Prawda 1-3 - BadAngel
Proza » Długie Opowiadania » Prawda 1-3
A A A
Samochód pędził w strugach deszczu.
Ze złością uderzyłam pięścią w okno. Szyba zadrżała.
-Wydawało mi się, że już to sobie wyjaśniliśmy - Konrad spojrzał na mnie surowo, na chwilę odrywając wzrok od szosy. Wymamrotałam coś niewyraźnie.
-Co powiedziałaś?
-Że nie będę słuchać kogoś, kto własną córkę wywozi na jakieś zadupie! - wybuchłam, dając upust zgromadzonej od tygodni irytacji.
-Natalio...
-Zamknij się - warknęłam i wcisnęłam słuchawki do uszu. ,,Boro, boro...'' zanuciłam, widząc poruszające się wargi Konrada. Rzucił mi wściekłe spojrzenie i umilkł. Sięgnęłam do kieszeni dżinsów i wyjęłam swój przenośny dziennik. Zaczęłam czytać, byle nie myśleć o Konradzie i celu jazdy.
"Dzisiaj znowu była awantura. Juro próbował nastawić pranie i durna maszyna zepsuła się. Oczywiście była to moja wina, bo używałam wcześniej złego proszku. Magda zastała nas stojących na zalanej podłodze i kłócących się zażarcie, i wzięła jego stronę, bo jakże inaczej. Wrzasnęłam, żeby się ode mnie odchrzanili i pobiegłam do siebie. Rano usłyszałam wyrok: jedziesz do ojca..."
A miałam o nim nie myśleć! Szkołą z internatem, Magdą i Jurem też nie chciałam zaprzątać sobie głowy. Z westchnieniem poprawiłam słuchawki, przymknęłam powieki i puściłam cugle wyobraźni.
Co by było, gdyby tamtego dnia mama nie wpadła na zakupach na pewnego mężczyznę? Gdyby w ramach przeprosin nie zaprosiła Jura na kawę, a on nie dał jej numeru telefonu? Gdyby przez następne miesiące nie gruchali ze sobą jak dwa gołąbeczki? A gdyby potem mama nie przyjęła oświadczyn Jura? A co by było, gdyby, gdy miałam trzy latka, matka nie uciekła ze mną od Konrada i nie zamieszkała w Słupsku? Podobno bardzo płakałam i chciałam do koleżanek. Do koleżanek, nie do ojca. Nie do ojca Konrada-biznesmena, który nawet gdy mnie przytulał, uważał, by nie pognieść garnituru.
Buczenie, które przez jakiś czas działało na mnie usypiająco, nagle ustało. Zaniepokojona otworzyłam oczy. Byłam na miejscu.
Ojciec otworzył przede mną drzwiczki. Pokręciłam głową i skrzyżowałam ręce na piersi. Uniósł brwi.
-Natalio, nie rób scen.
Uśmiechnęłam się.
-Natalio, wyjdź albo wracamy do domu.
Już miałam powiedzieć, że o niczym innym nie marzę, gdy podeszła do nas krępa blondynka z loczkami.
-Dzień dobry. Czy mogę w czymś pomóc?
-Natalia jest nową uczennicą. Czuje się nieco zagubiona - teraz to Konrad uśmiechnął się zjadliwie. Skrzywiłam się.
-Niech cię głowa nie boli -roześmiała się blondynka - ostatnio jest dużo nowych.
-Ale nie z mojego rocznika, prawda?
-A z którego jesteś rocznika? - dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty.
-Ojej, czyli nie jesteś moja. Hej, Justyna! - odwróciła się i pomachała w stronę wysokiej szatynki - dziewięćdziesiąty rocznik!
Szatynka podeszła do mnie, szczerząc zęby w uśmiechu, a blondynka odeszła szybkim krokiem.
-Cześć, jestem Justyna. Dzień dobry. - odezwała się, zerkając na Konrada - Jestem z grupy Pomocy Dla Początkujących. No wiesz, oprowadzanie, pomoc w załatwianiu dokumentów, te sprawy. - ciągnęła przyjaźnie.
Konrad chrząknął.
-Może poszłabyś już z koleżanką? Nie każ jej czekać. Za dwie godziny mam ważne spotkanie, a muszę jeszcze zajechać do domu po dokumenty - postukał palcem w tarczę zegarka.
Pokazałam mu język i chwyciłam pasek torby. Sapnęłam. Ile kilogramów ubrań, książek i innych szpargałów w niej upchałam? Trzydzieści? Na pewno nie mniej. Gdy wysiadłam, ojciec podał mi po męsku dłoń. Gdy uścisnęłam ją szybko, zatrzasnął za mną drzwiczki.
-Udanego roku szkolnego. Przyjadę po ciebie trzy dni przed świętami.
Jako ojciec mógł przynajmniej ojcowsko się ze mną pożegnać. Ach tak, zganiłam się w myślach, przecież ma ważne spotkanie.
Gdy samochód Konrada zniknął za zakrętem, rozejrzałam się dookoła. Stałam na końcu długiego, brukowanego parkingu.W powietrzu unosił się smog. Szkoła składała się z trzech połączonych ze sobą budynków; spod warstw graffiti prześwitywała biała farba; okna były gdzieniegdzie zasłonięte żaluzjami, a dach wyłożono czerwoną blacho dachówką. Do każdej z trzech części prowadził szereg zmiecionych chodników i szerokie schody z barierką. Dostępu broniły masywne dębowe drzwi. Poczułam się jak w domu Konrada. Wszędzie było pełno dzieciaków: starszych, młodszych i wyglądających na moich rówieśników. Wśród tego tłumu nie udało mi się wypatrzyć najprzystojniejszej męskiej twarzy.
-Jesteś Natalia Dąbrowska, czy Jeździecka? - spytała Justyna, grzebiąc w torbie przewieszonej przez ramię. Co chwilę odgarniała mokre włosy z twarzy.
-Jeździecka - zdecydowałam się przyjąć panieńskie nazwisko Magdy.
-Jasne - dziewczyna wyprostowała się - najpierw musimy iść do sekretariatu po dokumenty i klucze. Potem mam cię oprowadzić i zapoznać z planem lekcji. Jak to załatwimy, masz wolne. Jutro zaczynamy rok szkolny! - Klasnęła w dłonie.
-Okej - mruknęłam beznamiętnie i poczułam na plecach czyjś wzrok.
-Nie denerwuj się. Będzie dobrze - moja znajoma uśmiechnęła się.
Odwróciłam się powoli. Chłopak, który przypatrywał mi się z drugiego końca parkingu, miał chyba ze dwa metry wzrostu. Na głowie miał czapkę z daszkiem i kaptur, zdołałam jednak dostrzec wpatrzone we mnie błyszczące oczy.
-Kto to jest? - szturchnęłam Justynę w bok.
-Kto? Aaa, ten koleś? - dziewczyna zachichotała - to Daniel z naszego rocznika. Przekonasz się, wygląda zabójczo, ale nie zaprzątaj sobie nim głowy. To dziwny typ.
-Dziwny? - podchwyciłam, ale moja znajoma zdążyła już stracić wątek.
-Chodźmy, musimy dojść do sekretariatu zanim zamarzniemy na kość.
Przytaknęłam niechętnie i chciałam sięgnąć po torbę, gdy raptem ktoś sprzątnął mi ją sprzed nosa.
Chłopak, który niespodziewanie zajął miejsce u mojego boku, wyróżniał się przede wszystkim szerokim uśmiechem. Miał ogromne czarne oczy, a jasna cera skojarzyła mi się z albinosami. W rysach jego twarzy kryło się coś nieuchwytnego. Na głowę naciągnął głęboki kaptur. Zaczęłam zezować na swoją torbę, którą przewiesił swobodnie przez ramię.
- Co jest grane? - zirytowałam się.
- U nas jest taki obyczaj, że pomagamy dziewczynkom, które nie mogą poradzić sobie z dźwiganiem ciężarów - odparł. Miał miły głos - Natalia Jeździecka, czy tak?
- Owszem - potwierdziłam, przybierając nieco spokojniejszy ton - ale skąd ty o tym wiesz? -dodałam zaczepnie.
-Mam swoje źródła - pogroził mi palcem, jednak jego wargi pozostawały wygięte w uśmiechu.
-Uważaj, bo będę się bać - zażartowałam, prychając. - ale ja nie mam i nie wiem, jak się nazywasz.
- Maciek Ostrowicki - przedstawił się chłopak,podając mi jednocześnie rękę na powitanie. Była chłodna, twarda i mokra od deszczu - to jak, pomóc ci?
- Niech będzie - uśmiechnęłam się z trudem. Zauważył to.
- Spokojnie, nie jestem złodziejaszkiem - roześmiał się serdecznie i poprawił kaptur. Lekkość, z jaką niósł moja torbę, wprawiała mnie w osłupienie.
-Nie jest ci ciężko? - zagadnęłam, wskazując głową torbę. Roześmiał się.
-Skąd - ale mówiąc to, zacisnął palce na pasku.
-Do której klasy chodzisz? - spytałam zaciekawiona. Facet wydawał się całkiem sympatyczny.
-Do trzeciej - chłopak odwrócił się na chwilę. Zobaczyłam, jak pokazuje komuś język - a ty?
-Do drugiej - westchnęłam. Szkoła zawsze była moją zmorą.
-Do trzeciej ,,a'' czy do trzeciej ,,b''? - znienacka wydał mi się spięty.
-Nie wiem... - odpowiedziałam, marszcząc czoło. Nie wiedziałam, co myśleć o zachowaniu Maćka - chodzę tak, gdzie Justyna. - w rzeczywistości wcale nie byłam tego pewna, ale chciałam wynagrodzić mojej znajomej jej cierpliwość.
- Czyli do ,,b'' - moja znajoma odezwała się szybko, zanim Maciek zadał kolejne pytanie - myślę, ze powinniśmy już iść. Robi się naprawdę późno.
- Jasne - odciążona ruszyłam lekkim krokiem w stronę budynku po prawej.
-Nie, nie tędy. Administracja jest po drugiej stronie. - Justyna pociągnęła mnie za ramię. Maciek wyminął nas obie i ruszył przodem. Torując drogę przez tłum uczniaków. Wykręciłam głowę, próbując wypatrzyć Daniela. Nie udało się. Znienacka potknęłam się i omal nie upadłam na twarz. W ostatniej chwili ktoś złapał mnie za łokieć.
- Uważaj, jak idziesz - poradził mi chłodno wysoki brunet z czerwonymi pasemkami.
- Dobra - warknęłam, gdy znikał mi z oczu.
-Kretyn - Maciek prychnął. Spojrzałam na niego zaciekawiona.
-Znasz go?
-Można powiedzieć, że od urodzenia - mój znajomy parsknął śmiechem, jednocześnie zamykając temat. Śmiał się tak serdecznie, że musiałam się uśmiechnąć.
-Czemu tak się spiąłeś, kiedy powiedziałam, do której klasy chodzę? - spytałam.
-Ah... to nic takiego - odparł, unikał jednak mojego wzroku - po prostu zastanawiałem się, czy będziesz chodzić z moim znajomym.
-Acha. - zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam, co ma jedno do drugiego - co to za znajomy?
-Taki jeden - chłopak nie wydawał się skory do rozmowy.
-Jak się nazywa? - uparcie drążyłam temat.
-Daniel Mostowski - mówiąc to, zapatrzył się w ziemię, a Justyna skrzywiła się. Co do mnie, przeszył mnie dreszcz, gdy przypomniałam sobie wzrok chłopaka na parkingu.
-Coś nie tak? - Maciek coś zauważył.
-Nie, w porzadku - wstchnęłam. Chłopak chciał coś dodać, ale nie zdążył, bo właśnie doszliśmy do schodów.
Maciek pokonał je pierwszy i otworzył nam drzwi. Moja torba zakołysała się na jego ramieniu. Weszłam pierwsza, Justyna tuż za mną. Odniosłam wrażenie, że uważa, aby nie dotknąć mojego znajomego, który właśnie odrzucił kaptur, odsłaniając ciemne, obcięte na jeżyka włosy. Woda ściekała mu z kaptura na podłogę. Rozejrzałam się.
Stałam w długim, wąskim pomieszczeniu. Ściany były pomalowane na żółto, podłogę pokrywała wykładzina w kolorowe ciapki. Na końcu pokoju, za wielkim, masywnym biurkiem pokrytym stertą papierów siedziała ruda dziewczyna w pomarańczowym topie. Obok na ścianie wisiała gablotka z kluczami. Była uchylona. W głębi pomieszczenia zobaczyłam schody z barierką prowadzące na piętro.
- Okropnie dobrała ten top - szepnęłam do Justyny - nie pasuje jej ani do włosów, ani do pogody.
- Skąd wiesz? - Justyna spojrzała na mnie zdumiona.
- W poprzedniej szkole często pomagałam koleżankom w doborze ciuchów. Mam w tym doświadczenie - wyjaśniłam - poza tym nawet ślepy by zauważył. Jeśli dalej będzie ubierać się tak jaskrawo, upodobni się do boga słońca.
Justyna zmarszczyła brwi. Tymczasem rudzielec wstał zza biurka i podszedł do nas.
- Cześć - powiedział do Justyny.
-Yyy... Hej - dziewczyna uśmiechnęła się niemrawo, obrzucając rudą spojrzeniem - możesz dać mi dokumenty i klucze Natalii Jeździeckiej?
W tym momencie Maciek dał mi kuksańca. Obróciłam się i zobaczyłam, że wywraca oczami.
- To ty? - usłyszałam. Odwróciłam się szybko.
- Ja.
- Poczekaj chwilę.
Ruda podeszła do biurka i zaczęła grzebać w stosach papierzysk. Niecierpliwie przestępowałam z nogi na nogę. Buty skrzypiały mi od wilgoci. Usłyszałam prychnięcie i odkryłam, że Maciek przygryza teraz dolną wargę. Spojrzałam na niego pytająco. W odpowiedzi pokręcił tylko głową.
- Mam.
Ruda podeszła do mnie z plikiem papierów i wcisnęła mi je do ręki. Teraz to ja przygryzłam wargę, zastanawiając się, jak mogę nieść je w strugach deszczu, aby nie zamokły. Potem sekretarka podeszła do gablotki i wybrawszy właściwy klucz, podała go Justynie. Pochyliła się nad nią i szepnęła coś do ucha. Dziewczyna rzuciła szybkie spojrzenie na Maćka i pokręciła głową. Ściągnęłam brwi, tymczasem rudzielec ponownie zasiadł za biurkiem. ,,Jak ptak na grzędzie'', pomyślałam z niesmakiem.
-Lepiej się pośpieszcie - poradziła nam sekretarka - uczniowie dopiero zaczynają się zjeżdżać. Niedługo będzie tu prawdziwy kocioł.
-Ehm... jasne - Justyna chrząknęła - chodź, Natalia, muszę cię jeszcze oprowadzić.
Spojrzałam na Maćka i odkryłam, że zdążył już ponownie naciągnąć kaptur. Na jego usta wrócił uśmiech.
- Okej.
Justyna wymieniła ostatnie spojrzenie z rudą sekretarką i wyszliśmy. Maciek szedł na końcu. Zauważyłam, że trzęsie się ze śmiechu.
Na zewnątrz zaatakował nas silny, gwałtowny wiatr, przenikając moje i tak mokre do suchej nitki ubranie. Ambitnie schowałam dokumenty pod bluzę, wiedząc jednak, że nie uchroni ich to przed zamoczeniem. Zadrżałam w zimnym sierpniowym powietrzu i usłyszałam wymówione cicho przekleństwo.
- W porządku. Zobacz, tam naprzeciwko jest akademik, uczniowie mają tam swoje pokoje. A w tym budynku po prawej odbywają się lekcje. Mówiłam ci już, że rozpoczęcie będzie w administracji w sali głównej? Wystarczy wejść po schodach na piętro. W ogóle nie wiem, czemu tyle uczniów przyjeżdża tak wcześnie. Przecież mają czas do jutra. - Justyna gestykulowała. Też była cała mokra.
- Może ktoś uznał, że powinni wcześniej oswoić się ze środowiskiem - Justyna po raz kolejny spojrzała na mnie zaskoczona.
Zerknęłam na Maćka i odkryłam, że zapatrzył się w chodnik.
-Coś nie tak? - powtórzyłam jego słowa.
-Nie, w porządku - spapugował mnie. Gdy zdaliśmy sobie z tego sprawę, uśmiechnęliśmy się oboje. Polubiłam go. Natomiast Justyna westchnęła tylko wymownie.
-Wiesz, nie mogę cię rozgryźć - rzuciłam - raz jesteś wesoły, raz smutny.
-Mam swoje powody - mruknął, a po chwili dodał - ale z tobą jest inaczej. Jesteś typem buntowniczki, zgadza się?
-Owszem - potwierdziłam - ale nie jestem pierwszą lepszą buntowniczką.
-Czyżby? - naigrywał się ze mnie. Zirytowało mnie to.
-Czy patrząc na mnie, domyśliłbyś się, że jestem osobą religijną? - teraz przyszła moja kolej na naigrywanie - co tydzień chodziłam do kościoła, i to nie z przymusu, tylko z wiary. -tu już trochę przesadziłam. Ale on nie musiał o tym wiedzieć.
-Nieźle - uśmiechnął się - czy to wszystko?
-O nie - zaśmiałam się. O obecności Justyny niemal zapomniałam. Dobrze mi się z Maćkiem rozmawiało - jak myślisz, jakie są trzy rzeczy, które najbardziej mnie wkurzają? - to był mój as w rękawie.
-Hm... - chłopak zmierzył mnie wzrokiem - po pierwsze, wkurza cię to, że nie możesz o wszystkim decydować. Po drugie, że nie każdy cię akceptuje. Po trzecie, że nie możesz mnie rozgryźć. - znowu żartował.
-Co do pierwszego, masz rację. Wkurza mnie, że nie mogę decydować o swoim życiu - przyznałam - ale co do reszty, chybiłeś. Drugą rzeczą, która mnie irytuje, jest ludzka nietolerancja. A trzecią jest to jak ludzie traktują zwierzęta. No wiesz, bicie, eksperymenty, takie tam. - na samą myśl zaczęłam się denerwować.
-Masz rację - mruknął Maciek, mierząc mnie spojrzeniem - to może naprawdę zirytować.
Spuściłam głowę i zaczęłam brnąc przez tłum, zapatrzona w swoje buty. Już od jakiegoś czasu chlupotała w nich woda. Skuliłam się w ochronie przed wiatrem i deszczem.
Nagle wyjątkowo silny podmuch wiatru sprawił, że straciłam równowagę i o mały włos się nie przewróciłam. Podniosłam głowę, zdecydowana stawić czoła żywiołowi. Wtedy usłyszałam, że moja torba upada na ziemię obok mnie z podejrzanym chrzęstem. ,,Pewnie coś mi się połamało'', pomyślałam. Spojrzałam karcąco na Maćka i zdrętwiałam.
Zbladł gwałtownie, a po chwili plując, krztusząc i charcząc, zgiął się w pół, dysząc ciężko.
Zbaraniałam. Ocknęłam się dopiero, gdy Maciek osunął się na kolana. Miał drgawki i cały czas okropnie kaszlał. Wyglądał, jakby nie mógł oddychać.
-Maciek! Co się stało? - uklęknęłam na ziemi obok niego. Był trupio blady i zaciskał ręce na brzuchu. Deszcze lał mu się prosto w twarz. Nawet nie podniósł głowy. Rozejrzałam się, czując narastajacą panikę.
Otaczał mnie tłum podekscytowanych ludzi. Szeptali między sobą i trącali się łokciami, jednak nikt z nich nie kwapił sie do pomocy. Spojrzałam na Justynę, ona jednak stała jak wrośnięta w ziemię. Rozgniewało mnie to. Przyskoczyłam do niej i położyłam jej rękę na ramieniu, a raczej wbiłam paznokcie w skórę.
-Leć do sekretariatu! - poleciłam. Lecz ona nadal stała nieruchomo i tylko wytrzeszczała na mnie oczy. Otworzyłam ponownie usta, lecz w tej chwili rozległ się męski głos:
-Nie ma potrzeby!
Nagle coś we mnie uderzyło, tak że o mały włos nie poleciałam na twarz. W ostatniej chwili ktoś chwycił mnie w pasie, tym samym unieruchomiając w silnym uścisku. Wykręciłam głowę i spojrzałam prosto w błyszczące oczy. Równie dobrze ich właściciel mógłby kopnąć mnie w brzuch. Daniel puścił mnie i pochylił się nad Maćkiem. Oprócz kaptura miał na głowie czapkę z daszkiem.
Ktoś dał mi kuśkańca. Obróciłam się i zobaczyłam wysokiego bruneta z ognistymi pasemkami, który zaledwie kilkanaście minut temu pouczał mnie, abym uważała, jak idę. Usta i nos zasłaniała mu czarna bandana.
-Może byś się tak przesunęła, księżniczko? - spytał.
Oszołomiona zrobiłam mu miejsce. Jak na mój gust wszystko działo się zdecydowanie za szybko.
Tymczasem Maciek wciąż klęczał na ziemi z pochylona głową i charczał, próbując złapać oddech. Jakby tego było mało, zrobił się siny. odniosłam też wrażenie, że spośród otaczających mnie ludzi tylko dwaj nowo przybyli nie zamarli ze strachu.
Teraz oboje klęczeli przy Maćku. Daniel zdjął czapkę i wcisnął mu ją na głowę, a brunet pociągnął go za ramiona, aby się wyprostował. Chłopak błądził naokoło obłędnym wzrokiem, Raz czy dwa złapałam jego niebieskie spojrzenie.
-Oddychaj, stary. Od czego masz płuca?
Drgnęłam. Choć głos Daniela brzmiał przyjaźnie, słychać w nim było nutkę niepokoju. Ale nie dlatego oddech mi przyśpieszył, a serce zabiło jak szalone.
Widać było, że Maciek dochodzi do siebie. Przestał być siny, zaczął oddychać równomiernie i podniósł dłonie do uszu.
-Co to było? - spytałam. Głos nieco mi drżał.
Brunet odwrócił się w moją stronę.
-Astma - powiedział krótko.
Jego towarzysz westchnął i wstał.
-Dobra, teraz powiedz mi, mała, jak do tego doszło.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
BadAngel · dnia 17.04.2009 10:52 · Czytań: 555 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
soczewica dnia 17.04.2009 14:15 Ocena: Dobre
Cytat:
miał chyba ze dwa metry wzrostu. Na głowie miał

dwa razy "miał"

Cytat:
chłopak,podając

spacja po przecinku

Cytat:
-Do drugiej - westchnęłam. Szkoła zawsze była moją zmorą.
-Do trzeciej ,,a'' czy do trzeciej ,,b''? - znienacka wydał mi się spięty.
-Nie wiem... - odpowiedziałam, marszcząc czoło.

to w końcu ko chodził do trzeciej? ona, czy on?

Cytat:
chodzę tak, gdzie Justyna.

"tam, gdzie Justyna"

Cytat:
,,Jak ptak na grzędzie''

pierwszy cudzysłów chyba lepiej by wyglądał tradycyjnie, zamiast z dwóch przecinków. tak samo, jak tradycyjna kura na grzędzie. wszak nie wszystkie ptaki siadające na grzędzie wyglądają nieestetycznie...

Cytat:
kuśkańca.

chyba "kuksańca"?
"kuśka" to, według słownika - członek męski. dziwnie się kojarzy w zaistniałej sytuacji...

całość - początek. czekam na więcej. przeczytałam, a to znaczy, że czyta się dobrze :)
voice dnia 17.04.2009 20:17 Ocena: Dobre
Dobrze się czyta i jest całkiem ciekawe :) Ode mnie Db.
Hyper dnia 19.04.2009 03:03 Ocena: Dobre
Zapowiada się ciekawie. Widoczny interesujący profil psychologiczny bohaterki, można zwietrzyć wątek miłosny, jest też nutka tajemniczości. Wydaje mi się, że wrażenie pędu pochodzi od nagromadzenia krótkich, urwanych zdań, ale czyta się swobodnie i dobrze.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:74
Najnowszy:ivonna