Pierwsze miłości - creep
A A A
>>Chciałbym, żeby wreszcie przestało padać na czerwono, żeby purpurowe krople niczym rozjuszone pociski przestały uderzać o białe parasole przechodniów.
A zaczęło się dwa dni temu rankiem.

Początkowo kilka szkarłatnych kropelek nieśmiało zapukało do zdziwionych okien domostw; nieśmiała gromadka wilgotnych kapsuł wylądowała jak niewidzialni spadochroniarze na obdrapane dachy bloków. Początkowo stąpały delikatnie, prawie bezgłośnie, lekko. Wreszcie coraz natarczywiej kamienowały ulice, pola i parki, coraz śmielej bombardowały place zabaw, dziedzińce i ogrody. Po chwili rzęsisty amarantowy batalion runął z całym impetem na pogrążone w błogim śnie miasteczko. Z oddali słyszałem szum zwykłej letniej ulewy, ciepły sierpniowy łoskot, czułem w nozdrzach zapach zwyczajnego wakacyjnego deszczu. Ale kiedy wywlokłem się z pościeli, kiedy, ziewając leniwie, wstałem z wilgotnego od potu łóżka, kiedy przetarłem oczy i otworzyłem okno - zdumiałem się.

Błękitne do dzisiaj niebo stało się nagle prawdziwie karbunkułowe, trawę pokryły galaretowate, purpurowe skrzepy, czerwone krople ściekały z powagą po liściach, owocach, po bezpańskich zawszonych kundlach, brudnych samochodach i pochylających się ze starości domach. Padał krwisty, rubinowy deszcz. Wodospady krwi, strumienie posoki rzeźbiły zmęczoną ziemię, oczyszczały rozczochrany asfalt, chłodziły rozgrzane kłosy zbóż. Zastygłem bez ruchu, przerażony i zasmucony. I pomyślałem: chciałbym, żeby znowu zaczęło padać na niebiesko, żeby błękitne pociski znów nurkowały w chabrowych kałużach, żeby w każdej lazurowej kropelce znowu widzieć twoje szafirowe oczy.

Ale na nic moje chęci, teraz niebo wykrwawia się. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby odpowiedzialni mężczyźni podążali na swoje odpowiedzialne stanowiska pracy, aby odpowiedzialne kobiety odprowadzały swoje przerażone dzieci do przedszkoli. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby otwierano sklepy, kupowano białe pieczywo i czystą wódkę, aby pędzić zakrwawionymi samochodami przez zakrwawione dzielnice. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby kochać, nienawidzić, umierać i rodzić, tęsknić, zapominać, uciekać i wracać (oczywiście, taplając się w czerwonych kałużach, brodząc po kolana w krwistej mazi, ociekając strumieniami purpurowej cieczy). Nic nie stoi na przeszkodzie, aby minął kolejny ranek, aby mignęło kolejne popołudnie, aby zaskowyczał kolejny zmierzch... Więc jeszcze raz zachodzące Słońce nie budzi zachwytu przyjezdnych, jeszcze raz ogniska odpychają podróżnych, jeszcze raz purpurowy całun wieczoru otula przechodniów, szykując się leniwie do odlotu, a oni, dzierżąc w swych dłoniach postrzępione sztandary - białe parasole, powoli, prawie bezgłośnie i potulnie - znikają, pokornie rozpuszczają się. Bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby niebo wykrwawiało się, aby niebo wykrwawiło się...

Dzisiaj, w wiśniowym sadzie otoczonym drutem kolczastym dojrzałych malin, obandażowanym zasiekami czerwonych porzeczek, spotkałem ją jeszcze raz. Znowu milczałem, wypowiadając błahe słowa, łącząc bezbarwne kropelki samogłosek i spółgłosek, tworząc z nich nagłe niewidzialne rozlewiska nieistotnych wyrazów, bezpiecznie płytkie jeziora zdań, turkusowe oceany sprzecznych ze sobą poglądów i niedorzecznych sądów. Znowu mówiła, uśmiechając się dyskretnie, czyniąc zmyślone gesty znudzenia, zerkając niewinnie na oddalający się cień rubinowego motyla.

I wtedy nastał wieczór i poranek - dzień trzeci. Zobaczyliśmy, że nic dotychczas nie było dobre. Karminowy ptak zaśpiewał, że to ja jestem jednoskrzydły motyl, co do słońca lgnie - ostatniej ciszy wyspy, karmazynowy ślimak wytapetował tym pąsowym trelem zranione rozlewisko...

Na cudownie błękitnej kałuży, odbijającej cudownie białe chmury pełznące po modrym niebie, wyryłem niebieskie słowa: "Bądź Nam tym drugim płatkiem, minutą, na którą czeka się wiek cały, krwią dla mej rany..."<<.

Hehehehehehehe.... Hehehehehehehe....

Boże! Hehehe! Boże!!! Uwierzysz?! Dasz wiarę?!

Teraz, kiedy umieram, porządkując swoje szpargały, segregując różne kartki, karteczki oraz zeszyty z chorymi opowiadaniami i poematami, znalazłem przytoczone powyżej dwie stronice, na których uwięziłem swoje pierwsze platoniczne uczucie. Ja sprzed lat kilkunastu rzęziło o miłości mniej więcej takimi właśnie żenującymi słowami. Dziś już wiem o miłości o wiele, wiele więcej. Poza tym, teraz, kiedy umieram, już bym tak nie kłamał. Dziś napisałbym tak:

Zawsze, kiedy poznawałem nową dziewczynę, lubiłem żeby było ciemno, zdecydowanie wolałem pomroczność niejasną. Zmierzch, względnie wieczór, był dobrą sposobnością, aby rozpocząć odgrywanie starannie wyreżyserowanych scenek rodzajowych.

Odwracałem się tedy lewym profilem (bo tam miałem gęstszy młodzieńczy zarost i tam nie brakowało mi mlecznych zębów), uśmiechałem się dyskretnie, odrzucałem do tyłu długie włosy (tak, miałem włosy) i oparty zmysłowo o drzewo, ścianę lub płot, obniżając głos, czule szeptałem do zaczepionej piękności: "Haj, bejbe...", "Heloł, bejbe"... To zwykle działało. Czasem trzeba było jednak dodać coś więcej, ale inwencji raczej nie brakowało: "Haj, bejbe, może koktajl?", "Haj bejbe, może zatańczymy?", "Bejbe, chodźmy do lasu, przy każdym drzewie, bejbe, powiem ci, że cię kocham, bejbe...".

Po takim lub innym udanym wstępie i po spontanicznej akceptacji takiej introdukcji przez nowo poznaną osobę nowego dramatu miłosnego, wpadałem w panikę.

No bo co czynić dalej? No co? Teraz powinno przecież nastąpić nagłe cięcie. Teraz powinien mieć miejsce gwałtowny krzyk zadowolonego reżysera: "dobra, poszło, dubel zbędny!". Teraz powinien pojawić się na chwilkę czarny slajd, a po nim powinniśmy już obudzić się razem, wypoczęci, w tanim hotelu na drugim krańcu miasta, całkiem nadzy, dziwnie spoceni, ukryci w swoich objęciach, po nocy gorącej i aktywnej bardzo. Powinna przecież już teraz mieć miejsce scena wspólnego palenia papierosa po spontanicznie odbytym (długim i satysfakcjonującym obydwie strony, bo zakończonym równoczesnym orgazmem) porannym stosunku płciowym. Powinienem także już teraz zapytać z troską: "Jak było, proszę pani?", chociaż - chwileczkę, zaraz, zaraz, przepraszam, powinienem zapytać już bardziej poufale, mniej oficjalnie powinienem zapytać, używając czule imienia poznanej wcześniej osoby ludzkiej tego dramatu miłosnego, bo przecież od godziny bylibyśmy już na ty! A więc teraz koniecznie powinno zabrzmieć radosne: "Bożeno, jak było?", albo: "Magdaleno, jak było?", albo: "Lidko, byłem fantastyczny, spotkajmy się jeszcze kiedyś". A tu, niestety - nie ma natychmiastowej sceny finalnej. A tutaj, niestety - wymagana kontynuacja! Ale jaka? Co mówić, kiedy brak szczegółowych wytycznych? Co robić, gdy precyzyjnie określonym scenariuszem nie dysponuje sam główny bohater wieczoru?

Odwracałem się przeto na pięcie, z gracją, elegancją kocią, by nie sprawiać wrażenia dezertera, uciekiniera pobrudzonego własnymi fekaliami porodzonymi na odgłos jakiejś odległej bitwy, rozstrzygającej dzieje świata lub kontynentu przynajmniej, ruchem powolnym odchodziłem już bez słów najczęściej, niby obrażony, jakby zawiedziony, niezbyt usatysfakcjonowany spotkanym towarem, porcją mięsa kobiecego.

Nie wierzysz?
Tak rzeczywiście było, powtarzam: tak było! I nie zaprzeczaj, Kolego od Wódki, nie mów, proszę, że moje odejścia nie były genialne i równie fantastyczne jak wejścia. Być może czasem jeszcze krótkie: "Żegnaj, malutka", zawsze miękki ruch dłonią w jej kierunku, niedbałe potrząśnięcie długimi włosami i mrugnięcie lewą powieką. Później spokojny powrót do domu, w żadnym razie poniżająca ucieczka, w żadnym wypadku gwałtowny galop samca. Nie, nic z tych rzeczy, duma przede wszystkim, prymat honoru, przecież jestem Polakiem, jam tej ziemi syn, ofiara zaborów, ofiara powstań, ofiara sąsiadów, ofiara najwierniejszych z wiernych przyjaciół z Zachodu, ofiara przemian, ofiara transformacji, ofiara nie donoszonej wolności, ofiara okrągłego stolika do pokera i zawsze czynnych automatów do politycznych gierek, ofiara Czarnobyla, ofiara kolejek, ofiara prezydenckich dożynek i kolejnych przegranych z kretesem eliminacji do Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej.

Ja, Jonasz, Wiktor Jonasz - rocznik 1978.
Ja, Jonasz, Wiktor Jonasz - ofiara poezji i wódki.
Ja, Jonasz, Wiktor Jonasz - ofiara testosteronu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
creep · dnia 25.03.2009 11:41 · Czytań: 597 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty