***
Na nocny postój zatrzymał się w ustronnym jarze, przez środek którego leniwie płynął strumyk. Siedząc przy rozpalonym niewielkim ognisku, starał się opiec upolowanego po drodze zająca. Jako, że nie była to czynność wymagająca zbyt wielkiej uwagi, rozmyślał o niedawnych wydarzeniach.
Najbardziej martwił go fakt, że to nie pierwszy raz, gdy on pojawiał się w okolicy, ludzie bądź zwierzęta ginęli bez śladu albo znajdowano ich ciała rozszarpane. Nie wierzył w żadne wilkołaki, strzygi czy jakieś inne gadziny z piekła rodem, ale miał w życiu do czynienia z wiedźmami, które za pomocą kilku zwyczajnych przedmiotów potrafiły kontrolować umysły innych i doprowadzić do obłędu. Od czasu gdy wrócił na tereny Ramos, obecnie zwanego Doranią Górną, jakieś dwa miesiące po niefortunnym polowaniu, podobnych sytuacji o których słyszał było kilkanaście. Dziwnym trafem często te zajścia zbiegały się w czasie z jego snem. Pomimo tego, że sytuacja w Doranii Górnej już się w miarę ustabilizowała po wojennych zawieruchach, mordy, porwania i rozboje nie były tutaj zjawiskami odosobnionymi. Po lasach i traktach grasowały bandy wyrzutków, byłych wojaków i wszelkiego rodzaju tałatajstwo. Rzadko jednak miały miejsce sytuacje, że ciała ofiar były rozszarpywane. I wtedy to najczęściej on znajdował się w pobliżu. W przypadkach odosobnionych, winę można było zrzucić na dzikie zwierzęta, lecz było tego jednak za dużo. Nigdzie nie zagrzał miejsca na tyle długo, by mógł usłyszeć ponownie o takim zdarzeniu w danej okolicy. Prowadził wędrowny tryb życia utrzymując się z polowania, tu sprzedał zabitego dzika , tam pohandlował skórami, to znów poprowadził w las jakiegoś znudzonego, bogatego chama.
Odkąd sięgał pamięcią był osobą nie potrafiącą usiedzieć na miejscu. Zawsze coś go pchało w drogę. Bywało, że musiał szybko uciekać po zbałamuceniu czyjeś żony, córki lub by nie trafić do jakiegoś lochu za wszczęcie burdy w miejscowej karczmie. Szlak jego wędrówek naznaczony był śladem dziwnych zniknięć i krwawych ofiar. Najgorsza w tej sytuacji była niepewność, co do swojej winy czy też niewinności. Jakiś czas temu, gdy zawitał do przydrożnego zajazdu, położonego niedaleko Arenis byłej stolicy Ramos, poznał wędrownego handlarza. Nie byłoby nic nadzwyczajnego w tym fakcie, gdyby nie to, że tenże kupiec opowiedział mu o kapłanie potrafiącym uleczyć wszelkie choroby, zdjąć z każdego klątwy i rzucone uroki. Kapłan ten miał przebywać gdzieś w wysokich górach na granicy z Brass. Wieczorem, leżąc już w swojej izbie, podjął decyzję by odnaleźć tego cudotwórcę za wszelką cenę i ostatecznie rozwiązać, bądź wyjaśnić palący go problem.
Kończąc te rozmyślania zauważył, że mięso już podpiekło się na tyle by było zdatne do konsumpcji. Po zjedzeniu ostatniego kawałka, napił się wody zaczerpniętej ze strumyka, sprawdził jeszcze raz czy koń jest właściwie uwiązany i położył się na prowizorycznym posłaniu. Po chwili zapadł w niespokojny sen.
***
Celem jego podróży była północna część masywu Gramat, będącego naturalną granicą oddzielającą Brass od reszty świata. Księstwo to, od trzech stron otoczone Morzem Serafinów, od zachodu masywem górskim, stanowiło twierdzę praktycznie nie do zdobycia. Istniały tylko trzy drogi lądowe umożliwiające dotarcie do tej niedostępnej krainy. Dwie przełęcze górskie i kanion położony w południowej części Gramatów. Przełęcze były wąskie, mieściły na swojej szerokości tylko dwa jadące blisko siebie konie, więc były łatwe w obronie nawet dla niewielkiego oddziału, natomiast wszystkie karawany kupców i innych osób pragnących dostać się do Brass czymś większym niż koń, musiały korzystać z drogi przez kanion i to jeszcze wynajmując do tego celu przewodnika. Droga ta miała tyle odnóży i zakamarków, że tworzyła istny labirynt. Po śmiałkach, którzy wybrali się tam bez osoby obytej w terenie, ślad wszelki zaginął. Od strony morza teren był równie niedostępny jak od strony lądu. Brass nie posiadało pięknych piaszczystych plaż. Ze wszystkich stron piętrzyły się potężne klify, co uniemożliwiało skutecznie jakiekolwiek próby przedostania się do księstwa od południa, zachodu i północy. Klify w najniższym miejscu miały wysokość około dwudziestu prętów, w najwyższym dochodziły do wysokości ponad mili. Dodatkowo w części południowej, gdzie wysokość klifów była najmniejsza, postawiono mury obronne i była to najpilniej strzeżona część Brass. To właśnie tam umiejscowiono dwa sporej wielkości porty morskie, inne niż gdziekolwiek indziej na świecie. Statki były wciągane potężnymi dźwigami na samą górę, umieszczane w suchych dokach i dopiero wtedy następował wyładunek. Także dzięki swojej niedostępności kraina ta uniknęła losu Ramos. Burbuss wiedział, że nie jest w stanie zagrozić militarnie władcy Brass, a podstępne gierki i rozmowy nie przyniosły zamierzonego efektu.
Około południa dotarł do Przełęczy Krzyku, od której miała odchodzić ścieżka prowadząca do doliny. Tam według słów handlarza mieszkał kapłan. Znalezienie drogi zajęło mu sporo czasu. Jednak zanim zapadł zmierzch, dotarł do doliny i zauważył w jej zachodniej części unoszący się dym. Ponaglił konia do szybszego biegu i wraz z nastającym mrokiem zobaczył niewielką chatę pomiędzy drzewami.
***
Kapłan przyjął go troszkę podejrzliwie i bacznie obserwował. Słuchał w skupieniu całej historii, ani razu nie przerywając. On natomiast w czasie opowiadania o swoich podejrzeniach, mimowolnie rozglądał się po chacie. Tak naprawdę nie był to chyba żaden kapłan tylko jakiś szaman lub znachor. Uczony chyba, bo sporo ksiąg zalegało na półkach regału ustawionego pod jedną ze ścian. Natomiast to co nie bardzo pasowało do wizerunku świątobliwego męża, mimowolnie rzucało się w oczy. Na kilku regałach zamiast ksiąg, widać było jakieś szklane słoje z dziwną zawartością. Kości, jakieś amulety i czaszki, kilka z nich aż za bardzo przypominało ludzkie. Gdy myśliwy skończył opowiadać swoją historię, słuchający jej do tej pory z przymkniętymi oczami mieszkaniec chaty, drgnął i podszedł do regału z księgami. Wyciągnął jedną z nich i wrócił do stołu. Przez chwilę wertował niecierpliwie zakurzone stronice, aż w końcu znalazł to czego szukał. Spojrzał na zatroskanego gościa i odrzekł:
- Istnieje pewne podanie z dawnych czasów, mówiące o dziwnym plemieniu żyjącym na dalekiej mroźnej północy. Nazywano ich Lupisami, według legend potrafili przemieniać się w wilki i żyli jak drapieżniki - przerwał, by po chwili kontynuować - Jeżeli podania mówią prawdę to zaatakował cię najprawdopodobniej wygnany ze społeczności członek plemienia. W ślad za nim zawsze podążała jego samica, lecz nie zbliżała się do niego, tylko obserwowała i czekała, aż udowodni on swoją wartość lub zginie. I w tym oto miejscu pojawiasz się Ty.- Znachor podniósł się powoli i zaczął chodzić miarowym krokiem po chacie.
- To co Ciebie spotkało nie jest żadną klątwą ani urokiem, jest to naturalny sposób selekcji. Po zabiciu samca, zostałeś wybrany przez samicę na nowego partnera. Podąża ona za tobą od momentu niefortunnego polowania i czeka, aż zrozumiesz swoje przeznaczenie i dołączysz do niej by wrócić na północ.
- A te wszystkie wypadki? To ja byłem ich sprawcą?- zapytał gość
- Z tego co sądzę to nie - odparł uczony i przeszedł w drugi koniec izby bawiąc się jakimś przedmiotem za siedzącym i słuchającym łowcą - gdyby tak dogłębnie zbadać kim były ofiary, wyszło by na to, że z każdą z nich miałeś coś wspólnego. Nie mówię tu o zwierzętach, bo te ginęły raczej po to by wilczyca mogła przeżyć. Ofiarami były raczej na pewno kobiety, z którymi miałeś fizyczny kontakt. Po prostu zazdrośnica usuwała konkurencję. Jest tylko jeden sposób na przerwanie tej więzi między wami.
- Jaki? - zapytał myśliwy, nie zwracając najmniejszej uwagi na to co robi gospodarz
- Śmierć jednego z was - ponuro powiedział kapłan, biorąc jednocześnie szeroki zamach toporem, którym do tej pory się bawił. Ostrze bez trudu zgłębiło się w kark, siedzącego mężczyzny. Słychać było tylko zgrzyt pękających kręgów, a głowa potoczyła się w drugi kąt chaty.
- Jesteś uleczony - powiedział kat ze smutkiem w głosie
W oddali rozległo się żałosne wycie samotnego wilka.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Rugus · dnia 30.03.2009 13:26 · Czytań: 866 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: