Marcin, bardziej przytomny, przystopował jakieś trzysta metrów od celu. Złapał Michała za ramię.
-Zgłupiałeś? Meldunek zanieś do kościoła. Nie biegaj z tym. I nie pokazuj się z taką łapą.
Zanim Michał zdążył odpowiedzieć, Marcin wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko z antenką. Michał uśmiechnął się pod nosem. Z komórek bali się korzystać, walkie-talkie przebudowywali i ulepszali sami. Dodawali nadajniki GPS, budowali przekaźniki. Stworzyli komplet urządzeń do komunikacji, nazywanych kpiąco selkami, od cellar phone.
Byli już na skraju lasu. Michał się zawahał, wiedząc dobrze, że przekazanie meldunku to najlepsze, co w tej sytuacji może zrobić. Marcin szybko meldował. Po dłuższej chwili spojrzał na kolegę.
-Dobra, skoro już tu sterczysz... Trzymaj - wcisnął mu do rąk automat. -Idę do domu. Nie ściągnę grupy, nie wiedząc, co się stało. Jeśli nie wrócę za piętnaście minut, podaj kod. Piętnaście AK. Zapamiętasz? Numer zgłoszenia podaj swój.
-Jasne.
Marcin, nie kryjąc się, wyszedł na polanę. Po paru chwilach zniknął we wnętrzu domu. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy w oknie wychodzącym na las pojawiła się jego twarz. Marcin machnął przyzwalająco ręką i znowu zniknął. Kiedy Michał wszedł do domu, Anita siedziała na kuchennym stole. Marcin wyjął z rąk Michała selkę i rzucił do mikrofoniku kilka słów, na pozór zupełnie nie powiązanych.
-Kamil powinien być za kwadrans. Anita, bierz co chcesz i bądź gotowa do drogi.
-Co się... - zaczął oszołomiony Michał, ale kolega nie dał mu skończyć.
-Mieliście szczęście, niczego nie znaleźli, ale ten najazd oznacza, że coś wiedzą. Od tej pory żadnych meldunków, papierów, broni. Rozumiesz? Anita znika.
Michał patrzył bez słów, jak Anita pospiesznie wrzuca do plecaka manierkę, kilka konserw, latarkę, nóż, zmianę ubrania, apteczkę, podczepia zrolowany koc.
-Anita... - zaczął, już teraz nie wiedząc, jak skończyć. Koleżanka, nie przerywając pakowania, pokręciła głową.
-Skontaktuję się, jeśli wrócisz do organizacji. Przekaż mojej mamie i może Nice, jeśli uznasz za stosowne. Nie odjadę daleko. Jakby co, zostaw gryps u kogoś z AP, przekażą mi. Uważaj na siebie - stanęła przed nim w pełnej gotowości, z plecakiem na ramieniu.
Spojrzał jej w twarz, mając świadomość, że może już po raz ostatni. Znał jej twarz tak dobrze, a jednak teraz, mając ją przed oczami, ogarnął go strach, że nadejdzie dzień, kiedy zapomni jak wyglądała jego przyjaciółka z dzieciństwa.
To była ta sama dziewczyna, z którą ganiał się po lesie, kąpał w rzece, zajadał kwaśnymi jabłkami na wyścigi i zbierał jagody. Pamiętał jej chude, poobtłukiwane kolana, pokaleczone od kolców palce, umorusaną buzię. Była częścią jego dzieciństwa. A jednocześnie, od jakiegoś czasu, należała do świata zupełnie mu obcego, świata, którego nie rozumiał i szczerze mówiąc nie chciał zrozumieć. Nie przyłączył się do ochotników. Anita, od gimnazjum działająca w Czerwonym Krzyżu, od podstawówki w harcerstwie, ostro włączyła się w działalność mającą na celu pomoc Polskiej Armii. Na zbiórki chodził razem z nią, na akcję, tamtą pamiętną akcję w Sopocie zgłosił się sam. Ale brakowało w nim tego zapału, światła w oczach, który widział u Anity.
Obrzucił ją szybkim spojrzeniem, jednocześnie próbując zapamiętać ją na przyszłość i sprawdzić, czy niczego nie zapomniała. Ciężkie buty, ocieplacze, grube spodnie w ciapki, koszula, ciepła bluza z kapturem, palto z opaską Czerwonego Krzyża na rękawie i rękawiczki bez palców.
Długie, ciemne włosy związała w koński ogon, na czoło nasunęła płaską czapkę z dżinsu. Spod trójkątnego daszku wyglądały jasne, błyszczące oczy. Opalona twarz była bledsza niż zwykle.
-Trzymaj się - powiedział cicho. Ostatnie spojrzenie, pocałunek w policzek, uściśnięcie ręki.
-Będzie dobrze - uśmiechnęła się. Pod domem zapiszczały opony zdezelowanego dżipa, którym Kamil, niedoszły maturzysta, przewoził zapasy.
Anita wybiegła, nie oglądając się za siebie.
Patrzył za nią, czując nagłą pustkę, jak gorzki smak rozgryzionej kulki pieprzu.
Tydzień później
Michał wyszedł z domu jeszcze przed świtem. Godzina policyjna kończyła się o wpół do szóstej, choć i tak była raczej teoretyczna. Zbyt wiele osób, głównie nastolatków i dzieci, wymykało się nocami z domów. Kiedy zamykał za sobą drzwi, Nika już krzątała się po kuchni. Od zniknięcia siostry, przejęła jej obowiązki. Znikała też na całe dnie, nie mówiąc nikomu ani słowa. Michał nie pytał, bo i nie musiał. Lębork był małym miastem. Wiedział, że Nika zaangażowała się w działalność AP, organizacji założonej przez swoją siostrę.
Nika, o której wciąż jeszcze nie mógł myśleć inaczej jak o małej siostrzyczce koleżanki. Nika, która w dniu swoich dwunastych urodzin skończyła szkolenie na sanitariuszkę i zaraz zaczęła kolejne przeszkolenie łączniczki. Nika, której kocie oczy, długie włosy splecione w warkocz i chude kolana, wystające spod szkockich spódniczek, znał na pamięć. Nika, której matka przerażona nieznanym losem swojej starszej córki, patrzyła na młodszą z paniką, bojąc się dostrzec w jej oczach ten sam błysk, który płonął kiedyś w Anicie.
O piątej wsunął się do opuszczonego garażu na Czołgistów. Urządzili tu coś w rodzaju ołtarzu. Na jednej ścianie przykleili zdjęcia dawnych kolegów i koleżanek, którzy zginęli. Niemal codziennie dodawali nowe twarze. Twarze znane i mniej znane, uwielbiane, obojętne, czasami nielubiane, ale zawsze bliskie w tym szaleństwie, który ogarnął świat. Była tu Zosia, na zdjęciu z komunii. Chmurnie spoglądali na siebie nawzajem Krzysiek i Marcin. Tamta akcja wciąż śniła mu się po nocach.
Pamiętał zimną noc, słaby deszcz, siekący po twarzach, dotyk chłodnej lufy i nudne oczekiwanie na pojawienie się celu. Kim był tamten oficer, nie wiedział. Nigdy nawet nie zapytał. Dostali zadanie, mieli je wykonać. Bartek miał strzelić pierwszy. Gdyby spudłował, w kolejce czekał Marcin. Pierwszy strzał padł jednak o wiele za wcześnie. Salwa obstawy oficera ścięła Krzyśka, który próbował zameldować przez radio, że akcja spaliła. Michał klęknął i przyłożył kolbę karabinu do ramienia. Kolejny Rusek obejrzał się w samą porę, żeby zareagować. Strzelił o ułamek sekundy wcześniej. Michał poczuł tylko pchnięcie w bark i poleciał do tyłu. Usłyszał jeszcze krzyk Marcina, trafionego w brzuch. Poprzez przeraźliwy ryk kolegi, krzyczącego w agonii, dotarł do niego głos Anity. Chwyciła go mocno za rękę i poderwała w górę, ale nogi się pod nim ugięły.
-Wyciągnę cię stąd, ale musisz wstać! - ryknęła. Udało mu się zrobić parę kroków, ale gdy znaleźli się za zakrętem i kolejna seria rozłupała tynk nad ich głowami, urwał mu się film. Nie wiedział, jakim cudem udało jej się go wydostać z tego piekła. Nigdy nawet nie pytał, choć to ona się nim zajmowała, zmieniając mu opatrunki w środku nocy, pomagając wstać i karmiąc.
Michał klęknął na zimnej podłodze. Większość ludzi, przychodząc tutaj, używała deski lub choćby kawałka szmaty. Teraz jednak ból wbijających się w jego kolana kamyków przynosił ulgę. Zapalił małą świeczkę. Nie mogli zostawiać zniczy, ale dbali, żeby zawsze choć na parę minut migotał tutaj płomień.
Poczuł na ramieniu czyjąś lekką rękę i tym razem zareagował odruchowo, wybijając łokieć w tył. Trafił w próżnię. Poderwał się w panice na równe nogi, przewracając świeczkę. Płomień zajął stary worek po mące. Dziewczyna zręcznie zadeptała ogień i cofnęła się o krok. Zamrugał gwałtownie.
Przed nim stała Anita, ale jakże inna od tej którą znał! Ciemne włosy ścięła, nasuwając na czoło apaszkę, oczy miała podkrążone. Schudła przez ten tydzień tak, że maskujące spodnie wisiały na niej jak na wieszaku. Ręce miała podrapane do krwi, jakby od kolców.
-Anita.
-Co w domu? - spytała szybko, jakby bojąc się, że ktoś zabierze jej nawet tą wykradzioną chwilę.
-Okej. Wszyscy zdrowi...
-Nie mogłeś pilnować Niki? - spytała cicho, ale zjadliwie. Przed ostrą odpowiedzią powstrzymały go tylko łzy w jej oczach.
-O czym ty mówisz? - zdziwił się. -Nice nic nie jest.
-Pamiętasz, co powiedziałam kiedy poszłam na linię, ściągać rannych żołnierzy? O mnie i siostrze?
-Że jedna z was musi przeżyć tę wojnę. Ale co...
-Michał, do cholery, Nika skończyła szkolenie sanitariatu, za parę dni pierwszy etap zajęć z łącznictwa. Nigdy nawet nie była w harcerstwie, to nie jej walka, nie musi tego robić! Wytłumacz jej to!
-Ty też nie musisz! Nikt z nas nie musi. Nika podjęła decyzję.
-Ona ma dwanaście lat!
-Poszło wiele młodszych od niej.
-To moja siostra - zgrzytnęła Anita i Michał przez moment miał wrażenie, że zaraz go uderzy. Powstrzymała się jednak. Westchnęła ciężko. Chwilę milczała.
-Nie mogę jej powstrzymać. Wie, na co się porywa. Nie zmuszę jej do wymykania się potajemnie! Walczy w imię tego samego, co ty. Nie mogę sprawić, że będzie się tego wstydzić, ukrywać.
Anita pokręciła głową i odwróciła się gwałtownie.
-Moja mama tego nie przeżyje - powiedziała cicho.
-Jest silniejsza niż sądzisz. Boi się o was, pewnie. Ale wie, dlaczego to robicie. I rozumie. Zresztą...
-Ona też jest w AP. Prowadzi szkolenia w sanitariacie. Twoja mama też - przerwała mu Anita. Michał zmartwiał. Anita spojrzała mu szybko w oczy.
-Czy ty...
-Przepraszam, myślałam, że wiesz...
Michał usiadł ciężko na skrzyni pod ścianą. Zabrakło mu słów.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 28.03.2009 23:30 · Czytań: 582 · Średnia ocena: 3,4 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: