Tydzień temu napisałem felieton, w którym zachwycałem się projektem "Boiska Orlik". Idąc dalej, tropem kultowej domeny "w zdrowym ciele...", postanowiłem chwilowo porzucić ukochane sporty, spod znaku rakiet i kortów, i pójść popływać. Odkopałem więc na dnie szafy kąpielówki i czepek, spakowałem ręczniki i wsiadłem do auta aby poszukać basenu, który nadawałby się do pływania.
Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy to okazało się, że większość obiektów wodno-rekreacyjnych do pływania się w ogóle nie nadaje! O nie. Dzisiejsze baseny, przynajmniej w promieniu pięćdziesięciu kilometrów od mojego miejsca zamieszkania, to skupiska lokalnej hołoty! Wiesz, co mam na myśli?
Jeśli nie, to postaram się to zobrazować. Weźmy dwa tuziny małych, krzykliwych dzieciaków, i drugie tyle dorosłych, którzy zachowują się jak bezdomni, których pomyłkowo ktoś wpuścił na królewskie salony. Do tego jeszcze kilkanaście stałych klientów sieci McDonalds, którzy po wejściu do basenu wylewają z niego połowę wody własną tuszą. No i dla smaczku dodajmy kilku "bywalców", którzy udając wielkich biznesmenów, siedzą godzinę ściśnięci w jacuzzi i rozmawiając o swych nudnych firmach, ciągle pierdzą! Tak! Myślą, że nikt nie zauważy, ale niestety istnieje jeszcze zmysł powonienia, Panie Łysy Kierowniku!
No i kwestia samych basenów. W ostatnich latach obowiązuje nowa moda. Basen musi mieć co najmniej jedną zjeżdżalnię, minimum jedno jacuzzi, no i saunę. Albo dwie. Co lepsze obiekty idą dalej. Przybywa zjeżdżalni, obowiązek to różne rodzaje sauny, musi być solanka, sztuczna rzeka, bicze wodne, sztuczna fala, etc. Wszystko ok. Jak się ma 8 lat. Ale jak chcę falę, to jadę nad morze, jak chcę rzekę, to wybieram jakąś i tam jadę. Basen ma jednak służyć przede wszystkim do pływania.
I to jest największy minus wszystkich obiektów w mojej okolicy. Nie da się na nich pływać! Po pierwsze dlatego, że większość miejsca zajmują bicze wodne, sztuczne prądy i fale. Ale również dlatego, że basenom brak organizacji. Na większości obiektów nie ma wyznaczonych pasów, które według teorii powinny dzielić od siebie osoby o różnym poziomie umiejętności pływackich. Według teorii. W praktyce, nawet jeżeli takie pasy są wydzielone, i tak nie spełniają zamierzonej roli. Może dlatego, że cała ta hołota patrzy głównie gdzie jest mniej tłoczno, nie zważając na to, że płynąc... a raczej pół-tonąc stylem klasycznym, blokują mi drogę. A może dlatego, że nikt nie pilnuje, żeby te zasady były przestrzegane.
Osoby, które teoretycznie powinny być za to odpowiedzialne, zwane przez niektórych "ratownikami", również nie spełniają swej roli, za którą im się przecież płaci. I nie oczekuję już nawet, że wszyscy będą piękni, młodzi, i wysportowani, jak w "Słonecznym Patrolu". Nie, te złudzenie zostało szybko zamazane poprzez łysych i brzydkich ludzi z brzuszkami. Ale jak tu oczekiwać czegoś od ratownika, który zamiast pilnować czy ktoś przypadkiem nie tonie, woli wysyłać smsy, nie odrywając godzinami wzroku od ekraniku swej komórki.
Dlatego jeżeli chcesz, Drogi Czytelniku, spędzić godzinę swojego czasu na basenie, polecam Ci to gorąco! Po saunie, w której panuje ścisk gorszy niż w autobusie, po krzykach dzieci, i kilometrowych kolejkach na zjeżdżalnie, wrócisz do domu. Nie będziesz wprawdzie wypoczęty, ale zrozumiesz, że najlepszy relaks czeka na Ciebie na własnej kanapie, przed telewizorem. Jeśli natomiast jesteś uparty, i marzy Ci się pływanie kraulem a'la Michael Phelps, nie ma na to szans. Chyba, że wybudujesz sobie własny basen w ogródku. Wtedy mnie zaproś, ja również chcę zobaczyć, jak to właściwie jest - popływać!
Andy Rutheford
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Andy_Rutheford · dnia 25.03.2009 20:29 · Czytań: 1003 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: