Wypadkowa samotnych wektorów - arithiel
Kategoria Konkursowa » Konkurs "Testosteron" » Wypadkowa samotnych wektorów
A A A
- Chyba się starzejesz, Stary.. – Zaśmiał się do siebie, po czym nadal spoglądał w lustro.
Przyjrzał się lekko zmęczonemu wyrazowi swej twarzy. Spod rozwichrzonej grzywki błyskały podkrążone oczy. Pod nimi dwa fiołkowe worki. Zdawały się one jednak ginąć pośród mrowia czarnego zarostu. „Jednak ogolę”, zdecydował.
Sięgnął do szafki po piankę. By położyć kres istnieniu dwumiesięcznego zarostu, wystarczyło, że znajdzie jeszcze maszynkę. Gdy w końcu wyjął ją z bieliźniarki, zauważył, że włożone baterie nie podołają zgoleniu jego dotychczasowej dumy i symbolu quasi abnegacji.
Nie minęło dwadzieścia minut, gdy uporał się ze wszystkim. Skończywszy, spojrzał na siebie z zadowoleniem. „Praca grafika jednak konserwuje. Trzeba tylko ogarnąć te wory”, przyznał, znowu się sobie przyglądając. Wychodząc na korytarz, spojrzał na zegarek, po czym uzmysłowił sobie, że musi się pospieszyć. Trudno jeszcze mu było przyzwyczaić się do braku auta, zwłaszcza, że oddał je do komisu dopiero co poprzedniego dnia.
Na szczęście dla siebie, lecz na przekór swemu zniechęceniu do komunikacji miejskiej, przyszedł na przystanek w samą porę. W autobusie włączył sobie w mp3 album z kawałkami, które DJ Ivy samplował na piątkowej imprezie. Znajome dźwięki otrzeźwiły go chyba skuteczniej niż mógłby to uczynić sam kubeł zimnej wody.
„Dobre techno nie jest złe, zwłaszcza, gdy jest do czego pić na parkiecie”, jego oczy zabłysły, usta wydęły się ni to pogardliwie ni to radośnie. Jak zwykle w poniedziałkowe poranki w drodze do pracy, starał się przypomnieć sobie twarze lasek, które przyszły do klubu. Rozważał, które z nich warte były zachodu i czy dobrze zrobił, że uderzał do tej a nie innej. Był wybredny i za każdym razem starał się sięgać po coś nowego. Oczywiście istniała „stała gwardia” tych, które regularnie przychodziły żądne przygody. Blachary go jednak nie interesowały. To znaczy: dawno go już znudziły.
W ostatni weekend nie obłowił się. Może za sprawą przemęczenia nie wyglądał zachęcająco? Jednak nie żałował. Pomyślał, że dobrze się stało, bo sfiksowałby chyba bardziej, gdyby znowu miał spocząć obok dżagi, której mógłby jedynie wsadzić i wyjąć. „Gdzie tu pikanteria, gdzie tu wytworne uniesienia?”.
Po drodze musiał jeszcze wstąpić do kasyna, by odebrać fakturę za swoją maszynę losującą. Do tej pory dzierżawił ją koledze. Zdecydował się jednak sprzedać kumplowi tego RNG-a . Po dosyć korzystnej dla kumpla cenie.
Wysiadł z autobusu. Na lewo od budki przystankowej zaczynał się chodnik, który wiódł pomiędzy rosłymi krzewami. Prowadził do klubu-kasyna położonego w otulinie dawnej jednostki wojskowej.
Drzwi do środka były otwarte na oścież.
Przestąpił próg bez zastanowienia. Od razu rzuciły mu się w oczy zdobione amarantową tapetą ściany, które w świetle dziennym zwracały uwagę swoją odmiennością. W holu ktoś mył podłogę.
Podszedł do gościa z mopem, a zaraz, w sylwetce astenika rozpoznał Świstaka.
- Witaj.
Pracownik odwrócił się.
- Cześć Stachu. A Ty tu co?
- Jest Jaro? Mam sprawę do niego.
- Nie ma go. – Świstak oparł się o mop. - To znaczy, jeszcze nie przyjechał. Będzie dziś na pewno, bo zmieniamy lamperie.
- Kiedy ma przyjechać?
- Nie dam głowy, ale za jakąś godzinę powinien już być.. Chcesz się napić?
- Nie, bo idę do pracy..
Stachu zamyślił się. Nie był w sumie z Jarem umówiony. Przygryzł wargę, ale pomyślał, że trudno. „Pumex” znajdował się trzy przystanki od jego biura. Nie chciało mu się czekać, a nadganiać autobusem też nie miał zamiaru.
- Eh. Przekaż Jarowi, jak przyjedzie, że byłem oraz żeby się ze mną zdzwonił. – rzucił Staszek i z rękoma w kieszeni skierował się ku wyjściu. Zdążył jeszcze usłyszeć: „Okej”, rzucone przez Świstaka.
Po wyjściu na zewnątrz, przyjrzał się jeszcze przestrzeni wokół klubu. Z zewnątrz budynek także wyglądał cacy. Staszek gościł tutaj tylko raz, lecz był wtedy nastawiony, a raczej wstawiony głównie na zabawę, nie na zwiedzanie. Niewiele zresztą pamiętał. „Może warto by tu jeszcze kiedyś zabalować.”, pomyślał teraz, choć czuł, że nie nastąpi to prędko.

***

Gdy wszedł do swego warsztatu (a tak właśnie nazywał pomieszczenie z biurkiem i komputerem), na stoliczku przy wejściu zastał dwa świstki papieru. Zgodnie ze swoimi przypuszczeniami, odkrył, że były to wstępne zlecenia. „Jeszcze trochę poczekają”.
Ktoś zapukał do drzwi. Nie było wątpliwości, że to Aneta.
- Proszę.
Zza otwieranych drzwi wychyliła się postać wysokiej brunetki, z długimi lecz spiętymi w kok włosami. Nawiązując kontakt wzrokowy ze Stachem, jej oczy uśmiechnęly się, poniekąd mrużąc się.
- Witaj. – rzekła, układając w dłoniach plik kartek A4. – Dzisiaj masz spotkanie z The Oral i Pneumonics. Mam nadzieję, że pamiętasz.
- Jasne – przyznał ospale.
- Właśnie widzę – spojrzała badawczo na Stacha. - Dwunasta i czternasta. Ma być czysto i schludnie, bo inaczej szef cię zabije. Mnie już nic nie zrobi. – zachichotała.
Rozbudzony ostatnim zdaniem a może śmiechem, Staszek przeniósł zwrok z monitora odpalanego Peceta na sekretarkę, lecz ona już zdążyła wyjść. „Co miała dokładnie na myśli?”. Z tego jednak, że mógł obawiać się konsekwencji „niewypełnienia obowiązków”, Stachu zdawał sobie sprawę. Pracował w liczącej kilkunastu grafików, a więc dużej agencji reklamowej. Zajmował się reklamą stateczną, podczas gdy istniał jeszcze większy dział filmowy oraz fotograficzny. Ci mieli swoich operatorów i dodatkowe studio. Oraz.. własną szefową.
„Cięta babka”, przyznał w duchu Stachu, uspokojony, że efekty jego czwartkowej, nocnej roboty jednak się na kompie zapisały.
Kahowska, bo tak się nazywała, odpowiadała także za rekrutację pracowników. To ona przyjęła Stacha do pracy, jej to opinia przeważała, gdy w grę wchodziło wymówienie umowy. Zientarski, właściciel i szef Ad-Medium, oddawał swojej zastępczyni pełnię władzy. W biurze pojawiał się, gdy pojawiały się poważniejsze kontrakty. Zresztą był to bardzo towarzyski człowiek, typ pyknika. Dobroduszny, lecz nieogarnięty. To on był bezpośrednio nad Stachem, którego zawsze chwalił. Pewnie nie każdemu się to podobało.

***

Minęły dwa dni, lecz prace w warsztacie jeszcze nie ruszyły. Zepsuła się chłodnica i siadła połowa elektroniki. Konieczne było sprowadzenie nowych części z fabryki. Sekretarz zakładu poinformował o tym Stacha w środę rano, gdy ten był w drodze do pracy. W autobusie..
- A więc na kiedy będzie gotowy?
- Do środy wymienimy ... .
- Dzisiaj jest środa (!). – zagrzmiał Stachu, lecz zaraz się opanował. – Przyjdę – hamował się jeszcze - lecz nie zapłacę ani grosza więcej. Nara.
- Do widze..
Stachu odłączył się. Na szczęście dla szyby lub obicia autobusowego fotela, był to już koniec trasy. Mężczyzna skierował się ku drzwiom wyjściowym.
W drodze powrotnej postanowił przejść się na pieszo do centrum handlowego, a potem już tylko wziąć taksówkę.
Po dokonaniu zakupów, zaszedł do EMPiKu, by zaopatrzyć się w upatrzoną przez siebie składankę Beatles’ów. Słuchał ich kiedyś, lecz nie miał już zamiaru rozgrzebywać kaset magnetofonowych.
Uwagę Staszka zwróciły dwie pozycje na półce pod napisem: NOWOŚCI: „Jak poderwać swoją byłą?”, „Uwodzenie w pracy”.
Zawahał się. Zwłaszcza ta pierwsza książka nęciła go, by chociaż do niej zajrzał. Lubił czasem pośmiać się z chłamu drukowanego jedynie po to, by ludzie w pełni świadomie kupili ten stek niedorzeczności. Zresztą, nic nowego tam nie napiszą.
Przeszedł dalej. Wziął do ręki encyklopedię Harley’ów i usiadł na kanapie. Grubo oprawioną księgę przeglądał w poszukiwaniu specyfikacji modelu Twin Cam 88. To właśnie jego zakup rozważał, a raczej marzył o nim. W międzyczasie uwagę Stacha zwróciły inne dwuśladowce.
Nie minęło pięć minut, gdy obok grafika usiadł nieco szpakowaty facet. Miał na sobie skórę i wytarte spodnie, lecz wyglądał stosunkowo młodo. Napięte mięśnie jego oczu potwierdzały, że jest skupiony na lekturze. Zaciekawiło to Stacha, któremu młodzieniaszek przypominał czasy jego własnej młodości, pełnej buntu. A trwała ona dopóki grafik nie poddał się clubbingowi. „No i nawałowi pracy”, dodał w myślach.
Książka trzymana przez chłopaka zwróciła uwagę Staszka. Jednak nie ze względu na swą okładkę. Tytuł brzmiał: „Jak poderwać dziewczynę w 5 minut”.
„Co to ma w ogóle znaczyć? Pieprzone walentynki”, pomyślał Stachu. Zaraz jednak na jego twarzy zagościł uśmiech. „Ciekawe kiedy wyłożą ‘Jak nie dać się poderwać’”.
Postanowił zagaić.
- Sorry. Coś ciekawego jest tam napisane? – Staszek skinął na ręce chłopaka, gdy ten obdarzył go pytającym spojrzeniem. – Mam na myśli, czy coś wyjątkowo intrygującego?
Rozważał powiedzenie „nowego”, ale nie chciał narazić się na zbombardowanie szczegółami. Jeżeli ten punkowiec w ogóle miał zamiar przemówić.
- A jest, jest. Ciekawe podejścia proponują. – wydukał, potrząsając nerwowo książką.
- Że niby co? Podryw na „turystę”? - Staszek zaśmiał się gardłowo.
Twarz chłopaka wykrzywiła się niepewnie, oczy uciekły w bok. Przywołało to Stacha do „porządku”. Nadal jednak wyginał twarz w krzywym uśmiechu.
- Wybacz, ale bawią mnie niektóre absurdy. Choć nie zawsze do końca nieprawdziwe.
- Racja. Są tutaj patterny mniej lub bardziej godne uwagi.
- Patterny powiadasz? - Usta Staszka wydęły się z lekka. – Najlepiej iść na żywca. Strzelić jak z pyty. Wiesz co mam na myśli? – w jego głosie pobrzmiała protekcjonalna nuta.
Chłopak zaśmiał się, lecz bardziej do siebie.
- Racja. Ale nigdy bez dopalacza.
- To zależy, w co uderzasz. - Staszek zamknął swoją encyklopedię i wyciągnął dłoń do chłopaka. - Stachu jestem.
- Mów mi Jacob. – jego dłoń była niewielka, lecz mięsista.
Grafik pokiwał teatralnie głową i uśmiechnął się. Bawiło go zachowanie chłopaka.
- Spoko. Gdzie zamierzasz wyrywać? – spytał się, miarkując, czy gościu w skórze mógłby zaleźć do jednego z klubów, do których Stachu sam uczęszczał.
- Na ulicy.. Choćby tutaj.. Może kluby. – Jacob spojrzał w zamyśleniu w bok. – Tam łatwiej poderwać jakąś na nockę.
Grafik uniósł brew.
- Wreszcie w miarę pozytywny akcent. Wiesz czego chcesz! – rzekł, z deczka pogardliwie i poprawił się na siedzeniu.
Zaś oczy Jacoba rozbłysły.
- Może ty byś mnie czegoś nauczył? – spytał pewniejszym już tonem głosu.
Stachu zmrużył powieki.
- No, możemy gdzieś wybyć.. – zatrzymał się, przypominając sobie o niedokończonych projektach. Spojrzał na nieco naiwny wyraz twarzy chłopaka z książką o podrywaniu. „A co mi tam”.
- Skoro dla ciebie to żadne nowości.. – prowokował tamten. - Czytałeś którąś z podobnych pozycji? – drążył dalej.
- Raz, może dwa wpadło mi coś w łapy. – Staszek miał to do siebie, że ufał jedynie własnemu doświadczeniu. – A co do dopalaczy, zapalników i...

Reszta słów nie dotarła już do Jacoba. Zresztą Staszek nic już nie powiedział. Rozległ się ogromny huk, który przeszył ciszę, a także uszy grafika, jak się temu wydawało. Stachu nie wiedział, czy nie kontaktuje z rzeczywistością, czy może to tylko cisza po kilkusekundowym tłuczeniu szkła kontrastowała z niebywałym dźwiękiem. „Musiało być masywne”, pomyślał mimowolnie. Po czym wybudzony, dostrzegł, że połowa świateł w salonie zgasła. Spojrzał w bok. Jego twoarzysz rozmowy wychylał właśnie głowę spod książki, nadal skulony w kłębek.
- Co to było?
- Kurwa, nie wiem! – Staszek przetarł oczy, w których znalazło się nieco kurzu. Spojrzał na sufit. Tak, to coś na górze. Wybuch!
Nagłe odkrycie bynajmniej nie uspokoiło niedawnego posiadacza bujnej brody. Wybiegł za regał i powiódł wzrokiem w stronę wyjścia. Zauważył pracowników salonu, wybiegających ze sklepu. Jeden gorączkowo wymieniał zdania ze strażnikiem. Gdy zauważył młodszą koleżankę, również ubraną w czarny podkoszulek, chwycił ją pod ramię i wskazał na wnętrze salonu.
Dziewczyna, najwyraźniej nadal pozostająca w szoku, nie chciała słuchać jego poleceń. Chłopak posadził ją i sam wbiegł do środka, nawołując klientów, by opuścili salon.
Nieco zamroczony, Stachu obudził się z kolejnego półsnu. Podbiegł do niego Jacob.
- Co jest? – odezwał się.
- Spieprzajmy stąd.

***

Obok przebiegli strażnicy. Nawoływali ludzi, wskazując im drogę ewakuacji. Jeden z nich miał na ramionach małą dziewczynkę z kucykami. Płakała.
Staszek przytrzymał Jacoba, gdy ten chciał podążyć za tłumem.
Chłopak spojrzał badawczo na grafika.
- Wiesz, to jest jak z dziewczyną, którą uda ci się wstawić – rozpoczął dywagacje. - A dokładniej jak ze wstawianiem wody na herbatę.
- Czekaj – przymrużył oko Jacob. - A czy my nie jesteśmy teraz w kotle, który wre? – Z tonu jego głosu można było wnosić, że zapomniał o ucieczce.
Staszek uśmiechnął się do siebie, widząc podekscytowanie chłopaka.
- Doskonale. Widzę, że szybko się uczysz – powiedział protekcjonalnie. – A w czym łatwiej zaparzyć herbatę jak nie we wrzątku?
- Masz na myśli późniejsze zapuszczenie żurawia? – upewnił się Jacob z błyskiem w oku. Z twarzy chłopaka biła radość z oświecenia.
- Haha. Być może, lecz na pewno nie teraz. Chodź, musisz jeszcze zdobyć parę narzędzi...
Wychylili się zza kontuaru stoiska ze świecami i podążyli w kierunku najbliższego salonu jubilerskiego. Mijali ludzi, w których tłumnym gwarze nie można było się porozumieć. Zresztą nie rozmawiali.
Zanim dotarli na miejsce, Staszek dostrzegał jak podniecenie Jacoba, na powrót splata się z coraz większą niepewnością. Zamierzał go wciągnąć w kradzież. Zdawał sobie z kolei sprawę, że nie mogą wziąć za dużo błyskotek. Planował obrócić na tyle szybko, by wziąć dla siebie nowe jeansy od Levi’sa.
Jacob wydawał się skłonny zrejterować.
- Eh, zaraz będziemy musieli się ewakuować.
- Nie gadaj, tylko załóż na głowę tę szmatę.
Staszek rzucił koledze żółty, dziecięcy podkoszulek, w którym jedynie trochę rozpruł rękaw, jako otwór na oczy.
Może prowizoryczne maski nie powinny wprawiać ich w podobne przeświadczenie, ale obaj poczuli się jak bohaterowie kryminału. W końcu kradli. Zaskoczyła ich jedynie łatwość, z jaką udało im się zabrać cztery naszyjniki i kilka pierścionków. Nie mieli pewności, czy kamery są wyłączone, ale adrenalina buzująca w ich żyłach odpędzała wszelkie wątpliwości. Żadnego pracownika; wszyscy uciekli.
Dobra zabawa, którą zaraz po Staszku zaczął czerpać i Jacob, trwała jeszcze po wydostaniu się z centrum handlowego. Ludzi, którzy znajdowali się wewnątrz była niezliczona ilość. Nikt nie zwracał uwagi na to, czy ktoś wynosi coś nieswojego. A o to najbardziej martwił się Staszek. „W razie czego, trzeba będzie się pozbyć nowych galotów”, zdecydował. Jego plany awaryjne okazały się jednak zbędne.
Cieszył się w duchu, że nie przyjechał autem. Wtedy miałby problem z odjazdem. „Czym by tu wrócić do cholery..”.
Wyjął paczkę marlboro, po czym zapalił.
Dostrzegłszy zamyśloną twarz Staszka, Jacob przerwał ciszę.
- Tak się zastanawiałem – zaczął - czy się jeszcze spotkamy..
Powiedział to dosyć niepewnie, co Staszek początkowo zinterpretował jednoznacznie. „Pedał z niego czy co..?”. Przyjrzał się chłopakowi, ale ten nie wyglądał na kogoś z zaburzoną gospodarką hormonalną. Stachu zdawał sobie jednak sprawę, że czasami dewiacje mogą się ze sobą łączyć. Mimo wszystko, z wyglądu Jacob przypominał raczej bluesmana, nie metroseksualną wozidupę. Dzięki temu zjednał sobie przychylność grafika.
- A do domu mnie podwieziesz? Czym zamierzasz mnie odstawić? – prowokował żartobliwie grafik, wypuszczając dym w stronę Jacoba.
- Jasne, zaparkowałem po drugiej stronie alei.
Wyjął z kieszeni kluczyki i potrząsnął nimi w szpanerskim stylu. Rzeczywiście posiadał samochód.
- Oo.. no dobra. Prowadź.

***

Nazajutrz rano, Staszek od razu natrafił w necie na artykuł o wydarzeniach w centrum handlowym.

SAMOBÓJCZY ATAK BOMBOWY W GALERII MOKOTÓW

„Kto by pomyślał”, powtórzył ponownie w głowie. Już wczoraj oglądając wiadomości poznał pierwsze doniesienia o tragedii. Kilka ofiar, dwie śmiertelne. Nadal jednak nie wiadomo było kto, jak i dlaczego.
Niewiele to jak na razie obchodziło Staszka. Tego dnia miał wolne, choć nie od pracy. Mógł zostać w domu, lecz robota czekała. Potrzebne materiały przeniósł jeszcze dzień wcześniej na pendrive’a.
Przeszedł do kuchni, by zrobić sobie kawę. Czekając aż rozklekotany ekspres przygotuje mu jego ulubione espresso, sięgnął po zapalniczkę i zapalił kiepa. Kłębiaste myśli powoli ustępowały i krystalizowały się w bardziej racjonalne wnioski. W Staszku odezwał się głos rozumu. A raczej strachu, bo dopiero teraz grafik zdał sobie sprawę z tego, co mogło mu grozić. „Dobrze, że nie pławię się w arcymarkowych łachach”, zaśmiał się gorzko. Po chwili zaś przypomniał sobie, że gdy ostatnim razem był w Marks&Spencer, jego uwagę zwróciła dosyć ładna ekspedientka. Smukła brunetka, o łagodnym wyrazie twarzy, a przede wszystkim niebiańskim uśmiechu. Nagle posmutniał. „Oby nie...”. Nie dokończył myśli.
Wieczorem zasiadł przed telewizorem i obejrzał mecz polskiej reprezentacji. Mimo dosyć nudnego przedstawienia, wytrwał do końca. Mógł być dumny jedynie ze swej gorliwości. Po wypiciu, którejś już z rzędu kawy, zachciało mu się czytać. Lecz w połowie drogi do plecaka, przypomniał sobie, że przecież niczego wczoraj nie kupił. „A więc nuda”, Staszek przygryzł wargę.
Przypomniało mu się, że jest umówiony z Jacobem na niedzielę. Będą wyrywać laski na Chmielnej. Zaintrygowany wpisał w wyszukiwarce hasło: „jak poderwać dziewczynę”. Ku jego zdziwionej minie, ukazało się do licha i jeszcze trochę rekordów. Kliknął w pierwszy link, drugi, kolejny..
Przejrzał kilka stron i po skończeniu, przyznał przed sobą, że się zaczytał. Nie minęła jednak minuta, gdy trzeźwo ocenił, że niczego nowego się nie dowiedział. Odstręczyło go poza tym zatrzesięnie reklam na portalach. Właśnie.. Musiał dokończyć projekt nowego billboardu dla Snisiarsa. Na jutro!

***

„Gra uliczna”, jak to określał Jacob, minęła całkiem zabawnie. Chłopakowi udało się wyciągnąć numery do dwóch lasek, z jedną zjadł nawet pączka. Ale to dopiero, gdy Staszek pokazał mu swoją akcję. To on najbardziej się uhahał. Mimo że nie spotkał kobiety swojego życia. Zresztą nie szukał takiej. W każdym razie, żadna „przydrożna” nie zrobiła na nim większego wrażenia – jako całość. Zaczepił dwie laski ubrane w kozaczki, żakiet etc. – styl elegancki. Głównie po to, by poeksperymentować. Z drugą spędził kwadrans w kafejce. Lecz choć oboje pili kawę, to zamiast beżowego cappucino z filiżanki, nieboga zdawała się raczej spijaćz ust Staszka każde jego słowo.

- A widziałeś maślane oczy tamtej? – spytał z poczuciem wyższości Staszek.
Jacob uśmiechnął się lekko.
- Kształty miała niezłe.
- No co Ty nie powiesz? – Staszek stuknął kuflem o kufel kolegi, po czym opróżnił swój do końca. – Nawet miło się z nią gadało. Dziennikarka. Otwarta była.
- Oo. – chłopak uniósł brwi - I co, od razu przeszedłeś do sedna? – dodał przebiegle.
- Haha. Gdybym nie był dobrym kumplem, to już nurzałbym się z nią w wiosennych godach. Prawie wiosennych.
Wyjąwszy papierosa, Staszek skinął na kumpla. Ten wyjął zapalniczkę i użyczył mu ognia.
- Mówiłeś, że znasz nieźle zaopatrzony klub?
- Tego czy będzie w czym przebierać, to nie potwierdzę. Sam jestem ciekaw.
Stachu starał się przypomnieć sobie wystrój Pumexu z pamiętnej imprezy. Ale obraz poniedziałkowy wypierał jakiekolwiek wspomnienia. Poza tym wiele się tam zmieniło. Jaro, który odwiedził Stacha w sobotę, dopowiedział mu, co tam przyszykował. Nowe skórzane kanapy, marmurowy bar, wprowadzający neoneogotycką atmosferę.
- W każdym razie, mam nadzieję, że spodoba ci się wewnątrz.

***

Nadeszła środa. Ostatni dzień telepania się w zasyfionej komunikacji miejskiej. „Praca grafika nie jest taka łatwa”, pomyślał Stachu. Brak samochodu dostarczał mu kolejnego argumentu. To dziś po pracy miał go odebrać. Pocieszała go ta myśl. W robocie zaś czekał go retusz zdjęć modelki. Nie cierpiał tego robić. Z jednej strony zawsze miał ciągoty stwórcze i kreatorskie, ale zawsze to niewielkie mankamenty urody u kobiet przyciągały jego uwagę. Miał fioła na punkcie kobiecych pieprzyków.
Z krótkiego rozmarzenia wyrwała grafika świadomość, że tego dnia będzie musiał sam poradzić sobie z korespondencją i podjąć jednego zleceniodawcę. Na szczęście – tylko jednego. Ale to i tak wiele!
Jak się dowiedział w poniedziałek – Aneta, zwolniła się. Wysępiła w jakiejś firmie z branży, posadkę asystentki szefa. Staszek nie był w sumie zdziwiony. „Urokiem osobistym potrafiła dopinać swych celów” i zjedynawać sympatię. Stachu zdał sobie sprawę, że nawet ją lubił. „Ciekawe kto ją zastąpi”..

***

- Cholera, jasna cholera! Komu ja powierzyłem swój wóz?!
Pracownik zakladu zasępił się.
- Proszę nam wybaczyć, mechanik zachorował, Piotrowskiemu umarła...
- A co mnie obchodzi, że mu umarła... – Stachu nie potrafił się powstrzymać od złości.
- Córeczka.. – dokończył tęgi mężczyzna. – Pięcioletnia.
Konwulsje gniewu, którym ulegał Staszek, przemieszały się z innym rodzajem bólu. Po chwili, grafik spostrzegł, że do jego wnętrza wkrada się współczucie.
- Nie było mnie jak poinformować? – ciągnął i poirytowany wyjrzał przez okno. Wychodziło ono na tylną część garażu. Na parkingu stały samochody. W rogu, pod metalową wiatą stał motocykl. Nie, to nie motocykl. Staszek od razu poznał maszynę.
- Było tyle spraw do załatwienia. Nie zdążyłem sam.. Ale części już są... Chłodnica i kable.. Chłopcy przywieźli je już..
- Czyj jest tamten Evolution’er? - Staszek przerwał gościowi jego słowotok.
Mężczyzna spojrzał pytająco.
- Tamten H a r l e y – sprecyzował Staszek.
- Niczyj. Stoi, ma zepsuty silnik. Chłopcy grzebali przy nim, ale to kupa kasy.
Oczy Staszka rozbłysły.
- Jest na sprzedaż?
Wyraźnie zmieniony ton głosu klienta, zwrócił i uwagę i spojrzenie sekretarza. Mechanik dostrzegł w tym szansę.
- Może być, musiałbym pogadać z szefem. To co w odłogu, należy do szefa. W odłogu, ponieważ jest zbyt cenne by dać na złom.
W swojej pasji, Staszek poczuł pewną ulgę.
- Chcę go kupić. Jak dobrze pójdzie, to dam wam go do sklejenia. Zależy mi na nim. Bardzo.
Sekretarz również się teraz ożywił. Przesadnie gestykulując wyjaśnił, że motocykl jest już zarezerwowany dla Staszka, o ile szef nie ma wobec niego żadnych planów. Dodał jednak, że pewnie nie. Za chwilę jednak wrócił do auta, co znowuż przywołało we Staszku negatywne emocje.
Grafik nie miał już jednak wypieków na twarzy. Obejrzawszy Evolution’era (rocznik ’84) z bliska, poprawił sobie jedynie humor. Zadowolony zapewnieniem, że we wtorek rano przyprowadzą mu jego Volksvagena pod dom, wybrał się z powrotem do domu. Nie wziął taksówki. „Uh.. jeszcze nie najgorzej”, pomyślał, spostrzegłszy nadjeżdżający zza zakrętu tramwaj. Do pojazdu, przypominającego mu smoki z jego ulubionych powieści, był skłonny wsiąść. Pojechał naokoło.
Chcąc dojechać na Ochotę, musiał się jednak przesiąść na placu Zbawiciela. Wysiadłszy z osiemnastki, spostrzegł, że chodnik jest lekko zroszony. Dochodziła godzina również osiemnasta, więc już dawno było ciemno. Jaskrawości neonów okolicznych kiosków i metra biły po oczach. Stanowiły jednak element naturalnego krajobrazu, obserwowanego z ławki, na której przysiadł grafik.
Samoczynnie, Staszek zaczął sobie wyobrażać, jak będzie sunął po wilgotnym asfalcie, takim jak ten, który rozciągał się kilkanaście metrów przed nim. „Cacko, nie lada”, potarł swoje ręce o siebie i doświadczony kolejnym przypływem energii powstał, by pochodzić trochę w kółko. Obróciwszy się na pięcie, mężczyzna stanął jak wryty.

***

Wiedział, że nie jest sam. Już gdy przyjechał, na drugiej ławce czekała starsza kobieta z siatkami. Przyjechała dziewiętnastka, lecz ona do niej nie wsiadła. Gdzieś obok kiosku krzątała się grupa nastolatków, wydających charakterystyczne dźwięki.
Staszek nie przypuszczał jednak, że nieopodal, tuż przy przejściu dla pieszych będzie ktoś jeszcze stał. Ruch, jak na środowy wieczór był stosunkowo mały. Można było przypuszczać, że ludzie zdążyli już zaszyć się w swoich domach. A to dlatego, że w tę niechlujną, deszczową pogodę wybrali się do pracy samochodem (szczęściarze!).
Przed artystą, pracującym jako grafik komputerowy, lecz nie posiadającym sprawnego auta, stanęła właśnie Ona. Od razu uznał ją za osobliwy okaz. Lekko kręcone włosy opadały jej na ramiona i piersi, a dokładniej na klapę jej welurowego płaszcza. „Pewnie za gęste, by zmieścić je nawet w kapturze”, pomyślał Stachu. Ale ona nie miała kaptura. Za to na pewno bił od niej intensywny zapach, który długo musiał zamieszkiwać w luźno upiętych puklach. Kruczoczarnych, jak dostrzegł Staszek po przybliżeniu się.

- Pozwól, że postoję sobie obok ciebie.
Jej oczy odwróciły się od wystawy najbliższego sklepu z butami i zatrzymały na Staszku. Nadal stała bokiem i patrzyła czujnie, ze skórzaną torebką na ramieniu.
- Proszę bardzo – oprócz lekkiego zaskoczenia, w jej głosie nie pobrzmiewało nic z lęku.
- Przynajmniej będziesz sprawiać wrażenie, że nie jesteś sama. Tylko udawajmy, że rozmawiamy.
Nieznajoma sceptycznie zmarszczyła czoło. Zerknęła na Staszka.
- Obawiam się, że to nie jest konieczne. – oświadczyła z deczka ironicznie.
- Czy aby na pewno? A co jeśli ktoś cię napadnie i zabije?
Znowu przyciągnął jej wzrok.
- Wtedy mnie nie uratujesz.
Staszek rozdziawił usta.
- Nie, nie.. – próbował odzyskać wątek. – Przy mnie możesz liczyć na.. łagodniejsze traktowanie.
- Zwiałbyś przy pierwszej okazji. – odszczeknęła się, potrząsając głową.
- Zdziwiłabyś się.
Ostatnie słowa Staszka zawierały w sobie pokład tej pewności siebie, z którą grfaik uwielbiał rozmawiać z kobietami. One chyba nie mniej. Czemu tajemnicza nieznajoma reagowała tak zagadkowo? Przenikliwe spojrzenie Staszka wymierzone było w nieprzenikniony wyraz jej twarzy, choć także i biustu. Czarne rękawiczki, ukośna grzywka, zatroskane usta.

***

Na drugim przystanku weszło kilkoro facetów. Trampki, schodzone w różnym stopniu, kaptury od bluz na głowach, luźne spodnie. Lecz nie ubiór, a zachowanie zdradzało, co mogą sobą reprezentować.
Chcieli by ustąpić im miejsca. Tymczasem Staszek i nieznajoma siedzieli jedno za drugim, rozmawiając ku uciesze grafika. O błahych sprawach. Ona nadal była zamknięta, lecz lody powoli ustępowały.
Staszek wiedział, że determinacja tęgiego właściciela wszędobylskiej łysiny nie może wróżyć niczego dobrego. Jednocześnie wrodzona przekora podnosiła w grafiku łeb. Spojrzał na twarz dziewczyny, by dostrzec, że zamarła.
- Wstań Julio – powiedział, choć nie znał jej imienia.
Drugi mężczyzna zakołysał się pomiędzy dwoma miejscami, lecz w ostatniej chwili złapał się za poręcz u siedzenia dziewczyny i tym samym stanął pomiędzy nią a Staszkiem. Był pijany.
Grafik spojrzał na swoją rozmówczynię. Z jej twarzy wyczytał niemałe przerażenie. Wstała i próbowała ominąć dwóch mężczyzn. Na szczęście pijany opadł na zajmowane przez nią uprzednio miejsce. Trzej inni towarzysze zajmowali już kolejne siedzenia.
- Chodź do mnie – zakomenderował Staszek.
Dziewczyna podeszła. Z jej zachowania wyparowała już początkowa buńczuczność.
Ludzie dookoła siedzieli cicho, a gdy się na nich patrzyło, spuszczali wzrok. Staszek miał wrażenie, że w chwili zagrożenia wzięliby nogi za pas i jedyne co by ratowali, to skórę na własnych tyłkach. Wzbudziło to w nim nieprzyjemne, ale jakże znajome ostatnio uczucie obrzydzenia.
Chwila ta dłużyła się niemiłosiernie jak czytelnikowi, który dopiero co zdał sobie z tego sprawę. Mózg Staszka też był doświadczany piorunującym napięciem jak dłoń pisarza siląca się na epileptyzujące porównania.
Grafik zachował zimną krew.
- Usiądź – wskazał brunetce wolne miejsce na swych kolanach.
Sparaliżowana jakimś fobijnym strachem, usiadła posłusznie. Trochę go to zaskoczyło, lecz wiedział, że wszelkie jej nieposłuszeństwo mogłoby na nowo rozjuszyć tamtych typków. Z drugiej strony, nie było konieczne, by pozostała z nim. Tym bardziej mu to zaimponowało. Nie miał żadnej kobiety na swych kolanach od aż... dwóch tygodni. Staszek wyczuł jej instynktownie napięte mięśnie. Trochę go to zaniepokoiło. Musiało to mieć związek z tymi łebkami. „Jakieś zajście w przeszłości? Hm..”
Siedzieli początkowo nic do siebie nie mówiąc, jakby przyzwyczajając się do siebie. Staszek z przyjemnością wciągał przez swoje nozdrza powietrze, zaszyte pigmentami jej perfum. Po paru chwilach musiał jednak wrócić na ziemię. Oddech dziewczyny uspokoił się i nie uszła jej uwadze praktykowana przez Staszka inhalacja.
Grafik spojrzał na jej twarz, by spotkać się z jej oczyma. Miała rozszerzone źrenice, otoczone szmaragdowymi tęczówkami. Jej serce łomotało. „Znowu”, zaniepokoił się Staszek, lecz zaraz zrozumiał.
- Gdzie chciałabyś spotkać się następnym razem? – podjął puszczając jej perskie oko.
Kobieta wzięła głębszy oddech, przymknęła powieki, po czym na jej twarz wstąpił uśmiech.
- Hm... – zaczęła – kto powiedział, że będzie następny raz? - wydęła lekko wargi, kładąc rękę na poręczy za jego siedzeniem. - Kiedy był ten pierwszy, hę?
Intensywniejszy zapach dziewczyny pieścił zmysł węchu Staszka, lecz bliskość jej twarzy dodała mu tylko animuszu.
- Właśnie to ustalamy – nie dał się zbić z pantałyku. – Masz do wyboru...
Zaśmiała się gardłowo, hamując się jednak trochę, jakby mając na uwadze t a m t y c h. Jeden z nich, siedzący bokiem, wychylił się nawet. Ale jak zauważył Staszek, tamci byli zainteresowani jakimś napojem o dziwnej barwie.
- Z Julką, tak? – puściła zawadiacko oczko. – Jeśli myślisz, że nią zostanę, to się grubo mylisz. – Jej ręka opuściła miejsce za plecami Staszka, ocierając się o jego kark.
Tym razem to on się zaśmiał. Przypomniał sobie starą maksymę, jakoby kobiece „nie” miało oznaczać „tak”. Jedyne czego mógł sobie życzyć, to że w jej przypadku okaże się ona prawdziwa. Po części – jak najbardziej.

***

Obłożony pracą Staszek siedział w swej kanciapie. Przez ostatnie dwa dni wpłynęło kilka nowych zgłoszeń. Tym razem były to bannery. Nic wielkiego, ale także wymagało włożenia trochę wysiłku. A na dodatek nadal nie znaleziono nikogo na ciepłą posadkę sekretarki. „Aż dziwne, w czasie kryzysu.. Chętnych musiało być od cholery”. Rzeczywiście, Staszek widział kilka panien krzątających się pod drzwiami p a n i wiceprezes.
Zapowiadał się pracowity weekend. Zapracowany grafik zacierał ręce na samą myśl o tym, co czeka go w sobotę. Nie żałował, że odwołał wyjście z Jacobem, na rzecz spotkania z... „No właśnie, jak ona ma na imię?!”, przyłapał się na swej niewiedzy. Dziewczyna podała mu swój numer, ale bez imienia. Umówili się tuż po wyjściu z tramwaju – o dziwo wysiedli na tym samym przystanku (choć potem ich drogi rozeszły się do innych autobusów).
Już następnego dnia miało dojść do randki. Czy równie emocjonującej jak spotkanie sprzed dwóch dni? Staszek nie mógł dojść do żadnych logicznych wniosków, dlaczego Julka, nie Julka, działała na niego w ten sposób. Gdy o niej myślał, doznawał błogiego odrętwienia kończyn. Dotyk? Zapach? Głos? (no tak, ten akurat miała zadziwiająco aksamitny). „Ale jakim prawem mam tracić nad sobą kontrolę?”

***

Następnego dnia rano, wstał o dziewiątej. I tak znacznie sobie pofolgował. Przekonawszy się, że sobotni ranek nie jest dla niego odpowiednią porą na pracę, zdrzemnął się jeszcze. Tuż przed obiadem zdążył sporządzić zestaw trzech bannerów dla jakiegoś solarium. Co prawda, potrzebowali dwóch, ale agencje reklamowe wiedziały, ile znaczy szeroki wybór dla klienta. Staszek potrzebował w sumie pięć prototypów.
Włożywszy naczynia do zmywarki, zdał sobie sprawę, że tak nie ma czym pojechać na randkę. Wprawdzie miał się spotkać z Julią w umówionym miejscu, ale przybywając bez auta, zmniejszał swoje szanse na coś więcej. A tak cholernie lubił przejmować inicjatywę. „Ok, nie posmakujemy się w aucie, ale taksówek chyba jeszcze nie wywieźli do ZSRR”.
U Staszka, zamiłowanie do motoryzacji i techniki łączyło się z nie do końca opartą na rzetelnej wiedzy historycznej, niechęcią do „ruskich”. Nie mógł im odżałować, że z sześciu tysięcy śmigłowców „Mi” ze Świdnika, zostawili nam tylko kilkaset. „E tam.. złom na złomie, złomem pogania”, pomyślał przypominając sobie o swoim Harleyu.
Zadzwonił telefon. „To pewnie z warsztatu”.
Staszek spojrzał na wyświetlacz: „numer zastrzeżony”. Mimo to, odebrał.
- Słucham?
- Dzień dobry, podkomisarz Mirosław Wątlicki, Komenda Stołeczna. – „O żesz...”, spanikował Stachu. - Czy rozmawiam ze Sławomirem Mierniakiem?
„Z kim? Nie znam takiego chama”.
- Nie, to pomyłka.
- Zatem jak się pan nazywa?
- Stanisław Mierosławski.
Zapanowała chwilowa pauza, a może tylko się tak Staszkowi wydawało.
- Hm.. Proszę poczekać.
Odkładając potem słuchawkę, Staszek nadal czuł przechodzące przez ciało dreszcze. Pomyślał, że najchętniej poznałby czas, przez jaki ten komisarz, czy tam podkomisarz się nie odzywał. „Nie, nie może być. Nie mogli mnie znaleźć”, głucha cisza szeptała mu do ucha desperackie myśli. Za bardzo jednak znał realia dotyczące funkcjonowania policji. A może tak naprawdę nie miał o nich zielonego pojęcia? Co wspólnego z rzeczywistością może mieć wiedza wyniesiona z filmów z Al Pacino czy Robertem de Niro lub wreszcie z „Kryminalnych”?
- Zgadza się – odezwał się na powrót policjant, z którego głosu Staszek nie mógł wyczytać, co się „do cholery zgadza”. – To pomyłka. Najmocniej przepraszam.
„Uff.. Wielkie uff... Numer czy nazwisko? Co takiego pomylili? Inicjały? A może to był tylko element gry? Nie, to zdarza się tylko w przypadku wielkich przestępstw, a nie dziecinnych rabunków. Nie jestem przecież Frankiem Abagnale’m.”
Odetchnął. Poszedł do łazienki wziąć wreszcie prysznic. Przed wyjściem zadzwonił do warsztatu na Wyścigach, ale nikt nie odbierał. No tak, przecież była sobota, w dodatku popołudniu. Napisał jedynie maila na prywatny adres, jakże usłużnego sekretarza warsztatu. Miał nadzieję, że w miarę szybko otrzyma odpowiedź, czy będzie mógł posiąść swojego wymarzonego Evoultion’era na własność.

***

- Coś taki markotny? – dziewczyna zadarła nosa, strząsając popiół z papierosa.
Oczy Staszka rozbłysły lekko, a w kącikach jego ust zagoścł uśmieszek. Wszelkie kobiece gierki, jak zwykle, poprawiały mu nastrój.
- Chyba nie zamówisz już drugiego Cheval Blanc? Czy może ja mam ci fundnąć na rozweselenie? – pociągnęła dalej swój już trochę nieaktualny fortel.
Staszek odsunął talerz i świeczkę, po czym opierając się na blacie stolika, spojrzał spode łba.
- Nie ma takiej potrzeby.. – zapewnił, zniżając swój głos. Wyciągnął ręce wzdłuż stolika, a palce wskazujące złożonych dłoni skierował ku niej. Wbrew przypuszczeniom Staszka, nie wypuściła dymu w jego stronę. Grafik powiódł po niej swoim wzrokiem. Zatrzymując się na głębokim dekolcie, uniósł sceptycznie brew. Sięgnął po kolejną kartę z talii. „Tę zimną sukę trzeba od tyłu”, pomyślał po czym rozchylił swe wargi i zwilżył je lekko językiem.
Nieznajoma wzięła głębszy oddech. „A teraz dokończymy dzieła”.
- Brakuje oddechu? – dopiekł, wiedząc jak na nią działa. – Może by jednak przerzucić się na marlboro?
Dziewczyna pokiwała teatralnie głową, jakby brała pod uwagę taką możliwość, po czym opuściła głowę, zanosząc się od krótkiego śmiechu. Gdy ponownie spojrzała mu w oczy, Stachu rozplótł swe dłonie i otworzył przed nią. Prawidłowo odczytała gest, zanurzając swe łapki w jego wielkich. Być może mu się przywidziało, albo to dlatego, że ich twarze znajdowały się bliżej siebie, ale spostrzegł, że jej usta mienią się. Bardziej niż wcześniej. Jakby dopiero co zwilżone. W końcu to one przerwały ciszę.
- Mów mi Dżulia. – rzekły.
Usta Staszkowe również doszły do głosu. Zmusiły, a raczej jedynie dały prztyczka podwoziu grafika. Uniosło się, by zaraz usta grafika już tylko dopełniły dzieła. Zasmakowały..

***

Już wcześniej okazało się, że Dżulia, Julia, pal to licho, miała wóz. Naturalnie pojechali do niej. Najbardziej optymistyczna wizja niezmotoryzowanego Staszka spełniła się ku jego upojnemu zdziwieniu.
Rano obudził się później niż ona. „No tak, teraz już nie ucieknę”, przeciągnął się, przypominając sobie uciechy minionej nocy. Spojrzał na zegarek z szafki nocnej. Jedenasta.
Dżulia przyszła do pokoju z kawą. „Kapuziner, no nie.”. Akurat za tą espresso nie przepadał, ale porcja kofeiny była mu potrzebna.
- Papierosa? – wycedziła przez usta Dżulia, trzymając w nich już własnego Djaruma.
- Nie, dzięki. – powiedział grafik, pokazując jej swoje lighty - Teraz już wiem, dlaczego prosisz o herbatę bez cytryny.
Dziewczyna paliła tego dnia cytrynowego szluga. Zaśmiała się i wstała w poszukiwaniu popielnicy.
- To jak, kiedy następnym razem? – zapytał rozochocony Staszek. Nie zdążył jeszcze narzucić na siebie pancerza cynizmu.
- Jeśli masz zamiar znowu zapłacić za rachunek..
- A co, ty nie masz z czego?
- Szczerze? – spojrzała mu w oczy. – Szukam właśnie roboty. Nie pytaj jakiej. Heh, ale tak w ogóle, to kto wie, może znowu spotkamy się w tramwaju..
Nie umówili się, ale miał jej adres. Chyba jej.

***

Wieczorem Stachu natknął się w internecie na informację dotyczącą zamachu bombowego. Z tego co wyczytał, policja dowodziła, że terrorysta był uzbrojony w ładunki domowej roboty, umieszczone w plecaku. „Na podstawie wykazów połączeń telefonicznych ustalono, że napastnik pozostawał przez pół roku w związku z jedną z ekspedientek salonu. Kobieta znalazła się wśród ofiar”.
„Co za szit..”, pomyślał Staszek. „Dobrze, że to nie kobieta się wysadziła, chociaż te też są zdolne do różnych rzeczy”. Tego wieczoru nie chciało mu się już retuszować zdjęć anorektyczek. Zasnął nad „Mroczną Wieżą”.

***

Bilans ostatniego weekendu nie był dla Staszka najgorszy. Zresztą on sam uważał podobnie. Wreszcie się rozerwał i to w bardziej wyrafinowany sposób. To był fakt. Faktem było też niestety to, że znowu musiał się telepać do pracy autobusem. „Eh... Paranoja..”, starał się nie wpaść w szewską pasję. Opamiętał się, gdy zobaczył mężczyznę kopiącego śmietnik, a potem szybę budki na przystanku.
- Pieprzony bank. Sukinsyny pier******. – krzyczał tamten.
Stachu nie miał wątpliwości, co mogło dolegać gościowi. Doniesienia o bankructwach i zaprzepaszczonych możliwościach spłaty kredytu pojawiały się ostatnio coraz częściej. Grafik zdał sobie sprawę, że nie powinien narzekać.
Zajechawszy do pracy, zastał na biurku stos papierów. Wkurzył się. Marek i Jonasz też dostawali białej gorączki. Nadal nie było sekretarki!
Mężczyźni naradzili się i postanowili wziąć sprawę we własne ręce. Jonasz nie radził sobie z silnymi emocjami, więc Stachu poszedł ostatecznie z Markiem. Ale dopiero po godzinie.

***

Przed drzwiami wiceprezesa, to jet pani wiceprezes było wyjątkowo pusto. Stachu zapukał do drzwi, starając się nie uderzyć za mocno, z drugiej zaś strony – zakomunikować, że przychodzi z pilną sprawą.
Po trzech zapukaniach nadal nikt nie otwierał. Minęło pięć minut. Marek zapytał się recepcjonistki czy wiceprezes już przyjechała. Uzyskał odpowiedź twierdzącą.
- A zatem jednak musi być w środku. – spojrzał gniewnie na tabliczkę Stachu.
- To jak, wejdziemy?
- Chyba nie ma innego wyjścia. – oświadczył gotowy do szarży Staszek, gdy usłyszał dzwonek telefonu. To jego komórka. Odebrał, kląc w myślach czemu akurat teraz.
- Tak? – w jego głosie nadal pobrzmiewało poirytowanie.
- Czy przeszkadzam? – spytał lękliwie nieznajomy głos.
- To zależy kto mówi. Kim pan jest?
- Utrzeszczyk. Marek. Dzwonię z zakładu. Z Bokserskiej.
Tak, teraz Staszek już wiedział o co chodzi.
- Co z moim autem?
- Dobrze, chłopcy już się nim zajęli. Chciałem powiedzieć.. Tak, właśnie o tym. Ale jeszcze o motorze.
Staszek ożywił się.
- Nie o motorze, ale o Harleyu. „To nie motor. To Harley”. - Staszek zacytował wstawkę Zeda z „Ghost Rider’a”. – Co z nim?
- Same dobre wieści. Jest już pana. – Nie tylko mechanikowi podskoczyły wskaźniki na termometrze dobrego samopoczucia. Oczy Staszka zapłonęły. – Znaleźliśmy też części.
- O kurza twarz. Zajebiście! – Reakcja Staszka zdziwiła nawet Marka. Nie wiedział o co biega. – Jaki cylinder? Gdzie produkowany? Chwila, zadzwonię za jakiś czas, ok?
- Proszę bardzo.
Stachu rozłączył się. Był podniecony.
- Wkraczamy – zapukał i zaraz otworzył drzwi.
To, co zobaczył wewnątrz przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewał się, że w tak cenionej na rynku firmie, prawie że korporacji może przytrafić się coś podobnego. Jednak po części ucieszył się w duchu. Spojrzał na Marka. Ten tylko rodziawił szeroko buzię, nie potrafiąc wydukać z siebie żadnego słowa.
Na kanapie u szanownej pani wiceprezes leżała naga kobieta, a właściwie dwie nagie kobiety. Jedną z nich była sama Kahowska. Poznał ją po trójkątnym tyłku. Leżała na jakiejś lali, z długimi, czarnymi włosami.
Kahowska zaczęła bredzić.
- Hahaha. – zaśmiał się Staszek ciągle mając dobry humor po wieściach z warsztatu. – Upiła się! Lesba! I tak nic nie usłyszy! Zróbmy zdjęcia!
Stachu skinął na Marka i podeszli bliżej. Zawsze zrównoważona miłośniczka umiaru, ale w duchu twarda suka, osunęła się z kozetki i spadła na podłogę. To był TEN moment.
Niefortunna pani prezes odsłoniła twarz swojej wybranki. Stachu znieruchomiał. Nie wiedział jak zawołać. „Dżulia, Julia, Karminowoustna?!”.
Na łóżku spoczywała jego laska sprzed dwóch dni.
- Co to za kabała!? Halo! Odpowiadaj! – Lecz ona także leżała schlana. A może wzięły jakieś dragi. Na biurku leżały tylko wiśniowe Djarumy i pusta butelka po winie.
Marek kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Chodzący wte i wewte Staszek wydał mu się równie pokręcony. Grafik spojrzał na ciało Dżulii. „Teraz już wiem, dlaczego jęczała całą noc”. Uznał, że najwyraźniej tym maskowała brak orgazmu. „Orgazmem brak orgazmu? A może jednak go miała? Co to, fetysz przespać się z facetem?”.
Szefowa z trudem powstała.
- To jest naszaaa nooowa sssekretarka.. – wydukała, by zaraz runąć na ziemię.
Staszek wybiegł z gabinetu. Pobiegł do swojego biura. Zapakował własne manatki, chwycił kurtkę i uciekł do windy. Zjechał na dół, po czym zaraz opuścił biurowiec.
„Muszę gdzieś zadzwonić..”, zdołał pomyśleć, lecz tym, czego naprawdę potrzebował, była woda. Instynktownie zaszedł do pierwszego kiosku i kupił pół litrówkę.
Wyjął telefon i włączywszy książkę telefoniczną, natrafił na numer Jacoba. Zadzwonił. „Ciekawe jak mu poszło.. Może i mi przydałoby się trochę Pumexu..”.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
arithiel · dnia 01.04.2009 00:18 · Czytań: 745 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
gitesik
10/04/2024 18:38
przeczytać tego wiersza i pozostawić bez komentarza. Bardzo… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty