RII. LIŚCIE ZA PROGIEM (z TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA. - Krystyna Habrat
Proza » Obyczajowe » RII. LIŚCIE ZA PROGIEM (z TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA.
A A A
II. LIŚCIE ZA PROGIEM. (CD Z CYKLU O MAŁYM MIASTECZKU)
Agnieszka Gawrońska, obładowana bagażami, uchyliła cichutko drzwi werandy i przystanęła. Musi przygotować twarz zanim rzuci się w objęcia witających. Będą zaskoczeni na jej widok. Jest wcześnie rano, powinni być jeszcze w domu. Na razie nikt ku niej nie wybiega. Nie usłyszeli jak podjechała taksówką, bo wysiadła przy ulicy, w cieniu drzew, podczas gdy życie tego domu skupia się po stronie słonecznej.
Zrobiła krok i coś zaszeleściło. To liście wina porastającego werandę. Zdziwiła się, że już spadają. Wciskają się do domu z każdym uchyleniem drzwi. Za nią też kilka przyfrunęło. Jakby i one się czegoś bały - pomyślała, stawiając na nich walizkę oraz torbę, wypchaną książkami. Zdają się tu chronić przed zimnem. Przycupną sobie na podłodze jeszcze błyszczące czerwienią i żółcią, ale zaraz się zwiną, zbrązowieją i zanim się skruszą, zostaną wymiecione.
Przysiadła w wiklinowym fotelu, a on jak zwykle zatrzeszczał, witając ją po swojemu. Poprzez pnącza winogron, osłaniających okna, popatrzyła na gruszę pośrodku podwórka z ławką u stóp. Dalej była grzęda słoneczników, teraz pochylonych, poczerniałych. Za nimi rzędy śliw i jabłoni wspinały się na wzgórze, skąd rozciągał się widok na okolicę.
Poczuła, że nogi jej rwą się, by pobiec tam, jak zawsze po dłuższej nieobecności, i nacieszyć widokami, nawdychać powietrza. Ono tutaj pachnie, jak nigdzie indziej. Korą drzew, pleniącymi się wszędzie ziołami i jeszcze czymś, chyba tutejszą ziemią. Ta, niezbyt tu urodzajna, kamienista, ale swojska. Patrząc z góry na malutkie domy i drzewa, na ledwo widocznych w dole ludzi, można odzyskać wiarę w swe możliwości i snuć najbardziej śmiałe plany. W takiej chwili świat się jej jawi jako najwspanialszy dziw poezji, tajemniczy, kuszący. Nastraja to odwagą do nowych poczynań. Trzeba przecież wykorzystać w życiu wszystkie szanse, zakosztować co tylko możliwe, poznać jak najwięcej i dać z siebie wszystko!! Ona ma już taki temperament, i to jej życiowa dewiza!
Tam na górze powyżej domu zawsze odzyskuje otuchę, że już żadnej szansy w życiu nie przegapi. Jest zdolna a świat kusi tyloma obietnicami że trudno wybrać. Nauczy się języka japońskiego, wybierze się na wyprawę polarną, albo naukową, w poszukiwaniu nowych cywilizacji, może nawet w kosmos! Czemu nie?! Zawsze kusiły ją niecodzienne przedsięwzięcia. Wymyślała sobie takie dla kontrastu z monotonią bytu na prowincji. Marzyła o takich ile razy pobiegła na górkę za domem. I żeby ta egzaltacja jej nie zadławiła, musiała zawsze z góry zbiec szybko z rozłożonymi rękami, jak na skrzydłach.
Uśmiechnęła się teraz błogo. Znów ma w zasięgu ręki takie możliwości! Zaraz ulegnie wielkim wzruszeniom! Będzie nadużywać wielkich słów! Co jej tam! Ona się dotąd tak naprawdę niczym nie sparzyła. Tylko ostatnio zatrzymała się w biegu, bo na chwilę zwątpiła w siebie i wraca tu, skąd chciała uciec. W dodatku jest zmęczona po całonocnej podróży pociągiem i przygnębił ją opowieściami dziwny facet z przedziału.
Zaczęło się po sprawdzeniu biletów. Jak wyszedł konduktor, ktoś westchnął jakie one teraz drogie. Od słowa do słowa i cały przedział zaczął narzekać, jak to kapitalizm wszystkich przeraża. Nic teraz nie jest pewne. W każdej chwili można stracić pracę, nie mieć na chleb i stać się nikim. Na każdym kroku trzeba podejmować ważkie decyzje: jaką wybrać karierę, jaki fundusz emerytalny, jak ulokować oszczędności. No i co wybrać z mnogości podobnych produktów w sklepie i który z kanałów w telewizji. Po czasach zwalczania fluktuacji kadr i erze pustych półek sklepowych a długich kolejek po wszystko, niełatwo z dnia na dzień tego się nauczyć. A tu trzeba wciąż się śpieszyć, żeby w porę coś przedsięwziąć, bo inaczej traci się okazje, promocje, terminy. Wygrywają ci, co się szybko decydują. Ale zdarza się i tacy tracą, plajtują, zwijają z nosem na kwintę interes. Starym trudno nadążyć z duchem czasu, przejść na komputery, gdy nawet telefon komórkowy sprawia trudności. Te wszystkie SMS-y czy e-maile to cała abrakadabra, a kto tego nie chwyta - przechodzi na bocznicę. Tymczasem reklamy głosem węża kuszą zewsząd do rozbuchanej konsumpcji. Wszystko staje się prozaiczne i przeliczalne na pieniądze. Rynkowość, czy jak jej tam, wypiera ducha .
Ostatnią myśl dorzuciła ona sama i wtedy milczący dotąd młodzian z brodą poderwał się. Wyglądał na trochę od niej starszego. Podniesionym tonem zaczął wyłuszczać nieuchronność urynkowienia. Pozostali zamilkli. Powoli wtulali głowy w wiszące nad nimi płaszcze i, jeden po drugim, zapadali w drzemkę. Teraz mówił już tylko do Agnieszki. Słuchała z grzeczności. Zbyt wiele innych myśli krążyło jej po głowie. Niby patrzyła na niego, ale kogo innego pragnęła mieć przed oczami. Tylko tamten nie przybył nawet na dworzec, żeby ją pożegnać. Wprawdzie wiadomość przesłała mu w ostatniej chwili, ale gdyby chciał...
Okazało się, że brodacz jedzie w to samo miejsce co ona. Ma tu objąć etat architekta miejskiego. Zaczął ją wypytywać o warunki narciarskie w okolicy i możliwości uprawiania jazdy konnej, tenisa, może golfa. Odpowiadała z ociąganiem, bo wydał się jej pięknoduchem, kierującym się w życiu przyjemnościami, a takich omijała z daleka. Mrużyła ironicznie brwi, kiedy wydziwiał, jak zdoła przetrwać w oderwaniu od ważnych urzędów, od tętniącego wydarzeniami życia kulturalnego metropolii. Wyjeżdża tylko dlatego, że jeszcze na prowincji coś się buduje i jest zapotrzebowanie na projekty. Ucieknie, jak kapitalizm upora się bezrobociem. Jest tam przynajmniej zasięg dla telefonu komórkowego? A kablówka? A internet? Zanim odpowiedziała syknął, że gdzieżby w takiej mieścinie...
Tego już nie zdzierżyła. Zaczęła bronić swych stron. Ona może swe miasto krytykować, żeby to i owo naprawić, ale nie może mu urągać obcy! I to jakiś nadęty playboy! Zarzuciła go kontrargumentami, podnosząc głos coraz bardziej, aż drzemiący współpasażerowie otwierali w przerażeniu oczy i szczelniej otulali głowy płaszczami. Brodacz milczał wyniośle, jakby i tak jego racje były i tak nie do podważenia. Po chwili zaczął przepraszać. Za to ona, wykrzyczawszy swoje, straciła animusz.
Przecież i mama narzeka, że gdzie indziej życie ludzi składa się z wydarzeń, nawet z przygód, a człowiek zagubiony z dala od zgiełku ważności, ma jedynie troski i zmartwienia. Takiemu tylko kran się popsuje, plomba w zębie się ukruszy. Męczy go katar albo kompleks niższości. I kurz nieustannie osiada na meblach. Takie są przygody człowieka zwyczajnego. Czasem ktoś w sąsiedztwie się żeni, ktoś umiera i nic się więcej nie wydarza.
Mama pisze tak ostatnio niemal w każdym liście. Wcześniej nie miała skłonności do utyskiwań. Była powściągliwa w ujawnianiu swego wnętrza. Widać wpada w popłoch przekwitania, że już nic w jej życiu się nie zdarzy. Tylko to, co nieuchronnie przyniesie los.
W pociągu powinna była zakończyć dyskusję i podrzemać, ale spostrzegła, że wygląd jej oponenta nie pasuje do wyobrażeń, jakie o nim powzięła. Miał długie nożyska i takież palce rąk. Cały był długi, chudy. Typowy astenik. O, nie playboy to, a istne uosobienie Don Kichota. Melancholijny i drażliwy. Tacy nie spijają beztrosko uciech świata, a wiecznie cierpią z urojonych powodów. I on wydawał się jakiś dziwaczny, niedzisiejszy. Do tego miał kozią brodę, a zawsze zdawało się jej, że broda coś ma zasłaniać, przed czymś chronić. Jednak nie chciało się jej zastanawiać, jaki on jest. Czymś ją po prostu odstręczał. Chociażby tym, że nie był Wojtkiem o nadąsanych w zamyśleniu ustach. To jego kręconej czupryny i okularów na próżno na peronie upatrywała. Nawet w momencie, gdy pociąg odjeżdżał, wydało się jej, że mignął pośród tłumu.
Ten miał na imię Rafał. Sam się przedstawił, gdy inni w przedziale posnęli. Ale długo nie mogli się przełamać i dalej mówili sobie na pan i pani. Zaczął jej opowiadać, że świat coraz szybciej pędzi w postępie technicznym. Pokolenie młodych żyje już w zupełnie innym wymiarze czasu niż chodzący po tej samej ziemi ich rodzice. Daje się już odczuć nadmiar informacji i popadanie w niewolę sztucznych mózgów. Staniemy się powoli robotami i sami się unicestwimy. Trudno sobie wyobrazić co dalej. Gwiazda powyżej pewnej masy krytycznej zapada się w sobie i staje czarną dziurą. Zastraszający postęp układów scalonych prowadzi do horyzontu zdarzeń i za jakieś trzydzieści parę lat cały świat się zapadnie w czarną dziurę postępu! Nastąpi samozniszczenie. "Technowniebowzięcie"! To zjawisko uczony amerykański, Danny Hillis nazwał "osobliwością za horyzontem zdarzeń". W półmroku Rafał snuł przenikliwym szeptem coraz straszliwsze wizje, a nieświadomi niczego pozostali pasażerowie, spali kołysani w rytm stukotu szyn. Czasem komuś głowa opadała w dół, ktoś zasapał i ocknąwszy się, chował się głębiej w fałdy płaszcza. Ona zdawała się tkwić gdzieś między jawą a snem, wylękniona dziwnością. Czytała o tym wszystkim wcześniej, ale nie do końca pojęła. W na wpół uśpionym pociągu odczuła tego pełną grozę. rA więc maszyny nas pożrą?
- Człowiek powinien znaleźć radę ... Tylko nie wiem czy potrafi to taki... Pełen słabości, obojętny na innych... goniący bardziej za pieniądzem i wygodą niż za wartościami kultury wyższej... Zresztą ja sam nie bez winy, żyję jak inni...
- Jako pedagog mam tu pole do popisu! - uradowała się. - Do życia niezbędna jakaś idea.
- To już bywało. Mądrzejszego człowieka miało stworzyć oświecenie, pozytywizm, i nie tylko. Piękne idee kończą się kolejkami po mięso, kartkami na buty. Potem znów odżywa nienawiść...
- Młodzież musi mieć inną wizję świata. Być wrażliwa na dobro i piękno.
- Łatwiej wymyślić doskonalszą maszynę niż człowieka... Chyba tylko na prowincji ludzie sobie żyją jak u Pana Boga za piecem, nieświadomi zagrożeń.
Rozgadał się, powtarzając powierzchowne opinie zarozumialców z wielkich miast, że poczciwiec, pozostaje zawsze taki sam, targany wciąż tymi samymi emocjami o niewielkim wymiarze. Jest nieświadom cywilizacyjnych pułapek. Odporny na zbyt wielkie idee. Niestety i on, zamieszkując na prowincji, będzie się musiał wpasować w życie o nieważnych wymiarach, ograniczając się do niewielkiej ilości zagadnień i zajmując malutko, maluteńko, miejsca we wszechświecie.
- Nie ma pan pojęcia o skromnych ludziach i już ich lekceważy! - oburzyła się.
- Ależ nie! Ojciec podczas wędrówek polnymi drogami zagadywał każdego mijanego, pytał o miejscowość i ludzi, czasem wypalał z takim papierosa, przyjmował zaproszenie na mleko, a potem pouczał: widzisz synu, każdy człowiek, choćby o najskromniejszym wyglądzie, to nowy świat mądrości; słuchaj ludzi; ucz się od każdego. On cenił spokój prowincji, bez tłumów i pośpiechu, gdzie wszystko w zasięgu ręki i na wymiary człowieka, gdzie nie przytłacza ciężar sław i ważniaków, a wszyscy sobie równi.
Chciała mu odpowiedzieć, że w małej mieścinie niekoniecznie tak sielsko, bo po byle co trzeba się tłuc autobusem do urzędu w większym mieście, albo pociągiem jeszcze dalej. I jak wszędzie, jedni lubią zajmować pierwsze krzesła na uczcie, szpanują czym mogą, a inni pozostają w cieniu. Ale za dużo by o tym gadać. Za oknem dzień wstawał szary. Kiedy wreszcie przebiło się przez chmury blade słońce, wszystko wydało się bez sensu.
Teraz poderwała w górę zaciśnięte pięści. W domu odzyska swój zwykły entuzjazm i znowu będzie miała tysiące pomysłów, planów, zamiarów. Jej też, jak tym liściom, potrzebne ciepło tego domu. Licho niech porwie tamto wszystko, co przed nią umyka. Już się ona postara o rozruszanie tej prowincji, jeśli tak zapyziała, jak ocenił ten przybysz z wielkiego świata. Działanie i porywanie do działania innych to jej pasja. I przemienianie wszystkiego!
Byle nie przeholowała z nadgorliwością. Od razu by się starła z babcią, starej daty nauczycielką,która ma jeszcze większe inklinacje do ustawiania innych.
Babcia nigdy nie może ścierpieć, gdy kto zasady życia traktuje z przymrużeniem oka. Zawsze powtarza, że jedynie praca nigdy nie zawodzi, bo życie to tylko trud i obowiązek. Im kto wcześniej to zrozumie, tym jego życie znośniejsze, bo bez rozczarowań. Sama jest tego najlepszym przykładem.
Tak, tylko babcia, jako nauczycielka, znalazła swe najwłaściwsze miejsce na ziemi. Ucząc dzieci była w swym żywiole. Była doskonale wpasowana w wymiary swej pracy. A ona, Agnieszka, nie chciała poprzestać wyłącznie na tym.
Chciała zakosztować wszystkiego i jak słomiany ogień, szybko się czymś nudziła. Już na studiach imała się najrozmaitszych zajęć. Zawsze brakowało jej czasu, wszędzie bywała spóźniona i nic nie kończyła, porzucała, bo musiała pokosztować czegoś jeszcze innego. W końcu przychodził moment, kiedy musiała przyznać, że i ta działalność nie wymaga poświęcenia całej siebie a jej szkoda ograniczać się wyłącznie do tego, bo to nie wyczerpuje wszystkich jej możliwości i zamierzeń. Przecież ona pragnie w pracy utonąć cała, wytężać inteligencję dla pokonania piętrzących się trudności i ciągle się rozwijać w celu sprostania niebotycznym wymaganiom.
Poderwała się teraz z fotela na werandzie, by wreszcie wejść dalej do mieszkania, ale coś ją powstrzymało, nogi wydały się jak z ołowiu. Opadła z powrotem na trzeszczący fotel. Jeszcze odwlecze moment zanim wszystko stanie się jednoznaczne. Jej powrót oznacza przecież, że tam się nie udało. Mama i babcia na jej widok się ucieszą a zarazem zmartwią, że coś się jej nie udało. Ale będą to starannie ukrywać. Jeden ojciec, łagodny i nieśmiały, nie powie nic.
Próg tego domu stanowi granicę pomiędzy przeszłością a niewiadomą przyszłości. Wiele razy go przekraczała, przyjeżdżając na ferie, wakacje, i znów wyjeżdżając. Teraz wróciła na dobre. Nie było jej tu siedem lat.
To było siedem lat tłustych. Tam pełnymi łychami czerpała atrakcje wielkiego miasta. Biegała przykładnie na wykłady, przesiadywała w bibliotekach, ale nie omijała żadnej imprezy. Niejedną noc przegadała w zażartej dyskusji. A na każde wezwanie: "ruszamy na wyraj!" chwytała plecak i szła. Miała w tym przedsmak wyprawy na biegun, o czym tyle czytała. W juwenalia, przebrana w jakieś pstre szmatki, biegała po mieście z gromadą podobnych przebierańców, dzierżących w dłoniach płonące pochodnie. Tańczyli na placach i w parkach zataczając coraz większe koła pod drzewami, biegli wężem ulicami w poszukiwaniu radości, jak to studenci, inteligentni i beztroscy. To by tu nie uszło. Nawet nie z powodu sroższych obyczajów, co z braku tradycji.
Przed wyjazdem krótkim listem pożegnała tego, dla którego, choć o tym nie wiedział, przedłużyła tam pobyt o dwa lata. Może jednak się domyślał a tylko udawał, że nie ? Napisała: szkoda, że jesteś tak zapracowany, iż nie dane nam się pożegnać osobiście. Wracam na prowincję. Już się nie zobaczymy. Życzę Ci sukcesów na obronie doktoratu i w dalszej pracy naukowej.
Powinien ten list otrzymać w dzień jej wyjazdu i przybiec na dworzec. Długo stała w oknie pociągu. Kiedy peron zaczął się z wolna oddalać, wydało się jej, że tam z daleka nadbiega znajoma postać w okularach, z wielką kędzierzawą czupryną i kapryśnie naburmuszonymi ustami.
On zawsze się śpieszył, zawsze był zadyszany, pogrążony w swych mądrych myślach, ale rozpalał się radością na jej widok. To przypomnienie przyniosło pocieszenie. Jakoś się to wyjaśni. Przecież on robi doktorat. Mało ma czasu. Może wyjechał gdzieś i nie dostał jej listu? Albo przyjął go jak pożegnanie bez odwołania. Powinna była napisać inaczej. Nie żegnać się ostatecznie a zostawić furtkę nadziei. Dać coś więcej do zrozumienia.
Jednak niezmiernie trudno ustalić granicę między "za mało" a "odrobinę za dużo". Dlatego rzuciła wszystko raz na zawsze i przyrzekła sobie żyć bez złudzeń. Od razu poczuła ulgę.
Ale w przedziale było bardzo gorąco. Chciało się jej pić. Wolała myśleć, że bardziej cierpi z pragnienia niż z nieudanej miłości. Koiła to dropsami miętowymi.
Później wciągnęła ją rozmowa z Rafałem. Spytała go wprost, dlaczego tak się boi życia z dala od zgiełku wielkiego świata. Wtedy odpowiedział, że mieszkać na prowincji, to jakby oddać życie walkowerem. Zrezygnować z góry ze wszystkiego. Poddać się, wiedząc, że nic i tak się nie osiągnie...
- A pan ma już jasno wytyczony cel i ten wyjazd w planach bruździ...
- Niezupełnie. Ja ciągle szukam swego miejsca...
"Więc i on... Może wszyscy tak?"- pomyślała. Nie pytała więcej, sam też zamilkł i pochylił głowę. Gdy wysiadali ruszył za nią niezdecydowanie. Posuwali się wolno z innymi przez dworzec. On uparł się tachać jej walizę oprócz swojej i obładowany obijał się o drzwi i barierki.
Nagle Agnieszka dostrzegła w przejściu Celinę. Ona tu gdzieś na dworcu pracowała. Chyba w świetlicy. Znały się jak wszyscy tutaj z widzenia. Krzyknęła coś do niej i zadowolona, że ma pretekst do uwolnienia się od towarzysza podróży, zabrała mu swą walizkę i podbiegła do niej. Celina była zaskoczona, ale podjęła watek i po chwili obie trajkotały o Krakowie, skąd Agnieszka wracała. Tymczasem Rafał znikł.
Zapatrzyła się teraz na liście zasypujące podłogę werandy. Jakie one ładne czerwone, złote. Jeszcze tydzień, dwa, a wszystkie spadną, stracą blask, zszarzeją, skurczą się, zaczną umierać. Poruszyła je nogą. Patrzyła, jak podrywają się w górę i opadają zrezygnowane.
"Czy i one poddają się - jak on to nazwał - walkowerem?"
Żeby nie pogrążać się w nostalgii, chwyciła ten najbardziej zarumieniony i weszła do mieszkania przywitać się z rodziną.
CDN
http://nakanapie.pl/book/486916/tu-gdzie-spad%C5%82-grad-wiekszy-od-jab%C5%82ka.htm
http://zaczytani.pl/ksiazka/tu gdzie spadł grad większy od jabłka, druk
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 08.04.2009 11:18 · Czytań: 603 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty