Radosław Tomala
Sen
Kiedy chłopiec ma czternaście lat, wydaje mu się, że jest już naprawdę dorosłym, mądrym i rozważnym mężczyzną. Wiem coś o tym, bo sam niedawno skończyłem czternaście lat. Nie będę ukrywał, jestem z tego powodu niezwykle dumny. Myślę, że świat dopiero teraz staje przede mną otworem. Nareszcie będę mógł poderwać dziewczyny nie tylko z podstawówki. Tak, teraz to się zacznie. Po urodzinach jestem przy kasie (ach, co bym zrobił bez kochanej cioci Zosi), więc laski będą mnie po prostu obskakiwać. Kupię nową koszulę, dżinsy, jakiś dres... No i jeszcze perfumy, tylko te najdroższe. Co sobie będę żałował! Teraz to ja będę prawdziwym szkolnym Casanovą; nawet Miruś będzie mi mógł co najwyżej pogratulować Eweliny. O tak, Ewelina, cóż to za piękna dziewczyna... Tylko, że chodzi z tym grubym Staszkiem z 2 "a". Ale to żaden problem. Mam przecież kasę! Najmę kilku trzecioklasistów, a oni już rozprawią się z tym przeszkadzającym pulpetem...
- Szczylu, twój czas na komputer dobiegł końca! - z dołu dobiegł głos mojego okropnego braciszka Zenka. Och, żebyście wiedzieli, jak go nie znoszę! Jest ode mnie raptem o rok starszy, a uważa się za nie wiadomo kogo. Taki maczo od siedmiu boleści! Koń by się uśmiał. Przecież on jest tylko trochę wyższy!
- Spieprzaj! - ryknął, gdy tylko wtargnął do pokoju.
- Powiem mamie, że przeklinasz!
- Tylko spróbuj!
- Bo co?!
- Bo powiem wszystkim w szkole, jak to dwa lata temu narobiłeś w gacie, gdy wujek Rysiek opowiedział ci o ponurym grabarzu! Ale będzie polewka... Ha, ha, ha!
Oczywiście musiałem ustąpić. Wiem, zamiast rozprawiać się z grubym Staszkiem, wyrównam rachunki z Zenkiem. Tak, to na niego naślę tych rosłych trzecioklasistów. Niech zatemperują go, jak należy!
Odkąd pamiętam, marzę, by być jedynakiem. Zenek to moja największa zmora! To jemu rodzice kupują oryginalne ubrania, to on ogląda z tatą sensacyjne filmy, podczas, gdy ja muszę się zadowolić jakimiś nudnymi obyczajami i filmami odpowiednimi dla mojego wieku. Zenek nawet gałek lodów dostaje więcej niż ja, nie wspominając już o kieszonkowym. I to przez niego często nie mogę usnąć; tak mnie potrafi wpienić! Ale dzisiaj nie miałem problemu z uśnięciem. Kołderka wydała mi się tak cieplutka i miła jak nigdy. Wtuliłem się w nią mocno, przymknąłem oczy i szybko usnąłem.
W środku nocy zbudził mnie jakiś dziwny i niepokojący stukot za oknem. Wcale się go nie przestraszyłem i nawet przez myśl mi nie przeszło zapalenie światła. Byłem za to ciekawy, i to bardzo, skąd dochodził ów tupot. Podniosłem się z łóżka, nałożyłem kapcie i zacząłem nasłuchiwać. Odsłoniłem firankę; za oknem prószył śnieg. Ulica była pusta; przynajmniej tak mi się wydawało w pierwszej chwili. W świetle latarni ujrzałem maszerującego bałwana. Tak, to na pewno był bałwan. Składał się z trzech białych kul, miał płaszcz zapinany na węglowe guziki, takież oczy, marchewkowy nos i słomiany kapelusz. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na balkon.
- Ej, słyszysz mnie?! - zawołałem.
Bałwan odwrócił się. Popatrzył chwilę w moją stronę. Miał bardzo smutną twarz. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się go jakoś żal.
Narzuciłem kurtkę i po cichutku wyszedłem z domu. Bałwana dogoniłem tuż przed skrzyżowaniem.
- Jak się nazywasz? - zapytałem.
Nie odpowiedział. Popatrzył tylko ponurym wzrokiem i spuścił głowę.
- Czemu jesteś taki przygnębiony?
Znów to markotne spojrzenie.
- Jesteś sam?
- Nie wiem - odpowiedział i zniknął.
Obudziłem się. Była trzecia nad ranem.
- Kain - powiedziałem i z powrotem poszedłem spać.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
eklerek123 · dnia 13.04.2009 10:53 · Czytań: 978 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 13
Inne artykuły tego autora: