Patrzyłam na swoje dłonie, niespokojnie uderzające o blat stołu. Opuszki powoli zaczynały nabierać sinawego koloru. Przerzuciłam się na przedramię, przycięte paznokcie sprawiały lekki ból, wbijając się w skórę, pozostawiając na niej czerwone piekące smugi. Rozkosznie.
Muzyka, potrzebuję muzyki...
Siedząc na krześle poruszałam się nieznacznie w znany rytm, spod przymkniętych powiek obserwowałam cień rzucany przez moje ciało. Moje ciało? Pokój wypełnił pusty śmiech. Ja nie mam ciała, jestem tylko powietrzem, jestem nicością. Jestem? Nie, nie ma mnie. Nie ma... Kiedyś byłam, ale teraz... Myśli zaczynały wirować, powodując ostry ból głowy. Myśleli że mnie zniszczyli, ale byłam zbyt silna, zbyt sprytna. Jestem, ciągle jestem. Wróciłam. Czułam wielkie podniecenie. Byłam taka rozkojarzona, tak cudownie obojętna na wszystko. Lekkim krokiem przeszłam przez pokój i zaczęłam tańczyć, wykonując najbardziej wymyślne ruchy, jakbym chciała zwabić kochanka w swoje sidła, a później go pożreć. Modliszka...
Zmęczona padłam na łóżko i zasnęłam. Nie śniło mi się nic. Chyba nigdy nie miałam snów... Obudziłam się bardziej zmęczona, niż kiedy kładłam się spać. Jakbym całą noc ciężko pracowała, a nie spędziła ją w łóżku. Ze strachem spojrzałam na swoje ramię, które sprawiało wrażenie, jakby nie było moje. Lekko zaczerwienione, jakby obce. Pewnie źle spałam. Znów. Powinnam coś z tym zrobić, pójść do lekarza. Tak, pójdę do lekarza.
Do lekarza? Ciszę przerwało gwałtowne trzaśnięcie drzwiami. Nie pójdę do żadnego konowała, znów będą próbowali się mnie pozbyć. Znów będą chcieli mnie zgładzić, pozbawić wszystkiego, co mam. Nigdy więcej im na to nie pozwolę, nigdy... Moim ciałem targnęły dreszcze, osunęłam się tuż przy ścianie, zanosząc się szlochem, obejmując ramionami kolana z całych sił. Nie pozwól im Boże, nie pozwól im, szlochałam. Łzy ciekły po policzkach, spływając na koszulkę. Tak bardzo się boję...
Nie chciałam się z nikim spotkać, nie czułam się najlepiej. Chciałam być sama, bolało mnie cało ciało. Pewnie jakaś grypa, albo inne paskudztwo, myślałam parząc herbatę. Dlaczego ta cholerna szklanka jest taka gorąca?! Zastanawiałam się nad tym, dotykając parzącego szkła, z lubością pieszcząc jej uszko, zanurzając palce w parującym płynie. Piekło niemiłosiernie, a ja odczuwałam przyjemność. Bolesną rozkosz, która spowodowała, że znów poczułam się sobą. Uśmiechnęłam się. Znów mogę być sobą.
Na środku pokoju zaczęły się piętrzyć ubrania, wyrzucałam z szafy wszystko, co popadło. Szukałam jednej jedynej rzeczy. Kiedy tylko ujrzałam skrawek poszukiwanej zguby, krzyknęłam z radości, ostrożnie wyjmując spod sterty nieistotnych szmat tą upragnioną. Przytuliłam do policzka śliski materiał i z przymkniętymi oczami chłonęłam jej dotyk. Moja krwistoczerwona sukienka. Moja ukochana... Pospiesznie zdjęłam ubranie i stojąc nago przed olbrzymim lustrem przyłożyłam ją do ciała. Kiedy tylko skóra połączyła się z chłodnym materiałem moje ciało przeszedł dreszcz podniecenia. Jęknęłam z rozkoszy.
Wolnym krokiem szłam ulicą. O tej porze raczej nikt nie spacerował. Apatycznie mijałam domy, obojętnie przeszłam przez park, bez entuzjazmu minęłam wystawy sklepowe. Stukałam obcasami po nierównym chodniku, aż w końcu dotarłam na miejsce. Przystanęłam na chwilę, przyglądając się olbrzymiej budowli, zakończonej krzyżem i znów to poczułam. Poczułam ogromną radość. Pewnym pchnięciem otworzyłam ciężkie i oporne drzwi, które po chwili z głośnym skrzypnięciem stanęły otworem, ukazując mi zaciemnione, dostojne wnętrze.
Uśmiechnęłam się szeroko, zamykając za sobą drzwi. Jeszcze chwilę, jeszcze kilka kroków... Przeszłam środkiem zdejmując buty. Bose stopy dotknęły chłodnej, płaskiej powierzchni. Na ramiona wystąpiła gęsia skórka, sama nie wiem, czy z zimna czy z emocji. Chłód pomieszczenia spowodował, że me ciało, odziane wyłącznie w lekką i zwiewna sukienkę zaczęło dygotać. Spojrzałam na wszystkie palące się świece, dające niezwykły nastrój, tak romantyczny i intymny. Głębokie westchnienie rozległo się po całym kościele, obijając się o każdą ścianę. Cisza, błoga cisza... Serce biło niemiłosiernie szybko, zaczęłam się niecierpliwić. Ręce niecierpliwie błądziły po spragnionym pieszczot ciele, najpierw delikatnie, a później mocno, brutalnie i zachłannie. Oddech pogłębiał się z każdym gestem, stając się coraz bardziej urywający i nierówny. Ciche jęki towarzyszyły nadchodzącej rozkoszy. Kiedy dotyk zaczął sprawiać ostry ból, osunęłam się na chłodną posadzkę, wyczerpana i zaspokojona.
Przeżegnałam się i podnosząc z kolan, wyszłam. Modlitwa działała na mnie uspokajająco, pozwalała zebrać myśli, oczyścić się. Muszę znów zacząć chodzić do kościoła. Chłód nocy wywołała dreszcze, a bose stopy kaleczone o wystające płyty chodnikowe, kamienie i szkło, nie sprawiały bólu. Wiatr rozwiewał wilgotne od potu włosy, całował mokre od łez policzki, próbował objąć mnie swoimi ramionami, lecz nie sprawiało mi to przyjemności. Nie chciałam kolejnego kochanka. Nie czułam nic, poza spełnieniem i spokojem.
Znów byłam tylko ja. Ona odeszła. Odeszła i nigdy już nie wróci...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Liftangel · dnia 09.06.2007 11:24 · Czytań: 614 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: