Za wszelką cenę - Magda250
Proza » Inne » Za wszelką cenę
A A A
Robert siedział w barze w swoim rodzinnym miasteczku pod Opolem i samotnie sączył piwo. Był wieczór 29 grudnia. Za dwa dni Sylwester a ja nie mam gdzie pójść, pomyślał. Ba! Nie mam nawet z kim iść się napić. Wszyscy kumple ze studiów porozjeżdżali się do swoich rodzin a tu nigdy nie miał przyjaciół. Lubił Boże Narodzenie, ale okres ferii poświątecznych był okropny, gdyż poza czytaniem kolejnych opracowań naukowych i porządkowaniem kserówek nie miał kompletnie nic do roboty. Kiedyś mógł chociaż porozmawiać z dziadkiem a teraz pozostało mu tylko wysłuchiwanie niekończącej się litanii żalów ojca, który jak zawsze czuł się pokrzywdzony przez cały świat. Obecnie znów przeżywał fazę biadolenia, że kolejny interes życia - nauka sztuk walk przez internet- nie przynosi jednak pożądanych kokosów. Robert oceniał, że za jakiś tydzień tata przejdzie do następnego etapu; stwierdzi, że "żył sobie nie wypruje"; i znów weźmie się za coś innego.
Póki co i tak miałem szczęście, pomyślał, bo nie spotkałem jeszcze Patrycji. Miała co robić, gdyż przygotowania do wesela z Piotrem Malczewskim szły pełną parą - Pati chciała założyć ślubną suknię, zanim ciąża stanie się widoczna, więc pośpiech był wskazany. Natalia myliła się całkowicie, sądząc, że okoliczności, w których poczęło się dziecko, skłonią ją do pozostania w domu i siedzenia cicho. Wręcz przeciwnie! Im bardziej miasto huczało od plotek, im częściej ludzie wytykali palcami, tym z większą determinacją i pewnością siebie planowała ślub na miarę księżnej Diany. Siedząc w salonie fryzjerskim lub kosmetycznym nie przestawała opowiadać, że przyszli teściowie są wprost oczarowani perspektywą posiadania długo wyczekiwanego wnuka, że Piotrek za nią szaleje, że na kolanach się oświadczał i przywiózł pierścionek z prawdziwym brylantem, że ma teraz urwanie głowy, bo tylu rzeczy musi dopilnować: zorganizowania noclegu dla 150 zaproszonych gości, przygotowania odpowiedniego jadłospisu, dostarczenia sukni ślubnej oraz zgrania w czasie i przestrzeni miliona innych szczegółów o kluczowym znaczeniu. Robert wiedział, jak wiele musi ją kosztować wyjście z domu i narażanie się na szykany, lecz zdawał sobie sprawę, podobnie zresztą jak i ona, że gdyby się z nikim nie spotykała i odgrywała przed wszystkimi skruszoną grzesznicę, od czasu do czasu przemykając tylko chyłkiem do sklepu lub do kościoła, to mieszkańcy miasteczka nie mieliby już wprawdzie o czym gadać, ale do końca życia nie pozbyłaby się pięta puszczalskiej - wszystko jedno, czy Piotr by się z nią ożenił czy nie. W konserwatywnym, prowincjonalnym środowisku nie lubi się kobiet takich jak Patrycja a zachowanie, jakiego się dopuściła, uważa się za najwyższą obrazę moralności, zasługującą na karę boską a co najmniej społeczne potępienie. O tego rodzaju "błędach młodości" pamięta się bardzo długo i choć uświęcony przez kościół związek jest w stanie zmyć popełniony przez młodych śmiertelny grzech, to i tak nie sprawi, że ludzie o nim zapomną. Wprawdzie można się tym nie przejmować, lecz konsekwencje dla kobiety, która planuje zostać w rodzinnym mieście i wychowywać w nim swoje dziecko, nie są zbyt przyjemne. Dlatego też Pati całkiem rozumie przyjęła zupełnie inną strategię. Nie korzyła się i nie błagała o przebaczenie. Zamiast tego opowiadała na prawo i lewo o tym, jak zawsze pragnęła zostać matką i jak dzięki ukochanemu Piotrkowi to marzenie wreszcie się spełniło. Ponadto nagle stała się lokalną patriotką. "Trzeba wspierać małe, rodzinne przedsiębiorstwa z naszego miasteczka i okolic"- mówiła, szukając rady wśród znanych sobie i obcych ludzi, gdzie znaleźć kucharza, wodzireja i muzyków na wesele oraz krawcową, która uszyłaby jej ślubną kreację. Ona, która dotychczas nie wyobrażała sobie, jak można się pokazać w czymś "niemarkowym", stwierdziła wszem i wobec, że w Opolu zakłady krawieckie szyją nie gorzej niż w Warszawie czy nawet Paryżu! Właściciel pobliskiego trzygwiazdkowego hotelu nie posiadał się ze szczęścia, że to jemu przypadnie zaszczyt goszczenia wielce szanownych znajomych pana Malczewskiego, którzy, jak miał nadzieję, powrócą później z dalszymi zleceniami zorganizowania firmowych i prywatnych przyjęć lub spotkań. W ten sposób każdy, kto się liczył, wiedział, że w jakiś sposób może skorzystać na tym bajkowym zamążpójściu a wścibskie plotkary czuły się wyróżnione, że zapytano je o światłą radę w organizowaniu największego wydarzenia towarzyskiego ostatniego stulecia. Dzięki udzieleniu tejże rady każda z nich odniosła wrażenie, jakby nagle stała się obywatelką tego świata możnych i bogatych, do którego miała wkrótce wejść Patrycja i jakby została w pewien sposób upoważniona, by na własne oczy zobaczyć ów cały luksus i splendor. Wraz z wybiciem godziny zero, zamierzały się zatem odpicować, kupić kwiaty, telegram i pospieszyć do kościoła z życzeniami szczęścia na nowej drodze życia. Kto zaś życzy szczęścia, choćby i nawet nieszczerze oraz przychodzi na ślub, którego piękno poraża swym blaskiem, temu jest już trudno wypominać nieco niefortunne okoliczności, jakie do niego doprowadziły. Znając Pati, Robert wiedział, że wszystkie te zabiegi miały jedynie na celu odwrócenie ludzkiej uwagi od prawdziwego powodu, dla którego to małżeństwo w ogóle miało mieć miejsce i musiał przyznać, że naprawdę nie doceniał jej pomysłowości w tym względzie. Ludzie zawsze muszą o czymś mówić, więc zamiast pozostawić w ich pamięci gorszące wspomnienie seksu na tylnim siedzeniu Hondy, podała im na talerzu dużo bardziej barwny temat: happy end rodem z Hollywood z nią samą w roli głównej. Kiedy zaś zatkała usta największym w mieście plotkarom, przeszedł czas na obłaskawienie skupionej wokół proboszcza ultrakatolickiej części społeczeństwa. Nawet najbardziej konserwatywni członkowie kółka różańcowego wzruszyli się, obserwując, jak młoda Ratajska aktywnie angażuje się w zwykle mało dynamicznie przeprowadzaną coroczną akcję zbierania funduszy na pomoc najuboższym, wykazując się przy tym niesamowitą wręcz inicjatywą i werwą. To ona objechała przed Bożym Narodzeniem okoliczne markety i w porozumieniu z księdzem ustawiła w nich kartony, do których można było wrzucać artykuły na paczki dla biednych dzieci; to ona zachęcała przedszkolaków do oddawania nieużywanych już zabawek, to ona zebrała wśród znajomych biznesmenów przyszłego teścia ponad dziesięć tysięcy złotych a zaraz po świętach zamierzała aktywnie uczestniczyć w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Była niezmordowana. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo postawią jej pomnik, pomyślał Robert. Najwyraźniej tylko on jeden jeszcze wie i pamięta, co się wydarzyło podczas tamtej pamiętnej imprezy i nie ma złudzeń co do charakteru przyszłej pani Malczewskiej. Zaślepienie mieszkańców miasteczka, którzy, jak zdążył zauważyć w ciągu ostatnich kilku dni, żyli obecnie zachwytem nad planowanym ślubem, sprawiło, że postanowił się upić.
Siedząc więc nad kolejnym kuflem piwa nie przestawał użalać się nad sobą, jaki z niego naiwny, żałosny i samotny palant. Miał już trochę w czubie, gdy do lokalu weszło jego trzech kolegów z liceum. Wprawdzie od czasu matury nie rozmawiał z Michałem, Pawłem i Jackiem, ale pomyślał, że mógłby się do nich przyłączyć. Zbliżył się do ich stolika i powiedział:
- Cześć! Mogę się dosiąść?
Cisza. Miał wrażenie, jakby był przezroczysty. Nadal ze sobą gadali, zupełnie go nie zauważając.
- Może postawić wam kolejkę? - zapytał.
Znowu nic. Robert zaczerwienił się. Czuł się głupio, gdy nad nimi stał, podczas gdy oni siedzieli. Zacisnął zęby. Nie pozwoli się tak ignorować. Zmusi ich, by wreszcie zwrócili na niego uwagę, więc wziął stojące obok krzesło, przysunął je i usiadł przy ich stoliku.
- Hej, ty! - krzyknął w końcu jeden z nich. - Nikt cię tu nie zapraszał! Spadaj stąd!
- Nie poznajecie mnie? - zapytał Robert zdziwiony nieco taką reakcją Michała, któremu przez cztery lata ogólniaka dawał ściągać na fizyce.
- Wiemy, kim jesteś, Brzeszczot - powiedział Jacek. - Nadętym kujonem, który nie potrafi nawet utrzymać dziewczyny.
Robert pobladł. Zamurowało go. Siedział jakby przyrósł do krzesła i po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co powiedzieć.
- Czego ty się spodziewałeś, Brzeszczot, co? - zapytał Paweł na tyle głośno, by usłyszeli go wszyscy w barze. - Myślałeś, że taka babka jak Pati naprawdę chce być z takim gościem jak ty?
- Dokładnie żeśmy się jej przyjrzeli, gdy Malczewski ją posuwał - dodał Michał, śmiejąc się złośliwie. - Wydawała się być bardzo zadowolona, kiedy pod nim leżała. Aż krzyczała z rozkoszy, ale bynajmniej nie twoje imię.
- A teraz przychodzisz tu i chcesz nam stawiać kolejkę - powiedział Jacek szyderczo. - Za krótki jesteś na to, Brzeszczot.
- Poza tym powinieneś oszczędzać kasę, bo teraz kiedy stary Kessner nie żyje, nikt nie poratuje twojego ojca nieudacznika, gdy kolejny interes mu zbańczy.
Ostatniemu zdaniu towarzyszył radosny rechot wszystkich bywalców baru. Porażki Piotra Brzeszczota stanowiły jeden z najlepszych tematów do żartów przy kieliszku. Paweł przyjrzał się Robertowi z wyraźną pogardą i dodał:
- Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz! Gdzie kupiłeś te szmaty? Na targu? Przecież widać, że nie masz kasy.
W całym swoim dotychczasowym życiu Robert nie przeżył aż tak wielkiego upokorzenia jak w tej chwili. Nie odczuwał gniewu, gdyż był zbyt inteligentny, by nie dostrzec gorzkiej prawdy w tym, co zostało powiedziane, lecz urażona ambicja sprawiła, że przez chwilę miał nawet ochotę rozpłakać się jak mały chłopiec. Coś go jednak powstrzymało - duma. Zrobił więc głęboki wdech i dopiero gdy nabrał pewności, że głos mu nie zadrży, odezwał się, siląc się na pewność siebie, jakiej w tym momencie w najmniejszym stopniu nie odczuwał:
- Nie chcecie ze mną wypić, to nie. Sam się napiję. Podwójną whisky z lodem - powiedział, zwracając się do właściciela lokalu stojącego za barem.
Ten zaś zmarszczył tylko brwi, pokręcił głową i stwierdził z ironicznym uśmiechem:
- No nie wiem, to dość drogi alkohol. Masz czym zapłacić, Brzeszczot?
Robert zmierzył go pogardliwie od stóp do głów. Z tylnej kieszeni znoszonych jeansów wyjął mocno sfatygowany skórzany portfel, w którym oprócz dwudziestu złotych i kilku drobnych monet znajdowały się jakieś stare paragony i 100 euro od Natalii. Wziął do ręki ten gruby plik w taki sposób, że setka leżała na wierzchu i zasłaniała kwity znajdujące się pod nią.
- Dla pana, panie Heniu, to ja jestem pan Brzeszczot. I proszę się tak do mnie zwracać - odparł twardo. - Dopiero co przyjechałem z Niemiec i nie zdążyłem jeszcze wymienić pieniędzy, ale chyba nie pogardzi pan obcą walutą? - zapytał podając mu banknot. W lokalu zrobiła się cisza. Wszyscy jak zahipnotyzowani wpatrywali się pana Henia. Ten ostatni zaś wziął pieniądze do ręki, potarł, spojrzał na nie pod światło, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście, panie Brzeszczot. Podwójna whisky z lodem dla pana, już się robi.
Robert spokojnie usiadł przy barze. Nie odwrócił się w stronę Michała, Pawła i Jacka, ale mógł się założyć, że opadły im szczęki, gdyż kątem oka widział, jaką reakcję wywołało wśród innych podejrzenie, że nosi przy sobie portfel wypchany banknotami po 100 euro. Uśmiechnął się w duchu.
- Ja się z panem napiję - powiedział nagle ktoś za jego plecami.
- To już nieaktualne - stwierdził Robert sucho, nie odwracając się nawet. - Trzeba było się zdecydować, kiedy wcześniej proponowałem.
- W takim razie to ja stawiam.
Robert spojrzał na mężczyznę stojącego za nim. Na oko zbliżał się do 60-tki. Miał siwe włosy, pomarszczoną twarz i spojrzenie kogoś, kto wiele już w życiu widział i przeszedł. Było w nim coś znajomego, co sprawiło, że chłopak nie mógł się pozbyć wrażenia, że gdzieś go już wcześniej widział.
- Kim pan jest? - zapytał ostro.
- Nazywam się Stefan Ratajski - odparł nieznajomy z niezmąconym spokojem.
Ratajski? Robert przyjrzał mu się uważniej a gdy ten się uśmiechnął, zrozumiał, skąd to wrażenie, że już się spotkali. Patrycja uśmiechała się tak samo.
- Ojciec Pati? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak.
Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
- Myślałem, że jest pan w Australii - wydusił w końcu.
- Byłem. Mogę usiąść? - zapytał.
- Oczywiście! - Robert nieco się zmieszał. Nadal nie miał pojęcia, jak się zachować. Tata Patrycji też milczał, przyglądając mu się badawczo.
- Podobasz mi się, chłopcze - stwierdził w końcu. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że będę ci jednak mówić po imieniu - Jesteś opanowany i masz klasę a ja lubię gości z charakterem. Dałeś im wszystkim niezłą szkołę.
- Ech... Ja... No wie pan, to nic takiego.
Gdyby nie ta stówa od Natalii, to mógłbym im co najwyżej skoczyć, pomyślał Robert. Znów zapadło kłopotliwe milczenie. Stefan Ratajski wpatrywał się w szklankę whisky, którą przyniósł właśnie pan Heniu. Upił łyk i powoli odstawił alkohol na blat kontuaru. Wylewny to on nie był. Jego twarz miała nieprzenikniony wyraz, zupełnie jak u wodzów Indian z amerykańskich westernów.
- Nieźle nas wydymały te baby, co?- zapytał w końcu, patrząc gdzieś w przestrzeń.
- Co pan ma na myśli?
Ratajski spojrzał wreszcie na Roberta.
- Wiem, jak się czujesz, chłopcze. Pewnie cię krew zalewa na myśl, jak moja córka dała się przelecieć największemu dupkowi w całej okolicy. Mnie też nie jest z tym łatwo, ale powiem ci tyle: wrodziła się a matkę.
Robert zesztywniał. Czuł się bardzo nieswojo, wysłuchując takich zwierzeń.
- Jeśli myślisz, że to ty wyszedłeś na największego idiotę w całej tej historii, to popatrz na mnie. Przez dwadzieścia lat tyrałem, żeby zapewnić byt mojej rodzinie i nie przyjechałem tu ani razu. Wcale nie dlatego, że bilet był za drogi, lecz dlatego, że żona wciąż opowiadała, że jak przyjadę, to władza już nigdy mnie stąd nie wypuści. Wierzyłem w te bajki jak ostatni osioł. Zasuwałem po czternaście- szesnaście godzin na dobę, bez żadnych urlopów, bez odpoczynku, byle tylko zarobić i mieć na stare lata do czego wrócić. Kazałem jej kupić ziemię i wybudować dom. Widziałeś go?
Robert skinął głową. Nie potrafił spojrzeć Ratajskiemu w oczy.
- Widziałeś. I co, podoba ci się?
- No, ładny... - bąknął Robert pod nosem, przypatrując się czubkom swoich butów, jakby nagle ten widok stał się najbardziej interesujący na świecie.
- Tak? Ten na sąsiedniej działce ładniejszy - powiedział pan Stefan spokojnie, znów biorąc do ręki szklankę whisky. Jego niespieszne ruchy, stoickie zachowanie i wyprany z wszelkich emocji, monotonny głos mogły zaskakiwać, biorąc pod uwagę emocje, jakie powinny nim w tym momencie targać. Dom sąsiada, którego zdjęcia Ewa Ratajska wysyłała mężowi, był bardzo ładną willą z pięknym ogrodem pełnym drzew i kwiatów. Na ich własnej działce walały się jakieś kawałki styropianu, porozrzucane pustaki i inne śmieci a największą ozdobę całej posesji stanowiła wielka góra piasku porośnięta zielskiem. Sama budowa nigdy nie znalazła się nawet na etapie stanu surowego zamkniętego. Ceglana, sklecona byle konstrukcja przypominająca kostkę to gry miała wprawdzie cztery ściany i dach, ale brakowało drzwi i okien. Dziury, w których powinno się je było zamontować wiele lat temu, pozaklejano kiedyś czarną folią, lecz ta poodrywała się i powiewała smętnie na wietrze, zaś rosnące w miejscu podłogi półtorametrowe badyle dobitnie świadczyły o tym, jak długo nikt tam nic nie robił.
Ratajski upił kolejny łyk whisky i znów odstawił szklankę.
- A w Polsce jak ci się podoba? Dużo czasu spędzasz w Niemczech, to mi powiedz: lepiej jest tu czy tam?
Robert odetchnął, witając z ulgą tę zmianę tematu.
- Czy ja wiem? - odparł.- Biblioteka uniwersytecka jest lepiej wyposażona, profesorowie mają więcej czasu dla studentów, ale tak poza tym nie widzę żadnej różnicy.
Pan Stefan uśmiechnął się nieznacznie.
- Ludzie chodzą tam ubrani lepiej niż u nas?
- Chyba nie, chociaż Polki wydają się być bardziej eleganckie.
- Aha, ale Niemcy mają pewnie lepsze samochody, co?
- No mają, ale nie wszyscy. U nas też wielu już jeździ mercedesami albo BMW...
- ... lub Hondą, jak mój przyszły zięć - wtrącił Ratajski. Robert zaczerwienił się lekko. - A powiedz mi, jak tam mieszkają? Lepiej niż tutaj?
- W zasadzie tak, ale gdy patrzę na bloki w dzielnicy, w której znajduje się mój akademik, to sądzę, że podobne stoją w Opolu.
Pan Stefan pokiwał głową.
- A sklepy? Możesz u nas kupić to samo co tam?
- Oczywiście.
- Ale pewnie jest dużo drożej niż w Polsce?
- Niektóre rzeczy są droższe a inne nie. Na przykład chemia gospodarcza i kosmetyki są nawet tańsze.
- No widzisz, czyli różnica między Polską a Niemcami wcale nie jest taka wielka, co?
- No, nie - odparł Robert, nie wiedząc, do czego Ratajski zmierza.
- Tak wiele się tu zmieniło, odkąd widziałem ten kraj po raz ostatni. Chodzę ulicami, rozglądam się i niczego nie poznaję. Nie ma kolejek, w sklepach kolorowe zachodnie towary, pootwierano nowe kina i restauracje, ludzie jeżdżą całkiem niezłymi autami... coś ci powiem, chłopcze. Ja też nie widzę większej różnicy między dzisiejszą Polską a tym, jak się żyje w Australii. Powiem nawet więcej: tu żyłoby mi się lepiej.
- Czy to znaczy, że chce pan tu zostać?
Stefan uśmiechnął się zagadkowo.
- A czemu nie? Czy mnie tu źle?
Robert roześmiał się tak serdecznie, że aż łzy napłynęły mu do oczu.
- Przepraszam, że się śmieję, ale czy pańska małżonka już o tym wie?
- Nie. Zamierzam zrobić jej niespodziankę- powiedział Ratajski z wyraźną ironią w głosie.
- Ona pewnie myśli, że przyjechał pan tylko na ślub Patrycji a potem wraca pan do Australii, tak?
- Zgadłeś. Bystry jesteś. Kiedy do mnie zadzwoniła jakiś miesiąc temu i powiedziała, że Pati wychodzi za mąż, wiedziałem, o co jej chodzi. O pieniądze, jak zawsze zresztą. Kiedy moja starsza córka brała ślub, wysłałem tylko prezent, lecz sam nie przyjechałem. Tym razem pomyślałem sobie, że nadarza się dobra okazja, by wreszcie zobaczyć mój kraj, rodzinę, poznać zięcia, no i w ogóle, wygrzać się w cieple domowego ogniska w naszym pięknym, nowym domu - tu Ratajski po raz kolejny uśmiechnął się ironicznie i pociągnął łyk whisky. - Jeszcze jedną proszę - powiedział, zwracając się do barmana. Zamilkł na chwilę, czekając aż pan Heniu zrealizuje zamówienie po czym znów zaczął mówić ciągle tym samym, spokojnym, monotonnym głosem. - W końcu, myślę sobie, coś się tu na pewno przez te dwadzieścia lat musiało zmienić, tym bardziej, że niedawno spotkałem w Sydney polskich turystów. Mówili, że teraz można do Polski wjeżdżać i wyjeżdżać bez większych problemów, więc postanowiłem wreszcie wykorzystać zaległy urlop, spakowałem się, kupiłem bilet i przyleciałem tu pierwszym samolotem.
- Zapowiedział pan swoją wizytę?
- Tak, ale rozczaruję cię. Nikt mnie na lotnisku z kwiatami nie witał - pan Stefan po raz kolejny uśmiechnął się cynicznie. - Muszę ci powiedzieć, chłopcze, że dopiero teraz widzę, jak te moje baby musiały być przerażone. W sypialni zostały same gołe meble a w kuchni popsuta lampa i ten sam stół co dwadzieścia lat temu przykryty nawet podobną ceratą. Wszystkie co cenniejsze rzeczy, albumy ze zdjęciami z zagranicznych wakacji i te ich ciuchy jak z żurnala pochowały w piwnicy.
- Skąd pan wie?
- Chciałem naprawić tę lampę, bo mnie denerwowało, że przestała świecić, więc poszedłem poszukać narzędzi i wtedy przypadkowo to wszystko znalazłem. Sądząc po tym, jak ogołociły mieszkanie, mogę się założyć, że zdecydowanie większą cześć tych skarbów znalazłbym w domu mojej starszej córki, Karoliny.
Robert podrapał się w podbródek. Nie chciałby być na miejscu Ratajskiego, gdy ten przeglądał zdjęcia, na których pani Ewa z dziećmi i kolejnymi "przyjaciółmi domu" uwieczniła swoje liczne wojaże do Egiptu, Grecji, Ziemi Świętej, Norwegii, Włoch, Portugalii, Hiszpanii, Turcji, Bułgarii, Tunezji i wielu innych miejsc.
- Rozumiem. Naprawę bardzo mi przykro- powiedział w końcu szczerze.
Pan Stefan pokiwał głową.
- Dzięki. Kiedy to wszystko znalazłem, wróciłem do kuchni, wziąłem kuchenny nóż i odciąłem tamtą lampę tuż przy suficie. Nie widziałem sensu, żeby jej naprawiać. Później przyszła moja małżonka, zobaczyła kikut kabla wiszący nad stołem i mi powiedziała, że nie mam prawa się tak rządzić w nieswoim domu.
Robertowi opadła szczęka. Dobrze znał Ratajską, ale nie spodziewał się po niej aż tak skrajnej bezczelności.
- Gdy to usłyszałem, miałem ochotę ją uderzyć. Popatrz na moje ręce; gdybym ją walnął w ten bezduszny łeb, zostałaby z niej tylko mokra plama. Pomyślałem sobie jednak: zabijesz taką sukę a pójdziesz siedzieć za człowieka. Mimo to musiałem stamtąd wyjść, żeby ochłonąć, bo jeszcze chwila a byłoby mi wszystko jedno.
- Więc dobrze pan zrobił, że pan tu przyszedł.
- Tak, ale wciąż jeszcze trochę żałuję. Gdybym ją wtedy zatłukł, byłoby to morderstwo w afekcie a jeśli zrobię to teraz, to oskarżą mnie o zabójstwo z premedytacją.
Robert pobladł gwałtownie.
- Chyba nie zamierza pan...
- Spokojnie. Tylko żartowałem. Mam zupełnie inne plany a ty mi pomożesz.
- Ja? Nie będę brać udziału w żadnym przestępstwie!
- Ciszej, chłopcze. Ponosi cię wyobraźnia. Proponuję ci interes.
- Interes? - zdziwił się Robert. - Jaki interes?
- Czuję, że mogę ci zaufać. Wprawdzie przykład mojej żony pokazuje, że nie znam się za bardzo na ludziach, ale w twoim przypadku jestem gotów zaryzykować.
Ratajski westchnął głęboko i zniżył głos do szeptu.
- To, co ci teraz powiem, ma pozostać tylko między nami. Rozumiemy się?
- Tak, daję panu słowo honoru.
- Słowo honoru? - pan Stefan uśmiechnął się sardonicznie.- Naoglądałeś się przedwojennych filmów, ale niech ci będzie. Wierzę ci. Odpowiedz mi na jedno pytanie: co mówiła o mnie moja rodzina? Czym zajmowałem się w Australii?
Robert zawahał się.
- Jak to czym? Mył pan naczynia na zapleczu jakiejś restauracji, tak?
Pan Stefan poklepał go po ramionach, roześmiał się, jakby właśnie usłyszał jakiś żart i wyszeptał mu do ucha:
- Widziałeś kiedyś takiego starego pomywacza jak ja? Słyszałeś kiedyś, by ktoś pracując na zmywaku był w stanie zarobić na własne utrzymanie w obcym kraju i jeszcze wysłać rodzinie tyle gotówki, że trzy baby mogły sobie za to kupić markowe stroje?
- Przy różnicy kursowej złotówki w stosunku do dolara australijskiego-
- Może kiedyś ta różnica była gigantyczna, ale zdążyłem się już zorientować, że teraz nie jest wcale taka powalająca.
Robert poderwał się gwałtownie, lecz Ratajski chwycił go mocno za ramię.
- Spokojnie. Właśnie opowiadam ci dobry żart, więc wypada, żebyś się roześmiał. Nie jesteśmy tu sami. Mój świętej pamięci ojciec zawsze powtarzał: nie kładź wszystkich jaj do jednego koszyka.
- Nie rozumiem.
- No, to zobaczymy, czy znasz się tylko na książkach. Rusz głową.
- To znaczy... - Robert spojrzał na niego z zaskoczeniem. - Nie pracował pan w żadnym barze - wyszeptał.
- Bingo. - Oparł Ratajski, uśmiechając się niebezpiecznie. - Co jeszcze?
- Nie wszystkie pieniądze wysyłał pan do Polski.
- Tak jest. Wiedziałem, że się co do ciebie nie pomyliłem. Jeszcze będą z ciebie ludzie a moja córka kiedyś pożałuje, że się z nią nie ożenisz.
Robert przyglądał się ojcu Patrycji z coraz większą ciekawością. Jego zewnętrzny spokój i opanowanie, wręcz swego rodzaju ospałość, maskowały wewnętrzną siłę i energię.
- Jaki interes miał pan wcześniej na myśli? - zapytał.
- Widzę, że jesteś człowiekiem konkretnym. To mi się też bardzo podoba. Czuję, że się dogadamy...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Magda250 · dnia 07.04.2009 10:46 · Czytań: 598 · Średnia ocena: 3,33 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
ryszelie dnia 07.04.2009 12:06 Ocena: Dobre
Sam pomysl... Powiedziałbym, że oklepany... Ona go zdradza, on zrozpaczony, wszysyc mają go za frajera... On pracuje na australijskiej ziemi, ona go oszukuje, zdradza, potem kpi sobie w zywe oczy... Niby ot już było - ale tu mi się spodobało. Jest wartko napisane, jest tło, nie ma samych papierowych postaci... Zaciekawiło mnie i chciałbym czytać co będzie dalej. Jest tylko jedna rzecz- żyjemyw czasach powszechnego dostepu do informacji, w świecie internetu i TV Polonia dostepnej na autralijskiej ziemi. Pomysł, że on nie wiedział o zmianach w Polsce, że mozna juz swobodnie wjeżdżać i wyjeżdżać,że opierał się tylko na opiniach żony - jest nieprawdopodobny (szczególnie, że wyglądaże to łebski facet). Wole więc wierzyc, że on tylko tak mówił do Roberta - bo to mu pasuje do legendy. Jeśli dalej beda tu takie "gry pozorów" to tym bardziej jestem ciekaw co dalej. Mnie sie podoba - szczegolnie jak w niby jednym barze wypełniłaś wiele, wiele przestrzeni. Z szacunkiem - ryszelie.
Magda250 dnia 07.04.2009 13:04
Dziękuję za opinię. Chciałabym tylko powiedzieć, że przypadek Ratajskiego oparty jest na prawdziwym zdarzeniu, które znam z autopsji. Zmieniłam tylko pewne dane i okoliczności, by nie można było tej osoby zidentyfikować.
Magda250 dnia 07.04.2009 13:11
Podpowiedziałeś mi jedną bardzo ciekawą rzecz! Gry pozorów. Podoba mi się, lubię je w książkach. Uwielbiam je tworzyć (na papierze oczywiście) :) Właśnie wpadłam na nowy pomysł! Zabieram się do pisania! Dzięki!!
Usunięty dnia 07.04.2009 21:13 Ocena: Dobre
Hm... :rol:

Mnie to brzmi zdecydowanie jak jakiś serial. Nie lubię takiego języka w utworach pisanych. Dialogi są przekombinowane jak na opowiadanie - do filmu by się to nadawało w sam raz... ale to mi brzmi raczej jak scenariusz filmowy. Nie, żebym miała coś przeciw, ale takie utwory muszą mieć zachowaną płynność. Polecam lekturę "Wampiratów" Justina Sompera, to powieść dokładnie w tym klimacie, o jakim piszę w tym komentarzu. Mam nadzieję, że zechcesz przeczytać i lubisz literaturę fantasy.

Ogólnie oceniam na db.
SzalonaJulka dnia 08.04.2009 00:22 Ocena: Bardzo dobre
Historia może i niezbyt odkrywcza, ale za to ciekawie podana. Przyznam się, że mnie "wciągnęło"... czekam na cd.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty