Anna- 3 - tajga1805
A A A
3
Anna spała. Przemęczona, obolała, brudna i głodna. Poprzedniego dnia udało jej się zebrać kilka garści jagód i parę grzybów, a że potrafiła radzić sobie w każdej sytuacji, przyrządziła sobie nawet znośny posiłek. Tak zaspokoiła głód, a może go tylko oszukała... Potem coraz bardziej znużona ruszyła w dalszą drogę. Nawet miała dziwny przypadek z jakimś leśnikiem, ale wcale go źle nie zapamiętała.
Szła leśnym duktem, gdy wtem usłyszała za sobą wystrzał z broni palnej. W pierwszej chwili, panicznie przerażona, chciała uciekać, ale nawet kroku nie zrobiła na nogach odmawiających posłuszeństwa. Przed nią, jak duch, wyszedł z pobliskich zarośli potężny jeleń. Zrobił krok, potem drugi i spojrzał w jej stronę, jak gdyby się zawahał. Opuścił głowę ze swoim wspaniałym porożem, nabrał powietrza potężnymi chrapami i zaryczał donośnie. Długo jeszcze ryk ten niósł się echem, a olbrzym stał cały czas nieruchomo, tak samo, jak struchlała z przerażenia Anna. Nie spostrzegła nawet, że ktoś stanął z boku, bacznie się jej przypatrując.
-On już nie cierpi! - Usłyszała głos nieznajomego, który zrobił krok w jej stronę - Serce pękło mu z bólu.- Dodał.
-Omal mnie to nie spotkało...- Szepnęła kobieta i w tym momencie poczuła, że opuszcza ją resztka sił, dzięki której utrzymywała się w pozycji stojącej. Ziemia stała się nagle silnym magnesem, który przyciągał ją ku sobie mocniej i mocniej.
-Spokojnie! Usiądź na poboczu i oddychaj głęboko.- Nieznajomy chwycił ją pod rękę i powoli pomógł usadowić się w najwygodniejszej pozycji.- W tym stanie raczej nie powinna się pani denerwować, w ogóle nie powinno tu pani być...- Stwierdził, patrząc na brzemienną.
-Ale nie mogę też być tam, gdzie chciałabym- odrzekła Anna i zaczęła szlochać.
-Czy pani przed kimś ucieka, czy ktoś ją goni?- Pytał leśnik, cały czas bacznie obserwując Annę.- Kiedy w ogóle pani coś jadła?
-I uciekam, i ktoś mnie goni. Szczerze wyznam, że dziś jadłam tylko jagody i grzyby zebrane w tym lesie. Dodam jeszcze do całości, że muszę iść dalej. Tak sądzę... Tak mi się wydaje, że muszę.- Powiedziała jednym tchem, próbując wstać.
-Nie ma pani powodu za to, aby się mnie obawiać, zaraz pójdę własną drogą. Mógł zagrażać ten olbrzym.- Leśnik wskazał na jelenia.- Teraz jest okres rui i nikt nie może czuć się bezpiecznie w pobliżu rykowisk. No! Muszę już iść i zgłosić, żeby go zabrali, ale jeżeli zgodzi się pani na pomoc, to przyjadę zaraz i podwiozę, gdzie trzeba - wstał i otrzepał spodnie.- Nie, dziękuję. Obawiam się, że powinnam iść dalej - Powiedziała z lekkim wahaniem w głosie Anna.
-To niech pani to weźmie.- Ściągnął z ramienia nieduży plecak, położył obok dziewczyny na trawie, skinął głową i odwracając się na pięcie ruszył w stronę z której nadszedł. Szybko, żeby Anna nie zdążyła zaprotestować.- Przyda się na pewno!
-Dziękuję, nie wiem, dlaczego pan to robi, ale dziękuję. -Zdążyła krzyknąć za odchodzącym i oparła się o pień drzewa, pod którym ją posadził...
Teraz była już od dwunastu godzin w drodze. Szła bez odpoczynku przez całą noc, przedzierając się przez gęsty las, którego i korony drzew i poszycie splątane były w trudną do przebycia gmatwaninę. Zastanawiała się, dlaczego właściwie idzie w tym kierunku, przez ten las, i pcha na taką wyprawę.
Plecak zabrała ze sobą. Tak szybko odszedł, że może nawet nie usłyszał jej słów na "do widzenia". Na pewno nie odnalazłaby go, żeby oddać niespodziewany prezent. Ciążył jej trochę i sama nie wiedziała, dlaczego do tej pory do niego nie zajrzała. Mówił, że to się jej na pewno przyda, ale równie przydatna byłaby dla niej w tej chwili gorąca kąpiel i posiłek, który zregenerowałby choć trochę jej poważnie nadwątlone siły.
Dotarła do miejsca, z którego prawie nie było wyjścia. Tak jej się wydawało w pierwszej chwili. I może usiadłaby zrezygnowana, i nawet rozpłakałaby się, na co miała ochotę, ale jak dawno temu stwierdziła, łzy już wylała. Teraz pozostały jej suche powieki i zaciśnięte mocno zęby.
Rozrywała przed sobą mocno skłębione pnącza jakichś roślin. W pewnym momencie las jak nożem uciął- skończył się i zaczynał dwadzieścia pięć metrów dalej. Całą przestrzeń stanowił wąwóz bardzo stromy i jeszcze bardzie budzący przestrach swoją głębokością i długością. Czy był bardzo głęboki, nie wiedziała tego, dość, że jak wychyliła się do przodu, widziała około trzydziestu metrów pionowej ściany i ciemność. Rozejrzała się na boki. Rów był prosty, bez żadnych zakrętów i pech, stała chyba w środku jego długości. Czy w jedną, czy też w drugą stronę musiała przejść około trzech mil przez tak samo gęsty las, by go ominąć.
Już chciała to uczynić, gdy dopiero teraz spostrzegła oddalone o około sześć metrów wykute jakby w ścianie stopnie, wąskie co prawda, ale na tyle duże, że dało by się po nich bezpiecznie schodzić. Postanowiła przedrzeć się do tego miejsca, gdzie powinny się owe schody zacząć. Musiała wpierw cofnąć się trochę w las, skręcić w lewo i przebijać przez gęstwinę splątanych gałęzi drzew i krzewów. Następnie na powrót skręciła w stronę wąwozu. Przeszła tak może z trzecią część tego, co się cofnęła, gdy otworzyła się przed nią mała polana. Tu postanowiła jednak odpocząć. Na polanie porozrzucane były różnej wielkości głazy, większe i mniejsze. Dwa z nich aż do złudzenia przypominały ławę i stołek więc postanowiła skorzystać z okazji i przeszukać zawartość plecaka.
Pierwsze, co wyciągnęła tuż po otwarciu, to śpiwór z plecionki i folii aluminiowej, cienki, co prawda, ale za to bardzo ciepły. Potem wyciągnęła po kolei mały pakunek, którego zawartością postanowiła zająć się trochę później, składany nóż myśliwski, metalowy kubek z wciśniętymi torebkami z kawą i cukrem. Znalazła też zapakowane w plastikowy pojemnik krzesiwo i hubę, składany rondel, dosyć gruby sweter i zapakowane w foliowy worek dwie pary ręcznie robionych skarpet z owczej wełny. Z tego ucieszyła się najbardziej i nie zastanawiając się jedną parę założyła na swoje obolałe stopy. Na dnie plecaka znalazła jeszcze rządek ośmiu puszek, może z mięsem, czy fasolą i dwa bochenki chleba zawinięte w płócienne ręczniki i schowane w brezentowy worek.
W jednej z bocznych kieszeni znalazła jarzeniową lampkę turystyczną i dwie zapasowe baterie, w drugiej były spakowane przybory do szycia i leki: przeciwbólowe, ale też i bandaż, i plastry, a nawet woda utleniona.
Teraz rozwinęła ów pakunek. W środku okazał się być schowany notes i długopis. Otworzyła pierwszą stronę i mimo chodem przeczytała wpisr30; Teraz dopiero przeżyła szok. Przeczytała jeszcze raz i jeszcze jeden, nie mogąc jakby zrozumieć słów zapisanych w jej ojczystym przecież języku. Napis brzmiał:
"Nigdy nie przestawaj zapisywać swoich snów, Aniu".

* * *

Był piękny, upalny dzień. Jeden z tych dni, które zostają na zawsze w pamięci młodemu chłopakowi. Już od kilku dni szykował się na biwak nad jeziorem, sam na sam z wybranką swojego serca. Steven mógł czuć się szczęściarzem.
Z natury był przecież wstydliwy , co jeszcze ten stan pogłębiał jego brat , robiąc mu przy każdej okazji uszczypliwe docinki .
Dziś brat się nie liczył, był przecież daleko, daleko stąd. Steven wiedział, że ten dzień zaważy na jego luźnym przecież jeszcze związku. Biegał szczęśliwy po mieszkaniu, to szykując coś w kuchni, to ubierając następną część garderoby. Właśnie przypomniał sobie, że przecież do czarnych lakierek nie pasują spodnie dresowe, w dodatku w kolorze różowym. Pobiegł na górę po stromych schodach do swojego pokoju. Zamaszystym ruchem otworzył szafkę i aż się ucieszył ze wczorajszej kłótni z mamą o porządek. Na jednej z półek leżały równiutko poukładane spodnie. Przejrzał, które z nich wybrać, ostrożnie wyciągnął upatrzoną parę. Były czarne z wyraźnym kantem, a mimo to wyglądały dość elegancko, a to ze względu na złote sznureczki przy szlufkach i kieszeniach, jak i dołu nogawek. Od razu wybrał też żółtą koszulę i krawat z czarnego, połyskliwego aksamitu. Ubrał się szybko i już miał wkładać skarpetki, gdy przypomniał sobie, że w kuchni włożony do piekarnika kurczak już chyba się upiekł, a nie daj Boże spalił.
Minęło może z dziesięć minut tej ganianiny, kiedy wreszcie uśmiechnięty i spakowany otwierał pilotem drzwi garażowe siedząc za kierownicą bratowego Nissana Patrola. Ostrożnie wyjechał na ulicę, jak gdyby smakując moc silnika, skręcił w prawo i dodał gazu.
Trixy mieszkała na drugim końcu miasteczka, ale miał jeszcze dwadzieścia minut, by zjawić się przed jej domem. Przyjechał trochę wcześniej, ale już z daleka widział jej drobną, szczupłą postać. Spacerowała z wiklinowym koszykiem w jednej i kocem w drugiej ręce. Zwolnił i skręcił na podjazd jej domu. Wyskoczył z samochodu, podbiegł do niej i zabrał bagaże, kładąc je z tyłu wozu "na pace" . Następnie podszedł, ujął jej dłoń, schylił się i pocałował tak, jak to widział na starych filmach.
Dziewczyna, widząc ten gest lekko się zarumieniła, ale już za chwilę parsknęła śmiechem.
-Hej! Jak jeszcze dasz mi kwiatka i zaniesiesz do samochodu, to pomyślę, że chcesz ze mną chodzić!- chichotała po przyjacielsku klepiąc Stevena w ramię.
-Poczekaj chwilkę!- Krzyknął ten zgrabnie ją wymijając i z rozbiegu przeskakując przez sąsiedzkie ogrodzenie.
Tam trochę skonsternowany widział dwie rzeczy, jedną- to wspaniały krzak róży oddalony może o dziewięć metrów, a drugą, psią budę, jak na złość w połowie tej odległości. Psinka, która w niej leżała wcale nie należała do najmniejszych, a właśnie Dog podniósł swój potężny łeb widząc intruza i przechylił go na bok. Steven nie zastanawiając się nawet ruszył pędem w stronę krzaka omijając łukiem budę. Kiedy podbiegł, chwycił łodygę, na której rosły akurat trzy najśliczniejsze kwiaty i zamaszystym ruchem oderwał ją od całości, i już z powrotem biegł w stronę płotu. Kiedy miał przeskakiwać, uczuł jak gdyby silne szarpnięcie do tyłu. Nie zwrócił zbytnio na to uwagi podbiegając rozpromieniony do Beaty. Tu z lekką zadyszką wysapał tylko: "Masz!"- i uniósł ją do góry z taką lekkością, jak gdyby nie istniały prawa ciążenia. Zaniósł do samochodu i trzymając ją w jednej ręce, drugą otworzył drzwi. Teraz ją ostrożnie posadził, obszedł wóz dookoła i sam usiadł za kierownicą, przekręcając klucz w stacyjce. Uśmiechnął się szelmowsko do dziewczyny ukazując śnieżnobiałe zęby.
-Tak!- Krzyknęła Trixy ponad rykiem samochodu.
-Co tak?- Spojrzał na nią zdziwiony.
-Tak, to tak! Jak mi dasz kwiatka i zaniesiesz do samochodu, to znaczy, że chcesz ze mną chodzić. A jak zobaczyłam strzęp spodni w psim pysku, to jak mam odmówić?- Śmiała się dalej podnosząc głos ponad hałas silnika.- Więc mówię TAK!- Dokończyła.
Teraz dopiero Steven przypomniał sobie szarpnięcie za spodnie w chwili, gdy przeskakiwał ogrodzenie. Sięgnął ręką i wyczuł, że czegoś mu brakuje. Z lewej strony, zamiast spodni dotknął wpierw skóry, a potem, trochę dalej slipek.
-Dobre i to.- Pomyślał- Tam jest jezioro, to najwyżej będę się opalał i kąpał na przemian. A swoją drogą warto było!
-Z tyłu mam chyba coś na przebranie.- Odparł śmiejąc się szeroko- A swoją drogą dzięki za wybawienie mnie z kłopotu, bo nie wiedziałem, jak cię o to zapytać.
-Ale wiedziałeś, co zrobić!- Roześmiała się Beata.
-Miodzio! Miodzio!- Zarechotał Steven.

* * *

-Mówiłem, by nikt mi nie przeszkadzał chociaż pół godziny! Chcę się zdrzemnąć!- Ruff był poirytowany.
Odkąd przyleciał tu bojowym Apache'm trzydzieści siedem godzin temu, nie zmrużył oka. W ciągu tego czasu zorganizowano już bojowy sztab operacyjny z całym zapleczem, ogrodzono cały teren w promieniu trzech mil włączając go jako integralną część bazy wojskowej. Ściągnięto cały zespół badaczy i analityków, a nawet paru filozofów i znanego pisarza since-fiction. Saperzy po wielu trudach zdobyli kilka próbek masy potrzebnych do badań. A nad wszystkim czuwał właśnie Stuart Ruff.
Właśnie miał się zacząć kolejny dzień. Jeszcze było ciemno na dworze, kiedy ColdTop widząc, że zrobił wszystko, co było w chwili obecnej możliwe postanowił zrobić sobie chwilę odpoczynku. Niestety. Do drzwi przydzielonego mu wozu campingowego zaczął ktoś mocno stukać.
-Ani chwili.- Mruknął podnosząc się z wąskiej leżanki.- Co jest?!- Krzyknął przez zamknięte drzwi.
-Kazał pan meldować, kiedy coś się stanie. Otóż sonda wysłana na taflę też znikła, po prostu utonęła na środku.- Głos dyżurnego był bardziej, niż podniecony.
-Kiedy, czemu bez mojej zgody?- Ruff był już przytomny i gotowy do pracy. Otworzył drzwi i wyskoczył, jakby zapominając o dyżurnym, który trzymając w ręku dokumenty chciał, nie chciał, pobiegł za nim.
ColdTop nie miał w zwyczaju zastanawiania się nad problemem bez jakichkolwiek danych. Jak tylko zjawił się w sztabie, usiadł za stołem i oznajmił sentencjonalnie:
-Wiecie, że mam podzielność uwagi, ale i tak ograniczoną, więc nie wszyscy na raz, a mówcie parami.- Spojrzał po zebranych tak, że nikomu nie przyszło do głowy, iż mógłby to być żart.
-O godzinie czwartej trzydzieści został uruchomiony program "Zwiadowca". Robot Walker wjechał na taflę monitorując obraz przez cztery niezależne kamery i urządzenia pomiarowe . Dane przekazywane były do godziny czwartej pięćdziesiąt dwie, kiedy to znikły wszystkie odczyty. Dokładnie pięć minut po tym zaobserwowano taki sam efekt , jaki towarzyszył zniknięciu kapitana Alexa Scotta i kaprala Arturro Pellegriniego.- Prawie automatycznym głosem relacjonował jeden z żołnierzy.
-Całość została sfilmowana z trzech kamer ustawionych na obrębie pola.- Wtrącił któryś z techników.- Czyli mamy pomiary i filmy z Walkera i ze stacjonat.
-Analitycy próbują określić skład tafli na podstawie otrzymanych próbek.- Technik z bardzo wydatnym mięśniem piwnym w czapeczce Ohio dokończył relację.
W tym momencie do pomieszczenia wszedł jeden z analityków. Miał zawinięty opatrunek na prawej ręce, a raczej może na kikucie pozostałym po niej. Sam opatrunek też wyglądał przerażająco.
-Musimy mieć mocniejszy sprzęt!- Powiedział nowoprzybyły i zachwiał się, jak gdyby miał zemdleć, ale utrzymał równowagę i ruszył w stronę najbliższego krzesła. Usiadł. Zdjął okulary, przetarł czoło i zaczął mówić dalej.
-W czasie, kiedy znikła sonda, coś dziwnego zaczęło się dziać z naszym kawałeczkiem. Powstało potężne przeciążenie i popaliło nam połowę aparatury w najbliższym sąsiedztwie kapsuły. Potem począwszy od miejsca, w którym postawiona była kapsuła zaczął tworzyć się wir rysowany chyba czymś, co przypominało laser. Wszystko znikło w obrębie wiru, wszystko było oddzielone od światar30; i Luc i Anabelle. To trwało, ten wir, niecałe piętnaście sekund. Myślałem, że mogę kogoś chwycić, może- Głos coraz bardziej załamywał się naukowcowi w gardle.- Może bym uratował. Nie wiemy, co to jest, ale to silniej oddziałuje, niż nam się zdawało. Materia przejawia aktywność jako całość. Mały jej odłamek chłonie tyle samo i w tym samym okręgu, co płaszczyzna. Tylko ekspansywniej, drapieżniej. Naukowiec ściszył głos i pochylił głowę, wpatrując się w podłogę.
-Powiedział pan, że tak samo, jak płaszczyzna?- ColdTop zastanawiał się ,głośno powtarzając niektóre spostrzeżenia.- Nie ważne są więc wymiary, skoro pole oddziaływania jest identyczne. Po spotkaniu proszę przygotować ścisły raport dotyczący wszelkich strat i zniszczeń, oraz jak najdokładniejsze wykresy pracy urządzeń przed, i po zaistniałym zdarzeniu!- Ostatnie zdanie skierowane było do analityka,- i wpierw niech się pan uda do służb medycznych!- Dodał widząc, że zagadnięty powstrzymuje grymas bólu.
Rozejrzał się po sali. Wszyscy siedzieli cicho, wsłuchując się w jego słowa.
-Szanowni państwo! A więc burza mózgów, kto ma jakiś pomysł, co to jest?- Zagadnął do ogółu.
Na sali powstało małe poruszenie, każdy zaczął rozmawiać z każdym, wymieniać półsłówka, gesty, szepcząc. Trwało to kilkadziesiąt sekund, po czym na powrót zaległa cisza.
-Mniemam, iż chodzi o każdą teorię dotyczącą tafli?!- Zapytał mały, drobny człowieczek, z okularami do złudzenia przypominającymi denka butelek po szampanie, z krótko ostrzyżonymi i postawionymi do góry włosami, co samo przez się upodabniało go do jednego z braci Marx. Powstał z krzesła i zaczął krążyć dookoła niego.- Może to materia, która w swój własny sposób ma nas wyniszczyć, może współczesna puszka Pandory, albo wręcz tylko wyciek z jakiegoś olbrzymiego statku kosmicznego. Pomysłów ciśnie się wiele, ale z tych według mnie najciekawszych mam jeszcze, że może to samo w sobie jest obcą formą życia, nie opartą przecież na węglu, albo wręcz najzwyklejszą windą sprezentowaną nam w celu porozumienia się z obcymi...
-Czekaj pan!- ColdTop podniósł brwi w geście zdziwienia.- Mówisz pan winda? Jeżeli coś takiego ma być windą, to gdzie ona wiezie?- Patrzał po zebranych.
-Tam do nich!- Powiedział jeden z żołnierzy, podnosząc się ze swojego miejsca,- i jeszcze sądzę, że ona jest specjalnie dla nas przyszykowana. Do tej pory zawsze przylatywali, porywali kogoś, coś tam w człowieku majstrowali i puszczali go wolno gdzieś w innym miejscu odlatując... Teraz sami się do nich wieziemy, a nawet dajemy do sprawdzenia nasze osiągnięcia techniki...- mówił.
-Tak, tak. A potem odeślą w innym miejscu udoskonalone, albo do luftu.- Wtrącił się inny mundurowy.
-Dobrze, że tu nie ma Ericha Von Danikena...- Odezwał się półgłosem jakiś mężczyzna.- Bo zaraz będziemy mieli kolejny scenariusz do kolejnej jego książki.
-Dlaczego tak pan mówi?!- Obruszył się mężczyzna z okularami ponad wymiar.
-Bo sądzę , że równie dobrze może to być zabawka drugiej strony i właśnie ją teraz na nas testują.- Odpowiedział patrząc w podłogę i starając się zasłonić dłońmi twarz...
-Jaka zabawka, jaka zabawka? To draństwo pogrążyło już cztery osoby, a my nie potrafimy nawet określić składu pierwiastkowego.- Wybuchnął analityk.- Tak dalej pójdzie, to zginie jeszcze kolejnych kilka osób a ktoś nabawi się nagrody Nobla za odkrycie nowego pierwiastka!- Naukowiec patrzał z oburzeniem.
-Chcieliście wszystkie pomysły? To jest mój!- Mężczyzna wyprostował się na krześle i uniósł głowę...
Najbliżej niego siedzący ujrzeli widok, który niejednemu postawiłby włosy na głowie.
Połowa twarzy od prawego ucha do nosa i od czoła do podbródka była jak gdyby oskalpowana ze skóry. Widać było kość płata czołowego, ruchomą gałkę oczną, kości jarzmową, część górnej i dolnej szczęki.
-Mnie też dosiągł ten promień, to na pewno nie laser! To nawet nie boli.- Mówił powoli jakby zastanawiając się nad każdym słowem- Uczucie jest takie. Że to fala rozbija się o twarz, jak zwyczajna woda. Stewenson wam nie mówił, on cierpi z powodu Anabelle, nie z powodu ręki.

* * *

-Co ty gadasz, to nie jest UFO.- Marek był podirytowany rozmowa z młodszym bratem, który siedząc przed aparaturą krótkofalarską patrzał teraz na niego. Dla ciebie liczy się tylko to radio! Kumpli nie masz, dziewczyny też nie... i żadnych innych, normalnych zainteresowań. Jak ci się psuje stary grat, to mówisz, że nadają z innej planety!
-Nie z innej planety, tylko z innego układu, i to bardzo odległego. Kumpli skołuj mi z Harvardu, albo Yale, dziewczynami ty interesujesz się za to podwójnie, za nas obu, a moim innym hobby jest algebra, nie jakieś brzdąkanie na gitarce- Odciął się rmłodyr17; i założył potężnie wyglądające słuchawki akcentując tym koniec rozmowy.
Marek miał słabość do Craiga. Od czasu śmierci ich rodziców był mu i bratem i ojcem. Ale pomimo tego miał też swoje lata... Dwudziesty szósty rok życia charakteryzuje się tym, że poważnie myśli się o obowiązkach, ale też nie zapomina się uciech.
Podszedł do pulpitu i ściszył radio, zdjął bratu słuchawki, oparł się o oparcie krzesła i powoli zaczął mówić, patrząc na oscyloskop, też znajdujący się na stole.
-Crig, ja może i mam mniejsze zainteresowania od ciebie, ale póki moje dochody utrzymują nasz dom, nie zawracaj mi czterech liter wyższą matematyką. Może i coś usłyszałeś, może to jakiś kod, ale czy nie uważasz, że wojsko i FBI i inne jakieś tam służby tego nie słyszą? Nie jesteś jedyny i nigdy nie będziesz wielkim odkrywcą. Teraz idę do swoich zainteresowań po trzy dychy za godzinę, bo inaczej w przyszłym miesiącu będziesz robił szlaczki zębami po ścianie.- Wyprostował się i skierował do drzwi, ale jeszcze się odwrócił i dodał:
-Jak przyjadę, to może jeszcze pogadamy o twoim UFO, a teraz posprzątaj chatę i odbierz pocztę. Cześć!- Wyszedł, zastanawiając się ile z jego słów dotarło do jego brata, a którą ich część ten potraktuje poważnie.
-Ta ta ta ti ti ti ta ta ta- Crig zastukał w przycisk gruszki mówiąc przy tym słowne wyrażenie alfabetu Morse.
-Ta ta ta ti ti ti ta ta ta- po chwili odezwało się w głośniku...
Chłopak spojrzał na wyświetlacz pozycjometra. Cały czas był ustawiony na fali, którą wcześniej się zainteresował.
-To jednak sprawa UFO odchodzi do spraw zapomnianych- Tu Crig, mój kod to (... ), nadaję z Wellington w stanie Ohio w USA, Kim jesteś, przedstaw się- spostrzegł, że cały czas stukał kodem.
Po około minucie ta sama treść została odesłana.
-To nie żart, radio nie służy do zabawy, przedstaw się, kim jesteś- Tym razem powiedział do mikrofonu.
-To nie żart, radio nie służy do zabawy, przedstaw się, kim jesteś- Usłyszał głos, jakby ktoś odtworzył jego wypowiedź przez syntezator mowy.
-Chcesz się bawić?- Chłopak nie wiedział, co powiedzieć,- Chcesz się bawić, czy rozmawiać?, dokończył.
I znowu po niedługiej chwili w radio usłyszał całą wypowiedź...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tajga1805 · dnia 30.03.2009 13:27 · Czytań: 667 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
Usunięty dnia 30.03.2009 18:15 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
-Co ty gadasz, to nie jest UFO.- Marek był podirytowany rozmowa z młodszym bratem, który siedząc przed aparaturą krótkofalarską patrzał teraz na niego. r11; Dla ciebie liczy się tylko to radio! Kumpli nie masz, dziewczyny też nie... i żadnych innych, normalnych zainteresowań. Jak ci się psuje stary grat, to mówisz, że nadają z innej planety!
-Nie z innej planety, tylko z innego układu, i to bardzo odległego. Kumpli skołuj mi z Harvardu, albo Yale, dziewczynami ty interesujesz się za to podwójnie, za nas obu, a moim innym hobby jest algebra, nie jakieś brzdąkanie na gitarce- Odciął się rmłodyr17; i założył potężnie wyglądające słuchawki akcentując tym koniec rozmowy.

Erki do poprawki :)
Cytat:
Marek miał słabość do Criga.

Criga? Może raczej Craiga? :)
Cytat:
-Ta ta ta ti ti ti ta ta ta- Crig zastukał w przycisk rgruszkir1; mówiąc przy tym słowne wyrażenie alfabetu Morse.

Erki.

Nieco mniej interesujące, niż poprzednio, ale nadal fajne :) Z całą pewnością przeczytam dalej :)
Poke Kieszonka dnia 31.03.2009 18:28 Ocena: Bardzo dobre
no i przeczytałam i będę czytać dalej:)
tajga1805 dnia 01.04.2009 00:43
No to już dodaję
mam nadzieję, że wam się spodoba... :yes:
oksymoron dnia 03.04.2009 02:15 Ocena: Bardzo dobre
no i szacuneczek tajgusia:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty