- Pij - odezwał się do Sergiusza wiekowy jegomość, którego oddech zdradzał przekraczający normę stan upojenia alkoholowego. Przykry zapach wyrwał Sergiusza z półsnu, w którym znajdował się od dłuższego czasu. - Pij, jak mówię!
Sergiusz spojrzał na swojego nowego kolegę wzrokiem pełnym litości. Zdawał się już wiedzieć, co za chwilę miało nastąpić. Perspektywa ta z pewnością nie spodobałaby się sączącemu właśnie kolejny łyk trunku jegomościowi.
- Nie pijam z nieznajomymi - odpowiedział Sergiusz głosem spokojnym, ale stanowczym.
- Tomasz jestem.
- Nie pytałem o twoje imię - Sergiusz pozostał niewzruszony wylewnością towarzysza.
- Trochę szacunku - wrzasnął Tomasz zawadiackim tonem.
- Szacunek okazuję tym, którzy na niego zasługują. - odpowiedział, wiedząc, że słowa te wyprowadzą nieznajomego z równowagi. Z takimi jak on do czynienia miał już zanadto, więc potrafił przewidzieć, co zaraz nastanie.
Korzystając z ostatnich chwil spokoju, Sergiusz rozejrzał się po izbie. Prowizoryczny bar doskonale spełniał swoją funkcję. Był ciemny, brudny i strasznie w nim śmierdziało. Idealne miejsce - pomyślał Sergiusz - wręcz stworzone dla takich jak poczciwy Tomasz. Trudno nie przyznać mu racji, albowiem pijany towarzysz najwyraźniej już dawno nie zażywał kąpieli, co odbijało się na jego prezencji i wydzielanym przezeń zapachu. Chyba nie chcesz zginąć w tym miejscu, głupcze? Korzystaj z ucieczki, póki możesz - dopowiedział w myślach.
- Nikt nie będzie mnie bezkarnie obrażał - rzekł Tomasz, wyciągając spod wełnianego swetra połyskujący pistolet. Sergiusza rozbawił kontrast między umorusaną twarzą Tomasza a lśniącą wręcz bronią. Teraz już wiem, co robisz wtedy, gdy powinieneś się myć - pomyślał.
- Masz jeszcze szansę. - Sergiusz wciąż zachowywał spokój.
- Słucham? Ja? Ja mam szansę? Kolega raczy żartować, ale to nie ja mam teraz przyłożoną lufę do czoła.
Faktycznie, Sergiusz czuł chłód metalu przystawionego do jego głowy. Nie było to jednak dla niego niczym nadzwyczajnym. Już nie raz spotykał się z podobną, z pozoru beznadziejną sytuacją.
- Nim zdążysz policzyć do trzech, będziesz miał tę właśnie lufę wetkniętą w gardło głębiej, niż twój fiut w ustach najlepszej w tym mieście dziwki.
Słysząc te słowa, Tomasz zalał się śmiechem. To był twój błąd - pomyślał Sergiusz i w tym samym momencie, wykorzystawszy nieuwagę napastnika, uniósł jego rękę, złamał w połowie przedramienia i wbił przednią część broni prosto w gardło przeciwnika. Przy okazji wybił kilka i tak już Tomaszowi zbędnych zębów.
- Trzeba było mnie zabić, kiedy miałeś ku temu okazję. A tak? Stoisz tu teraz jak taka kurwa z pełnymi ustami i nie wiesz, czy klient się spuści i rozwali tobie ten zawszony łeb, czy może okaże łaskę - Sergiusz zachowywał wciąż ten sam ton, którym zwracał się do nieznajomego od początku. Sprawiało to wrażenie, jak gdyby przebieg zdarzeń nie budził w nim żadnych emocji. - I wiesz co? Masz pecha, bo ten typ jest cholernie spragniony - dodał Sergiusz i przycisnął znajdujący się wciąż na spuście palec Tomasza, którego mózg przybrał teraz dziwną formę, upiększając przy tym już dawno niemalowaną ścianę.
Sergiusz rozejrzał się po lokalu, ale poza zdumionymi, tępymi twarzami zapijaczonych rzezimieszków nie odnalazł nic. W zasadzie niczego innego się po tym miejscu nie spodziewał. Niedawni przyjaciele Tomasza okazali się oczywiście tchórzami i nie ruszyli w sukurs koledze. Chociaż to akurat dowodziło, że nie są aż tak skretyniali, jak na to wyglądali. Musieliby być niespełna rozumu, by po tym, co tu zobaczyli, jakkolwiek zareagować.
Równie dobrze Sergiusz mógłby zostać w lokalu. Tu już nic mu nie groziło. Ponieważ jednak nie tolerował niezręcznej ciszy i lękliwych spojrzeń, postanowił wrócić do mieszkania.
Ulica nie różniła się zbyt wiele od samego baru. Również tu panował brud i smród. Kto by pomyślał, że jeszcze niedawno była to jedna z głównych ulic tego średniej wielkości miasta. Dziś nie tętni już ona życiem, samochody się nie prześcigają, ludzie nie pędzą do sklepów, czy też do pracy. Miesiąc walk zrobił swoje. Powybijane szyby, powyłamywane drzwi, pomazane farbą w sprayu ściany i wszędobylskie ulotki propagandowe. Gdzieś między budynkami ukazywały się sporadycznie cienie jakichś osób, by znikać tak szybko, jak się pojawiały. Sergiusz nie potrafił stwierdzić, czy to, co słyszy z oddali jest płaczem dziecka, czy też jękiem kolejnej ofiary grasujących w pobliżu rozbójników. Na dziś starczy już emocji - stwierdził jednak i ruszył w stronę swojego mieszkania.
Sergiusza obudził tępy ból głowy. Zupełnie jak gdyby... Jak gdyby ktoś zdzielił mnie pałą przez łeb - stwierdził w myślach, otwierając oczy. Nad łóżkiem stał całkowicie pozbawiony włosów typ. Jego obfita muskulatura aż nadto zdradzała profesję, którą się trudnił. Rozejrzawszy się po swojej sypialni Sergiusz musiał skonstatować, że poznany właśnie łobuz nie jest jedyną osobą w pomieszczeniu. Towarzyszyli jemu dwaj tej samej postury osobnicy oraz jeden mniejszy, wręcz karłowaty, który teraz stał twarzą do okna.
- Czego chcecie - wykrztusił z siebie Sergiusz opluwając krwią jednego z goryli, na co ten zareagował w jedyny mu znany sposób - zadając ponowne uderzenie.
- Trochę kultury. Nie wiesz, że gość w dom, Bóg w dom? - odrzekł najniższy, odwracając się w stronę łóżka. Sergiusz znał tę twarz dobrze. Grzegorz Dobropolski. Przywódca panoszących się ulicami rebeliantów.
- Raczej diabli nadali.
- Sergiuszu, Sergiuszu. - powiedział wzdychnąwszy Dobropolski, po czym kiwnął głową w stronę pałkarza. Spod kija wydobył się dźwięk łamanego żebra. - Tak nie będziemy rozmawiać. Przychodzę do ciebie z propozycją. Oczekiwałbym zatem odrobiny szacunku.
- Domyślam się, że jest to jedna z tych propozycji, których odrzucić nie mogę?
- Dokładnie.
- A co będę z tego miał? - Sergiusz przełknął napływającą mu do ust krew. Nielubiany przez niego metalowy posmak niestety wciąż był wyczuwalny. Nadal leżał na łóżku. Trudno się dziwić, kajdanki spełniały swoją funkcję wyśmienicie.
- Co będziesz z tego miał? - powtórzył Dobropolski, jak gdyby uderzyła go bezsensowność zadanego pytania. - Tomka poznałeś wczoraj. Moglibyśmy to zatem traktować, jako spłatę długu. Nie sądzisz? Niemniej jednak doceniamy twój kunszt. Możesz zatem spodziewać się nagrody. Po pierwsze i chyba najważniejsze, nie zabijemy ciebie. Po drugie, dobrze zdajemy sobie sprawę, iż twoje umiejętności są w cenie. Wielu ludzi oddałoby połowę swojego majątku, by mieć kogoś takiego jak ty do swoich usług.
- Moje umiejętności? - zdziwił się Sergiusz. Czyżby te łotry znały jego przeszłość? Skąd mogli wiedzieć, kim był wcześniej. W tym momencie nie potrafił jednak stwierdzić, czy źródłem wiedzy rebeliantów jest dobrze rozwinięta siatka wywiadowcza, czy też najzwyklejsze, krążące na jego temat plotki.
- Masz nas za głupców? Nie wpadamy przecież do byle mieszkań, by zlecić losowym osobom wykonanie misji. Zdajemy sobie sprawę kim byłeś i co robiłeś. Wiemy na co ciebie stać. Wiemy też na co nas stać i możesz liczyć na sowitą zapłatę. Po trzecie. Nowe życie. Dostaniesz nowe życie. Już teraz nasi chłopcy wyrabiają tobie osobowość. Możesz się chyba domyślać, jak przydatne będą czyste papiery, gdy skończy się całe to wojenne zamieszanie.
- Co mam zrobić? - Do Sergiusza dotarła siła argumentacji Dobropolskiego. Zwłaszcza ostatni jej punkt zdawał się być niezwykle interesujący.
- Jest pewien człowiek, który, powiedzmy, zaszedł nam za skórę. Dureń zabił mojego brata, za co chciałbym mu odpłacić. Twoim zadaniem będzie odnalezienie celu i przyprowadzenie go tutaj. Niestety, nie mamy pojęcia, gdzie dokładnie on teraz przebywa. Nasi ludzie przypuszczają, że jest w którymś z miast centralnej Polski. Tam też zacząłbyś go poszukiwać.
- Przyprowadzić? Nie wystarczy wam jego głowa?
- Widzisz, ludzie muszą wiedzieć, że pewnych zachowań nie będziemy tolerować. Daj mi go żywego, a ja już sprawię, by wrzask torturowanego ciała usłyszeli zdrajcy nawet z najdalszych zakątków tego kraju. On nie może zginąć.
Głupią bajkę wymyśliłeś Dobropolski - zastanowił się Sergiusz. - Ale nie bój się. Jeszcze się dowiem, o co dokładnie tu chodzi. Coś jest na rzeczy i dojdę do tego.
- Jak dotrę do celu? Nie wyślesz mnie chyba rowerem?
Chwilę później cała piątka była już na ulicy. Przy wiekowym Oplu stało kolejnych dwóch goryli, najwyraźniej których zadaniem było pilnowanie samochodu. Nic dziwnego. Taki kąsek bez obstawy nie wytrzymałby długo, aby nie paść ofiarą tubylców. Samo auto może nie było tak interesujące, ale znajdujące się w nim paliwo było towarem deficytowym.
- Samochód zatankowany jest do pełna. Oprócz tego w środku znajdują się trzy, wypełnione po samą nakrętkę czterdziestolitrowe kanistry. - powiedział Długopolski, wskazując na znajdujące się na tylnym siedzeniu baniaki. - Poza tym mamy dla ciebie coś specjalnego...
Jeden z rebeliantów wyciągnął z pojazdu sporych rozmiarów walizkę. No, to teraz najciekawsze - pomyślał Sergiusz, domyślając się, co zaraz ujrzy. Widok przerósł jednak jego najśmielsze oczekiwania. Oczom Sergiusza ukazał się bowiem niezwykle bogaty arsenał, który pozwoliłby wybić przynajmniej połowę tego miasta. Tu z pewnością nie chodzi o brata - stwierdził z całą stanowczością.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
nod · dnia 03.04.2009 11:18 · Czytań: 645 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: