Nie(zbyt) dzielne spotkania - mumens
Proza » Obyczajowe » Nie(zbyt) dzielne spotkania
A A A
Nazywam się Zbigniew. Niedawno skończyłem studia i zacząłem pracę jako inżynier budowy mostów. Mam drogi telefon komórkowy i wypasionego laptopa. Jestem dumny ze swojego życia, które przebiega w sposób w pełni przeze mnie akceptowany. Idę właśnie po gorącym od słońca chodniku. Uśmiecham się na widok trzymających się za ręce nastolatków. Oczywiście chodzi o chłopca i dziewczynę, a nie o jakichś dumnych gejów czy urocze lesbijki. Śmieję się, ponieważ nie wierzę w związki. Jeśli potrzebuję kobiety, to idę na dyskotekę i ląduje w łóżku jakiejś uroczej Marty czy słodkiej Dominiki. Nie mam czasu szukać odpowiedniej niewiasty. Samice kojarzą mi się z kuponami na loterii - na początku każda daje nadzieję na wygraną, ale z czasem bardzo mało okazuje się mieć odpowiednie liczby i nadają się tylko do wyrzucenia. Chyba niepotrzebnie zanudzam, ale ostatnio miałem problem ze znalezieniem nawet przelotnej partnerki, a uszczuplanie budżetu przez zatrudnianie prostytutek sprawia, że jestem trochę markotny. Seks powinien być tylko dodatkiem do rozmnażania, a nie źródłem bez konsekwentnej przyjemności. Społeczeństwo wykształciło jednak inne wzorce, więc bez cienia wstydu oddawałem się tym bezpiecznym uciechom.
Ziewnąłem głośno, lecz nawet wypuszczone kilkanaście sekund wcześnie gazy miały większe znaczenie od tej oznaki zmęczenia. Nikogo nie obchodziło, że całą noc pracowałem nad jakimś cholernym projektem i nie miałem siły na egzystencje w ten cudowny ranek. Oczywiście inaczej było z pierdzeniem, które błyskawicznie skomentowała przechodząca obok mnie kobieta. Nie widziałem nigdy żeby świnia zachowywała się w podobny sposób, więc porównanie tej staruszki dowodziło tylko jej głupoty. Ciekawi mnie czy ktokolwiek słyszał by jakikolwiek gatunek świni pierdział. Byłem z miasta i moja znajomość tych zwierząt ograniczała się do świnek morskich, więc do ekspertów nie należałem, ale kobieta nie sprawiała wrażenia mądrzejszej w tej dziedzinie, choć takie głośne wyrażanie niezadowolenia powodowało, że kojarzyła mi się z wieśniaczką, a właśnie na wsi występują świnie, które ja znam jedynie pod postacią jedzenia. Spojrzałem teraz na jakąś sklepową wystawę, ale nie wiem, co znajdowało się za szybą, bo skupiłem wzrok na swoim odbiciu. Dlaczego taki fajny facet miał takie głupie myśli? Nie wiedziałem. Wiedziałem za to, że jest niedziela i mam dziś wolne. Wyszedłem tylko na krótki spacer, ale kościelne dzwony wybiły nowy cel. W końcu byłem chrzczony i nie rzucono na mnie jakiejś ekskomuniki, czyli mogłem odwiedzić dom boży. Myślałem chwilę o tym wykluczeniu z kościoła i zastanawiam się jak ludzie mogą wykluczyć z kościoła skoro Jezus umarł za grzechy wszystkich. Zobaczyłem przed oczami starszą kobietę z ładnym berecikiem. Krzyczała ona coś o paleniu więźniów, których należy zesłać do piekła. Najgorsze jest to, że nie stworzył jej mój umysł, lecz widziałem ją kiedyś w telewizji, ale chyba nie ma to znaczenia - każdy żyje własnym życiem, a jeśli banda idiotów pokazuje takie rzeczy w masowych odbiornikach, to można tylko zbojkotować ten kanał. Przypomniał mi się również odwieczny problem wiary - skoro Adam został stworzony szóstego dnia, to, dlaczego naukowcy mają zupełnie inną teorię na temat powstania i rozwoju człowieka? Znowu ziewnąłem. Potrafiłem samego siebie zanudzić. Moje życie było niestety tylko monotonnym odtwarzaniem kilku czynności z ledwie paroma kroplami światła w szarym morzu. Rzeczywistość znacznie różniła się od filmów akcji, co niezbyt podobało się mnie - wychowanemu, na Johnach Rambo i Terminatorach, mężczyźnie. Chciałbym żeby chodnik zaczął mnie wsysać niczym bagno. Wtedy wskoczyłbym na ulicę - pół metra przed pędzącym tirem. Zderzenie? Nie! Zwolniłbym czas ala Matrix i wykonał kilka ładnych salt żeby stanąć na dachu pojazdu. Niestety takie rzeczy tylko w er30; grach komputerowych. Oczywiście tam również występują pewne ograniczenia, lecz akcji na pewno nie brakuje. Na szczęście niepotrzebne myśli opuściły mą głowę, gdy ujrzałem przed sobą kościół. Jego kamienne ogrodzenie wyglądało dużo starzej niż sam budynek. Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę była metalowa tabliczka z napisem: rWszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata. My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicherr1; - pod tą odważną sentencją tkwiły jeszcze jakieś dziwne cyferki, ale nie miały one chyba żadnego znaczenia. Muszę przyznać, że nie widziałem wcześniej tej tabliczki, więc musiała być tu od niedawna, czyli od mniej niż piętnastu lat. Spojrzałem na kościół zbudowany z zewnętrznie nie tynkowanej, czerwonej cegły. Posadzony był na kamiennym fundamencie. Mogłem jeszcze długo opowiadać o konstrukcyjnych szczegółach, lecz nie miało to chyba sensu, bo efekt każdy widział. Miałem wolne i chciałem odpocząć od wszystkiego, co ma jakiś związek z budownictwem. Porównałem ten budynek do człowieka - chyba nikt nie chciałby słuchać o siedmiometrowym, cienkim jelicie i grubszym imienniku, który łączy się z przechowalnią odchodów. Mogę, więc tylko dodać, że okrągłe okno nad głównym wejściem było zdobione naprawdę ładnym witrażem. Drewniane drzwi stały otwarte na oścież. Prócz głównej bramy zbudowano również dwie boczne i oczywiście jedną tylnią dla pracowników. Na początku chciałem przeczekać mszę w przedsionku, ale dalej było dużo wolnych miejsc, więc postanowiłem usiąść. Usadowiłem w przedostatniej ławce obok kilku staruszek i spojrzałem na drogi zegarek luksusowej szwajcarskiej firmy - spadek po babci z Niemiec. Zapowiedziała ten pośmiertny prezent, kiedy spóźniłem się na pociąg do Berlina. Aktualnie była godzina dziesiąta pięćdziesiąt dwa, czyli mogłem jednak opisać dokładniej budowę kościoła, bo do rozpoczęcia mszy zostało osiem minut. Spojrzałem z nudów w górę, na gwiaździste sklepienie. Niestety nie przyjrzałem mu się zbytnio, bo szturchnęła mnie właśnie siedząca obok babcia.
- Widzę tu pana po raz pierwszy - zaczęła szeptem. Przytaknąłem kiwnięciem głowy.
- Kolejna zagubiona dusza znalazła sens? - nie byłem pewny czy to pytanie i niezbyt rozumiałem te słowa, które prawdopodobnie odnosiły się do mnie. Nasza rozmowa z góry skazana była na porażkę, ponieważ miałem już mocno wyrobione zdanie na temat takich kościelnych babć. Oczywiście postarałem się odpowiedzieć jak najmilej.
- Po prostu mam pewną prośbę - odrzekłem, a kobieta spojrzała na mnie groźnie. Podobnie zrobiła staruszka obok niej. Całkowicie speszyłem się, gdy odwróciły się jeszcze dwie babcie z ławki przed nami. W końcu ich gest dał mi do zrozumienia, że mówię za głośno, więc przeprosiłem szeptem. Bąknęły coś o ignorancji i braku szacunku, po czym z radością ujrzałem znów ich plecy. Wybrałem chyba najgorsze miejsce w całym budynku, lecz postanowiłem wytrzymać tu aż ksiądz zakończy tę lekko nudnawą ceremonię, która nawet się jeszcze nie rozpoczęła.
- Widzę, że nie ma pan obrączki - odezwała się znów moja sąsiadka z lewej. W międzyczasie dwóch mężczyzn w średnim wieku zajęło miejsca po mojej prawicy.
- Zostawiłem ją w domu - odpowiedziałem grzecznie, co jakby zasmuciło kobietę. Spojrzałem na jej zmarszczone dłonie i odkryłem, że również nie nosiła pierścionka. Ciekawe ile procent samców zaczęłoby ją teraz wypytywać o majątek i stan cywilny w celu zgarnięcia spadku za kilka lat aktorstwa. Jej chuda twarz była ogromnym skupiskiem zmarszczek z dwoma wyblakłymi oczami, które wyrażały jeszcze życie. Śnieżnobiałe włosy ledwo sięgały ramion. Nie zadawała już na szczęście żadnych pytań i spoglądała teraz na ołtarz lub tabar... tabekamu... - mniejsza z tym, ważne, że patrzała w stronę tego stołu, za którym znajdowała się szafka z kielichem i ładne płaskorzeźby przedstawiające święte postacie. Cały kościół oświetlano elektrycznymi świecami, czyli tradycja plus technika. Siedzenia były już niemal w całości zapełnione duszami wiernych. W większości znajdowały się tu dzieci w wieku szkolnym. Pewnie musiały odwiedzać dom boży, jeśli chciały zostać dopuszczone do komunii, albo bierzmowania, a ich obecność duchowa, podobnie jak moja, była znikoma. W końcu ministrant zadzwonił w małe dzwoneczki, a wszyscy wierni powstali z drewnianych ławek. Główny aktor wszedł na scenę w białej szacie i fioletowym szaliku z wyszytymi złotą nicią krzyżami. Był chyba w moim wieku. Nie wiem, dlaczego, ale spiczasty nos i lekko podkrążone oczy wydawały mi się znajome. Podobne skojarzenia wywoływały gęste czarne włosy. Spoglądałem tak na niego przez dłuższą chwilę aż starsza kobieta powiedziała mi, że powinienem brać czynny udział we mszy.
- Jacek Palibuna - wyjęczałem w końcu, a oczy babci zapłonęły ogniem. Jak mogłem zapomnieć dodać przedrostka ks!? Spytała mnie skąd go znam - ciekawość przezwyciężyła dobre maniery podczas mszy. Nie odpowiedziałem. Zacząłem bezmyślnie szeptać mszalne formułki i rozmyślać o koledze z liceum, który skończył w sposób dosyć dziwny. Zawsze miał powodzenie u kobiet i zdawał się uwielbiać bliskie kontakty z łatwiej dostępnymi damami. Na lekcjach religii raczej nie prezentował się wzorowo - jeśli dobrze pamiętam, to olewał to równo i w każdej klasie na jego świadectwie widniała tylko mocna dwójka. Postanowiłem porozmawiać z nim zaraz po tym przestawieniu, które powinno się skończyć za jakieś czterdzieści minut. Nudnawe kazanie dla dzieci dłużyło się niemiłosiernie, lecz w końcu nadszedł czas eucharystii. Ceremonia rozpoczęła się niezbyt ciekawie - starsza kobieta obok mnie miała buty na obcasach, co poczułem na swojej stopie, gdy wychodziła z ławki. Grzecznie przeczekałem ten prawie końcowy moment aż w końcu z dumą przyjąłem boże błogosławieństwo i szybko pobiegłem do wyjścia. Jeśli dobrze pamiętałem, to kancelaria parafialna oraz mieszkania księży znajdowały się zaraz za kościołem, więc tam właśnie ruszyłem. Dzieci z radością wybiegały bocznymi drzwiami i nie zwracały uwagi na biednego mężczyznę, który szedł w przeciwną stronę. Jeden chłopak zauważył mnie dopiero po zderzeniu, które na szczęście obyło się bez żadnych szkód, bo ludzie, to przecież stworzenia boże, a nie żadne samochody. W końcu tłum zniknął, a ja zbliżałem się powoli do dwupiętrowej kamienicy z czarnej cegły. Jej dach składał się z pomalowanego na zielono gontu. Mnie jednak interesował teraz tylko domofon zamontowany tuż obok mahoniowych drzwi, które były znacznie młodsze od budynku. Przejrzałem wszystkie kartki za plastikowymi szybkami. Znalazłem! Pod piątym numerem znajdowało się mieszkanie Jacka Palibuny - mojego przyjaciela z liceum. Bez zawahania zadzwoniłem dwa razy i nagle dziwne przekonanie zagościło w mojej głowie. Byłem pewien, że nie ma go w domu. Jeszcze ciekawsze zdawało się pytanie - jak mogłem myśleć inaczej, skoro facet parę minut temu kończył prowadzić mszę, a zaraz rozpoczynała się pewnie następna? Roześmiałem się bezmyślnie i chciałem już wrócić do domu, gdy nagle ujrzałem wychodzącą z tyłu kościoła postać. Mężczyzna w czarnym habicie z pewnością zmierzał w stronę kamienicy, przed którą stałem. Wzniosłem na chwilę głowę ku bezchmurnemu niebu i uśmiechnąłem się do architekta natury.
- Cze... szczęść boże - powiedziałem, gdy Jacek znalazł się jakieś dwa metry ode mnie. Podał mi dłoń i odwzajemnił pozdrowienie. Spojrzałem w jego niebieskie oczy. Z pewnością mnie nie poznał.
- Jestem Zbyszek Rolim, chodziliśmy razem do liceum - rzekłem nieco speszony, a Jacek zrobił minę jakby stanął przed nim zmartwychwstały Jezus.
- Przepraszam najmocniej, ale z tego pośpiechu już bym nawet matki nie poznał - odrzekł niezwykle spokojnie. Widać szybko stłumił wszelkie emocje, które głupio było teraz okazać, choć jego radość była naprawdę duża, o czym przekonałem się nieco później.
- Widzę, że znalazłeś powołanie - zachichotałem przypominając sobie tego rozbrykanego chłopaka z liceum.
- Trochę dziwnie wyszło - westchnął. Jego twarz jakby posmutniała,a oczy straciły chwilowo blask, lecz szybko się ocknął.
- Przepraszam, ale mam mało czasu, bo za chwilę muszę wrócić na następną mszę. Może spotkamy się kiedyś żeby powspominać stare czasy? - poczułem w jego głosie dziwną nadzieję, gdy zadawał to pytanie.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałem szybko i spojrzałem na zegarek. Godzinnej wskazówce brakowało tylko paru minut do osiągnięcia szczytu.
- Widzę, że przynajmniej tobie nieźle się powodzi - wyszczerzył zęby spoglądając na moją ciemną marynarkę i jasne jeansy z modnym fasonem.
- Porozmawiamy o tym na spotkaniu - odrzekłem szybko mając na uwadze małą ilość czasu rozmówcy.
- Dzisiaj będę wolny dopiero późnym wieczorem, bo muszę jeszcze załatwić kilka spraw - odparł po chwili namysłu.
- Mi pasują niestety tylko weekendy.
- Może w przyszłą niedzielę o dziewiętnastej? - zaproponował niemalże błyskawicznie i zgodziłem się, bo mi ten termin pasował. Podaliśmy sobie dłonie na pożegnanie, a nieco wcześniej ustaliliśmy, że przyjdę na mszę o osiemnastej i spotkamy się zaraz po niej. Do domu wracałem w pełni wypoczęty. Muszę przyznać, że nie przywiązywałem zbytniej wagi do tego człowieka. Wiedziałem, że nie jest w stanie mnie zmienić nawet, gdyby podczas wspominania starych czasów zaczął prawić moralne wykłady o potędze boga i czystości. Nie miałem ochoty walczyć z grzechami i on nie mógł tego zmienić. Stał się za to kimś, kto zrobił dużo więcej niż przypuszczałem, ale nigdy nie udałbym się na tamto spotkanie, gdybym wtedy o tym wiedział...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mumens · dnia 10.04.2009 09:02 · Czytań: 850 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 2
Komentarze
Lord_Ciamciak dnia 14.04.2009 19:19 Ocena: Dobre
Całkiem przyjemnie się czytało :)
Pomyślałbym nad jakimś rozwinięciem; szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś ciut dłuższego - ot, opis spotkania starych znajomych :)
Specem od pisania wielkim nie jestem... Ale stawam "dobre" bo pare razy wywołałeś uśmiech na mojej twarzy :D
zajacanka dnia 22.05.2010 01:05 Ocena: Dobre
Ogolnie nie jest zle, choc w kilku momentach zgrzytalam zebami, bo skladnia byla do niczego. Meskie widzenie swiata, zlosliwe wewnetrzne komentarze rzeczywistosci. Kto ich nie robi? Kilka literowek, jakies literko cyferki zamiast cydzyslowow sie wkradly. Pewnie jeszcze ktos ci ten tekst rozbierze na kawalki - nie ja, bo nie jestem w tym dobra. Ale bohater opisany bezblednie. Brakuje tu jednak jakiegos mocnego zamkniecia.
Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty