinany, co błogosławiony. Pobłogosławiony po raz kolejny.

***

Światło latarni z trudem przedzierało się przez ciemne zasłony, zalewając pokój gęstym półmrokiem. Otulone miękkimi cieniami meble wyglądające jak skulone w sobie giganty, próbujące nieudolnie ukryć swe gabaryty. Wąskie łóżko stojące pod ścianą, szczupła postać pod skołtunioną kołdrą, jakby była świadkiem niejednej walki. Faluje, unosi się i opada w rytm nie zamierających oddechów. Cisza niezmącona nawet tykaniem tradycyjnego zegara, zastąpionego elektrycznym budzikiem.
Nagły ruch. Kołdra zsuwająca się na podłogę. Z trudem łapany oddech. Dreszcz przebiegający po plecach. Burza ciemnych włosów opadających na oczy, w których błyszczą łzy, niczym gwiazdy pośród pochmurnej nocy.
To tylko sen. Sen? Czy aby na pewno? Strach. Czuła strach, paniczny strach. Ale było też to inne uczucie. Ulga? Radość? Spokój? Nie potrafiła go zdefiniować. Pamiętała tylko to wszechogarniające ciepło. Obecność... Ktoś tam był. Ktoś kogo znała. Czy to możliwe...?
Szybkie spojrzenie na jaśniejący w ciemności, niczym oczy dzikiego zwierza, czerwony cyferblat zegara. Piąta. Wciągnęła kołdrę na łóżko i otuliła się nią szczelnie. Jednak nawet to nie było w stanie rozwiać chłodu, który zalęgł się w jej sercu i trzymał je w mroźnym uchwycie szponiastych dłoni.
Tej nocy Orfeusz już nie otworzył przed nią bramy do swej krainy.

***

Szary poranek. Niebo zasłonięte chmurami ciężkimi od ludzkich myśli. Kroki giną wśród zwierzęcego ryku silników samochodów. Metalowe potwory pożerające cenne zasoby Ziemi, by w podzięce wydalić gazy cieplarniane, mające doprowadzić do zagłady świata. Ale nikt nie zwraca na to uwagi. Każdy śpieszy w swoją stronę, goniony przez swojego osobistego demona.
- Karo, wszystko w porządku? - Blondynka rzuca troskliwe spojrzenie.
- Jasne. A czemu pytasz? - Odgarnęła ciemny kosmyk z twarzy.
- Coś niewyraźnie wyglądasz.
- Nie, tylko kiepsko spałam.
- Pewnie Michał ci chodził po głowie i tak tupał, że nie dawał ci zasnąć...
- Nituś, kochanie, dałabyś już spokój. - Mruknięcie, w którym nie było za grosz woli walki.
Spojrzenie pełne niepokoju.
- To tylko... śniło mi się coś dziwnego.
- Tak, a co takiego?
Chwila milczenia. Tylko stukot butów o mokre chodnikowe płyty.
- Nie pamiętam.
- Widzisz, czyli nie ma się czym przejmować.
Brak odpowiedzi.

***

Lekcja biologii. Młoda, ambitna nauczycielka stara się przekazać uczniom, choć część niezbędnej wiedzy, jak informuje program nauczania. Uczniowie z wprawą ignorują definicje i pojęcia, obijające im się o uszy, skupieni na wszystkim poza lekcją.
- Wiesz, Nituś, cieszę się, że mam taką przyjaciółkę jak ty.
Zdziwione spojrzenie. Lekko pobłażliwy uśmiech.
- Słońce, co ci się tak zebrało?
- Nie wiem, tak jakoś. - Wzrok wbity w otwarty przed nią zeszyt. - Po prostu tak mi przyszło na myśl, jaką jestem szczęściarą, mając kogoś takiego jak ty.
Stuknięcie głowy o głowę, objęcie ramieniem.
- Wiesz doskonale, że mogę powiedzieć to samo. - Subtelny uśmiech. - Jesteśmy siebie warte.

***

Park. Na pół nagie drzewa, strojne w ogniste liście. Szelest wiatru grającego na suchych liściach tęskną sonatę, smugi światła przedzierające się przez przerzedzone korony w symfonii blasków ku uciesze oka. Lekkie podmuchy niosły ze sobą zapach jesieni - deszczu, wilgotnej ziemi, na pół przegnitych liści i wiatru hulającego po przekwitłych łąkach i ścierniskach. Odgłos stóp przedzierających się przez sterty suchych liści, złote i pomarańczowe fajerwerki, wyrzucone przez dziecięce ręce. Wesołe krzyki i śmiechy pośród zadumanego milczenia spacerujących par.
Drewniana ławka, ozdobiona licznymi inicjałami, słodkimi słówkami jak i obscenicznymi obelgami i rysunkami, wyrytymi gwoździem lub wymalowanymi flamastrem. Jasne włosy chłopaka mieniły się setkami odcieni złota w jesiennym słońcu. Niespieszne kroki na ścieżce, lekkie stuknięcie przy każdym kolejnym. Obcasy.
- Cześć - przywitała się.
- Cześć. - Lakoniczna odpowiedź. - Coś się stało? Przez telefon byłaś jakaś dziwna.
- Nie. Chociaż tak. Chciałam o czymś z tobą porozmawiać. - Usiadła na drugim końcu ławki.
- A mianowicie? - Pytające spojrzenie, przebiegający przez twarz cień paniki.
- Wiesz, myślałam o tym od dłuższego czasu, ale jakoś nie mogłam się zdobyć. - Spojrzenie szarych oczu wbite niczym gwóźdź w pień drzewa po przeciwnej stronie alejki. - Może cię to zdziwi, a może i nie... Nie wiem co sobie o mnie pomyślisz, ale chcę żebyś wiedział, że... - Spojrzała mu prosto w oczy. Wzrok miała kryształowo przejrzysty i zdeterminowany. Na ustach zagościł łagodny, niemal dobroduszny uśmiech, w którym można było wyczuć smak goryczy. - ... że się chyba zakochałam.
Chłopak zesztywniał. Odwrócił twarz.
- Nic nie odpowiadaj. - Wstała. Twarz nie wyrażała niczego. Tylko w oczach tlił się jakiś zbłąkany ognik. - Po prostu musiałam to powiedzieć.
Milczenie. Niezręczne milczenie pełne niewypowiedzianych słów.
- Lepiej już pójdę. Do następnego razu. - Odwróciła się. Nie miała nic więcej do powiedzenia. Obcasy zastukały o wyklepaną ścieżkę.
- Karolina!
Obiecała sobie, że się nie odwróci.
Nie odwróciła się. Tak musiało być.

***

Skromna kuchnia. Mężczyzna w średnim wieku zmywający naczynia. Dźwięk obijanych o siebie szklanych naczyń i szum płynącej z kranu wody.
- Pomóc ci?
- Nie trzeba, zaraz skończę.
Chwila niezręcznego milczenia. Dziewczyna podchodzi do zlewozmywaka i zaczyna wycierać szklanki.
- Może po kolacji zagramy w coś...? - Niepewny ton.
- Dzisiaj? Jutro idę do pracy.
- Wiem, ale jutro jadę do Ani i nie będzie mnie przez cały weekend. A tak jakoś chciałabym spędzić trochę czasu z tobą.
Szybkie spojrzenie. Odczuwalne zdziwienie.
- Miło mi coś takiego słyszeć. Myślę, że trochę czasu spędzonego z córką nie zaszkodzi mojej jutrzejszej robocie. - Uśmiech.
Odwzajemniony.

***

Mały pokój oświetlony tylko biurkową lampką. Dziewczyna pochylona nad kartką papieru. Pióro lekko drży w niepewnej ręce. Rozchybotane litery tańczą na papierze nieskładny taniec pełen emocji. Granatowy atrament wsiąka w papier powoli, jakby buntował się treściom, które ma przekazać. Szare oczy ze spokojem wpatrują się w kolejne zdania, które spływają na papier niemal bez udziału świadomości.

***

Słoneczny jesienny poranek. Pierwszy taki od tygodnia. Słońce ledwo oderwało się od ziemi. Samotna postać w brązowej kurtce stojąca na peronie, ściskająca w ręce bilet za dwadzieścia jeden czterdzieści dwa. Z oddali dobiegają odgłosy budzącego się do życia miasta. Chłodny wiatr niesie ze sobą zapowiedź nadchodzącej zimy. Na peronie pojawiają się kolejni podróżni. Na twarzach maluje się senność, otępienie, beznadzieja. Stoją, wpatrując się przed siebie niewidzącym wzrokiem, jakby przed ich oczami istniał inny, piękniejszy świat.
Pociąg z niemalże człowieczym sapnięciem zatrzymał się na torze. Podróżni odrzucają maski braku zainteresowania i niczym psy spuszczone ze smyczy, rzucili się naprzód, by zająć dogodne miejsce przy oknie w przedziale dla niepalących. Właścicielka brązowej kurtki patrzyła na to z boku z nieprzeniknioną twarzą. Stanęła na pierwszym stopniu. Ułamek sekundy, chwila wahania wymalowana na twarzy, ustępująca determinacji. Zdecydowanym ruchem wsiadła do wagonu i zajęła ostatnie wolne miejsce przy brudnym oknie. Słońce z trudem przedzierało się przez kolejne warstwy pielęgnowanego przez wiele lat szaro-brunatnego nalotu. Dzień zapowiadał się pięknie.

***

Pisk. Trzask. Zgrzyt. Samotny krzyk. Kolejne dołączają do pierwszego w makabrycznej suicie.
Zamknęła oczy w oczekiwaniu nieuniknionego.
Została tylko cisza.

***

Dzwonek telefonu. Najnowszy przebój jakieś marginalnej piosenkarki, przerywający śmiertelne milczenie.
NOWA WIADOMOŚĆ OD MICHAŁ
KARO, SORRY ZA WCZORAJ, PO PROSTU MNIE
ZASKOCZYŁAŚ. SPOTKAJMY SIĘ JAK WRÓCISZ.
P.S.
TEŻ CIĘ KOCHAM

***

Słoneczny dzień. Aura tak nie pasująca do żałobnych strojów, do smutku, który powinien uczynić z dnia noc. Zachmurzone twarze, krople deszczu w oczach. Smutna rezygnacja w obliczu tragedii. Życie, które nie powinno zakończyć się tak wcześnie. Kto mógłby pomyśleć?
Ksiądz czyniący znak krzyża nad grobem. Wszystko w czarno-białych kolorach jak na niemym filmie. Wszyscy oniemieli, słowa więzną w krtani, dławione kolejnymi falami żalu. I tylko jeden głos popada w histeryczny szloch. Dziewczyna w czarnym płaszczyku z niebieskawym szalikiem. Łzy płyną niepowstrzymaną strugą, zdobiąc policzki koronkowymi wzorami przy każdym kolejnym spazmie. Za nią stoi chłopak z długimi, jasnymi włosami. Nie płacze. Spogląda pustym wzrokiem przed siebie. W życie, którego nigdy nie było, które nigdy już nie zaistnieje.
Mężczyzna w długim czarnym płaszczu, ciemne włosy z pierwszymi oznakami siwizny, obejmujący silną ręką dorosłą córkę. Łzy płyną nieskończonym strumieniem, niczym u przeklętej Niobe. Słone łzy, jakby dusze mieli z soli, nie z cukru.
Słoneczne promienie, nie były w stanie rozjaśnić ponurych myśli zalęgłych w zgorzkniałych sercach.

***

Mały pokój rozświetlony energooszczędną żarówką. Pełen, ale jednak pusty. Już nikt nie zatrzaśnie drzwi ze złością, już nie będzie słychać zbyt głośno odtwarzanego jazgotu, który to młodzi nazywają muzyką, nie będzie słychać śmiechu i chichotów, podczas rozmów telefonicznych. Został tylko ten pokój, pełen wspomnień, które przez lata wsiąknęły w ściany. Tak niewiele pozostaje po człowieku. Garść zdjęć, notatek, książek, bibelotów i wspomnienia ulotne niczym mgła. Pamięć choć zawodna, jest jednak największym skarbem, jak i przekleństwem człowieka.
Ciemnowłosy mężczyzna z pierwszymi oznakami siwizny wziął do ręki leżącą na biurku książkę. Przekartkował ją, w odruchu niemal bezwarunkowym. Biała koperta upadła na dywan. Podniósł ją. Obejrzał ją i zamarł. Drżącymi rękami otworzył. Biała koperta z napisem "Do wszystkich od Karo" znów trafiła na ziemię.

***

"Kochani!
To pewnie zabrzmi nieco dramatycznie, ale jeśli to czytacie, to znaczy, że nie wróciłam z Wrocławia. To strasznie dziwne uczucie, pisać coś takiego, a później (o ile będzie jakieś później) będę się z tego śmiać. Chciałabym, aby tak było.
Tak naprawdę, jak można wywnioskować z tego listu, wiedziałam, że to może się tak skończyć. Ktoś mi o tym powiedział.
Miałam sen. W tym śnie umarłam. Ale pojawił się ktoś, kto pomógł mi przestać obawiać się śmierci. Nie widziałam jej, była to sama aura obecności, ale wiedziałam, że to Ona. To była Mama. Przytuliła mnie, objęła, otuliła swoją energią i poprowadziła dalej. I wtedy się obudziłam.
Wierzę, że to Ona sprowadziła na mnie ten sen. Dzięki temu przestałam się bać, bo wiem, że czeka tam na mnie, by podać mi rękę. A co ważniejsze, pogodziłam się ze śmiercią, mimo że to tak niesprawiedliwe, że tak krótko przyszło mi żyć. Naście lat, gdy wciąż wszystko przede mną. Trochę mi żal, ale tak musiało być. Mogłam nie wsiadać do tego pociągu, ale czy to naprawdę by coś zmieniło? Jeśli takie miało być przeznaczenie, to czy można z nim walczyć? I dlatego nikt nie powinien się o to obwiniać. Sama podjęłam tę decyzję. To był mój całkiem świadomy wybór.
Nie zdążyłam spełnić swoich marzeń. Szkoda, ale nie każdy ma to szczęście. Mnie nie zostało ono dane. Za to jednak los obdarował mnie wspaniałą rodziną i przyjaciółmi. Dziękuję Wam wszystkim, że byliście ze mną. Świadomość, że mam Was wszystkich sprawia, że czuję się szczęśliwa.
Marzyłam o pięknej miłości, jak chyba każda nastolatka. I miłość sama do mnie przyszła. Dzięki temu, że śniłam, zdążyłam powiedzieć 'Kocham cię' osobie mi najbliższej. I to też szczęście.
Gdy teraz spoglądam w przeszłość, kłamstwem byłoby stwierdzenie, że moje życie nie było szczęśliwe. Było z całą pewnością. Ale wtedy nie potrafiłam tego dostrzec.
To smutne, że muszę się z Wami rozstać, ale wierzę, że się jeszcze spotkamy.
Żyjcie tak, jakby każdy dzień miał być tym ostatnim, jakby nie miało być jutra, by nie żałować niepodjętych decyzji i wyzwań, które stawia przed nami życie. I nie płaczcie po mnie, niech kolejne łzy nie zasalają tej ziemi.
Będę za Wami tęsknić. Do zobaczenia.
Karo"

***

Dwie łzy spadły na papier i rozmazały atrament.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Filipinkaa · dnia 20.03.2009 08:48 · Czytań: 1020 · Średnia ocena: 3,86 · Komentarzy: 7
Komentarze
Usunięty dnia 20.03.2009 17:16 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Dzwonek rozdzierający lekcyjną ciszę, inicjujący rozpoczęcie życia towarzyskiego uczniów, zamierającego każdorazowo podczas kolejnych godzin lekcyjnych.


-rozdzierający, inicjujący, zamierającego - za duże nagromadzenie tych części mowy, których nazwa chwilowo wyleciała mi z głowy ;-)

Cytat:
Bo choć cukier jest lepki, to cukrowe dusze pragną odrobiny goryczy.


bardzo tajemnicze jest dla mnie to zdanie. Dlazcego te dusze są "cukrowe" ?

Cytat:
Chwila milczenia. Tylko stukot butów o mokre chodnikowe płyty.


a to jest świetne. Takie zabiegi idealnie wprowadzają w kreowany świat.

Cytat:
ogniste liście. Szelest wiatru grającego na suchych liściach


zbyt blisko liście liści?

Cytat:
Podróżni odrzucają maski braku zainteresowania


taki zabieg brzmi mi niefortunnie

Cytat:
Podróżni odrzucają maski braku zainteresowania i niczym psy spuszczone ze smyczy, rzucili się naprzód,


"odrzucają", "rzucili" nie dość, że powtórka to jeszcze niepotrzebnie zmieniasz czas

Tekst jest napisany, jak scenariusz filmowy. Przyszedł mi na myśl Kieślowski. Narracja przejrzysta, przyjemnie się czyta. Nie podoba mi się natomiast niezliczona ilość "banalizmów" typu - chmury ciężkie od ludzkich myśli, wiatr grający tęskną sonatę, ogniste liście itp itd etc. Ale jest to uwaga całkowicie subiektywna, bo jako całość w tekście wszystko współgra i może tak ma być.
Na koniec refleksja - szkoda, że trzeba wyśnić swoje przeznaczenie, aby zacząć cieszyć się życiem. Tylko po jakiego grzyba ona wsiadała do tego pociągu?
Podoba mi się. 5.
Pzdr,
Usunięty dnia 20.03.2009 17:23 Ocena: Bardzo dobre
Co do samego tekstu, to jest parę literówek i brakuje trochę przecinków. Ale w sumie dobrze mi się to czytało, więc nie zwróciłam uwagi na te błędy. Co do dialogów, to w pewnych momentach trochę zbyt sztuczne, przekombinowane. Opisy podobały mi się, choć w niektórych miejscach także trochę przesadziłaś z epitetami.

Jeśli chodzi o ogólny kształt emocjonalny, to spodobało mi się bardzo to opowiadanie. Jest trochę smutne, trochę motywujące, miejscami śmieszne. :) O to chodzi.

Bdb. ;)
waikhru dnia 20.03.2009 19:21 Ocena: Bardzo dobre
Przypadł mi do gustu Twój styl pisania. Wg mnie dialogi są naturalne i nie zmieniałabym ich. Troszkę przeszkadzają te długaśne opisy, ale nie psują ogólnego wrażenia.


Opowiadanie bardzo ciekawe, aczkolwiek w momencie kiedy dziewczyna pisze list, już można przewidzieć przebieg wydarzeń. Ale nie przeszkadzało mi to. Z czystym sumieniem daję bdb;)


Pozdrawiam
Szuirad dnia 20.03.2009 21:59 Ocena: Bardzo dobre
Przyjemny, obrazowy styl. Czytało się potoczyście, właściwe bez stopujących momentów. Pomysł też ciekawy, ale aż dziwne, że nie próbowała walczyć z przeznaczeniem. Ale z drugiej strony chyba każdy z czytających tego by się spodziewał :)

Z technicznych uwag :
Wydaje mi się, że to zdanie jakby nie nie było skończone

"Cisza niezmącona nawet tykaniem tradycyjnego zegara, zastąpionego elektrycznym budzikiem."

I literówka
"obijające im się o uczy" chyba uszy

Przyłączam się do pozostałych bdb
Nathien dnia 21.03.2009 19:28 Ocena: Bardzo dobre
Pierwsze akapity, to moje życie :) Każdy kolejny dzień spędzony w szkole.. A dalej? - Nie będę wypisywać błędów, ponieważ odebrałam ten tekst bardzo osobiście. Widzisz.. Mi się śni tata.. Zawsze idę za Jego radami i być może dzięki temu jeszcze żyję.
Wzruszyłam się i tyle.
Usunięty dnia 22.03.2009 12:10 Ocena: Bardzo dobre
Trochę tu klimatu z książki Nad Niemnem, bo są etapy zastoju.
Wzruszające i życiowe. Ale dreszczem nie wzdryga.
ginger dnia 30.03.2009 15:01 Ocena: Dobre
Hmm... Momentami nieco sztucznie, szczególnie początek - miałam wrażenie, jakbyś pisała na siłę. Potem się "rozbujałaś" i było coraz lepiej. Troszkę zbyt spokojnie, nie budzi emocji takich, jak powinno. Ode mnie dobry, ale widzę, że coś z tego będzie ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty