Jacek, sam nie mogąc powstrzymać łez, ściągnął swoją kurtkę i okrył nią Nikę. Wziął ją na ręce.
-Zabiorę ją do kościoła. Jutro urządzimy pogrzeb. Anitę zabierz do domu.
-Jak mam powiedzieć Kamili... - Michał urwał, nie dokończywszy pytania. Jacek wzruszył ramionami.
-Ona już wie - niewygodnie zarzucił głową w stronę stojącej nieopodal kobiety. Wyglądała jak przysłowiowa żona Lota. Nie mogła uwierzyć w to, co działo się przed jej oczami. Kiedy Jacek przechodził obok niej, dopadła na kolanach do wystającej spod kurtki rączki swojej córki i rozszlochała się gwałtownie.
Michał zacisnął powieki, jakby to mogło sprawić, że ten ból nieco się rozmyje, zniknie. Nie pomogło. Anita leżąca u jego stóp przestała już krzyczeć i teraz łkała tylko rozpaczliwie. Złapał ją za ramiona i poderwał. Nie opierała mu się.
Miał wrażenie, jakby prowadził za rękę zwykły manekin z wystawy. Anita szła spokojnie, bez słowa sprzeciwu, jak szmaciana lalka, poddana dłoniom mistrza.
Weszli do domu parę minut po północy. Anita stała bez ruchu w przedpokoju, kiedy on zamykał drzwi. Zasunął rygiel i położył dłoń na jej ramieniu, kiedy Anita wykonała dwa szybkie, krótkie ruchy. Wielkie lustro w przedpokoju rozsypało się w drzazgi, Anita upadła na kolana.
Próbował ją odciągnąć od odłamków, ale ona uparcie wbijała w nie palce. Przypominało to szarpanie się z obłąkaną. W końcu się poddał, pomodlił w duchu krótko o wybaczenie i trzasnął w twarz. Ręce opadły.
Ułożył ją, znowu bezwładną, na kanapie w dużym pokoju i rozpuścił krople uspokajające w herbacie. Wypiła bez sprzeciwu. Po chwili jej głowa opadła w bok. Nie wiedział czy zasnęła, czy zemdlała. Zapalił główne światło i jedną ręką chwycił za telefon, drugą za pincetkę. Wykręcił błyskawicznie numer Jacka. Nie myślał o ryzyku, pragnął tylko jednego: informacji.
-Jacek.
-O co w tym wszystkim chodzi? - szybkie pytanie, nie dające czasu na wahanie czy odstąpienie. Jacek zawahał się na moment.
-Otwórz tylne drzwi - rzucił i rozłączył się.
Michał błyskawicznie popędził na tył domu. Jacek wsunął się do środka w milczeniu, przynosząc ze sobą smród spalenizny i dymu.
-Napijesz się?
-Wody - Jacek wyjął z rąk Michała pincetkę i przyklęknął przy Anicie. Bez słowa zaczął wyciągać z jej dłoni powbijane odłamki szkła. Pojękiwała przez sen, jak ranny psiak.
-Powiesz mi, co się stało?
Jacek ze swojej torby wyciągnął butelkę spirytusu i bawełnianą chusteczkę. Metodycznie obmył dłonie Anity. Dopiero po dłuższej chwili zaczął mówić.
-W tym szpitalu leżał rosyjski oficer, Mietanow. Prawdziwy gnój, to on zaordynował egzekucję wszystkich więźniów w Gdańsku. Bartek przebywał tam jako ranny już od kilkunastu dni. Metodycznie go podtruwał. Na dzisiaj zaplanowali finisz. Powietrze w żyłę. Na nieszczęście, wczoraj ktoś go zobaczył i doniósł.
-Co do tego ma Nika? - imię dziewczynki z trudem przeszło mu przez usta. Jacek otarł spocone czoło, na moment zakrył sobie oczy.
-Miała się tam dzisiaj położyć, jako chora, stać na straży. Ale Ruscy wiedzieli. Bartek zadanie wykonał. Mietanow zginął pół godziny przed pożarem. Ale jak Ruscy zobaczyli sztywnego dowódcę, wpadli w szał. Zabili Bartka... Dobrze, przynajmniej on nie cierpiał... - Jacek ciężko westchnął. -Potem podpalili szpital. Nie wiem co się z nią działo. Ale myślę... Wydaje mi się, że próbowała wyciągnąć z płomieni tą harcerkę, Anię... Ona też zginęła.
Nika. Ania. Kolejne imiona do listy, która nigdy nie powinna była powstać.
-A właśnie, słuchaj... - głos Jacka zaczął się załamywać. Łapczywie wychylił szklankę wody, zadowolony, że może w ten sposób ukryć oczy. -Nie możemy urządzić Nice pogrzebu pod prawdziwym nazwiskiem.
-Co?! - nie mógł się powstrzymać, krzyknął. Anita drgnęła niespokojnie.
-Anita jest spalona. Wiedzą, że zniknęła. Jeśli pochowamy jej siostrę jako zamieszaną w zamach na oficera, będziecie musieli uciekać wszyscy. Ty, twoja mama, Kamila.
-Więc co? Pod czystą płytą? Pseudonimem? To będzie jeszcze gorzej. Wtedy na pewno się domyślą, że coś ukrywamy.
-Wiem.
-Więc? - Michał poderwał się na równe nogi i pochylił się nad kolegą, jakby chciał go zaatakować. Jacek nie wykonał żadnego ruchu. Zbyt zmęczony, żeby się bronić, opuścił ręce.
-Myślałem, że może w Gdańsku. Możemy ją wywieźć...
-A co z Anitą?
Jacek wyprostował się, jakby nagle zrobiło mu się niewygodnie.
-Musi wyjechać.
Wzrok Michała nie wyrażał absolutnie nic. Zmęczony, zrozpaczony, nie miał sił na zdumienie, pytania. Jacek mówił dalej sam z siebie.
-Anita nie daruje śmierci Niki. Wiesz o tym. Będzie szaleć. Demon zemsty. A Lębork jest na to za mały. Jeśli urządzi jakiś zamach... Jeśli choć jeden Rusek zginie z jej ręki na terenie tego powiatu, zrównają miasto z ziemią.
-A jak się to ma do zamachu na Mietanowa? - wycedził wściekle Michał. Jacek pokręcił spokojnie głową.
-To było kreowane na śmierć naturalną. Anita nie będzie się w to bawić. Tylko przypadek zrządził...
-To nie przypadek, że Nika nie żyje! - ryknął Michał na cały głos. Jacek nie tracił czasu na zastanawianie się i palnął kolegę w twarz. Chłopak zatoczył się w tył, upadł i stuknął ciężko potylicą w podłogę.
-Wiem, że to ciężkie, ale do cholery, Nika nie żyje, nic tego nie zmieni. Powiedz Anicie, że musi wyjechać.
-Mam jej powiedzieć, że musi przeboleć śmierć siostry?
-Nie - zaprzeczył spokojnie Jacek. -Że nie może się mścić w Lęborku.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 31.03.2009 22:28 · Czytań: 573 · Średnia ocena: 3,33 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: